Nie było Cię tam, więc nie oceniaj. Jak oceniamy innych ludzi?
Ludzie wzajemnie bez przerwy się oceniają. Na szczęście nie tylko po to, żeby ośmieszyć, skrytykować, doszukać się hańbiących zachowań czy poglądów, ale też by po prostu podyskutować o czyichś pomysłach, moralnych wyborach, nietypowym stylu życia, doświadczanych nieszczęściach. Dyskusje jednak nie zawsze biegną w pożądanym kierunku, a ustalenie, kto ma rację, bywa niekiedy praktycznie niemożliwe.
To nie jest nowe zjawisko, ale dziś, za sprawą internetu, jest dużo bardziej widoczne i dużo bardziej dotkliwe. Publiczność w swojej masie ma bowiem tendencję do wyciągania pochopnych wniosków, czerpie wiedzę z samych nagłówków i chwytliwych memów, chętnie rzuca kalumnie i ma się za specjalistę od wszystkiego. I rzadko, niestety, próbuje wejść w czyjąś skórę i wykazać się empatią.
Nie było cię tam, więc nie wiesz
Rozmawiając z ludźmi, na żywo czy w sieci, nie mówimy wyłącznie o własnych doświadczeniach i poglądach, mówimy też o innych. Niekoniecznie jest to obgadywanie, to mogą być zwykłe rozmowy o polityce, dyskusje o przeszłości, o sytuacji we własnym i obcym kraju, o sąsiadach, znajomych z pracy, wreszcie o wydarzeniach, które rozpaliły media społecznościowe.
I bywa, że gdy rozmówca nie zgadza się z naszym stanowiskiem, pada ostateczny argument: nie było cię tam, więc nie oceniaj. Nie masz prawa mówić o strajku nauczycieli, jeśli choćby dnia nie spędziłaś przy tablicy. Nie wypowiadaj się o karmieniu piersią, skoro nie masz dzieci. Nie czepiaj się piłkarzy, bo sama pewnie piłki dobrze kopnąć nie umiesz. Guzik wiesz o uczestnikach marszu, oglądałaś go tylko w telewizji.
Zupełnie jakby tylko świadkowie jakichś wydarzeń oraz ludzie doświadczający czegoś, co właśnie jest tematem rozmowy, mieli prawo do własnego zdania. Ot, choćby opinia o PRL – jesteś za młoda, nie żyłaś w tych czasach, co ty tam wiesz o komunie. Fakt, młoda dziewczyna nie kupowała mięsa na kartki, nie stała w kolejkach za papierem toaletowym, zna to jedynie z opowieści. Co jednak nie musi wcale oznaczać, że jest kompletnie niezorientowana w temacie – bo jako zapalona miłośniczka historii współczesnej może wiedzieć o tych czasach więcej, niż starsza sąsiadka, która o PRL umie powiedzieć tylko, że sklepy były puste, a sąsiad był w ZOMO.
Różnica jest tu przede wszystkim w odczuciach, a one nie są jedynym wskaźnikiem decydującym o rzetelności oceny. Niekoniecznie muszą być tym najwłaściwszym punktem widzenia. Bo gdyby się tego trzymać, nie byłoby na przykład historii jako nauki, tu przecież rozprawia się głównie o wydarzeniach, których nie było się świadkiem. I tak, nie każdy specjalista wyciąga trafne wnioski, ale czy ci, którzy byli w centrum wydarzeń, zawsze potrafią nakreślić ich prawdziwe tło i podać wszystkie istotne szczegóły?
Sami specjaliści
Z drugiej strony, w osądach często nie uwzględnia się pełnego kontekstu. Tego, że dla biednych ważne są inne rzeczy niż dla bogatych. Że rodziny z dziećmi mają inne priorytety niż single. Że inaczej żyje się na prowincji, a inaczej w wielkim mieście. Że ludzie mają różne charaktery, różną mentalność, zostali wychowani w określony sposób, co wpływa na podejmowane przez nich decyzje, określa ich system wartości, narzuca pewne ograniczenia. Coś szokuje, nie mieści się w głowie i bum!, padają twarde słowa. A w internecie to już szczególnie łatwo zmieszać kogoś z błotem.
Gdy nie ma się jakiegoś doświadczenia, nie czuje się na własnej skórze jakichś zagrożeń, to prędzej wyklarują się w głowie biało-czarne sądy. Jak można było donosić do Niemca? Dlaczego ktoś nie przyłączył się do strajku? Co trzeba mieć w głowie, żeby ukraść bochenek chleba? Pojechać na wolontariat do Afryki? Zostawić dziecko na lotniku pod opieką obcego personelu? Wrzucić na Instagrama takie zdjęcie?
Kaliber sprawy nie ma znaczenia, choć wiadomo, że im coś bardziej kontrowersyjne, tym więcej osób wypowie się w kategorycznym tonie. Wielu komentujących czuje się upoważnionych do tego, by skrytykować nastolatka za jego dramatyczny apel, oburzyć się na lekarza za taką, a nie inną diagnozę, poradzić Lewandowskiemu jak ma strzelać gole, pouczyć rodzica w kwestii opieki nad jego niepełnosprawnym dzieckiem – twierdzą przy tym, że tylko oni znają prawdziwe przyczyny, oraz są przekonani, że sami zachowaliby się idealnie.
Ci ludzie to są…
Z tego, jak niesprawiedliwie oceniamy innych, często nawet nie zdajemy sobie sprawy. Bo komentarz aż sam ciśnie się na usta, że ktoś wieśniacko się ubrał, że jeździ jak baran, że spotyka się z byłą żoną i prosi ją o powrót do domu, sam spędza urlop, jest wege, chodzi do kościoła, i tak dalej. A przecież to równie dobrze możemy być my – tak nas właśnie widzą obcy, śmiejąc się z drobnych nawyków, nie rozumiejąc naszych motywów, nie mając pojęcia o ciężkim położeniu.
Poniekąd można to zrozumieć, bo trudno się pochylać nad każdym człowiekiem i jego historią, prościej jednak byłoby darować sobie słowne docinki zamiast przypisywać komuś rozliczne niedociągnięcia. Lecz zwłaszcza wtedy, gdy ktoś nas drażni, niechętnie rozmyślamy nad przyczynami jego postępowania, a czasem po prostu nic nas obchodzi, nie przyjmujemy żadnych usprawiedliwień.
To tym gorsze, że wielokrotnie sądy wydawane są na podstawie krzywdzących stereotypów i uprzedzeń. Jak mogło być inaczej, skoro to baba? Czego się spodziewać po nawiedzonych katolikach? No, od zwolennika partii X nie można oczekiwać rozumu. Słowo do słowa, i robi się z tego prawdziwa nagonka, intencje schodzą na dalszy plan, liczy się tylko to, by ponawalać się z ideologicznymi przeciwnikami. A gdy coś ideologicznie pasuje, to nieważne, czy to info od naocznego świadka, czy od kogoś, kto to wie od kuzynki sąsiadki wujka. Znowu kłaniają się media społecznościowe – wiarygodny dla wielu osób będzie anonim publikujący „słuszne” treści, a nie ktoś, kto zna sprawę od podszewki, lecz jego prawda jest niewygodna dla uszu.
I nierzadko później wychodzi, że krytycy w ogóle nie mieli racji, ponieważ dotarły do nich informacje w mocno zmanipulowanej formie. Tak, matka krzyknęła, ale to było podczas zabawy i nie chciała wcale, by maluch się rozpłakał – potem go zresztą przytuliła i pocieszała. Facet faktycznie tego gościa uderzył, lecz wcześniej został przez niego zaatakowany i na tym filmiku jedynie się bronił, a nie atakował niewinnych. Ktoś donosił, bo zmusili go perfidnym szantażem. To wciąż mogą być mało chwalebne wydarzenia, jednak z powodu tych dodatkowych okoliczności ich odbiór diametralnie się zmienia. Sęk w tym, że sprostowania i przeprosiny mało kto czyta.
Na ile nas sprawdzono
Z pozycji kanapy łatwo się ocenia. Ja bym to, ja bym tamto, mnie by nie złamali, mnie by nie przekupili. Ja bym poszła walczyć. Mnie by nikt tak w pracy nie poniżał. Nigdy bym się tak nie odezwała do dziecka czy męża. Ona narzeka na depresję, mając miliony na koncie? Żyć z pijakiem przez dziesięć lat pod jednym dachem? No nie, nie ze mną te numery. A mówi się tak często dlatego, że trudne sytuacje ocenia się przez pryzmat własnych, zupełnie innych warunków.
Lecz doświadczenie czegoś osobiście niekoniecznie zmienia perspektywę. Wielu ludzi bowiem zachowuje surowość oceny, mimo że sami przeżyli coś bardzo podobnego, wiedzą jak to jest. Zazwyczaj są źli na tych, którzy zareagowali inaczej niż oni sami. Weźmy ciężko chorych – nie wszyscy zrozumieją pacjentów, którzy gorzej znoszą ból bądź wolą w krępującej sytuacji pomoc pielęgniarki, a nie bliskiej osoby. Albo kogoś wychowanego w patologicznym domu – niektórzy z taką przeszłością mogą nie mieć zrozumienia dla tych, którym nie starczyło siły, by nie powielić szkodliwych wzorców. A ludzie mają przecież różne charaktery; jedni świetnie sobie poradzą, inni przeciwnie, nie udźwigną ciężaru i zaczną popełniać błędy.
Może też w wyniku pewnych doświadczeń wykrystalizować się postawa roszczeniowa, niekoniecznie słuszna – jakaś grupa uzna, że ich sytuacja jest tak wyjątkowa, iż stawia ich to ponad resztę, domagają się oni przywilejów, specjalnego traktowania, łagodniejszej oceny, a kto ośmieli się mieć najdrobniejsze choćby zastrzeżenia, ten wróg.
Emocje przysłaniają fakty
Samo bycie „w środku” wcale nie wystarcza do pełnej i obiektywnej oceny, choćby dlatego, że nierzadko do własnych doświadczeń pochodzimy emocjonalnie, mamy jasno określone stanowisko. A emocje wykrzywiają rzeczywistość, zresztą nie tylko u samych świadków, ale i tych osób, które temat dyskusji traktują bardzo osobiście, na przykład przez wzgląd na swoich krewnych czy wyznawane wartości – łatwiej na chłodno ocenić podbój Galii przez Cezara niż porozmawiać o Jedwabnem.
Bardziej więc chodzi o to, by umieć spojrzeć na dany problem z wielu stron, wysłuchać racji wszystkich zaangażowanych, nie trzymać się tylko jednej narracji, wczuć się w położenie danej osoby, bo choć nam, z naszej perspektywy, coś wydaje się dziwne, szokujące albo złe, to niewykluczone, że w tych konkretnych okolicznościach postąpilibyśmy tak samo.
Właśnie z boku wielu spraw widać jaśniej, motywy stają się bardziej czytelne, podobnie jak dalsze konsekwencje – ktoś obcy nie widzi wszystkiego, za to czasem dostrzega to, co samym zainteresowanym ucieka, właśnie dlatego, że są oni za bardzo zaangażowani i niektórych faktów nie chcą przyjąć do wiadomości. Ocena postronnej osoby nie musi być w stu procentach słuszna, jednak jej treść może dać do myślenia. Tym bardziej, gdy podobnych sądów usłyszy się więcej.
Po co oceniamy?
W idealnym świecie nikt nikogo by nie obgadywał, ale żyjemy gdzie żyjemy, skoro więc nie da się oceniania innych wyeliminować, warto je choć trochę ograniczyć i wykorzystać w dobrym celu. Ocenianie ma sens, gdy wyciągamy z niego cenną naukę dla siebie i – mówiąc górnolotnie – dla ludzkości.
Krytyka jest nieprzyjemna, bez niej jednak postęp nie byłby możliwy. Mnóstwo nieakceptowalnych dzisiaj zachowań dawniej uchodziło za normalne, a do zmian doszło, bo ludzie głośno o tym mówili, piętnowali niewłaściwe postawy. Raczej mało kto dzisiaj powie, że niewolnictwo jest spoko, a większość się oburzy na szefa traktującego swoich pracowników jak darmową siłę roboczą pozbawioną wszelkich praw – i nie ma tu tłumaczenia że „załóż firmę, wtedy pogadamy jak to jest prowadzić działalność gospodarczą”.
Pytanie tylko, jak często krytykujemy coś, bo nas to oburza i oczekujemy poprawy, a kiedy po prostu chcemy się wywyższyć. Praktyka pokazuje, że walka z własnymi przywarami zwykle idzie dość opornie, za to bez trudu da się wskazać błędy przeciwników. Te sytuacje są nieporównywalne, spróbuj postawić się na moim miejscu – to chętnie powtarzane wyjaśnienia, wszak dla siebie szybciej wskaże się okoliczności łagodzące, a cudze cierpienie nie boli tak mocno jak własne.
7 komentarzy
Oceniania mimo wszystko nie da sie uniknąć, ale swoje zdanie to jednak nie udział w zdarzeniach. Wiem to po sobie. Późno miałam dziecko i dopóki nie doświadczyłam macierzyństwa wszystko wydawało sie proste – w teorii.
Starajmy sie więc poznać i zrozumieć raczej, niż krytykować…
Da się żyć bez oceniania krytykowania. Każdy niech patrzy na siebie zajmie się własnym życiem a wtedy będzie tak jak trzeba. Ludzie popatrzcie na siebie zanim kogoś oceniacie. Czy wam jest przykro jak ktoś za waszymi plecami się was ocenia obgaduje. To jest żałosne.
Najgorzej jak ludzie komentują coś, czego nie widzieli/nie slyszeli, albo powtarzają historie zasłyszane od osób trzecich!
To też się zdarza, nagminnie
Ciekawy post o tym by nic nie mówic jak sie nie było w danym miejscu czy innych stułacjach
Mówi się nie tylko o tym, co widzimy lub słyszymy, ale i o tym, co słyszą inni i nam przekazują, o tm co słyszymy w programach telewizyjnych itd. Każdy nakłada na to własne rozumienie sprawy. I chyba ważne jest, aby mówić we własnym imieniu, a nie uogólniać. Pozdrawiam.
„nie wiem, ale się wypowiem” to chyba taka zasada większości ludzi. Lubimy wypowiadać się na tematy, o których niekoniecznie mamy pojęcie. Nagle w danej sprawie każdy jest ekspertem. Zwłaszcza znając coś tylko z opowieści, telewizji itd. Jeśli zdarza się tylko czasem to jeszcze pół biedy, gorzej jak ktoś ocenia wszystko, o czym się tylko mówi.