„Mój to mnie wpędzi do grobu”. To niekoniecznie żart. Jak związek wpływa na stan zdrowia?
Jak dbać o zdrowie? Lekka dieta, dużo ruchu, unikanie stresu, wysypianie się, badania kontrolne, profilaktyka… Oczywistości. A co z ludźmi, którzy nas otaczają? Ich obecność wpływa na to, co myślimy i jak się zachowujemy, może więc kondycja serca albo kości też jakoś od nich zależy?
Brzmi troszkę niedorzecznie, ale jest w tym sporo prawdy. Rodzice dbają o zdrowie dzieci prowadzając je do lekarza i zapewniając określone warunki do rozwoju, dorośli ludzie w związkach również mogą sobie wzajemnie pomagać bądź szkodzić. „Mój stary to mnie chyba wpędzi do grobu” – cóż, to niekoniecznie musi być żarcik. Życiowy partner potrafi mieć niekiedy spory wpływ na stan zdrowia.
We dwoje naprawdę raźniej
Co daje obecność ukochanej osoby? Stresu jest wyraźnie mniej. A właśnie z powodu stresu tak często dzisiaj podupadamy na zdrowiu. Przewlekły stres nie bez powodu nazywany jest ‘cichym zabójcą’ – może doprowadzić do nadciśnienia, zawału, wrzodów żołądka, osłabia układ odpornościowy, jest przyczyną bezsenności, zwiększa ryzyko zachorowania na cukrzycę, wywołuje bóle mięśni.
Całkowicie stresu wyeliminować się nie da, można go jednak znacząco ograniczyć, w czym bardzo pomocny jest oddany partner, który wysłucha, przytuli, pocałuje, popieści. Te romantyczne zachowania naprawdę łagodzą napięcie i pomagają szybciej dojść do formy – liczne badania pokazują, że osoby samotne częściej doświadczają niepokoju, spadków nastroju oraz depresji niż osoby w udanych związkach.
Bliskość ukochanej osoby może nawet przyspieszyć rekonwalescencję po ciężkiej chorobie, co widoczne jest zwłaszcza u kobiet – pacjentka posiadająca rodzinę jest, można powiedzieć, bardziej zawzięta by pokonać na przykład raka, podczas gdy kobieta samotna nierzadko ma problemy by znaleźć motywację do walki.
Dochodzą jeszcze kwestie praktyczne. Nie każdego stać na profesjonalną opiekę, a mąż/żona w domu oznacza ugotowany obiad i pomoc przy codziennych czynnościach, nie trzeba się martwić o zwykłe sprawy ani ryzykować zdrowia, by z nogą w gipsie taszczyć na trzecie piętro torbę z zakupami.
Zdrowy dzięki żonie
No ale przecież kawaler to dopiero ma klawe życie! Jeszcze mniej stresów, bo mu baba nie siedzi na głowie! Żyje spokojnie i dobrze się bawi. Cóż, o ile z dobrą zabawą to może być czasami prawda, o tyle w lepszej kondycji zdrowotnej bywają zazwyczaj panowie żonaci. Właśnie dzięki tym upierdliwym małżonkom, które wyganiają do lekarza, dodają do ukochanych kotlecików kopkę zieleniny i wypominają każdy wypity kieliszek.
W grupie żonatych mężczyzn ryzyko choroby serca oraz wielu nowotworów (np. jelita grubego) jest niższe, podobnie jak ryzyko zachorowania na depresję. Prócz tego, zaobrączkowani panowie raczej unikają niebezpiecznych czy nielegalnych rozrywek, co z kolei zmniejsza prawdopodobieństwo kalectwa lub śmierci wskutek wypadku – badanie przeprowadzone w Wielkiej Brytanii pokazało, że u mężczyzn żonatych ryzyko śmierci jest o 9 procent niższe niż u singli (ale u kobiet ten współczynnik wynosi tylko 2,9 procent).
Wbrew pozorom, żonaci mają statystycznie więcej seksu niż single, a seks to w końcu jeden z najważniejszych warunków dobrego samopoczucia i pośrednio zdrowia. Plus, ich seks jest lepszej jakości, podczas gdy przelotne romanse wcale aż tak wiele satysfakcji nie dają.
Statystycznie, żonaci żyją o dekadę dłużej i cieszą się lepszym zdrowiem. Przyznać jednak trzeba, że ta zależność nie jest już tak silna jak kilka dekad temu. W pokoleniu naszych dziadków posiadanie żony rzeczywiście oznaczało w wielu przypadkach dłuższe życie wyższej jakości, u młodych ludzi takie powiązania widzi się coraz rzadziej. Małżeństwo po prostu wygląda dziś inaczej, opieka zdrowotna jest na wysokim poziomie, a mężczyźni są bardziej świadomi tego, że golonka na śniadanie, obiad i kolację to bardzo kiepski pomysł.
Kobiety bardziej zmęczone
Co z kobietami? Kolejna niespodzianka. W tej kwestii faktycznie można powiedzieć, że kiedyś było lepiej. Dawniej, gdy kobiety były uzależnione od mężczyzn, wyjście za mąż miało niezaprzeczalne plusy – żona miała zapewniony byt i opiekę, nie była narażona na ostracyzm otoczenia, w razie nieszczęścia miał jej kto pomóc. Inna sprawa, że przy wrednym małżonku tyrała jak wół, a jej dolegliwości były lekceważone, więc nie zawsze bilans wychodził na plus.
Teraz to singielki są statystycznie zdrowsze. Według badań Uniwersytetu Londyńskiego, niezamężne kobiety nie odczuwają takich zdrowotnych problemów co nieżonaci mężczyźni. Jeśli chodzi o cukrzycę, choroby układu krążenia czy otyłość, to nie ma większego znaczenia, czy kobieta ma męża, czy nie. Tymczasem u mężczyzn brak żony da się powiązać z wyższym ryzykiem zawału, miażdżycy albo choroby układu oddechowego.
Zamężna kobieta ma więcej obowiązków i nieważne jak styrana wróci z pracy do domu, musi się zająć rodziną. Odpoczywa mniej, przejmuje się bardziej, częściej ignoruje pierwsze symptomy choroby, bo przecież nie ma czasu na leżenie w łóżku. Z jednej strony rodzina daje potężnego kopa gdy trzeba walczyć o siebie, ale z drugiej, właśnie przez te obowiązki czasem zwleka się z wizytą u lekarza albo ignoruje jego zalecenia. Oczywiście, mąż to nie tylko kula u nogi, bo gdy związek jest szczęśliwy, a kobieta czuje się bezpiecznie, zmniejsza się ryzyko demencji, raka oraz chorób serca.
Interesująco wygląda kwestia samopoczucia. Mintel opublikował badania, z których wynika, że aż 61 procent singielek uważa się za szczęśliwe, podczas gdy to samo mówi o sobie 49 procent mężczyzn. To dlatego, że kobiety częściej mają wokół siebie przyjaciółki, którym się zwierzają, natomiast mężczyźni rzadko rozmawiają z przyjaciółmi o swoich rozterkach, często to właśnie żona jest ich jedynym powiernikiem. Żeby było jeszcze ciekawiej, to 75 procent samotnych kobiet aktywnie poszukuje drugiej połówki, u mężczyzn robi to 65 procent – poszukiwania męża niekiedy wynikają bardziej ze społecznej presji niż z tęsknoty za życiem we dwoje.
Ślub ratuje przed chorobą?
Czyli małżeństwo to taka specyficzna polisa na zdrowie? No nie. Statystyka nie mówi całej prawdy, pokazuje jedynie pewne zależności. To nie tak, że bierzesz ślub i dzięki temu na pewno nie dostaniesz zawału i nie umrzesz przed 60-tką. Zresztą, są badania, które wzajemnie się wykluczają – przykładowo, jedne testy wykazały, że kobiety chore na raka piersi szybciej zdrowiały. mając obok siebie partnera, z innych testów wyszło, że fakt posiadania męża nie miał żadnego wpływu na wynik leczenia.
Również teoria, jakoby małżeństwo oznaczało zdrowszy tryb życia, nie daje się jednoznacznie potwierdzić. To prawda, że w małżeństwie rzadziej popełnia się szaleństwa mogące mieć nieprzyjemne skutki. I prawda, że w rodzinach je się przeważnie zdrowiej, zwłaszcza gdy para ma dzieci. Ale jednocześnie małżonkowie są mniej aktywni fizycznie, nie uprawiają tyle sportu co single. Naukowcy z Uniwersytetu Bazylejskiego i Towarzystwa Maxa Plancka dowiedli, że osoby zamężne mają wyższy wskaźnik BMI – ważą średnio o dwa kilogramy więcej.
Potwierdza się jednak, że miłosne dramaty odbijają się na zdrowiu. Rozwód, bolesne rozstania i śmierć współmałżonka potrafią bardziej zszargać zdrowie niż bycie starą panną czy zatwardziałym kawalerem. Rozwód w szczególności, bo kiedy zostajesz z niczym, w sądzie wywleczono największe brudy z twojego życia, znajomi odwrócili się plecami, a dawny partner szybko zakochał z wzajemnością, to nieszczęście dosłownie zjada cię od środka, wdowcy przynajmniej mogą liczyć na współczucie i uprzejme traktowanie. I właśnie przez nieudany związek bardzo wiele osób sięga po używki.
Najgorsze są po prostu drastyczne zmiany, które wywracają dotychczasowe życie do góry nogami – jeśli żyje się w spokoju samotnie przez 30 lat, ma to mniejsze konsekwencje dla zdrowia niż dwa 10-letnie związki, które zakończyły się gigantycznymi awanturami, kłótniami o pieniądze/meble/psa i nagłym przeskokiem na śniadania w pojedynkę.
Kiedy miłość rani
Zatem, jak zawsze, nie da się generalizować. Jednak mimo różnych zaskakujących odkryć, ogólna zasada wciąż obowiązuje – bycie w udanym związku jest zbawienne dla zdrowia i może wydłużyć życie. Ale właśnie – w udanym. A nie wszystkie związki są wzorcowe.
Nie każda żona czuje się przy swoim mężu bezpieczna i spełniona, tak jak nie każdy mąż jada zdrowo, robi badania kontrolne i ogranicza alkohol. Współmałżonek może pociągnąć do góry, zachęcając do zdrowszej diety, sportu czy rzucenia palenia, ale może też wciągnąć w bagienko, zachęcić do picia albo brania narkotyków.
Tak jak dobry związek pomaga uniknąć depresji, tak ten toksyczny może w nią wpędzić. W związkach, w których źle się dzieje, ryzyko zawału, udaru mózgu, nadciśnienia jest wyższe. Małżeńskie zgrzyty przekładają się na gorsze zdrowie i mogą być tak samo zabójcze jak siedzący tryb życia, palenie papierosów czy bardzo stresująca praca.
Toksyczne związki szkodzą obu płciom, ale statystycznie wyższą cenę płacą kobiety – jeśli są nieszczęśliwe ze swoim mężem, bardziej grożą im choroby serca. Oraz depresja, ponieważ kobiety częściej ratują związki za wszelką cenę, co kończy się tym, że tkwią w układach, które dostarczają głównie zgryzot zamiast radości.
To co lepsze?
No to wiązać się, czy nie wiązać? Fajny partner poprawia jakość życia, ale gdy nie wyjdzie, przez złamane serce można wylądować w szpitalu. Nie da się przewidzieć tego z góry, a o powodzeniu związku decydują najdrobniejsze szczegóły. Choćby różnica wieku i status materialny. Niemiecki demograf, Sven Drefahl, na podstawie danych statystycznych dotyczących obywateli Danii wykazał, że mężczyźni mogą wydłużyć swoje życie dzięki znacznie młodszym żonom, chyba że mężczyzna jest bardzo bogaty, wtedy szansa, że zejdzie przedwcześnie, rośnie o 5 procent. Zaś dla zamożnej kobiety dużo młodszy mąż oznacza wyższe ryzyko śmierci w wypadku.
Dużo łatwiej udowodnić, że dobry stan zdrowia wiąże się z poczuciem osobistego szczęścia. Oczywiście, miłość to szczęście dać może i właśnie dzięki bliskości drugiej połówki dożyje się późnej starości w doskonałej kondycji. Ale gdy w miłości nie wyszło, jeszcze nie wszystko stracone, dobroczynny wpływ na zdrowie mogą mieć inne bliskie osoby: rodzice, rodzeństwo, przyjaciele.
Kobiety bardzo z tego korzystają. Wielogodzinne plotkowanie pomaga zrzucić niejeden ciężar z serca, a ponieważ kobiety są bardziej skłonne do zwierzania się z bardzo osobistych rzeczy, prędzej dostaną wsparcie i konkretne pomysły na rozwiązanie problemów – co ma dużo większe korzyści dla zdrowia niż męskie ‘no to napijmy się’. I również dlatego dożywają późniejszego wieku.
Komentarz ( 1 )
Od dawna powtarzam „znaleźć sobie kogoś to nie problem, a znaleźć sobie kogoś, kto nam naprawdę będzie odpowiadał, to coś trudnego”. Liczy się zatem jakość, a nie fakt, że się kogoś ma. W związku bez szacunku nic nie zdziałamy i na pewno nie wpływa na nas pozytywnie. Tak jest, to wszystko prawda. Znam wiele osób, które wolą być z „byle kim”, niż być same, nawet jak bardzo, bardzo cierpią czy narzekają.
PS. To ja Iwona Turzańska, zmieniłam nazwisko i wygląd bloga po ślubie:)