Główne menu

Mentalność ofiary – dlaczego niektórzy mają ciągle pod górkę?

Są ludzie, którym nigdy nie idzie. Jak gdyby jakaś nieznana siła sterująca życiem uparła się, by bez przerwy rzucać im coraz cięższe kłody pod nogi. Pech, kara z niebios, karma? Nie wiadomo, ale faktem jest, że nie mają wesoło.

Gdy jednak dobrze się przyjrzeć, to sytuacja życiowa pechowca bynajmniej nie jest tak beznadziejna, dałoby się z niej wygrzebać, tyle że nieszczęśliwa osoba nie wykazuje żadnej sensownej aktywności w tym kierunku. Zamiast tego jest wiecznie strapiona. Zmęczona codziennością. Skrzywdzona. Potraktowana niesprawiedliwie i z niezasłużoną okrutnością. Po prostu ofiara losu. A może swoich własnych przekonań?

Za co te wszystkie plagi?

Każdy miewa w swoim życiu złe momenty. A to pracę się straci z dnia na dzień, a to miłość życia, bez żadnego ostrzeżenia, oznajmi zerwanie drogą sms-ową, dziecko poważnie zachoruje, zbankrutuje deweloper budujący nasze mieszkanie, złodzieje splądrują dom w trakcie wakacyjnych wojaży. Po prostu tragedia. I to niejedna, bo życie zazwyczaj nas nie rozpieszcza.

I to jest zrozumiałe, że w chwili kryzysu człowiek się załamuje, nie wie co robić, rozpacz go paraliżuje. Dlaczego, za co, no ileż można?! Ech, żyć się odechciewa. No, ale trzeba, więc w końcu przychodzi moment na zakasanie rękawów. Są jednak i tacy, dla których rozpacz nie jest etapem przejściowym, lecz końcem drogi. Tu się zatrzymują. Nie idą dalej, bo skoro się posypało, to nie ma już szans za zebranie tego ponownie do kupy.

Nawet tego nie próbują, z góry zakładają, że się nie powiedzie. I są zdania, że to wina… no, inwencja twórcza w tym zakresie jest imponująca: wina systemu, złych ludzi, Boga, niepożądanych elementów społecznych, reptilian. Cokolwiek, ale na pewno sobie nie mają do zarzucenia nic. Są przecież tylko ofiarami.

A mentalność ofiary nakazuje szukać winowajców wszędzie, z wykluczeniem własnej osoby. Ktoś wiecznie pokrzywdzony przez los za swoje porażki obarczy odpowiedzialnością każdą rzecz, jaka przyjdzie mu do głowy, lecz nie zdobędzie się na refleksję, że może z nim samym jest coś nie tak. I dlatego jego życie to pasmo udręk – z jednego kryzysu szybko wpada w drugi, bo jedyne, na co ich stać, to płacz nad ciężką dolą. I powtarzanie zbolałym głosem: to nie moja wina.

No nic nie można poradzić

Osoba z mentalnością ofiary zdaje się tkwić w swoim dołku bez końca. Jest bierna i totalnie bezsilna. Nie bierze spraw w swoje ręce, tylko bezradnie je załamuje. Oczekuje ratunku. Wszystko wydaje się za trudne, niemożliwe do zrobienia. Może gdyby to i tamto ułożyło się tak albo inaczej, gdyby ktoś coś tam, gdyby inni…

Ofiara nie wierzy, że ma na swoje życie jakikolwiek wpływ. Może jedynie pogodzić się z trwającym koszmarem, i mieć nadzieję, że ktoś życzliwy zlituje się nad biedną duszyczką. Sama wybiera taką drogę, bo oczywiście, każdemu czasem potrzebna jest pomoc i nie można wszystkim ludziom w tarapatach mówić, że mają być samodzielni. To jednak jest inna sytuacja – mentalność ofiary odbiera całą sprawczość, ktoś z takim nastawieniem nie szuka rozwiązań, nie uczy się na błędach, nie podejmuje żadnych prób. Tylko czeka.

I niejako delektuje się swoim trudnym położeniem, jak gdyby osobiste problemy były czymś, co taką osobę wyróżnia z tłumu, daje jej szczególne przywileje – patrzcie, ja cierpię, cierpię tak bardzo, zrozumcie mnie, współczujcie.

Jestem taka biedna

Nie chodzi rzecz jasna o to, by zawsze problemy dusić w sobie i zgrywać twardziela, który nikogo nie potrzebuje i taki jest zaradny. Nie chodzi też o osoby, które tkwią na przykład w patologicznym związku i są przez oprawcę tak zmanipulowane i stłamszone, że naprawdę nie widzą dla siebie ratunku, przekonane, że dostały to, na co zasłużyły. Mowa o zgrywaniu ofiary, co jest sposobem na zwrócenie uwagi otoczenia, na bycie w centrum wydarzeń. I dlatego właśnie tak trudno jest porzucić podobne myślenie – bycie ofiarą daje bowiem określone korzyści. Prawda, często wynika to z trudnego dzieciństwa i traumatycznych wydarzeń, ale też dorosły już człowiek nie stara się wyjść z roli ofiary, jest głuchy na dobre rady, odrzuca fachową pomoc, tylko „dopracowuje” ten schemat, o którym wie, że się może opłacić.

Ofiara nie ponosi bowiem odpowiedzialności za złe rzeczy, które się jej przytrafiły. Ze względu na swoje kłopoty ma prawo narzekać, domagać się wsparcia, otrzymywać wyrazy współczucia. A ponieważ jest tak poszkodowana, inni nie mogą od niej zbyt wiele oczekiwać, traktują ją ulgowo, wyręczają, interesują się jej losem. Ofiary nie wypada krytykować czy obarczać dodatkowymi obowiązkami, można jedynie zająć się jej dramatem i spełnić prośby, które jakoś osłodziłyby gorzką rzeczywistość. Więc niby się cierpi, ale w całkiem komfortowych warunkach.

Wieczny cierpiętnik może żerować na współczuciu innych, epatując niesprawiedliwością, jaka go dotknęła. Może manipulować otoczeniem i najbliższymi osobami. Dowartościować się w ten sposób, ugrać coś dla siebie, zemścić na przeciwnikach. Wystarczy się rozpłakać, a ktoś na pewno się ugnie i odwali czarną robotę. Wystarczy polamentować, a ktoś, kto właśnie się szykował do ostrzejszej rozmowy, ugryzie się w język. Wystarczy wspomnieć o podbramkowej sytuacji, a zatrzyma się osoby, które już planowały odejść.

Rzekoma ofiara w gruncie rzeczy nie chce żadnej pomocy, jest jej całkiem dobrze w miejscu, w którym się właśnie znajduje. Lubi być nieszczęśliwa, bo na wielu obszarach daje jej to przewagę. Owszem, innym powodzi się lepiej, są zakochani z wzajemnością, coś znaczą, osiągają sukcesy w pracy, ale taka pozycja wydaje się poza zasięgiem, a tak chociaż inni się ze mną cackają i dzielą własnym dobrobytem.

Dlaczego ktoś chce być ofiarą?

Skąd bierze się ów syndrom wiecznej ofiary? Najczęściej zaczyna się to w domu, w okresie dorastania. Dziecko zwykle niewiele ma do powiedzenia, jest zależne od dorosłych, a niektórzy rodzice postępują właśnie w taki sposób, że szybko młodziak odkrywa profity płynące z bycia małym bidulkiem – mama nigdy nie ma czasu, ale kiedy choruję, siedzi ciągle przy łóżku i nie szczędzi czułości, a szorstki i nieprzystępny tata nagle zauważa dzieciaka, gdy ten wróci z rozbitym nosem.

Zdarzają się rodzice, którzy potrafią jedynie krytykować dziecko i bez przerwy mu mówią, jak niewiele znaczy, na nic nie ma wpływu, niczego nie osiągnie tylko własnym staraniem. Są domy, w których dziecko przetrwa jedynie dzięki temu, że wzbudzi litość w opiekunach-oprawcach. Małym dziewczynkom wciąż jeszcze wbija się do głowy, że są słabsze, do wielu rzeczy się nie nadają, muszą mieć protektora. Wychowywany w takiej atmosferze młody człowiek widzi po prostu, że będąc słabym zyska więcej niż będąc silnym.

Mając niską samoocenę, łatwo uwierzyć, że na nic nie ma się wpływu, za to jest szansa, że obojętne zazwyczaj osoby pochylą się z troską nad biedulką, której świat właśnie się rozsypuje. Innymi słowy, warto stworzyć wrażenie, że życie przygniotło tak mocno i teraz wszystko w rękach ludzi dobrej woli – a przecież większość ma jakieś tam sumienie.

Każdy na tym cierpi

Zagranie na emocjach to sztuczka stara jak świat, każdy ją zna, i naprawdę ciężko czasami oprzeć się pokusie, by nie sięgnąć po podobne zagrania, gdy nie układa się po naszej myśli. A każdy doznał w życiu upokorzenia, złego traktowania, mniejszego czy większego oszustwa. Różnica polega na tym, że część ludzi spróbuje pozbyć się kłopotliwego bagażu i wyjść z nieszczęścia silniejszym, podczas gdy druga część lepiej odnajdzie się w roli wiecznej ofiary.

Znowu, trzeba mieć zrozumienie dla ludzkich dramatów i tego, że uwolnienie się od przeszłości to często długa i bardzo bolesna droga. Ale też trudno oczekiwać, że otoczenie będzie na każdym kroku brało odpowiedzialność za niepowodzenia ofiary, zwłaszcza gdy ofiara sama się nie chce uzdrowić, tylko woli, by aura nieskończonego cierpienia stała się najważniejszą cechą jej osobowości.

A ta aura z czasem będzie traciła swoją moc. Przez pewien czas bycie męczennikiem skutkuje różnymi benefitami, ale do czasu, bo ludzkie współczucie to nie jest studnia bez dna. Dla otoczenia ofiary przebywanie z nią nie jest niczym przyjemnym – nie ma tu otwartej agresji, lecz jest powolne, sprytnie zamaskowane pasożytowanie. Ktoś taki wysysa energię, nieustannie wpędza w poczucie winy, wzbudza zakłopotanie, tak że ciągle robi się coś wbrew sobie, by ofierze zadośćuczynić, choć w sumie nie jest do końca jasne za co.

A ofiara często dobrze wie, komu warto wiercić dziurę w brzuchu, taki jej „urok”. Gdy nie dostanie tego, na co liczyła, pojawiają się gorzkie wyrzuty: tak, jasne, zostaw mnie zupełnie samą, za co mnie tak traktujesz, teraz to już na kostuchę tylko czekać, czy ludzie naprawdę nie mają w sobie za grosz przyzwoitości? Osoba, która miała pomóc, nagle staje się sprawcą całego nieszczęścia. A na emocjonalny szantaż wielu jest nieodpornych – w naszej kulturze słabszym należy pomagać, nie jesteśmy barbarzyńcami.

Czym objawia się mentalność ofiary?

Nie każdy proszący o wsparcie to manipulant. Gdy mowa o mentalności ofiary, jest kilka czytelnych sygnałów, że to nie jest normalna sytuacja. Przede wszystkim ofiara tkwi w trudnym położeniu niepokojąco długo i nie wykazuje żadnej inicjatywy. Nieszczęścia następują jedno po drugim. Na każdą propozycję zrobienia czegoś, co nie jest jej w smak, reaguje pretensjami mającymi zawstydzić rozmówcę i wykazać jego totalny brak wrażliwości.

Nie dostrzega własnych błędów, a jedynie „zrządzenia losu” i „podłość ludzką”. Cały proces wychodzenia na prostą układa tak, by w jak największym stopniu wyręczyć się innymi. Ma strasznie ponurą wizję świata i nadciągającej przyszłości, zewsząd czyhają na nią wrogowie i nikt jej nie rozumie. Naprawdę robi z igły widły i skarży się tak długo, aż przyzna się jej rację i okaże współczucie. Jej przekaz jest wyłącznie negatywny, żadne pocieszanie nic nie daje.

Wieczne ofiary nie mówią konkretnie, o co im chodzi, na co dokładnie się skarżą i czego potrzebują, raczej jęczą dla samego jęczenia, żeby przyciągnąć słuchaczy. Doprowadza to w końcu do tego, że ludzie, nawet ci najbardziej cierpliwi, po prostu ich unikają. Są zbyt zmęczeni, by kolejny raz wysłuchać płaczliwego monologu, a widzą, że sprawy nie posunęły się ani o krok, jednak wspomnienie, że taka bezczynność nikogo z kryzysu nie wyciągnie, kończy się kolejną porcją wyrzutów.

Jak wyjść z tej roli? Dopóki ofiara sama nie zrozumie, że tylko ona odpowiada za własny los, pewnie nic się nie zmieni. A że wyzbywanie się fatalnych nawyków nigdy nie jest prostym zadaniem, w roli ofiary tkwi się czasami przez długie lata, obserwując, jak powoli wykrusza się grono osób zainteresowanych jej losem. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że ten odpływ ludzi da wreszcie coś do myślenia.

    5 komentarzy

  • Agnieszka

    Jak to mówią: każdy jest kowalem swojego losu.

    • ree

      Oczywiście. Tak jakby każdy miał taki sam start i żył w takich samych okolicznościach ale to nie ta bajka księżniczko.

    • Tomek

      Bzdety, bzdety jeszce raz bzdety. Jak masz tak pisać to lepiej nie pisz więcej, bo kogoś do jeszce głębszej depresji doprowadzisz!
      NIE ZNASZ ŻYCIA, NIE CWANIAKUJ! Ja akurat zawsze byłem zdania, że jak nie idzie w życiu to trzeba walczyć, starać się zmienić coś w życiu na lepsze, ale wyobraź sobie, że z czasem człowiek się starzeje i traci siły na walkę, bo ile można? Ja walczyłem 5… 10….20lat i po 30 latach nie mam już siły na walkę. Żeby tak walczyć to jak ktoś wyżej napisał od małolata trzeba mieć dobry start, a tacy, którzy sami sobie poradzili to są promile.
      Więc wg Ciebie ja jęczę dla samego jęczenia, żeby przyciągnąć słuchaczy? A Ty co robisz tym bzdetnym nie mającym się nijak do życia artykułem, przecież też liczysz na zainteresowanie i atencje. Według Ciebie tacy ludzie jak ja są tak potwornie głupi, że nie potrafią zrozumieć, że sami odpowiadają za własny los. Z takim podejściem do życia to Ty się dziewczyno zatrudnij w szkole, będziesz dzieciom mówiła jak żyć i każdy będzie musiał się z Twoim zdaniem liczyć. Albo jeszce lepiej zajmij się polityką, to doskonałe miejsce dla ludzi uprawiajacych taką propagandę i mających takie złote myśli.
      Na koniec tak bez uszczypliwości, zgraj sobie ten wpis i otwórz tak za 25 lat, ciekawe czy życie zweryfikuje Twoje poglady?
      Pozdrawiam

  • Paulina

    Myślę, że taka mentalność ofiary bierze się często z wychowania i z tego co nas w życiu spotkało. Niektórzy tak zostali nauczeni radzić sobie z porażkami i trudnościami i nawet nie wiedzą, że to szkodliwe dla nich i otoczenia.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>