Główne menu

Nieidealne dzieciństwo przyczyną nieszczęśliwego życia?

Rodzice. Jak to dobrze, że są. Kochają, troszczą się, chronią, pomagają… I na dodatek można ich obwinić za dosłownie każde życiowe niepowodzenie. To w końcu oni, w trakcie żmudnego procesu wychowawczego, przekazują określone wartości, dają przykład swoją postawą oraz dopuszczają się przeróżnych zaniedbań, które później kładą się cieniem na naszym dorosłym życiu.

I choć trudno zbagatelizować wpływ mamy i taty na osobowość dziecka, to czy nie przypisuje się rodzicom zbyt dużej winy za swoje grzeszki i błędy? Jesteśmy w końcu samodzielnymi jednostkami, z własnym rozumem i uczuciami, to chyba takie mało dojrzałe, chować się ciągle za plecami rodziców, wzdychając smętnie, ‘ach, gdyby oni wtedy…’. Ale czy da się jasno określić granice odpowiedzialności rodziców za szczęścia i nieszczęścia ich dzieci?

Spokojnie, to wina starych

Rodzice od zawsze odgrywali ważną rolę w życiu dziecka, ale dopiero Freud spopularyzował tezę, jakoby rodzice byli w stanie trwale ukształtować osobowość swojego potomka. Z tego zaś wyciągnięto wniosek, że za każdym życiowym problemem stoją rodzice i jeśli do kogoś można mieć pretensje, to właśnie do nich, nikogo więcej. W latach 80-tych pojawili się „Toksyczni rodzice” i od tej pory to już standard, że jeśli komuś coś się w życiu nie układa, to najpierw powinien on sobie odpowiedzieć na pytanie: w którym miejscu moi rodzice popełnili błąd? Bo że jakoś skrzywdzili, to pewne. Tacy właśnie są rodzice.

Gdzieś w tym wszystkim umyka fakt, że rodzice to – uwaga, uwaga! – też ludzie. Tacy zwyczajni, z ułomnościami. Człowieczeństwo jest nierozerwalnie połączone z popełnianiem błędów, w tym również błędów wychowawczych, dlatego skrzywdzić mogą nie tylko zwyrodnialcy, ale i najukochańsza mama i najwspanialszy tata. Oczywiście, są różne skale tej krzywdy, niemniej ze świecą szukać osób, które z rąk najbliższych nie doznały nigdy nawet jednej przykrości.

Lecz rodzicom bardzo trudno jest wybaczyć. Mamy raczej tendencję do wyolbrzymiania doznanej krzywdy i pielęgnowania jej w sobie przez długie lata, tak że wreszcie dochodzi się do momentu, w którym cały ten nagromadzony żal przemienia się w podstępną, destrukcyjną siłę – nieprzyjemne wydarzenia są wtedy nie tyle konsekwencją rodzicielskich błędów, ile naszej własnej niedojrzałości.

Samo zło

Nie da się ukryć, dorastanie w domu zimnym, bez miłości, za to pełnym przemocy, alkoholu i wzajemnej niechęci to ogromne obciążenie. Ale bądźmy szczerzy – prawdziwa patologia to na szczęście margines, większość z nas dorastała we względnie normalnych warunkach, gdzie kiepskie chwile przeplatały się z tymi fantastycznymi. Nie jest więc tak, że dzieciństwo to zawsze jeden wielki koszmar, a rodzice to kopie siostry Ratched oraz Dwighta Hansena, coś jednak każe się nam skupiać wyłącznie na negatywach.

 

Czy też może – dzisiaj po prostu wolno nam to robić. Krytyka rodziców to żadna zbrodnia, ba, nawet powinno się krytyczną analizę przeprowadzić, właśnie żeby dojść do przyczyny tych swoich życiowych klęsk. Rodzic coraz rzadziej jest niekwestionowanym autorytetem, a to ułatwia konfrontację. Niestety, nie tylko gdy trzeba się wyrwać z siedliska zła, ale i w zwyczajnych, choć mało komfortowych sytuacjach, jak wtedy, gdy mama nie pozwoliła pójść na całonocną imprezę.

Pretensje do rodziców nierzadko są za to, że nie okazali się oni wystarczająco wyluzowani – obecnie w modzie są relacje partnerskie, które na linii rodzic-dziecko nie do końca się sprawdzają, bo mama i tata mają przede wszystkim tworzyć dom i wychowywać, a nie bawić się w paczkę fajnych kumpli. Tymczasem zamiast kumpla jest wapniak z wymaganiami, oczekiwaniami, wyrzutami, zamiast pozwolić żyć po swojemu, lekko, łatwo i wygodnie, i nie chce się dostrzec, że rodzice często podnoszą poprzeczkę jedynie po to, by dziecko miało lepiej niż oni.

Co to znaczy ‘dobrze wychować’?

Warto jeszcze wziąć pod uwagę, że kilka dekad temu podejście do wychowywania dzieci po prostu było inne i trudno winić własnych rodziców za to, że nie wyprzedzali mentalnie swojej epoki. Nie licząc jednoznacznie złych postępków jak bicie czy upokarzanie, większość błędów popełniana była tak naprawdę w dobrej wierze – nie zmienia to faktu, że sprawiały ból, lecz przynajmniej wiadomo, że nie stała za tym czysta złośliwość i podłość.

A i dzisiaj, choć wiemy znacznie więcej, wciąż masowo zdarzają się rodzicielskie wpadki, gdyż niemożliwością jest stworzenie prostego w zastosowaniu poradnika dla wszystkich rodziców, bo każda rodzina ma swoją unikalną historię. Kłopot w tym, że takie poradniki jednak się pojawiają, ludzie w chwytliwe, ładnie brzmiące zdania wierzą, i tym chętniej zwalają winę na swoich rodziców, którzy do książkowego ideału nie zbliżyli się choćby w 50 procentach.

Tylko jak mogli się zbliżyć, skoro idealne metody wychowawcze zmieniają się kilka razy do roku? Niejedna współczesna mama to potwierdzi – raz czyta, że na przykład osobne łóżko dla bobasa to osłabianie matczynej więzi, drugim razem, że spanie z dzieckiem to prosta droga do kompleksu Edypa. Okazuje się nawet, że bycie fantastycznym rodzicem wcale nie musi być takie dobre, bo dziecko po wyjściu z takiej oazy nie odnajdzie się w brutalnych realiach.

Zapisane na górze

Mimo że opcja ‘wszystko jest winą rodziców’ wciąż dominuje, przybywa głosów mówiących, że rolę wychowania cokolwiek się przecenia. Bo przecież nie jest tak, że maluch przychodzi na świat ‘czysty’ niczym biała kartka. W rzeczywistości już jest jakiś, tylko jeszcze tego nie widać, ale im dalej w las, tym bardziej do głosu dochodzić będą wrodzone cechy charakteru. Genów nie da się bowiem całkowicie oszukać – ktoś może być z natury agresywny, uparty, złośliwy, nadpobudliwy albo leniwy, dobre wychowanie może jedynie to przytemperować, nauczyć bardziej pożądanych reakcji. I odwrotnie, dzieci parszywych rodziców są w stanie wyjść na ludzi, mimo fatalnych wzorców wyniesionych z domu.

Ten mechanizm widać doskonale w rodzinach z co najmniej dwójką dzieci – zazwyczaj chowane są one w podobny sposób, a potrafią być czasami jak ogień i woda. Czary? Nie, właśnie geny. Nie ma wprawdzie zgody co do tego, w jakich proporcjach na dorosłą osobowość wpływają oba te czynniki, niemniej widać, że wychowanie to nie wszystko. I dlatego przerzucanie całej winy na rodziców jest bez sensu.

Weź to na klatę

Jest jednak bardzo wygodne. Nie radzę sobie w pracy, bo ojciec był taki surowy, nie układa mi się z facetami, bo rodzice się rozwiedli, nie zostałam adwokatem, bo matka powiedziała, że inteligencja nie jest moim atutem – mnóstwo ludzi w taki sposób tłumaczy swoje niepowodzenia. Po części słusznie, gdyż rodzicom zdarza się podcinać swoim dzieciom skrzydła. Zapomina się jednak, że człowiek, jako niezależna istota, w pewnym momencie zaczyna prowadzić samodzielne życie. Ma ten swój bagaż, ale ma również własny rozum, dzięki któremu może ocenić jakość wartości i zasad przekazanych przez rodziców. Wziąć odpowiedzialność za swoje czyny.

I o ile większość z nas nie chowała się w piwnicach z horroru, tak w prawie każdej rodzinie było jakieś ‘ale’, rodzice zawsze mają na sumieniu coś, co w jakiś sposób zarzutowało na przyszłości dzieci, więc tak na dobrą sprawę każdy jest troszkę popsuty. Oczywiście, można mieć o to pretensje. Co jednak powiemy o ludziach wiecznie użalających się nad sobą? Tak, dokładnie, są cierniem w czterech literach. Mama nie przytulała cię wystarczająco często, tata nie chwalił za sukcesy? To bardzo przykre, serio, ale nie zaszkodziłoby wziąć się wreszcie w garść i zbudować przyszłość na swoich zasadach. Dla własnego dobra. I dobra własnych dzieci.

Że praca nad sobą nie jest łatwa, wie każdy. Lecz pozostanie na etapie ‘skrzywdzonej przez rodziców’ bynajmniej nie czyni życia przyjemniejszym, no chyba że do szczęścia wystarczy znalezienie sobie kozła ofiarnego. Bo traumy z dzieciństwa są winą rodziców, ale to, że nic się z nieprzyjemnymi doświadczeniami nie robi, jest już naszą winą.

Rodzice niewiele mogą?

Kolejna rzecz, to pomijanie wpływu reszty otoczenia. Świat dzieci rzadko kiedy ogranicza się wyłącznie do rodziców, są jeszcze sąsiedzi, koledzy i koleżanki, nauczyciele, dalsza rodzina, znajomi, długo by wymieniać. Ci ludzie też nas kształtują, czasami nawet bardziej niż sami rodzice. Porządna matka chowająca synów na osiedlu pełnym patologii, biedy i przestępczości prędzej poniesie wychowawczą porażkę niż fatalna matka mieszkająca z synami na spokojnych i bezpiecznych przedmieściach – w pierwszym przypadku złe towarzystwo może się wydać atrakcyjniejsze, w tym drugim otoczenie pokazuje, że świat dookoła nie jest tak syfiasty jak rodzinny dom, co może pomóc stanąć na nogi.

Najnowsze badania pokazują też, że problemy z dzieciństwa są częściej kwestią genów niż sposobu wychowania – rodzic nie okazywał zbyt wylewnie swoich uczuć nie dlatego, że ignorował dziecko, ale po prostu jest osobą zamkniętą w sobie, nieśmiałą i nawet nie wiedział, że dla potomka to było tak bolesne.

Nie znaczy to rzecz jasna, że rodziców należy ze wszystkiego rozgrzeszać, bo co oni mogą, przez te kody genetyczne, środowisko i nieprzyjazne okoliczności przyrody. Błąd rodzica, zamierzony czy nie, odciska piętno, to bardziej kwestia tego, co się z tym doświadczeniem zrobi – można tylko płakać przez kolejne 50 lat nad własną niedolą, albo można złą kartę próbować odwrócić, wiedząc już, czego na pewno się dla siebie nie chce. Bo dzieciństwo nadaje nam jakiś kierunek, ale nie jest niczym ostatecznym – dorosły człowiek może skręcić w inną, atrakcyjniejszą dla siebie ścieżkę. Tak samo jest z dobrymi rzeczami. Jeśli masz głowę do matematyki po babci, to jeszcze nie czyni Cię wybitną studentką – masz pewne predyspozycje, ale i tak musisz się tej matematyki uczyć. Jeśli mama nauczyła Cię wrażliwości na los bezdomnych zwierząt, to jednak wciąż od Ciebie zależy, czy kupisz biednym kotkom karmę i dasz im miejsce w swojej piwnicy. Po prostu, wymawianie się złymi rodzicami na każdym kroku jest pójściem po linii najmniejszego oporu. I najmocniej uderza w nas samych.

    7 komentarzy

  • Maja

    Bardzo trudny temat….

  • Aneta

    Rodzicow za wszystko winic nie mozna ale wszystkie bledy w wychowaniu wychodza w doroslym zyciu: brak wsparcia, wieczna krytyka, kontrola, wysmiewanie, brak milosci i poczycia bezpieczenstwa, wmawanie bledow, brak rozmowy, brak sluchania potrzeb, brak szacunku.
    To tak jak z DNA…jesli jest blad i ten blad sie replikuje to powstaje co powstaje…

  • Magdalena

    Fajny tekst ale jak nie obwiniać matki która wiecznie nakazuje i krytykuje dorosła kobietę wicznie mówi co ma robic i jak postępować i wychowuje za nią syna czują wina

  • Pixel Kolor

    Łatwiej niepowodzenia zwalić na kogoś, zamiast samemu zacząć nad sobą pracować.

  • A.

    Bardzo wielowątkowy temat…Moje życie nie jest idealne, bo spędziłam prawie całe dzieciństwo w szpitalach…I teraz odczuwam pokłosie tych wydarzeń…eh…

  • ewa

    mnie wychowywala chora psychiczie matka i czuję to na każdym kroku mimo że mam

  • Iwona

    Hej:) Po światowej fali tłumaczeń się, że problemy w dorosłości są z dzieciństwa, kiedy to Susan Forward napisała książkę „Toksyczni rodzice”, przyszła na świat kolejna edycja tej książki „Toksyczni rodzice [jak się uwolnić od bolesnej spuścizny i rozpocząć nowe życie]”, w której Forward napisała, że można sobie poradzić i ja się trzymam tej książki 😀
    Rzeczywiście, rozmawiam z wieloma ludźmi o tym i niektórzy widzą całą winę za to jak wygląda ich dorosłe życie w rodzinie. Ba! Nie chcą również wziąć odpowiedzialności i podjąć działań, by to zmienić. Strefa komfortu zamknięta na miliony kłódek 🙂

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>