Czy można znaleźć prawdziwą miłość w internecie?
Do sieci systematycznie przenikają kolejne sfery naszego życia. Przez internet płacimy rachunki, pracujemy, robimy zakupy, radzimy się lekarzy, rozliczamy PIT-y. I zakochujemy się, a przynajmniej tej miłości próbujemy tam szukać. Portale randkowe są niemal tak stare, jak „cywilny” internet, a choć zdania na ich temat są mocno podzielone, jedno jest pewne – drogą elektroniczną poznało się całe mnóstwo par.
Ale jest też druga, może nawet bardziej imponująca liczbowo grupa, mianowicie grupa par niedoszłych, które po zaiskrzeniu w sieci próbowały przenieść owe emocje na realny grunt. I próba ta zakończyła się klęską. Dlaczego? Jak to się dzieje, że wystarczy odłączyć kabel, by ta fantastyczna osoba sprzed drugiego monitora w mgnieniu oka straciła swoje walory i okazała się wielkim rozczarowaniem?
Uczucia nie zaprogramujesz
Szukanie miłości w sieci jest pozornie bardzo łatwe. Na wyciągnięcie ręki są ludzie z całego świata. Nie musisz się ograniczać do randek z tubylcami, możesz szukać znajomości w dowolnym zakątku globu. Tylko jak w tym gąszczu ofert znaleźć coś wartościowego dla siebie? No problem, strony kojarzące pary stosują specjalnie przygotowane algorytmy, za pomocą których wyszukują potencjalnych partnerów o najwyższym współczynniku kompatybilności. Co brzmi okropnie i takie też jest w istocie.
Internetowe swatki obiecują, że znajdą dla nas ideał i nie brak osób, które się na takie obietnice nabierają. Wydaje się to przecież całkiem logiczne – internautów liczy się w setkach milionów, według statystyk niemal jedna trzecia z nich rejestruje się na różnego rodzaju portalach randkowych, no jest w czym wybierać. Szansa, że trafi się ktoś na miarę, całkiem realna. A to zwiększa oczekiwania i każe bardzo krytycznym okiem spoglądać na kolejnych kandydatów. Po wstępnej selekcji profili wybiera się te najlepiej rokujące i przychodzi pora na konfrontacje twarzą w twarz. A te z dziwnych powodów kończą się katastrofą. Jakim cudem, skoro system wskazał nas za świetnie dopasowanych?
Prawda, ale owo dopasowanie dotyczy niemal wyłącznie rzeczy praktycznych: wykształcenia, miejsca zamieszkania, wzrostu, koloru włosów, stosunku do alkoholu, stanu cywilnego, zainteresowań, etc. Takich kryteriów można podać całą setkę i pewnie jakiś obraz z tego się wyłoni, ale żaden formularz nie sprawdzi kwestii niemierzalnych, owego „czegoś”, co uruchamia te wszystkie chemiczne procesy w mózgu. Algorytm działa jak aranżowane małżeństwa w przeszłości – parametry życiowe się zgadzają, resztą nie ma co sobie zaprzątać głowy. A przecież chyba każdy choć raz doświadczył niezrozumiałego zauroczenia osobą, która była kompletnym zaprzeczeniem wyśnionego ideału. W sieci jest odwrotnie – na papierze powstaje perfekcyjna figura, ale jak się ją próbuje ulepić naprawdę, no nie wychodzi.
Miłość na łączach
Na randkowych portalach sparzyło się już mnóstwo ludzi, zwłaszcza że wiele takich stron przeradza się raczej w kontaktownię dla ludzi spragnionych szybkiej zabawy bez zobowiązań. Zresztą, trudno uniknąć rozczarowania, jeśli wszystko odbywa się na chybcika, ot, profil natknął się na drugi profil, kilka zdawkowych wypowiedzi i błyskawiczna randka, trzeba mieć ogromne szczęście, by od razu trafić na tego właściwego. Ale ludzie poznają się nie tylko przez strony „swatające”. Coraz większą rolę odgrywają portale społecznościowe, fora tematyczne, różnego rodzaju grupy dyskusyjne, gdzie znajomości nawiązują się w bardziej naturalny sposób. Ludzi coś łączy, mają podobne pasje, dzięki temu się poznają, wymieniają poglądy, rodzi się nić porozumienia. Z czasem naprawdę silna, bo wirtualne dyskusje ciągną się godzinami, pojawia się tęsknota, wręcz zauroczenie. Z niecierpliwością czeka się na kolejne wiadomości, atmosfera gęstnieje, jest o krok od zakochania. Naturalną konsekwencją tej długiej, fascynującej korespondencji jest oczywiście spotkanie w realu. A tu niespodzianki bywają jeszcze bardziej przykre.
Zdaniem psychologów, budowanie uczuciowej, damsko-męskiej więzi w internecie to prosta droga do porażki. Taka niepełna znajomość zachęca bowiem do idealizowania. Czego nie widzimy, to sobie dopowiadamy. Rzecz jasna tak, by spełniły się nasze osobiste pragnienia, trochę jak w „Przyjaciołach”, gdy Monica i Phoebe poznają przystojnego gościa, który leży w śpiączce – och, pewnie jest prawnikiem, ale zobacz, ma takie dłonie artysty, ok, więc pewnie jest prawnikiem, który po godzinach uczy się rzeźby. Gdy facet się wybudza, wychodzi z niego klasyczny buc, tak jak to często bywa i w nie-serialowym życiu. Kiedy wirtualna znajomość nas wciąga, chętnie dopisujemy komuś, kto nas zauroczył, same pozytywne cechy, bo skoro tak, jak my lubi dzieje wikingów i pasjonują go historyczne rekonstrukcje, to reszta też musi się zgadzać, niemożliwe, żeby w innych sprawach mógł nas zawieść.
Im dłużej znajomość kwitnie tylko w sieci, tym więcej nieprawdziwych wyobrażeń się pojawia. I gdy prawdziwa randka wreszcie stanie się ciałem, czar niestety może prysnąć. Nawet nie dlatego, że uroczy rozmówca okazał się skończonym dupkiem, wystarczy, że jest niższy, nie ma dołeczków w policzkach i nosi paskudną marynarkę. Człowiek tak się nakręcił, że po drugiej stronie siedzi niemal jakieś bóstwo, a tu zupełnie zwyczajna osoba. Za zwyczajna, nie to obiecywały wirtualne pogaduchy.
Nie ta liga
Internet bardzo ułatwia komunikację, jednak nigdy nie jest w stanie zastąpić prawdziwego kontaktu. A wygląd fizyczny, nawet jeśli nie jest najważniejszy, odgrywa ogromną rolę. Sieć potrafi bezwzględnie zakłamać rzeczywistość pod tym względem. Ileż to razy padały podczas pierwszych randek klasyczne już „zupełnie inaczej sobie ciebie wyobrażałam”! Na nic się nie zdają dziesiątki wysyłanych zdjęć, w dobie masowo cykanych fotek nie trzeba nawet Photoshopa, by dodać sobie atrakcyjności, oszukać oko można postawą, ubraniem, światłem, makijażem, perspektywą. Podrasowane zdjęcia to skuteczny wabik, korzystają z niego chętnie zarówno panie, jak i panowie, jakby łudząc się, że gdy dojdzie co do czego, druga strona przymknie oko na te drobne oszustwa. Cóż, zwykle nie przymyka, raczej otwiera te oczy szeroko ze zdumienia i traci zapał do dalszej eksploracji.
Do tego dochodzą dziesiątki niuansów, niby nieistotnych, ale składających się na pewną całość. To, jak ktoś chodzi. Jak zakłada włosy za ucho. Jak się śmieje. Jak mówi. Jak się irytuje, cieszy, zadaje pytania. Wszystkie takie drobiażdżki potrafią zachwycić albo zniechęcić, a najczęściej na etapie wirtualnym nie da się ich sprawdzić, nie ma nawet jak się o nie zapytać. Internet więc może i coraz więcej pokazuje, lecz całej prawdy o drugim człowieku absolutnie nie objawia.
Jest też teoria, że zachwyt z internetu może popsuć… zapach. To on podobno decyduje, i to w stopniu większym niż sam wygląd fizyczny. Dosłownie czujemy, czy to ktoś dla nas. W sieci, jak na razie, zapachów odczuwać nie można, dlatego zdjęcie czy obraz z kamerki możemy zaakceptować, a i tak na żywo będzie zonk. To wina tych magicznych feromonów, które docierają do narządu lemieszowo-nosowego i dalej do mózgowego „ośrodka zakochania” – jeśli mózg źle odbierze czyjś zapach, z miłości nici. Wprawdzie naukowcy nie zdołali jeszcze przedstawić niezbitych dowodów na poparcie tej tezy, prawdą jest jednak, że zapach to kolejny z tych drobiazgów, które mogą nas od kogoś odstręczyć i tym samym zadecydować o być albo nie być internetowej znajomości.
Randki są wredne
Podtrzymanie zauroczenia z sieci jest trudniejsze niż się wydaje. Randka na żywo znaczy „sprawdzam”. Nie ma już monitora, za którym można się schować, nie ma całej tej komputerowej bazy danych, która w trudnych momentach będzie ratować tyłek. Na prawdziwej randce trzeba mówić swoim językiem i polegać na własnej głowie. Zupełnie inaczej niż podczas czatowania w sieci, kiedy to nie paraliżuje ten lęk, tak typowy dla kontaktów osobistych. Rozmowy online są z jednej strony bardziej luzackie, z drugiej bardziej przemyślane. W internecie łatwo czarować słowami, jest czas, by się zastanowić, głupią wiadomość zawsze można skasować i napisać od nowa. Na żywo raz wypowiedzianych słów cofnąć się nie da, nie ukryje się tego, że brakuje elokwencji. Jest tylko jedno podejście. Stres potęguje świadomość, że ta druga strona zdążyła sobie już stworzyć jakiś obraz i ma w związku z tym określone oczekiwania. Tym oczekiwaniom trzeba teraz sprostać, więc presja rośnie, a z nią ryzyko, że sromotnie się polegnie. I tak dowcipny, wygadany mlot_thora zamienia się w drętwego mruka ze spoconymi dłoniami, a jego rozbawiona partnerka z czatu umie tylko nerwowo skubać papierowe serwetki.
Uczciwie trzeba przyznać, że nierzadko te niepowodzenia są na własne życzenie. Mnóstwo ludzi stara się wykreować jak najciekawszy wizerunek swojej osoby, a w sieci to żaden kłopot. Tu łatwiej skłamać, łatwiej coś spreparować, czegoś nie dopowiedzieć. Co gorsza, wiele osób przedstawia się jako ktoś, kogo ich zdaniem szuka płeć przeciwna, ukrywając skrzętnie prawdziwe „ja”, przez co podczas rozmowy w realu wychodzą takie kwiatki.
Związek w sieci to nie związek
Wielotygodniowe randkowanie online zaczyna się z czasem przeradzać w quasi-związek. Ten ktoś nie leży obok, to prawda, ale czujemy się w jego wirtualnym towarzystwie lepiej niż niejedna dziewczyna z „normalnym” facetem. Gość z kabelka wydaje się taki rzeczywisty, to prawdziwe braterstwo dusz, bo cenimy w sobie osobowość i człowieczeństwo, a nie wyłącznie ciało. W końcu zaczynamy mieć pewność, że to, co nas łączy w sieci, to taka namiastka związku, zaczątek prawdziwej miłości. A to nic z tych rzeczy. To ciągle tylko hipotetyczne, bardzo powierzchowne relacje. Przypomina to popieranie jakiejś idei na fejsbuku – zalajkuję stronę poświęconą głodnym dzieciom, ale one od tego wpisu, lajka i słów poparcia nie będą miały pełniejszych brzuszków. Najedzą się dopiero wtedy, gdy ktoś im ugotuje obiad. Prawdziwy, nie z wirtualnego ryżu.
I to samo jest w sieci. Rozumiemy się świetnie, ale czy ten ktoś naprawdę jest osobą godną zaufania? Czy okaże realne wsparcie w trudnym momencie, nie tylko słuchając, ale na przykład pomagając w przeprowadzce lub pilnując kota pod dłuższą nieobecność? A z tym bywa różnie, więź z internetu niekoniecznie będzie równie silna i trwała w świecie prawdziwych, namacalnych problemów. Na pierwszej prawdziwej randce czarująca osoba z sieci może być opryskliwa dla kelnerek i kląć jak obłąkana za kierownicą, nie ukryje też tego, że nasze wynurzenia o trudnościach w pracy w gruncie rzeczy śmiertelnie ją nudzą. Tak jak po zamieszkaniu ze sobą pary nagle odkrywają ukryte cechy swojej drugiej połówki, tak po przejściu na poziom „real” obraz wirtualnego partnera nabiera nowego wymiaru.
Bez uprzedzeń
Znajomości zainicjowane w sieci okazują się czasami niewypałem jedynie przez to, że ulegamy stereotypom z nimi związanymi. Fajnie się gada, ale skoro ten ktoś taki fajny to dlaczego jest sam? I dlaczego szuka uczucia w kompie? Może rzeczywiście jest z nim coś nie ten tego? Niechybnie dziwak i zbok. I tworzy się blokada. Nieufność, bo musi być coś dziwnego w człowieku godzinami klepiącemu w klawisze. Nieważne, że sami robimy dokładnie to samo.
Czy przypadkiem miłość z internetu nie jest demonizowana wyłącznie dlatego, że jest… z internetu i to cała jej wina? Wszak i w rzeczywistym świecie nie tak rzadko zdarza się kosmiczny błysk, a po chwili wychodzi, że ta nowa znajomość to jedna, wielka pomyłka. Czy każdy związek, który zaczął się w konwencjonalny sposób, rozwija się w najlepsze i nigdy nie umiera? Nie jest toksyczny, patologiczny i wyniszczający? Więc może to nie sam internet jest winny, ale po prostu ludzka natura?
40 komentarzy
W prawdziwym związku byłam raz i to z kimś poznanym właśnie przez internet. Jeszcze zanim wiedziałam jak wygląda, już coś czułam… i to było piękne. Można kogoś poznać przez internet, tak samo jak można zakochać się na parkingu, w kolejce w markecie lub w kościele – każdy sposób jest dobry. 🙂
Znam osoby, które poznały się przez internet i są szczęśliwym małżeństwem lub parą :))
sama często korzystałam z internetowych portali randkowych… do czasu… pierwsze spotkanie a tu przychidzi mężczyzna ktory jest nieszcześliwy z żoną i szuka przyjaciółki do sexu, albo był całkiem innym człowiekiem niż „w sieci”. Wiec na dzień dzisiejszy szerokim łukiem omijam te portale za dużo łez wylanych 🙂 Chociaż znam parę par które tworzą udane związki a poznali się w sieci 🙂
Można się naciąć. Niestety w internecie wielu „mężusiów” czuje się…jak na polowaniu. Ech…
W taki właśnie sposób poznałam mojego męża 🙂 Dwa tygodnie pisania, szybkie przeniesienie znajomości do reala i okazało się, że to strzał w dziesiątkę! Z tym, że było to moje drugie podejście do internetowej znajomości. Za pierwszym razem, mimo przemiłych, kilometrowych wiadomości, już po kilku randkach okazało się że to nie to. I z tym też trzeba się liczyć. Chyba warto mieć w tym wszystkim trochę luzu i traktować e-randki jak każdy inny sposób poznawania nowych ludzi 🙂
Gosiu, może to jest sposób – szybka weryfikacja w realu i niekoncentrowanie się na życiu online?
Ja poznałam mojego męża na sympatii. Po kilku wiadomościach i krótkiej rozmowie na gadu gadu (tak, to było już ładnych kilka lat temu) się spotkaliśmy a dziś mamy 2 rocznicę ślubu
U mnie podobna historia – w sierpniu będziemy mieć 6 rocznicę ślubu ☺ Mamy już córcię,a w sierpniu pojawi się nasz syn:) Szczęścia i wszystkiego dobrego
Ja również kilka lat temu poznałam kogoś dzięki internetowi, myślałam że to będzie to ” coś „, bardzo tego chciałam. Z różnych powodów spotkaliśmy się tylko raz, na bardzo krótko. Teraz czasem rozmawiamy przez telefon……trochę szkoda.
Nie rezygnuj. Ja poznalalam przez internet wtedy chlopaka. Spotkaliśmy sie raz 7 lat temu…. Przez te lata rozmawialusmy czasem a raczej esy.
Po 7 latach spotkaliśmy sie ponownie…….
Jestem happy
z nami to jest tak jak w wierszu Brzechwy Żuraw i Czapla – ” Tak już chodzą lata długie, jedno chce to nie chce drugie, chodzą wciąż tą samą drogą ale pobrać się nie mogą „. Ale powiem Ci, że jak rozmawiamy to jeszcze czuję motyle w brzuchu, pozdrawiam i życzę dużo szczęścia
Prawie 6 lat temu dzieki internetowi poznalam swoja milosc. Mamy coreczke i synka i wiem,ze to zwiazek na dobre i zle,na zawsze..
Moj maz wypatrzyl mnie na zdjeciu profilowym-zaprosil do znajomych. Po tygodniu dalam mu nr tel.Jak zadzwonil 1szy raz,dzwonil codziennie.. Po ok 6 tyg polecialam do niego,zamieszkalismy razem.. Po roku przeprowadzilismy sie w inne miejsce a teraz jestesmy szczesliwa rodzina
Moja ciocia poznała- co prawda przez anons w gazecie-z ok.30 lat temu mojego wujka Johna z Holandii 🙂 Do dziś są razem.
6 lat temu poznalam kogos przez internet. Jutro będziemy świętować 3 rocznicę ślubu. A więc można
moim zdaniem nie można 🙂 próbuję jak internet stary długi i szeroki.. nigdy osoby poznane w sieci nie okazały się wartościowe w realu.. albo ja mam takiego pecha. myślę ze to pytanie bez odpowiedzi jednak. bardzo indywidualna kwestia
jestem typem samotnika z wygórowanym ego ( tak jestem dosyć inteligentna i to ludzi bardzo odstrasza) . W poprzedniej pracy nie wiedzieć czemu uważano mnie za dziwaka – w tej również zapewne tak jest – ale serce mam dobre :p tylko ze dzisiejszy świat zkretyniał i się rozleniwił.. nikomu się nie chce poznawać drugiej osoby.. szukają szybkich wrażeń, bez wysiłku. Bawi ich dodawanie fotek na portalach, imprezy i inne populistyczne gówna.. Do tego dochodzi dośyć paskudna aparycja i odpowiedź na pytanie pojawia się sama
Poznałam w necie kilku fajnych ludków, przez przypadek na forach. Ale trzeba podejść do tego na luzie i nie nakręcać się 😉 Ostatnio nawet na OLX kogoś poznałam. Na transakcji się nie skończyło
Był rok 2007…. zalogowałam się do pewnego popularnego portalu i …..dokładnie za miesiąc będziemy świętowali 4 rocznice ślubu
Ciężko w życiu znaleźć kogoś na resztę życia a co dopiero przez internet
można można 🙂 poznaliśmy się tak z moim mężem 7 lat temu.. a jesteśmy już 5 lat po ślubie
Tez poznalam meza na sympatii , jestesmy razem juz 9 lat i mamy dwie coreczki
Można 🙂 swojego męża poznałam na sympatii. Wczoraj minął miesiac od naszego ślubu.
Życie jest wszędzie nawet w internecie. Ludzie poznają się i rozstają. W realu w internecie a czasami nawet tylko w swoich głowach : )
Pewnie,ze można za 2 miesiące bedzie 3 lata jak jesteśmy razem i pobieramy się
Jasne że tak jestem 4lata z partnerem którego poznałam na internecie teraz mamy synka
Można:) poznałam mojego męża 11 lat temu i jesteśmy szczęśliwym małżeństwem:)
Można 🙂 mojego Olka poznałam 9 lat temu na portalu ilove juz chyba nawet nie istnieje 🙂 a My razem od 9 lat, wspólne życie, dom,dziecko
Można 🙂 Poznałam swojego męża 10 lat temu na sympatia.pl 🙂 Dziś jesteśmy 8 lat po ślubie i mamy dwie córeczki. Przez miesiąc pisaliśmy do siebie maile,a potem postanowiliśmy spotkać się w realu 🙂 Zaiskrzyło od razu! Po kilku randkach wiedziałam,że to jest ojciec moich przyszłych dzieci
Poznalam kilka ciekawych osob (facetow) w necie, ale kontakty sie pourywaly.. nie jestem typem czlowieka, ktory pierwszy zaczyna rozmowe, byc moze to odstrasza
Ja już nie raz próbowałam na różnych portalach randkowych i niestety jedna wielka porażka . Trzeba uważać, być bardzo ostrożnym bo potem można się bardzo mocno rozczarować
Bardzo trafny artykuł . Życie w realu weryfikuje znajomość ,albo znajomośc weryfikuje sie poprzez życie w realu
Próbowałam wszystkiego i totalna porażka oraz trzeba uważasz bo niewiadomo z kim mamy do czynienia po wielu poszukiwaniach przestałam szukać i dobrze mi z tym
Znam dwie pary , które są ze sobą już kilka lat i obie poznały się przez Internet, jedna z nich jest już nawet zaręczona. Myślę, że tak – można znaleźć miłość przez Internet
Internet ułatwia poznanie kogoś , ale jeśli ktoś na codzień jest aspołecznym , egoistą skupionym na sobie , zapominającym o tym , że w związku są 2 osoby , to owszem i internet mu nie pomoże . Chyba , że na krótko w zaspokojeniu doraźnych potrzeb
Co by nie mówić – internet jest filtrem, nigdy nie będziemy wirtualnie w 100% tacy, jak jesteśmy w realu, zawsze coś zostanie pominięte – nie dlatego, że chcemy coś ukryć, tylko dlatego, że nie da się przez sieć przekazać wszystkiego.
Mam kilkoro dobrych znajomych, z którymi komunikuję się tylko pośrednio – głównie ze względu na odległości (ok, pić razem potrafimy :))
Ale też zdarzyło mi się spotkać cudownych ludzi, którzy w realu wydawali mi się nudni, albo denerwujący – i dopiero ten filtr, jakim jest internet, pozwolił mi i im pokazać, że mamy też dobre cechy i nagle okazało się, że spotykając się na ulicy potrafimy razem rozmawiać, śmiać się i doskonale się rozumiemy. Możliwe, że jakbym dłużej poczekała, to też znalazłabym tak męża?
Mozna, mozna, ale wszystko zalezy od ludzi i zamiarow- jesli ktos z domniemanej pary klamie to nie ma szans na zwiazek, dodatkowo, jesli dana osoba „napina sie” ( ze tak to brzydko ujme) na zwiazek to mysle, ze male sa na to szanse.. luz musi byc, tak.mi sie wydaje, tak jak w poznawaniu sie dwojga ludzi poza monitorem takze 🙂
Co ma byc, to bedzie, najlepiej byc soba od poczatku
Wszystko jest możliwe 🙂 Ja poznałam mojego narzeczonego na portalu społecznościowym za rok ( w sumie już nie cały) bierzemy ślub.
Można poznać w Internecie miłość 😉 ja poznałam teraz jest narzeczonym A za 4 miesiące slub
Ja również tak poznałam swojego ówczesnego męża, mamy wspaniałego syna i psa
Poznaliśmy się na fb ponad 5 lat temu. On Gdańsk, ja Warszawa. 3 września pobieramy sie