Nie znosisz podejmować decyzji? Dlaczego wybory tak często nie cieszą?
Świat zachodni szczyci się tym, że dał ludziom prawdziwie wolny wybór. Nie musisz zakładać rodziny, wyznawać określonej religii, żyć według odgórnie narzuconych reguł, nawet pracować nie musisz, jeśli uznasz, że życie włóczęgi najbardziej ci odpowiada. Prawo do samodzielnego decydowania o sobie należy do najwyżej cenionych wartości i aż zębami chce się zazgrzytać na myśl, że ktokolwiek mógłby narzucić nam swoją wolę.
Co jednak zaskakujące, to prawo wcale nie gwarantuje szczęścia. Rozczarowanie to uczucie doskonale znane każdemu i bardzo często wynika ono właśnie z tego, że zrobiło się coś po swojemu. Czyżby to oznaczało, że nie zawsze wiemy, co dla nas najlepsze?
Miliony przeróżnych decyzji
Każdego dnia trzeba podjąć przynajmniej kilka decyzji. Począwszy od tych banalnych, jak w co się ubrać i zjeść na śniadanie, kończąc na ważnych zagadnieniach dotyczących finansów, pracy zawodowej, obowiązków rodzinnych. Od trafności tych wyborów zależy jakość życia i spokój ducha, odpowiedzialność jest więc spora. I jak się okazuje, samodzielność w tej kwestii niekoniecznie wychodzi nam na dobre.
Podejmowanie życiowych decyzji bywa piekielnie trudne. Zwłaszcza teraz, gdy na wyciągnięcie ręki jest cała masa możliwości. Jak wybrać opcję zdecydowanie najkorzystniejszą? Jak to w ogóle ocenić? Dlatego nawet gdy chodzi o rzeczy średnio istotne, rozważenie wszystkich ‘za’ i ‘przeciw’ może przyprawić o ból głowy.
Do tego wcale nie ma pewności, że podjęta decyzja jest na pewno samodzielna. Podobno to wręcz niemożliwe, żyjąc między ludźmi, w specyficznym środowisku, trudno się całkowicie odciąć od wpływów zewnętrznych, a świadomość przeróżnych zależności jeszcze bardziej komplikuje sprawę, bo do kwestii czysto praktycznych dochodzą jeszcze względy etyczne i emocjonalne. Krótko mówiąc, każdy w jakimś tam stopniu jest podatny na manipulację otoczenia i jeśli zdaje sobie z tego sprawę, to dodatkowo rozważa swój trudny wybór również pod kątem tego, czy przypadkiem ktoś nie próbuje wpłynąć na indywidualny osąd.
Czy warto ryzykować?
Załóżmy, że mimo tych zewnętrznych sugestii człowiek jest w stanie podjąć decyzję zgodną z własnymi przekonaniami. Jak często z tej możliwości korzysta? Okazuje się, że w wielu przypadkach robi to po prostu z musu, a nie dlatego, że to takie dobrodziejstwo. Nastolatki marzą o chwili, w której otrzymają dowód osobisty do ręki i oficjalnie będą mogły powiedzieć: teraz będzie po mojemu! I gdy już taki młody człowiek może podejmować decyzje sam, to z czasem zaczyna się tego bać, ponieważ widzi, że plany to jedno, a rzeczywistość to drugie. To zaś uczy, że czasami warto być bardziej zachowawczym i robić to co reszta.
Tak, to też jakiś wybór. Bywa, że bardzo komfortowy. Przecieranie własnych szlaków, pełna wolność przy podejmowaniu decyzji oznacza większe ryzyko, jako że nigdy nie da się przewidzieć, czy wybrana ścieżka zaprowadzi dokładnie tam, gdzie się to sobie wymyśliło. Można wiele zyskać, ale można też wiele stracić i pogrzebać szanse na świetlaną przyszłość. Kłopot w tym, że kiedy się odpuści, to przychodzi żal za straconymi szansami, jest smutek, że coś ważnego się przegapiło, jakaś szansa wymsknęła się z rąk, nie wiadomo dokładnie jaka, ale to mogło być coś wspaniałego. A tak…
Pójście za tą szansą nie musi być zresztą lepsze. Wtedy pojawiają się inne dylematy. Czy na pewno wszystko wzięło się pod uwagę, a może przegapiło się jakąś ważną informację? Ile dobra tak naprawdę z tego wyszło? Poświęciło się tyle czasu i energii na dojście do celu, a i tak ciężko się pozbyć wątpliwości, jest jakiś niepokój, że kto wie, coś ważnego mogło przejść koło nosa albo wszystko dałoby się zrobić szybciej, sprawniej i mniejszym nakładem kosztów.
Które rozwiązanie najlepsze?
Zmorą naszych czasów jest właśnie ten ogromny wybór. Kiedy w sklepach były dwa rodzaje makaronu, brało się po prostu jeden z nich i tyle, żadnej rozkminki nad składem i zastosowaniem. Dzisiaj makaronów jest zatrzęsienie i weź tu kup ten najlepszy do obiadu. Nie znaczy to oczywiście, że fajnie byłoby wrócić do pustych półek, niemniej pokazuje to, że od dobrobytu głowa istotnie może rozboleć. Większy wybór zwiększa konkurencyjność, dzięki czemu jakość dostępnych usług rośnie, ale co za dużo to niezdrowo.
Badania, np. Barry’ego Schwartza, pokazują, że nadmiar dostępnych opcji może być szkodliwy. Jeśli możliwości jest bardzo dużo, nie da się przeanalizować ich wszystkich, a to irytuje i psuje radość z podjętej decyzji, bo z tyłu głowy czai się myśl, że gdyby zrobiło się troszkę inaczej, to korzyści byłyby większe. Duży wybór podnosi też oczekiwania, więc tym łatwiej się rozczarować. A że postęp pędzi w szaleńczym tempie, rozczarowanie przychodzi szybko – kupiony niedawno telewizor wydawał się taki nowoczesny, a dzisiaj są modele jeszcze fajniejsze i do tego tańsze. A tyle czasu chodziło się po sklepach w poszukiwaniu tego najlepszego! Jak widać, niepotrzebnie.
Z życiowymi decyzjami jest podobnie. Może warto się przenieść do Warszawy albo wyjechać do Holandii czy innej Norwegii? Które miejsce na dorobek będzie idealne? Wszystkie oferują tyle możliwości! Męża już rodzina nie narzuca, wybiera się go wedle własnego uznania i znowu problem, bo kryteriów do spełnienia coraz więcej i ciągle dochodzą nowe, a że kandydatów można sobie wcześniej dokładnie pooglądać i przetestować, rodzi się pokusa, by wyżej podnieść poprzeczkę i poczekać na kogoś bardziej idealnego. Nawet tak prozaiczna rzecz jak wybór serialu jest kłopotliwa – są ich dziesiątki, każdy to kilka sezonów, kilkadziesiąt godzin przed ekranem, wszystkiego przecież nie obejrzę, na co się zdecydować?
Jednym słowem, szukamy perfekcji. Wolny wybór takie właśnie zakończenie ma przynieść, a że w życiu niezmiernie rzadko coś układa się na sto procent, zamiast satysfakcji odczuwa się rozgoryczenie. Dawniej, gdy coś było narzucone z góry, trzeba było się dostosować, w przeciwnym razie życie byłoby nie do zniesienia, zresztą wielu ludzi w ogóle się nad tym zastanawiało, taka była kolej rzeczy i już. Wybór dał wolność, ale z zadowoleniem to już różnie bywa.
Jak oceniasz dostępne możliwości?
Własne wybory nie zawsze cieszą, bo to spora sztuka, tak właściwie oszacować szanse i potencjalne konsekwencje. Często wystawiamy błędne oceny, coś wydaje się dużo lepsze albo dużo gorsze niż jest w rzeczywistości, i to także sprawia, że bardziej prawdopodobne jest rozczarowanie z powodu nietrafionej decyzji, a nie miła niespodzianka.
Mylimy się zazwyczaj przy opcjach dość podobnych do siebie. Jak choćby przy wyborze mieszkania – oferta z określonego przedziału cenowego nie jest jakoś szczególnie zróżnicowana, diabeł tkwi w detalach, które łatwo przegapić, będąc osobą bez doświadczenia w nieruchomościach. I tu kryje się tajemnica – wybieramy źle, ponieważ się na czymś nie znamy.
A nie znamy się, bo zbyt wiele rzeczy jest dzisiaj do ogarnięcia. Nikt nie narzuca poglądów politycznych, ale na kogo postawić? Wypadałoby przeczytać programy polityczne, poznać dokładnie prawo, zrozumieć finanse publiczne, działanie armii i służby zdrowia… no sporo tego. Oszczędności? Fundusze obligacji, agresywne, otwarte, zamknięte… Kolejny temat do opanowania. Samochód? Diesel czy benzyna, ile koni, do jazdy po mieście czy w trasy, co i kogo będzie się nim wozić, która marka ma najlepszy serwis, a która seria jest najmniej zawodna… Nie ma szans, by w każdej dziedzinie zostać specjalistą, przez co takie poważne wybory często podyktowane są emocjami, a te bywają zdradliwe, kiedy więc przyjdzie otrzeźwienie, ma się poczucie klęski.
Poczucie bardzo nieprzyjemne, bo nikt nie lubi się mylić. Zwłaszcza gdy idzie o własne życie – kto może wiedzieć lepiej, czego mi do szczęścia brakuje? Zakładamy, że wybierając samodzielnie, sprawimy sobie najpiękniejszy prezent, a tu wychodzi, że może być równie kiepsko jak wtedy, gdy ktoś próbuje nami sterować.
Co na to sąsiedzi?
Własne wybory cieszyłyby może bardziej, gdyby nie możliwość porównania z innymi ludźmi. Wielokrotnie swoje szczęście oceniamy według skali publicznej, a zawsze znajdzie się ktoś, komu można tylko pozazdrościć. Widzi się na przykład, że koleżanka dumnie paraduje z wózkiem, a własna kariera zawodowa dostarcza tylko zgryzot, nie warto było tak poświęcać się dla pracy. Podczas gdy ta sama koleżanka może myśleć, że ciąża zaraz po studiach to nie był najszczęśliwszy pomysł, trzeba było jak inne dziewczyny z roku, najpierw troszkę sobie popracować, poszaleć, a o rodzinie pomyśleć za parę lat. Tradycyjnie, trawa zawsze jest zieleńsza u sąsiada.
Do tego spore znaczenie ma to, co ludzie sobie o nas pomyślą, przez co część życiowych wyborów dyktowana jest nie własną wolą, ale opinią otoczenia. Ludzie w większości najlepiej czują się w grupach, a każda wspólnota ma jakieś swoje rytuały, wartości, wierzenia, cechy charakteru. Są rzeczy w obrębie grupy pożądane, jak i rzeczy, na które spogląda się krzywo albo wręcz tępi. Dlaczego miliony ludzi żyją praktycznie tak samo? Jasne, są pewne obowiązki, które wypełnić należy, ale tak ogólnie, skoro wolno podążać własną ścieżką, skąd bierze się to masowe powielanie kilku sprawdzonych wzorców? Wszyscy mamy ten sam gust i pragnienia? Nie, po prostu niekiedy wybieramy bycie dokładnie takim samym człowiekiem jak reszta.
W stadzie jest bezpieczniej, mniejsza krytyka, mniejsze ryzyko. Kopiując schemat typowy dla danego środowiska mniej więcej się wie, co będzie na końcu drogi, jest się kogo zapytać o radę, można bezkarnie kopiować sprawdzone rozwiązania. To niby w dalszym ciągu nasz wybór, ale kosztuje mniej pracy. Niekoniecznie cieszy, daje jednak jakieś poczucie stabilizacji.
Czasami po prostu nie wszystko wychodzi
Szczęśliwsze wydają się te osoby, które mniej troszczą się o zdanie reszty i nie mają manii perfekcyjności, potrafią się zadowolić czymś ‘zaledwie’ dobrym, a to przeważnie daje więcej radości niż pogoń za nieosiągalnym ideałem. To trochę jak przy kupowaniu butów. Zwykle to, co pierwsze wpadło w oko, okazuje się opcją najlepszą, ale wielu klientów odstawia wybrane buty na półkę i idzie dalej, szukać butów tańszych, ładniejszych, bardziej praktycznych albo modniejszych. Tylko po to, by po godzinach bezowocnych poszukiwań i narastającej frustracji wrócić do opcji pierwszej.
Tak jest z wieloma decyzjami – kiedy nie kombinuje się ponad miarę, odczuwa się zazwyczaj większą satysfakcję. Nie traci się cennego czasu na rozważania, nie zadręcza się przegapionymi możliwościami, nie gdyba bez sensu, jest po prostu lżej, gdy przyjmie się do wiadomości, że pewne niedociągnięcia są nieuniknione i przy odrobinie dobrej woli można się z nimi pogodzić. Wystarczy, że coś w większości pokrywa się z oczekiwaniami, a wady są do przełknięcia.
2 komentarze
Wybory bywają trudne, zwłaszcza w sprawach ważnych, zwłaszcza jeśli brak nam wiedzy w danej dziedzinie. Najbardziej jednak denerwujący są ludzie, którzy nie potrafią podjąć decyzji w sprawach błahych, jak rodzaj kawy, kolor bluzki, seans filmowy…
O dziwo, łatwiej nam doradzać innym, niż samemu podejmować decyzje, może patrzenie na problem z boku pomaga?
Z podejmowaniem wszelkich decyzji ma problem moja córka i cały czas ją tego uczę 🙂