Niczego nie ułatwiaj mężczyźnie! A na pewno nie podawaj się na srebrnej tacy
„Mama zawsze mi mówiła: „Niczego nie ułatwiaj mężczyźnie. Jeśli Cię kocha, to Cię znajdzie, choćbyś nie wiem, gdzie była, zdobędzie cię nawet spod ziemi. A jak mu będziesz pomagać, to choćbyś podała się na srebrnej tacy, nic z tego nie będzie. Pamiętaj, nigdy nie ułatwiaj mężczyźnie”. Miałam te słowa „wdrukowane” w mózgu i w moim przypadku sprawdziły się. Mój mąż mówi, że nikt go w życiu tak nie umęczył jak ja. Teraz śmieje się z tego, ale ja jestem jego żoną” Magdalena Mielcarz
Mężczyzna to zdobywca, mający wielką frajdę w flirtowaniu i rozkochiwaniu w sobie kobiety. Rola kobiety zamyka się w dyskretnej zachęcie, uśmiechu, kokieteryjnym spojrzeniu, pozwoleniu na to, by On zrobił pierwszy krok. Prawda? A może teoria z zamierzchłej przeszłości? Bo teraz nie ma sensu stosować się do tych „gierek”?
Cierpliwość przede wszystkim
W epoce naszych prababek w kobietach wzmacniało się różne cechy charakteru. Jedną z ważniejszych była cierpliwość.
Uczyło się, w zależności od sfer: haftowania, malowania, co wymagało precyzji i staranności, gry na pianinie, nauki obcych języków. Proces uczenia był długi i skomplikowany. Przebiegał w stosownej, poważnej atmosferze. Nauka w pozycji wyprostowanej, przy stole, pełne skupienie, oczekiwanie. Mozolne codzienne doskonalenie.
Dzisiaj w świecie fast (nie tylko food), mamy trudniej. Chcemy mieć wszystko od razu, pragniemy szybko poznać karty przeciwnika. Wóz albo przewóz.
Problem w tym, że pośpiech niekorzystnie wpływa na bliskie relacje. Miłość czy przyjaźń nadal wymagają czasu i zaangażowania, bo na najbardziej wartościowe rzeczy trzeba poczekać i…zapracować.
Weź mnie, proszę, ze mną bądź
Postawa położę się na srebrnej tacy i podsunę mu pod nos ma tę wadę, że odbiera radość ze zdobywania. Choć wiele kobiet sobie z tego nie zdaje sprawy – ograbia własnego wymarzonego faceta! Sprawia, że nie pojawia się charakterystyczne napięcie i niepewność typowa dla początku relacji. Obdziera jego i siebie z romantycznych początków związku, co niekorzystnie wpływa na rozwój sytuacji…
Poza tym rodzi się naturalna wątpliwość w głowie mężczyzny – co z nią nie tak, skoro jest tak zdesperowana? Nikt jej nie chciał? Serio, musi posuwać się do takich zagrywek? A wśród mężczyzn, którzy nie mają takich dylematów, bo zbyt wiele nie analizują, tylko skupiają się na reakcjach ciała, a właściwie obszarach poniżej pasa, odpowiedź jest jedna – o świetnie, mamy suto zastawioną tacę, to się najemy, zabawimy i odejdziemy od stołu, szukając innej knajpy, może gdzie indziej karmią lepiej?
Ułatwianie życia mężczyznom ma też inny wymiar. Trąci desperacją. Wskazuje na niską samoocenę, problemy z samą sobą. Bycie miłą, pomocną i idealną to również swoista gra, która nie pozwala zbudować związku na stabilnych podstawach. By relacja mogła być prawdziwa, potrzebna jest dojrzała postawa i asertywność. Wykładanie się na tacy co do zasady je wykluczają.
Problem za miłych kobiet
To paradoks, ale:
- można zostać zdradzoną, bo jest się za miłą,
- można zostać opuszczoną, bo za bardzo się człowiek stara,
- można stracić szacunek mężczyzny i otoczenia, bo nie zna się swojej wartości i nie umie bronić własnych granic.
Mówi się nam, że mamy być miłe, niekonfliktowe. Grzecznie żyć i nie sprawiać problemu. Pewnie, warto być sympatyczną dla otoczenia, ale nie przesadnie!
Bycie miłą nie polega na stawaniu się uległą, przezroczystą i niemającą własnego zdania. Mało kto docenia słodkie idiotki, które chcą się przypodobać wszystkim i mieć na świecie przyjaciela w każdym…Lubimy osoby wyraźne, „jakieś”, a nie przezroczyste, czy idealne…
Można oczywiście zamienić się w dzieło sztuki i czekać, aż wszyscy będą je podziwiać. Problem w tym, że gdy się żyje z prawdziwym okazem, to bardzo szybko przestaje się widzieć jego piękno. Zwyczajnie powszednieje i z czasem chce się czegoś więcej, np. inspirujących rozmów, podobnych życiowych priorytetów, cennych rad, nadawania na tej samej fali…Do tego natomiast trzeba się otworzyć, czasami postawić, zezłościć i pokłócić. Zbyt miła kobieta będzie się tego obawiała, przerażona na samą myśl, że on się zdenerwuje i ją zostawi. Nie będzie zdawała sobie sprawy, że jeśli nie zacznie być sobą, on i tak ją porzuci…
Poza tym nikt nie lubi czuć się gorszy, a życie z perfekcyjną kobietą musi być szalenie męczące. Tak, jak rozmowa z kimś, kto zawsze wie lepiej i za każdym razem ma rację.
Przeczytaj: miłe dziewczyny przegrywają.
Tu jest moja głowa. Wskakujesz?
Każda kobieta powinna znać swoje granice i bronić ich niczym lwica. Od początku. Od pierwszej randki, pierwszej rozmowy. To bardzo ważne, bo osoby nieakcentujące tego, co inni mogą, a czego im nie wolno – dają się wykorzystywać. Nie są wykorzystywane, bo świat jest zły. Są źle traktowane, bo same sobie na to pozwalają!
Nie jest przecież tak, że wystarczy, być wrażliwym, miłym, by dostać kopa od życia prosto w cztery litery, na co chętnie powołują się zranione kobiety, mówiąc: „byłam taka dobra, taka pomocna, a on to wykorzystał”. To nie do końca prawda. On wykorzystał fakt, że brakowało Ci asertywności, że nie umiałaś wyznaczać zdrowych, ważnych dla siebie i związku granic. To właśnie to Cię zgubiło…
Bo ja bym dla niego wszystko zrobiła
„Bo ja dla tego mojego ukochanego wszystko bym zrobiła! Każdą sekundę bym z nim spędzała, prezenty mu kupowała, zakupy robiła, gotowała, ustępowała w każdej spornej sprawie, żeby tylko on był zadowolony, z planów swoich rezygnowała.” – pisze „ciepła klucha” na jednym z forów.
Pytanie, ile zrobiłaś dla siebie?
I dlaczego tak mało?
Pewnie, możesz podać się na srebrnej tacy, prosząc, by Cię łaskawie wziął. Tylko nawet jeśli Cię weźmie, to na jak długo? Gdzie będzie Twoja godność i poczucie własnej wartości? Bardzo trudno będzie je odbudować w Twoich i jego oczach.
Nie ten, to INNY
Problem większości relacji to brak pewności siebie jednej ze stron. Nie sposób zliczyć kobiet, które mają mnóstwo kompleksów i wdrukowane przekonanie, że są gorsze, mniej wartościowe. Dlatego gdy na horyzoncie widzą faceta, który chociaż trochę pasuje do „ich osobistego ideału”, tak bardzo się w niego wczepiają, że nie chcą odpuścić.
Oddawanie się na srebrnej tacy to proszenie się o łzy, smutek i rozczarowanie.
18 komentarzy
Oj nie, zdecydowanie nie jestem za miła i umiem zadbać o siebie 🙂 świetny tekst!!!! oby dużo kobiet na niego trafiło 🙂
Ja zdecydowaniem dbam nie tylko o faceta, ale również o siebie. Zawsze uważałam, że nie można się poświęcać związkowi w 100%. Trzeba zawsze znaleźć czas dla własnych przyjemności.
Niedawno facet ze mną zerwał, bo wywaliłam mu że od pewnego czasu kompletnie się nie stara i ma mnie w dupie…wszystko zaczęło się ode mnie, coś mnie do niego przyciągnęlo i dodatkowo sprawiał wrażenie że też mu wpadłam w oko, więc po nieprzespanej nocy od natrętnych myśli czy napisać drugi raz (pierwszy raz nie ogarnął zaczepki i rozmowa się nie pociągnęła)
zdecydowałam się to zrobić i wyszło cudownie, on wykazywał spore zainteresowanie, od razu zaprosił mnie na spacer, oczarował mnie i takim sposobem szybko się zauroczylam nie zauważając jak daje sie mu na tacy…byłam za dobra dla niego (typ badboya, zimny emocjonalnie i z problemami), wpuściłam go za szybko do swojego życia (po pierwszej randce wyczuł że coś jest nie tak więc mu napisałam że trochę za szybko się wszystko dzieje, musimy zwolnić, zapaliła mi się czerwona lampka ale ostatecznie ją ziignorowałam i wcale nie przygotowaliśmy) pokazałam że mi zależy za wcześnie i że jestem gotowa się dla niego poświęcić i go jakoś naprawić. Na początku mu zależało, ale jak ustaliliśmy że jesteśmy razem nie było czuć entuzjazmu. Było bardzo dużo takich znaków, że nic z tego poważnego nie będzie, że mnie nie pokocha ale jak głupia je olewałam bo bardzo mnie pociągał. Jak już się całkowicie zepsuło to po części żałowałam, że z tym nie poczekalam i się z nim chociaz nie przespałam z czystej fizjologicznej potrzeby xDD nawet wyszła propozycja fwb po zerwaniu ale pomimo, że moje uczucia do niego nie były jakieś super silne to uznałam że to by mi zaszkodziło i zaangażowalabym się emocjonalnie jeszcze bardziej i chciałabym do niego wrócić. W każdym razie zastanawiam się czy problem leży bardziej we mnie (przesadna otwartość, spore zaangażowanie, bycie prawie na każde zawołanie, ignorowanie własnych granic) czy po prostu trafiłam na niewłaściwą osobę która mnie jedynie wykorzystała? Za każdym razem gdy próbuje grać niedostępną, udawac że mi nie zależy, nie robić pierwszego kroku, nie wychodzić z inicjatywą duszę się w sobie i czuje że nie jestem tego typu osobą…Nie wiem czy gierki są dobrym rozwiązaniem na rozpoczęcie zdrowej relacji czy nie lepiej warto czekać na osobę która to we mnie doceni, odwzajemni a nie wykorzysta?
Niedawno facet ze mną zerwał, bo wywaliłam mu że od pewnego czasu kompletnie się nie stara i ma mnie w dupie…wszystko zaczęło się ode mnie, coś mnie do niego przyciągnęlo i dodatkowo sprawiał wrażenie że też mu wpadłam w oko, więc po nieprzespanej nocy od natrętnych myśli czy napisać drugi raz (pierwszy raz nie ogarnął zaczepki i rozmowa się nie pociągnęła)
zdecydowałam się to zrobić i wyszło cudownie, on wykazywał spore zainteresowanie, od razu zaprosił mnie na spacer, oczarował mnie i takim sposobem szybko się zauroczylam nie zauważając jak daje sie mu na tacy…byłam za dobra dla niego (typ badboya, zimny emocjonalnie i z problemami), wpuściłam go za szybko do swojego życia (po pierwszej randce wyczuł że coś jest nie tak więc mu napisałam że trochę za szybko się wszystko dzieje, musimy zwolnić, zapaliła mi się czerwona lampka ale ostatecznie ją ziignorowałam i wcale nie przystopowaliśmy) pokazałam że mi zależy za wcześnie i że jestem gotowa się dla niego poświęcić i go jakoś naprawić. Na początku mu zależało, ale jak ustaliliśmy że jesteśmy razem nie było czuć entuzjazmu. Było bardzo dużo takich znaków, że nic z tego poważnego nie będzie, że mnie nie pokocha ale jak głupia je olewałam bo bardzo mnie pociągał. Jak już się całkowicie zepsuło to po części żałowałam, że z tym nie poczekalam i się z nim chociaz nie przespałam z czystej fizjologicznej potrzeby xDD nawet wyszła propozycja fwb po zerwaniu ale pomimo, że moje uczucia do niego nie były jakieś super silne to uznałam że to by mi zaszkodziło i zaangażowalabym się emocjonalnie jeszcze bardziej i chciałabym do niego wrócić. W każdym razie zastanawiam się czy problem leży bardziej we mnie (przesadna otwartość, spore zaangażowanie, bycie prawie na każde zawołanie, ignorowanie własnych granic) czy po prostu trafiłam na niewłaściwą osobę która mnie jedynie wykorzystała? Za każdym razem gdy próbuje grać niedostępną, udawac że mi nie zależy, nie robić pierwszego kroku, nie wychodzić z inicjatywą duszę się w sobie i czuje że nie jestem tego typu osobą…Nie wiem czy gierki są dobrym rozwiązaniem na rozpoczęcie zdrowej relacji czy nie lepiej warto czekać na osobę która to we mnie doceni, odwzajemni a nie wykorzysta?
Ja zawsze staram się być samowystarczalna, nie zależeć od drugiej osoby i być pewną siebie kobietą. Nie jest zawsze łatwo, ale zdecydowanie warto przyjąć taką postawę.
Według teorii, że 'zdobywanie’ wychodzi tak na plus (głównie podbudowując ego mężczyzn), kobieta nie ma pola manewru żeby wyrazić swoje zainteresowanie. Zdaję sobie sprawę, że okazanie zainteresowania nie jest jednoznaczne z 'podaniem siebie na tacy’ i 'ułatwianiem’, jednak subtelne sygnały (czyżby wskazany był trzepot rzęs?) nie zawsze działają. Biernie czekając już równie dobrze można ćwiczyć cierpliwość wspomnianą tu nauką gry na pianinie czy haftem, w nadziei, że ktoś się na nas pozna choć sie nie odezwiemy, bo nie wolno 'ułatwiać’ .
'Ułatwianie życia’ drugiej stronie to desperacja? Czyżby? Czy w drugą stronę też to działa? Mężczyzna, który za bardzo się stara 'na pewno ma feler’, 'nikt go nie chciał’, a już na pewno 'jest zdesperowany’. W którym momencie więc dwie osoby mają się spotkać?
Stoję po stronie, że jeśli ktoś nas interesuje, to powinien się o tym dowiedzieć. Najwyżej nasza szczerość nie zostanie doceniona, ale na pewno nie będziemy mogły sobie zarzucić, że biernie czekałyśmy aż się domyśli (typowo kobiece podejście). Nie chodzi też o postawienie sprawy na ostrzu i oznajmienie 'wóz albo przewóz’. Mówienie o swoich uczuciach to sposób dbania o siebie i sygnał, że jesteśmy ważne dla samych siebie, choć pewnie niektórzy wrzucą takie sformułowanie do szufladki 'egoizm’.
Zgadzam się z tym, co napisałaś, ale jest jedno, o czym chciałabym napisać. Wydaje mi się, że wiele dziewczyn rozumie „nie ułatwianie facetowi” jako granie niedostępnej. Przeciąganie odpowiedzi na smsy, uciekanie z czata na Facebooku, udawanie, że masz plany na wieczór a potem nudzenie się na kanapie zamiast przebywania na świetnej randce. Dużo czasu zajęło mi, aby do tego dojść, ale dzisiaj uważam, że nieułatwianie życia facetowi to przede wszystkim odwaga do tego, aby mówić co myślę i czuję. Jeśli się z nim nie zgadzam to mówię o tym. Nie mam ochoty wychodzić z domu – mówię o tym. Chcę czasu dla siebie – mówię o tym. Uważam, że stać go na więcej – dopinguję go i mówię o tym. Z facetem trzeba się przede wszystkim przyjaźnić, a nie udawać księżniczkę na wieży. W żadnej przyjaźni nie ma tak, że musisz być ciągle dostępna i nie masz prawa do czasu dla siebie. Zrób tak samo w związku.
Marto, zgadzam się w 100%. Oczywiście akcent na bycie szczerą i życie w zgodzie z własnymi wartościami. Żadna skrajność nie jest dobra. Granie niedostępnej księżniczki wyklucza taką szczerość. Chodzi bardziej o tę formę desperacji, którą wiele z nas przedstawia…A to czuć na kilometr.
Hm, trochę nie do końca się zgadzam. Może i moja relacja z miłym jest dość osobliwa, bo oboje mamy głęboko wywalone na to, co wypada, a czego nie, a poza tym spotkaliśmy się, gdy on miał 37 lat i już dość przygód na koncie, żeby chcieć dalej się bawić w gierki rozmaite. Ja natomiast tej „niepewności i napięcia” szczerze nie znosiłam i nie znoszę do dziś. To nie jest dla mnie romantyczne, raczej męczące. Lubię wiedzieć, na czym stoję, dlatego owszem, podałam się na tacy. Nie dałam się zdobywać. Sama go zaprosiłam na randkę i to bardzo szybko. W sumie mógł uznać, że zamierzony cel osiągnął i pójść sobie w siną dal.
To było 9 lat temu.
Nie zmienia to faktu, że doskonale kolega wie, iż jestem dość mocno niezależna i nie będę całego życia ustawiała pod jego kaprysy – czy nawet nie kaprysy, tylko przezornie, z obawy, by nie odszedł.
Jak powiedziano w innym komentarzu – to kwestia przyjazni i porozumienia. Warto być dla siebie miłym – nie uniżonym sługą, ale miłym dla kochanego człowieka zawsze warto być.
Porta Celeste, a no widzisz, bo nie uwieszasz się niczym bluszcz, i masz swoje zdanie. To wystarczy. Poczucie, że on nie jest jedyną opcją. Tak mi się wydaje…
Ale on już dobrze wie, że innej opcji nie widzę 🙂
Trudno się z tym nie zgodzić. A potem są same nieprzyjemności albo nagle wszystko się zakańcza, bo facet czuje się osaczony i ma dość wspaniałej kobiety, jaką poznał kiedyś.
Ciekawe czy możliwe jest naprawienie młodego małżeństwa poprzez wprowadzenie takich technik? Właśnie ja też byłam „zbyt dobra i oddana” i co? I dwukrotnie mąż szukał przyjaźni poza domem. Szczegółowo to u koleżanek z pracy. Jedno jest prawdą, że uczę się na błędach i czas nas uczy pogody.
Zgadzam się w całej rozciągłości. Przede wszystkim trzeba się szanować i nie dać sobie w kaszę dmuchać. Jak coś nie pasuje, należy powiedzieć, a jak facet zrezygnuje tylko dlatego, że wyraziłyśmy nasze zdanie, to… lepiej teraz niż później,
Niby się z tym zgadzam, tylko, że cała sztuka w tym, żeby znaleźć złoty środek. Bo bardzo często zdarza nam się przegiąć w drugą stronę. Zwłaszcza na późniejszych etapach. Wyjście z inicjatywą też nie uważam, że jest złe, bo facet powinien wiedzieć, że jesteśmy zainteresowane, ale potem niech zdobywa. A poza tym nie uważam, że jest coś złego w byciu miłym, można być miłą i asertywną. W końcu asertywność to jest granica między uległością, a agresją. Według mnie należy przede wszystkim mówić drugiej osobie co się czuje, że coś sprawia przykrość. Podstawa to spokojna komunikacja, bo wieczne kłótnie i zarzucanie focha, dobrze nie wróży na przyszłość.
pognala 100tys km za ocean zeby lowic sponsora i teraz mowi kobietom niczego mezczyznie nie ulatwiaj. hihihi
Smieszna ta Mielcarz. Poleciala do Ameryki zeby zlowic sponsora a teraz mowi 'Niczego mezczyznie nie ulatwiaj’. HAHAHA HAHHAHAHA
Przecież to toksyczne