Główne menu

Mom shaming, dad shaming – dlaczego zawstydzamy rodziców?

Matka, cokolwiek robi, przynajmniej raz w życiu usłyszy, że po prostu robi to źle. Co z niej za matka?! No jak tak mogła?! Idiotka, skończona idiotka. Albo madka i jej przygłupie bombelki, no po co się toto rozmnaża? No dobrze, tu mamy normalną matkę, ale jednak nienormalną, bo też w pewnym momencie złamała jakieś niepisane zasady. Czyli należy ją upomnieć, oczywiście „życzliwie”, z głębokiej „troski”, niech wie na przyszłość, jak ma się zachować.

Ojcowie? Cóż, można powiedzieć, że w tej kwestii też powoli zaczynamy mieć równouprawnienie – fajnie, że chłopy się starają, szkoda, jak bardzo im to nie wychodzi. Za twardzi, za miętcy, ot, tylko bawią się z dziećmi, a więc z kimś na swoim poziomie. Krótko mówiąc, wystarczy być rodzicem, a na bank jakiś paragraf się znajdzie. Skąd taka niechęć do rodziców?

Coś mało piękna w tym macierzyństwie

Teoretycznie jest taka zasada, że nie wtrącamy się w to, jak ktoś dzieci wychowuje, no chyba że ewidentnie robi im krzywdę, wtedy należy interweniować. Tylko że te nieproszone rady, kpinki, nagonki są często właśnie „w imieniu dziecka”. Nie czepiamy się przecież dla samego czepiania, chodzi o dobro dziecka, a wytykany palcami rodzic źle wywiązuje się ze swojej podstawowej roli, dlatego wręcz trzeba zwrócić mu uwagę.

Czegóż więc dotyczą pretensje? Ooo, w przypadku rodzicielstwa wszystkiego. Dosłownie wszystkiego. Nie ma takiej rzeczy związanej z dziećmi, która by jakoś nie podzieliła opinii publicznej, zatem wychodzi, że czego matka/ojciec nie zrobi, będzie to w czyichś oczach niewłaściwe. Postrzeganie rodzicielstwa jest pełne sprzeczności – macierzyństwo to cud życia, najwyższa wartość, kwintesencja kobiecości, tkliwe zdjęcia ciążowych brzuszków, dziecięcych paluszków i uśmiechniętych, różowych bobasów, po czym wystarczy, by ta „dawczyni życia” pojawiła się w przestrzeni publicznej i powiedziała, jak naprawdę to wszystko wygląda.

Bo prawdziwe macierzyństwo jest dla wielu postronnych widzów po prostu brzydkie. Nikt nie chce oglądać zmęczonej baby z brzuchem, którego nie zgubiła po ciąży, z plamami po cieknącym mleku, nie chce słuchać o jej rozstępach, bolących sutkach, nieprzespanych nocach. Niezbyt mile widziane są też cudowne dzieciaczki, które po bliższym zapoznaniu nie są już takie cudowne, bo drą japy, a ich pieluchy śmierdzą. Krótko mówiąc, ludzi wkurza, że ktoś ma czelność być normalną, zwyczajną matką jakich miliony na całym świecie – bo w czasach mediów społecznościowych mamy i ich bobaski są oszałamiająco piękne, szczęśliwe, uśmiechnięte, czyste i pachnące.

Ogarnij się, babo

Więc gdy jakaś matka ośmieli się pokazać z tej mniej cukierkowej strony, część widzów odnajdzie w tym pociechę dla siebie i wyśle słowa wsparcia, ale część nie pozostawi na niej suchej nitki. Po co to publikujesz, jesteś zwyczajnie obleśna. Schudnij! Umyj włosy! Zmień poplamioną bluzkę! Nikt nie chce oglądać twoich baleronów i grubego dupska, nic dziwnego, że mąż zostaje po godzinach w pracy, bo tam chociaż może sobie popatrzeć na ładne, zadbane dziewczyny.

Nie brak głosów, że matczyne problemy powinny zostać za zamkniętymi drzwiami. Ty jako matka nie pokazuj się ludziom w gorszej formie, nie obrzydzaj im śniadania, nie psuj nastroju swoimi problemami, one zresztą nikogo nie obchodzą. W sumie to mogłabyś w ogóle zniknąć, jeśli masz czelność wyjąć cyca i karmić dziecko na ławce w parku albo galerii handlowej. Po co łazisz z dzieciarami do restauracji, jakby ta szarańcza nie mogła jeść w domu. Czemu one tak biegają i piszczą, wytrzymać nie idzie, co to za matka, która malucha nie potrafi spacyfikować. Nawet nie próbuje, przecież dzieciątko święta krowa.

A jak matka się poskarży na brak podjazdów dla wózków, drogie żłobki, małą pomoc dla rodziców? O panie, tutaj nie ma żadnej litości – urodziłaś smarkacza, to się nim teraz zajmuj, na pasożytów nikt nie będzie płacić. Oczywiście, znajdzie się w sieci sporo wpisów roszczeniowych madek, wielką niesprawiedliwością jest jednak rozciągać to zjawisko na wszystkie kobiety posiadające dzieci – tak jednak reaguje się często na jakąkolwiek skargę, jak gdyby potrzeby innych obywateli powinny być spełniane, ale matki won, im nic się nie należy.

Jak ty je wychowujesz?

Bycie rodzicem to ciężka praca, mimo całej satysfakcji, jaką daje obecność dziecka. I to kolejna rzecz, która budzi oburzenie. Jak śmiesz narzekać, że jesteś zmęczona? Jak możesz mówić, że masz dość? Dość własnych dzieci?! Tak cię to męczy? Jaka depresja poporodowa, oj przewraca się w głowach, przewraca… Niemal wszędzie tam, gdzie kobiety wymieniają się trudnymi doświadczeniami i lękami, pojawiają się komentatorzy zniesmaczeni faktem, że dla matki cokolwiek związane z wychowywaniem potomstwa może być problemem. Albo że ten problem rozwiązuje się w niewłaściwy sposób.

Dyskusje o tym, czy i ile karmić piersią, to na niektórych forach prawdziwe ściekowisko. O cesarskie cięcie toczą się gorące wojny, bez żadnych zahamowań. Jak matka zostanie w domu, to bez ambicji, tępa kwoka, i tylko nadaje o bachorach, no ileż można tego słuchać. Ale jak pójdzie do pracy, to na pewno poszła za szybko, za długo w biurze siedzi, co to się porobiło z tym światem, że kariera ważniejsza od macierzyństwa. Matką jest się po prostu zawsze albo „za bardzo” albo „za mało”.

Również te drobne, wydawałoby się zwyczajne, rodzinne sprawy stają się często zapalnikiem do ożywionej debaty. Wyszła z mężem na miasto, a trzymiesięczne dziecko w domu z nianią? No, niezła mamusia, spodziewaj się, że dziecko szybko skorzysta z prawa do eutanazji na rodzicach. Jak można chwalić się kupnem seksownej bielizny, dopiero co urodziłaś. Nie wstydzisz się robić takich zdjęć, mając kilkuletnią córkę na wychowaniu? Jak mogłaś stracić cierpliwość do rodzonego syna? Jak mogłaś krzyczeć w ich obecności?

Matka – nadczłowiek

Każdy ludzki odruch, o którym ktoś szczerze powie, zaraz wywołuje do tablicy oburzonych dogłębnie moralistów. Tak, posadzenie pięciolatka z tabletem, żeby przez cały wieczór oglądał głupawe filmiki, pewnie nie jest korzystne dla rozwoju, a pizza z mikrofali to nie pełnowartościowy posiłek odpowiedni dla młodego człowieka, ale serio, czy żaden z krytyków nie miał nigdy chwili zwątpienia i machnął ręką na wychowawcze zasady, bo zwyczajnie opadł z sił?

W publicznych dyskusjach nie daje się rodzicom prawa do bycia człowiekiem, z jego ułomnościami – można zrozumieć oburzenie na przemoc wobec dziecka, ale żeby zwykłe wpadki wywoływały aż taką fali hejtu? Jednak oczekiwania wobec rodziców, zwłaszcza matek, są tak wyśrubowane, że nie ma chyba na świecie człowieka, który byłby w stanie temu sprostać.

Tym bardziej, że nie ma jednego wzorca. W przypadku wychowywania dzieci jest kilka szkół, i kiedy jedni powiedzą, że gorączkę zbijać od razu, inni uznają że nie, gorączka potrzebna, wkraczamy do akcji dopiero, gdy robi się bardzo wysoka. Wszystko poddawane jest ocenie: wybór kocyka, wybór wózka, czy ekologiczne pieluchy są lepsze, a może to tylko moda, i po co jechać z rocznym dzieckiem na wakacje, i tak nic nie zapamięta.

„Życzliwi komentatorzy” oczywiście wiedzą najlepiej, to oni mają patent na idealne rodzicielstwo. Dlatego czują się upoważnieni, by pytać z naganą, dlaczego twoje dziecko jeszcze nie raczkuje, dlaczego nie uczysz go czytać albo po co katujesz takiego berbecia poważnymi książkami, daj mu żyć! Nie wydaje ci się, ze synek ciut za chudy? Będzie miała odstające uszy, jak nie założysz jej czapeczki. Jak można było dać karę za zbitą szklankę? Puścisz płazem, że kopnęło w ławkę? Pięknie, oto rośnie kolejny bandzior. Po prostu, do wszystkiego można mieć zastrzeżenia, że nie tak, że za wcześnie, za późno, za stanowczo bądź za łagodnie.

Duże dziecko, czyli tatuś

O zawstydzaniu matek jest najgłośniej, ale i ojcom coraz mocniej się obrywa. Odkąd częściej na serio angażują się w wychowywanie dzieci, czują, jak są pod obstrzałem, pod obserwacją czujnego tłumu, który patrzy na ręce, zawsze chętny do oskarżenia za podjętą właśnie decyzję. Może tak ogólnie w stronę ojców nie jest kierowana bardzo ostra i bezwzględna krytyka, jaka dotyka matki, za to powszechnie przedstawia się zaangażowanego tatę jako mniej lub bardziej czarującego przygłupa.

Z jednej strony jest zachwyt, że tatuś gra z córeczkami w piłkę, organizuje wycieczki rowerowe, przewija niemowlaka i umie karmić butelką, ale z drugiej, ów zachwyt często łączy się z pobłażliwą pogardą – dobrze, dobrze, zajmuje się, poczuwa do obowiązków, jednak nie powierzymy mu prawdziwie odpowiedzialnego zadania.

Ojców nagminnie przestawia się jako nieporadnych głuptasków, którzy najprostszej rzeczy nie potrafią i wychodzą takie śmieszności. Kreatywni, no fajnie, dzieci widać też świetnie się bawią, ale gdyby zostali razem na dłużej, potomstwu groziłoby niedożywienie, choroba, kalectwo, a może i śmierć. Tak, do śmieszkowania to się oni nadają, ale nie do poważnej roboty.

Gdzie ci mężczyźni?

Pochwały za nic? Kobiety często mają żal o to, że ich wysiłek przy dzieciach nie jest doceniany, podczas gdy facet dostaje brawa za ubranie malucha adekwatnie do pogody. A wielu mężczyzn ma do tego zupełnie inne podejście – podobne pochwały sugerują, że ojcowskie umiejętności ocenia się na tyle nisko, że najnormalniejsza czynność przy dziecku urasta do mega-wyczynu. Zupełnie jakby ktoś pochwalił dorosłego faceta za to, że umie zamknąć drzwi na klucz.

Mniej w tym powodu do dumy, więcej rozgoryczenia, że inni mają ojca za totalną sierotę, szczególnie że w codziennym życiu tata często czuje się pomijany jako nie dość kompetentny rodzic – lekarze czy nauczyciele zwykle zwracają się do matek, zakładając, że ojciec nie będzie umiał odpowiedzieć na ważne pytania dotyczące jego dziecka.

Często też ojcowie bywają krytykowani za zbytnią surowość i nieokazywanie emocji, ale jednocześnie zarzuca się im zniewieścienie, gdy jakiś tata przebierze się z dziewczynkami za rusałki i będzie śpiewał kiczowate piosenki. Wychowywanie dzieci „na pipki” to obok beztroski bodaj najczęstszy powód do krytyki ojców, którzy najwyraźniej zapomnieli, jaka jest rola mężczyzny w rodzinie.

Dlaczego zawstydzamy rodziców?

Mom-shaming i dad-shaming to stare zjawiska, które nasiliły się w epoce internetu. Bo właśnie internet sprawił, że ludzie czują większą presję na bycie idealnym, a rodzicielstwo budzi ogromne emocje i osobiście dotyka większość ludzi. Nikt nie chce uchodzić za złego rodzica, stąd masa poradników, jak dobrze wychowywać dzieci, i mnóstwo osób uważa się za autorytet w tej dziedzinie, uprawniony do tego, by pouczać wszystkich dookoła. Więc mówią, jak karmić, leczyć, dyscyplinować, ubierać i w czym wozić małe dzieci.

Czasami intencje są naprawdę szczere, podszyte troską i współczuciem, ale niestety, czasem chodzi tylko o to, by wbić komuś szpileczkę i dzięki temu poczuć się lepiej, jak ktoś, kto ma większe pojęcie o życiu. Nieważne, że zawstydzani rodzice zwykle wcale nie robią jakichś strasznie nagannych rzeczy, niekiedy w ogóle nie robią nic złego, po prostu mają inny pomysł na wychowanie dzieci – krytykując ich, można pozbyć się wyrzutów sumienia co do własnych błędów wychowawczych. Lub po prostu dać upust frustracji, że ktoś radzi sobie lepiej – po kilku słowach „gorzkiej prawdy” choć na chwilę tym zadowolonym rodzicom zgaśnie uśmiech na twarzy.

Dziecko staje się trochę projektem, a w projektach liczy się sukces. Wiele matek nie nadąża, dlatego umniejszają inne kobiety i starają się przedstawić jako ta, która przy dziecku wycierpiała najwięcej, poświęciła najwięcej i ma obowiązków najwięcej, a efekty jej pracy przebijają wszystko, czego dokonały inne mamusie.

To może po prostu skończyć z tym obnoszeniem, i po kłopocie? Internet tak działa, że co publikujesz, to automatycznie wystawiasz się na strzał. Tyle że połajanki rodziców nie pojawiły się wcale wraz z nadejściem mediów społecznościowych, teraz po prostu wtrącają się nie tylko teściowie i sąsiedzi, ale i postronni obserwatorzy. A nie każdy, kto opisuje swoje rodzicielskie perypetie, szuka taniej sławy i atencji, są więc miejsca, gdzie społeczność rodziców bardzo się wspiera, wymienia doświadczeniem, okazuje zrozumienie w trudnych chwilach. Właśnie dlatego, że kiedyś tak się ukrywało mniej przyjemne strony rodzicielstwa, wyrosło mnóstwo szkodliwych mitów – wystarczy uświadomić sobie, że bycie mamą to nie tylko słodkie gaworzenie i całowanie stópek, a otwarte mówienie o tym nie jest „upadkiem obyczajów”, ale choć częściowo ułatwia rodzicom przejście przez to trudne życiowe wyzwanie.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>