Młodość kontra doświadczenie. Tęsknota za przeszłością nie ma sensu?
Licealne znajomości są często bardzo powierzchowne. Ścigamy się, kto zna więcej osób, oceniamy z kim bawiłyśmy się na imprezie, chcemy należeć do fajniejszej subkultury. Za swoje towarzystwo, jak i łączące nas z nim idee, skłonne jesteśmy pójść w ogień. Tak się nam przynajmniej wydaje, do czasu gdy pojawią się prawdziwe problemy i wyzwania. Bo ile przyjaźni z młodości przetrwało próbę czasu?
Już na początku dorosłego życia widać, że z szerokiego grona szkolnych koleżanek przy naszym boku ostała jedna, może dwie. Reszta stała się tak obca, że przy kolejnym spotkaniu nawet nie mamy o czym ze sobą rozmawiać. Zastanawiamy się nawet, jak mogłyśmy kiedyś spędzać z nimi całe popołudnia, skoro widać jak na dłoni, że są z kompletnie innej bajki. Dawne psiapsiółki były dobre do plotkowania, chichotania na dyskotekach i pożyczania sobie ciuchów, niekoniecznie jednak zdają egzamin w prawdziwie kryzysowych sytuacjach. Przy pierwszych życiowych trudnościach rozczarowane dochodzimy do wniosku, że godne zaufania osoby możemy policzyć na palcach jednej ręki. Ale za to są to przyjaciółki z prawdziwego zdarzenia. Takie, co to odwiedzą nas w szpitalu, pomogą przy przeprowadzce, popilnują dziecka, gdy musimy zostać w biurze, pożyczą pieniądze, gdy stracimy pracę.
Teraz się zacznie…
Będąc młódką, sądzimy, że jak tylko pójdziemy na swoje, wreszcie zaczniemy żyć po swojemu. Pełną piersią. Bez nakazów, wymówek i pretensji. Snujemy plany, jak to po wyrwaniu się z domowego reżimu w końcu odbijemy sobie te przegapione imprezy, powroty przed 23-cią i tym podobne nieszczęścia. Bo dorosłość jest taka fajna i nie możemy się jej już doczekać.
Nic z tego. Przez jakiś czas po wyprowadzce z rodzinnego domu zachłystujemy się wolnością, ale pierwsza euforia szybko mija. Mając dwadzieścia parę lat, znajdujemy jeszcze w sobie pokłady siły, by łączyć studiowanie z pracą i nocnymi balangami. Lecz im starsze się robimy, tym bardziej cenimy sobie wypoczynek. Skoro następnego dnia trzeba wcześnie wstać do roboty, zamiast kolejnej zarwanej nocy w klubie wolimy porządnie się wyspać i nie wyglądać rano jak zombie.
Zaczyna brakować nam czasu na beztroską zabawę, poza tym przestaje się ona jawić jako najlepszy sposób na spędzenie wolnego wieczoru. Ciekawszą perspektywą staje się spokojny wieczór w nastrojowej knajpce, jakieś wydarzenie kulturalne, książka w łóżku. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom, wcale też nie ciągnie nas tak mocno do domówek, chociaż jesteśmy u siebie i teoretycznie nikt nam tego nie zabrania. Tyle że teraz impreza w domu oznacza potencjalne kłopoty z sąsiadami, z którymi nagle zaczęłyśmy się liczyć, nie mówiąc o tym, że cały poimprezowy syf trzeba później sprzątnąć, a beżowy dywan naprawdę był drogi.
Z nieskrępowanej zabawy rezygnujemy też z bardzo banalnego powodu – troszczymy się o swoją opinię, co kiedyś wydawało się nie do pomyślenia. Po 30-tce dużo trudniej usprawiedliwić nierozsądne zachowania, bo tłumaczenie „błędami młodości” przestaje obowiązywać.
Niedojrzałość skutkuje pełnymi dezaprobaty spojrzeniami obcych, co nie jest miłe. Także wtedy, gdy mamy w nosie opinię reszty świata, pewne rzeczy przestajemy robić, bo zwyczajnie się nam już nie chce, czujemy się za stare na takie głupoty. Mimo to niespecjalnie chciałybyśmy cofnąć się w czasie. Również dlatego, że jako starsze kobiety mamy środki na bardziej wyrafinowaną rozrywkę oraz ciekawe hobby, podczas gdy za młodu potrzebne były zrzutki na paczkę chipsów i zbyt często dobra zabawa oznaczała wyzwania w rodzaju „kto więcej wypije i zrobi potem coś ekstremalnie głupiego”. Chyba ciężko za tym tęsknić.
5 komentarzy
Boże, jaki stereotypowy tekst. I ponury. Aż ciary przechodzą. Ma się wrażenie, że to jakaś 50-latka po przejściach napisała.
Świetny tekst! Śmiałam się, przypominając sobie te nastoletnie zachowania. To nie był łatwy okres, ale brakuje mi beztroski, którą miałam w tamtym okresie.
A mi ten wpis przyniósł jakąś ulgę… Mam właśnie 34 lata i smucę się bo „co było nie wróci” i nie odzyskam tego co kiedyś zmarnowałam. Warto jednak pomyśleć że najcenniejsza jest wiedza jaką dzięki temu posiadłam. Dziękuję za ten wpis.
Niedzielne deszczowe popołudnie 40 siedzi na kanapie i tęskni za tym co było i ten tekst trafiony w 100% jakbym czytała o sobie ….A mimo to tęsknię
Dziękuję za ten tekst, troszkę mi lepiej jakoś, bardzo tęskniłam za czasami technikum, a przecież zapomniałam, że wtedy również czułam się jak w klatce i nie mogłam uciec… Troszkę mi lżej po tym tekście, bo faktycznie w głowie miałam tylko mile wspomnienia, a bywało również. Dzięki.