Nie jestem taka jak inne
Każdy lubi się jakoś wyróżniać, a komplement „nie jesteś taka jak wszystkie” ma szczególną wymowę. I same kobiety lubią przedstawiać się w takim świetle, choć czasem przybiera to dość zaskakującą formę – wyjątkowość wynika bowiem w pewnym sensie z odcięcia się od własnej płci. Innymi słowy: jestem fajna, bo nie jestem typową kobietą. Idę swoją drogą, a droga ta biegnie przez obszary niedostępne dla was, złośliwych idiotek.
Bo właśnie to wybrzmiewa w owych deklaracjach – baby to puste, irytujące histeryczki zajęte knuciem i polowaniem na dobrze zarabiających samców, ale ja jestem zupełnie inna, nie przypominam standardowej przedstawicielki swojej płci. Skąd jednak takie założenie? Kim są w takim razie te „inne” i dlaczego to takie straszne być jedną z nich?
Ach, jakie one są beznadziejne
W rozmowie na dowolny temat, gdy tylko wypływa kwestia jakiejś stereotypowej, kobiecej cechy, niemal zawsze znajdzie się przynajmniej jedna dziewczyna, która powie, że ma zupełnie inaczej. Ale pretekst nie jest tak naprawdę potrzebny, bo niektóre kobiety, tak po prostu, bez konkretnego powodu, lubią podkreślać, jak bardzo odbiegają od tego, co charakteryzuje ich płeć.
Nie byłoby w tym niczego złego, gdyby nie fakt, że próba pokazania siebie w lepszym świetle jest w kontrze do reszty kobiet, przedstawianych tutaj wyjątkowo niekorzystnie – to jednolita masa składająca się z bezbarwnych, głupiutkich istotek o dziwacznych upodobaniach, podczas gdy ja jestem osobą o ciekawej, złożonej osobowości, szczególnych umiejętnościach, nietuzinkowych zainteresowaniach i stabilnej psychice. Jestem wyjątkiem, drugiej takiej ze świecą szukać.
Niechęć do własnej płci jest różnie akcentowana, ale da się ją wyczuć w niemal każdej tego typu wypowiedzi. Dziewczyny czujące się wyjątkami ubolewają nad pustką w kobiecych głowach, i chociaż nierzadko krzywią się słysząc głupie stereotypy, to ze smutkiem przyznają, że jest w nich dużo prawdy – tak, tak, baby niestety takie są, dlatego tak ciężko mi się w ich gronie odnaleźć. Dlatego lepiej stanowczo się odciąć od kobiecości, zwłaszcza w tych obszarach, które tradycyjnie decydują o „gorszości” słabej płci.
U mężczyzn to zjawisko jest zdecydowanie rzadsze, panowie raczej lubią powoływać się na zbiorową męskość, tym bardziej, że z reguły oznacza ona przewagę – jesteśmy silniejsi, inteligentniejsi, bardziej zaradni, zdyscyplinowani, racjonalni, i tak dalej. Owszem, też można usłyszeć deklaracje typu: jestem facetem, ale nie jem golonki, kocham piwo smakowe, gardzę sportem, nie znam się na samochodach. Ale i wtedy chodzi bardziej o pokazanie, że inne wzorce męskości istnieją i są równie wartościowe, niż o wypisanie się z własnej płci i zaliczenie w poczet kobiet.
Tylko baby mogą to lubić
U kobiet różnica polega właśnie w tym, że bycie wyjątkiem nie promuje różnorodności, ile jest przyznaniem, że kobiety to faktycznie jakaś niższa forma życia i jeśli chce się być naprawdę fajnym, wartościowym człowiekiem, to najlepiej upodobnić się do mężczyzn. Bo to bardzo charakterystyczne, że „wyjątkowość” dziewczyny to często aspiracja, żeby robić coś „po męsku”, absolutnie nie tak, jak pozostałe kobiety.
Nie wypada zatem lubić rzeczy zwyczajowo kojarzonych z kobietami, jak oglądanie seriali, chodzenie na zakupy czy płakanie ze wzruszenia. W cenie natomiast są przymioty przypisywane mężczyznom, najlepiej te, dzięki którym mogą oni uważać się za lepszych, jak: „ja w przeciwieństwie do pozostałych kobiet potrafię myśleć logicznie”, „baba za kółkiem to dramat, ale ja jestem mistrzem kierownicy”, „praca z kobietami to koszmar, bo ja nie plotkuję przy kawce i nie obchodzi mnie, w czym Gośka przyszła do biura”.
Nawet gdy chodzi o błahostki, o rzeczy, które nie są szkodliwe czy głupie, a jedynie częściej obserwuje się je u kobiet, warto zaznaczyć, że „ja nie, mnie to nie interesuje” – robią to dziewczyny, czyli to musi być prozaiczne i uwłaczające godności. To tym dziwniejsze, że czasem te różnice są naprawdę niewielkie – wstyd oglądać babskie komedie romantyczne, ale głupawe strzelanki lubiane przez facetów już są ok, fanki piszczące na koncertach to żenada, ale fanatyczne kibicowanie klubom piłkarskim to normalne hobby, oglądanie w sklepach torebek to strata czasu, lecz oglądanie w sklepach telewizorów i wiertarek to zwyczajne zakupy.
Jeszcze zabawniejsze jest to, jak często przekonanie o własnej wyjątkowości ma niewiele wspólnego z prawdą, ponieważ to, co wydaje się tak unikalne, jest w gruncie rzeczy czymś powszechnie spotykanym – nie jest przecież tak, że kobiety żywią się liśćmi sałaty i tylko jedna na milion preferuje krwiste steki, nie wszystkie dziewczyny beczą bez powodu, obrażają się o byle pierdołę, interesują się jedynie modą, nie znają nazwiska kanclerz Niemiec, są chorobliwie zazdrosne i nie wiedzą, do czego służy młotek. A jednak wiele kobiet sądzi, że jedynie one mogą się pochwalić brakiem słabostek uchodzących za typowo babskie.
Jesteś jedną z nas
Dlaczego tak chętnie podkreślają one, że reszta jest beznadziejna? Cóż, kobiety przez lata były tą gorszą płcią. Może są urocze i słodkie, ale jednak gorsze. Słabe i bezradne, nie mogły się równać z mężczyznami i nie mogły bez nich przeżyć, a i dzisiaj podobne opinie nie należą do rzadkości – kobiety nie nadają się na szefów, nie mogą służyć w wojsku, są mniej inteligentne, nie potrafią zapanować nad emocjami, są kiepskie w polityce, nie mają ścisłych umysłów i nawet nie wiedzą, co to jest spalony.
Mężczyzna nie musiał w niczym dorównywać kobiecie, bo i cóż takiego niezwykłego one robiły? Rodziły dzieci, ale do tego stworzyła je natura, więc nie ma się czym podniecać. Równanie do kobiet to równanie w dół – czy jest gorsza obelga niż powiedzieć chłopu, że robi coś jak baba? Za to dla dziewczyn „masz jaja”, „wow, zrobiłaś to jak facet”, „myślisz jak mężczyzna”, „podjęłaś męską decyzję” to zazwyczaj komplement, najwyższe uznanie wartości. Coś „dobrze jak na kobietę” to marna pociecha. Symboliczne przyjęcie do grona mężczyzn po prostu podnosi status.
Osiągnięcie to jest wyraźniej widoczne, gdy podkreśli się jasno marność reszty kobiet – tak się wybić może tylko bardzo zdolna jednostka. Kobieta-wyjątek ma się za błąd w systemie, ciężko jej się identyfikować z własną płcią, skoro wszystkie one to płytkie, zawistne kretynki. To zaś utrwala krzywdzące mity, bo postawa „nie jestem jak inne” nie zawsze odnosi się do rzeczywistości, a raczej do powszechnych wyobrażeń na temat kobiet. Wyobrażeń oczywiście bardzo niepochlebnych.
Jak z fabryki klonów
Kobiety postrzega się przez pryzmat jednego wzorca, jak gdyby w obrębie tej płci nie było różnych charakterów. Co gorsza, uogólnienia dotyczą przeważnie cech negatywnych – jedna beznadziejna szefowa pokazuje, że kobiety nie sprawdzają się na wysokich stanowiskach, jedna uczennica oblewająca egzamin z matematyki to dowód, że dziewczyny nie mają głowy do rachunków. W drugą stronę to nie działa – utalentowane kobiety to jednostki, ich zdolności nie mają wpływu na ocenę całej płci.
Negatywne uogólnienia stosują również niektóre kobiety, bo w ten sposób chcą się poczuć wyróżnione, zaliczone do grona najlepszych (znowu, w domyśle: mężczyzn). Dlatego ciągle słyszy się o kobietach na szczycie, które wobec swoich koleżanek są bezwzględne. Dlatego tyle dziewczyn chwali się „męskimi” zainteresowaniami i „męskim” mózgiem, szydząc przy tym z idiotek chodzących na tipsy i śledzących losy bohaterów „Na wspólnej”. Odcinając się od gadających o wyskubywaniu brwi pustaków, można zyskać w męskich oczach.
Oczywiście, to żadna zbrodnia być kobietą i lubić majsterkowanie, pasjonować się motoryzacją, grać na konsoli czy chodzić na mecze. Tylko czym innym jest duma z własnych dokonań, a czym innym podnoszenie samooceny czyimś kosztem. Problemem jest bowiem właśnie to wartościowanie – świetnie, że umiesz ze starych desek i metalowych rurek wyczarować piękne meble do salonu, ale po co przy tym podkreślać, że inne panny to tępe dzidy, interesujące się wyłącznie kupowaniem ciuchów na promocji? Czy bez tego uzasadnienia sukces już tak nie smakuje?
Dziewczyna marzeń
Kłopot nie tylko w stereotypach, ale i w wychowywaniu. Chłopcy walczą między sobą o pozycję, ale w ich relacjach jest też sporo miejsca na braterstwo – nawet jak się nie znoszą, muszą odłożyć animozje na bok i współpracować, na wojnie, polowaniu, w firmie, polityce, drużynie sportowej. A dziewczynki od małego nastawia się przeciwko sobie, w dodatku ta rywalizacja często jest nie o lepsze wykształcenie czy zawodowe osiągnięcia, ile o uwagę facetów.
Dziewczyna „inna niż wszystkie” zwraca na siebie uwagę i zdobywa punkty u płci przeciwnej. Zdobywa je dzięki męskim przymiotom oraz temu, że jednocześnie ma osobowość, która facetowi jest bardzo na rękę – bo tak się składa, że deklarując „inność” zwykle chce się uniknąć posądzenia o bycie feministką albo inną bojowniczką uderzającą w interesy mężczyzn. Więc czasem te starania by wyjść na super-babkę działają na niekorzyść.
Wszak wiadomo, że kobiety są strasznie problemowe, ale ja, będąc inna, nie robię dram, nie muszę się przytulać, nie oczekuję czułych sms-ów, rozumiem, że męskie hobby jest ciekawsze od romantycznych randek, zatem nie będę nalegać, zresztą podzielam męskie zainteresowania, nie czepiam się wpadek, nie wytykam niewłaściwego zachowania, nie narzekam. Jestem tak spoko, że… no właśnie, nie trzeba się ze mną liczyć, bo niczego nie wymagam i wszystko mi pasuje. W przeciwieństwie do „księżniczek”, których „fochy” to nic innego, jak pilnowanie określonych standardów.
Nic dziwnego, że tak zabiegając o męską uwagę, nie lubi się innych kobiet i doszukuje się u nich najgorszych przywar. Niechęć bywa niekiedy tak wielka, że nie ma się żadnych koleżanek, wręcz widzi się w tym powód do dumy, że towarzystwo to wyłącznie koledzy i tylko z nimi łapie się wspólny język. Czy jednak ten brak więzi z własną płcią naprawdę wynika z intelektualnego ubóstwa i podłych charakterów reszty kobiet, czy może tak chce się je widzieć dla poprawy własnego samopoczucia?
Gdzie są te fajne babki?
Można zrozumieć chęć wybicia się ponad resztę, rzecz w tym, iż syndrom „nie jestem taka jak inne” mocno szkodzi wszystkim kobietom, także tym, które czują się wyjątkowe. Bo takie podejście dowodzi, że rzeczywiście jest tylko jeden typ kobiety, potwierdzający najgorsze wyobrażenia o tej płci – głupiutkie gąski, bez ambicji, nie potrafią zapanować nad emocjami, przerastają je nawet prozaiczne czynności typu jazda samochodem albo wbicie gwoździa. I wychodzi, że niezwykła jest po prostu ta kobieta, która zachowuje się jak przeciętny facet. No trudno o bardziej przekonywujący dowód, że kobiety ewolucyjnie stoją niżej od mężczyzn.
Zamiast mówić: jest nas więcej, kobiet mądrych, dobrych, oczytanych, błyskotliwych, pomocnych, życzliwych, robi się z dziewczyn o pozytywnych cechach wybryki natury, którym bardziej należy się awans do męskiej grupy trzymającej władzę niż przyznanie, że kobiety też mogą coś znaczyć. Jakby w kobiecości nie było żadnego powodu do dumy. A przecież być kobiecą to żadna ujma, prawda?
3 komentarze
Początkowy szok po spotkaniu tego faceta z papugą na ramieniu zmienił się w pozytywne wrażenia.
Pozdrawiam!
No cóż, nic dodać nic ująć. Nie da się ukryć, taka jest prawda o nas kobietach. Przypodobywanie się mężczyznom bardzo często wychodzi na pierwszy plan i pewnie nie tak szybko to się zmieni.
Pozdrawiam
Maria
A ja, trochę kuswemu żalowi, jestem taka jak inne. Calkowicie stereotypowa.