Posłuszna….jak żona?
Posłuszeństwo, czyli poddanie się czyjejś woli, podporządkowanie się poleceniom wydawanym przez osobę posiadającą władzę – tak przedstawiają to oficjalne definicje. Z tak pojmowanym posłuszeństwem spotykamy się w życiu na wielu polach: w pracy, wojsku, różnego rodzaju organizacjach, religii, szkole, rodzinach. Ale nigdzie chyba kwestia posłuszeństwa nie budzi takich kontrowersji co przy związkach damsko-męskich.
Gdyby wskazać regułę, która budzi w kobietach największą wściekłość, ta o posłuszeństwie bez wątpienia trafiłaby do ścisłego topu. Słuchać się faceta, podążać za nim? Z jakiej niby racji? Kto to w ogóle wymyślił? Tymczasem posłuszeństwo to kwestia nieco bardziej złożona niż po prostu nakaz słuchania kogoś. Lecz wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy, zarówno tych, co posłuszeństwa wymagają, jak i tych, którzy mieliby być posłuszni.
Męża słuchać trzeba
Posłuszeństwo niedobrze się kojarzy. Wyklucza partnerstwo, odbiera wolną wolę. Zgoda, hierarchia pomaga zapanować nad organizacyjnym chaosem i przyspiesza dojście do celu, czy jednak dwójka kochających się ludzi będzie szczęśliwa jedynie wtedy, gdy jedno zapanuje nad drugim?
Ależ to wcale nie o to chodzi! – protestują ci, którzy w posłuszeństwie widzą receptę na udany związek. Kobiety niesłusznie dopatrują się w tym jakiejś opresji. Przecież to nie ma być tak, że facet, niczym sadystyczny właściciel niewolników, stoi nad kobietą z batem, traktuje ją nieludzko i żąda niemożliwego. Chodzi jedynie o to, by mężczyzna został przewodnikiem, głową domu. Kobieta się go słucha, ale nie jest bezwolna. Nie ma się ślepo zgadzać na wszystko co mąż robi, wręcz przeciwnie, gdy on błądzi, ona powinna przywołać go do porządku. Nie może mu bezkrytycznie potakiwać, ma wyznaczać pewne standardy. Nie ma się męża bać. Słowem, posłuszeństwo nie odbiera jej godności, prawa do własnego zdania i sumienia.
A dzięki temu, że kobieta podda się woli mężczyzny, zyska jego miłość i opiekę. Nie ma tu wyższości jednej osoby nad drugą, jest tylko pewna naturalna zależność – to facet ma w genach przywództwo, dlatego właśnie relacje damsko-męskie układają się w ten sposób. Mąż-przewodnik służy swojej rodzinie, jest za nią odpowiedzialny, ma się zachowywać tak, by partnerka sama chciała się mu poddać. Ona zaś, gdy już poczuje się bezpieczna i kochana, da ze swojej strony wrażliwość, troskę i ciepło, tak że wspólny dom stanie się miejscem przyjemnym dla dwojga.
Ja tu rządzę!
Gdy się posłucha tego bez uprzedzeń, brzmi całkiem sensownie. Kłopot w tym, że nie wszystkie kobiety są z natury emocjonalne i wrażliwe, tak jak nie wszyscy mężczyźni są odpowiedzialni i silni. Bo panowie też nie do końca rozumieją ten schemat. Często mówią, że nie oczekują posłuszeństwa na wzór krajów muzułmańskich, lecz gdy się wejdzie w szczegóły to wychodzi, że przeważnie jednak tego właśnie chcą.
Chcą dowodzić i stać ponad, bez względu na to, co wnoszą ze swojej strony. Tak po prostu, z racji bycia mężczyznami. Nie podoba się im samodzielność kobiet i chcą tym niezależnym pannom pokazać, gdzie ich miejsce. Dążą do tego, by partnerkę zdominować. Zamiast współpracować wolą narzucać swoją wolę. W praktyce kobieta nie powinna w ogóle mieć własnego zdania, każdy jej sprzeciw to fochy. Kobiece pragnienia to głupie wymysły wynikające z tego, że za mało zajmuje się ona tym, czym powinna. Lekceważy się kobiece słowa, bo co głupia baba może wiedzieć. Za to mężczyzna świetnie wie, czego kobiecie potrzeba, i jeśli ona tego jeszcze nie rozumie, to wkrótce się przekona.
Bo kiedy mowa o posłuszeństwie, to większy nacisk kładzie się na uległość i podporządkowanie, a mniejszy na to, co jednocześnie powinien robić mężczyzna. A zgodnie z teorią, powinien na miano przewodnika i lidera jakoś sobie zasłużyć. Tyle że masa mężczyzn widzi to zupełnie inaczej – posłuszeństwo kobiety należy się im z urzędu, oni nic nie muszą robić. Baba powinna się chłopa słuchać nawet wtedy, gdy tylko ona pracuje, bo przecież to, że zarabia, bynajmniej nie oznacza, że jest w czymkolwiek lepsza.
Prosty test w Google – jak być dobrą żoną, czy żona ma być posłuszna, czy kobieta musi słuchać mężczyzny… tysiące wpisów. A teraz: jak być dobrym mężem, jakie obowiązki mąż ma wobec żony, czy mąż powinien słuchać żony… widać, że jest tego mniej. Co interesujące, o powinnościach męża najwięcej pisze się na portalach chrześcijańskich, a więc odnoszących się do wartości tradycyjnych, na które tak chętnie powołują się fani posłusznych żon. Gdy jednak przychodzi co do czego, panowie wybierają sobie tylko to o uległych kobietach, swoje obowiązki pomijają.
Żona tylko siedzi w domu
Połączenie posłuszeństwa z chrześcijaństwem to w ogóle bardzo ciekawy temat. Na wspomnianych portalach zaskakująco wiele pisze się o małżeńskiej równości. No, może nie w takim nowoczesnym pojęciu, niemniej nie jest wbrew pozorom tak, że tylko żona coś musi, a mąż przychodzi sobie na gotowe i wymachuje bacikiem. Nie, on ma całkiem sporo do zrobienia i widać, że to niełatwa rola, wymagająca ciężkiej pracy i wyrzeczeń. I co najważniejsze, swojej władzy nie wolno mu nadużywać, nie może zmuszać żony do spełniania dowolnych zachcianek, upokarzać jej i namawiać do zła. Bo jeśli do tego dochodzi, to znak, że mężczyzna nie zdołał unieść odpowiedzialności, a wtedy żona wręcz powinna przejąć ster dowodzenia, by wszystko wróciło na właściwe tory.
Czytając o tym, można odnieść wrażenie, że gdyby ci domagający się posłuszeństwa panowie naprawdę podążali właściwą drogą, o wiele łatwiej byłoby im znaleźć towarzyszkę skłonną do uległości, bo nie byłoby w tym już niczego poniżającego. Na razie jednak, posłuszeństwo to głównie degradacja i stąd ten kobiecy bunt.
Wystarczy sprawdzić, jak postrzega się niby zaszczytną rolę matki i żony – notorycznie określa się to jako ‘siedzenie w domu’, czyli żaden wysiłek, do tego nie daje to pieniędzy, zatem bezwartościowe. A skoro tak, to jest przyzwolenie na gorsze traktowanie ‘darmozjada’, który nie pracuje i niczym się nie martwi. No to niech chociaż słucha swojego pana, dzięki któremu ma co jeść.
Ty nie wiesz, co cię uszczęśliwia
Nie można kategorycznie stwierdzić, iż wszystkie kobiety wzbraniają się przed posłuszeństwem. Bardziej irytujące od samej idei posłuszeństwa jest usilne wmawianie, że tylko posłuszne kobiety są szczęśliwe i mogą liczyć na udany związek. Wybór innej drogi zawsze prowadzi na manowce i nawet nie ma co takich kretynek żałować, gdy gdzieś po drodze się potkną.
W rzeczywistości posłuszeństwo, tak samo jak pełna niezależność, samo z siebie niczego nie gwarantuje. Jest masa tradycyjnych żon, które wcale nie czują się spełnione i pełne radości, a posłuszeństwo to dla nich jarzmo, a nie żaden przywilej. No ale to pewnie dlatego, że feministyczna propaganda wyprała im mózg, gdyż same z siebie na pewno by na nic nie narzekały.
Właśnie takie przedstawienie sprawy złości najbardziej. Nie zgadzasz się na określone reguły, znaczy jesteś zgorzkniała, sfrustrowana, nikt cię dobrze nie przetrzepał. Bardzo to znamienne, iż o szczęściu płynącym z posłuszeństwa wypowiadają się przede wszystkim panowie, przekonani, że lepiej wiedzą, co w kobiecej duszy gra. Masa mężczyzn żyje w przeświadczeniu, że kobiety niczego innego nie pragną bardziej niż poświęcać się innym, przedkładać potrzeby reszty ponad swoje własne, rezygnować z siebie, by zaspokajać bliskich. I nie, nie ma co protestować, bo gdy dziewczyna te prawdy neguje, to wiadomo, jakie siły za tym stoją. Ona chce słuchać i ulegać. Sprzeciwia się? Widać jakaś nienormalna. Wszak normalna, prawdziwa kobieta zna swoje miejsce. Jest przecież troszkę upośledzona, niezaradna, niezdolna do podejmowania decyzji, nielogiczna i niestabilna emocjonalnie. Musi polegać na facecie, inaczej zginie.
Baba w spodniach
Widać też, jak różnie traktuje się nieposłuszeństwo chłopców i dziewcząt. Chłopiec nieposłuszny dostanie oczywiście karę, ale częściej będzie się go rozgrzeszać, że to przecież chłopiec, roznosi go energia, już tak ma, musi się wyszumieć. Poza tym, często jest nie tyle nieposłuszny, co niepokorny, buntuje się przeciwko utartym schematom, walczy o swoje, przeciera szlaki, jest ciekawy i szuka granic. W sumie całkiem sporo pozytywów. Nieposłuszna dziewczyna? To głównie negatywy. Nieposłuszna znaczy butna, zarozumiała, krnąbrna, uparta, wyzwolona egoistka. Należy ją przytemperować.
Ten przymus posłuszeństwa sprawia, że coraz więcej kobiet staje okoniem. I niestety, stają się czasami przewrażliwione na tym punkcie. Nie zamierzają się nikomu poddawać i wymagają posłuchu, również od życiowego towarzysza – co poniekąd zaprzecza tezie, jakoby były takie uległe z natury. I podobnie jak despotyczni mężczyźni, nie zdają sobie sprawy z konsekwencji swojego postępowania, zdarza się im niebezpiecznie przekroczyć granice.
Wymuszają posłuszeństwo szantażem łóżkowym. Nie tolerują jakiejkolwiek niesubordynacji. Emocjonalną manipulacją wbijają mężczyznę w poczucie winy, przez co on chce się zrehabilitować i spełnia zachcianki partnerki. Będą suszyć głowę tak długo, aż dopną swego.
Na egzekwowaniu posłuchu się nie kończy. Kobieta pragnąca absolutnej władzy lekceważy swojego partnera, nie szanuje go, ośmiesza. On nie ma nic do gadania. To ona przejmuje dowództwo i ma ostatnie słowo, decyduje, gdzie para zamieszka, jak ich mieszkanie będzie wyglądać, dokąd pojadą na wakacje, co kupią za wspólne oszczędności, no i kiedy jest ta odpowiednia pora na dziecko. Od jej partnera zależy bardzo niewiele, wolno mu co najwyżej wybrać model auta, ale też musi pamiętać, że samochód ma być niebieski. Ma ona zapędy dyktatorskie dokładnie takie same jak faceci, którym się wydaje, że mogą być domowym Kim Dzong Unem. I tak samo unieszczęśliwia swoją drugą połówkę.
Nie wtrącaj się w moje życie
Nie zawsze niechęć do podporządkowania się komuś oznacza akcje odwetowe. Czasami wygląda to tak, że kobieta po prostu obsesyjnie pilnuje granic swojej wolności, zapominając, że bycie w związku to także ustępstwa na rzecz drugiej osoby. Dla takiej kobiety każda wspólna decyzja czy pytanie faceta o zdanie to już zamach stanu. Dlaczego mam pytać, czy nie ma nic przeciwko, bym wyskoczyła w piątek z koleżankami? Nie muszę się mu z niczego spowiadać! Że ma ochotę na mój sernik? Nie jestem od tego, by spełniać czyjeś oczekiwania! Nie muszę nic dla niego robić, to już nie te czasy! Tylko czy z takim podejściem jest jeszcze jakiś sens życia we dwoje?
Tak naprawdę tu też nie ma mowy o współpracy i partnerstwie, ponieważ mężczyzna traktowany jest jako przeszkoda. Każda jego prośba czy wymagania odbierane są z wrogością, jako sygnał, że oto właśnie samiec pokazuje prawdziwe oblicze, podczas gdy on jedynie chce coś zrobić wspólnie albo uważa, że w tej akurat kwestii to on ma rację. Ale już to dla części kobiet jest oburzające, nie chcą przyjąć do wiadomości, że faktycznie, chłop może mieć rację i ustąpienie mu w jakiejś sprawie nie oznacza od razu poddaństwa do końca życia i utratę twarzy.
Kończy się to tym, że facet sobie odpuszcza, nie ingeruje, przytakuje wszystkiemu, najczęściej odpowiada tylko „rób jak uważasz”. Po czym kobieta dochodzi do wniosku, że jej partner ucieka przed odpowiedzialnością, nie zależy mu, poddał się. Nikt jej nie rozkazuje, to dobrze, ale nić łącząca parę staje się coraz cieńsza i cieńsza, aż wreszcie pęka.
Jak smakuje władza
W walce o władzę w związku zazwyczaj nikt nie wygrywa. Na początku można się upajać swoją przewagą, ale trzeba być strasznie zadufanym w sobie człowiekiem z kompleksami, by czerpać radość z cierpienia drugiej osoby. Bo gdy posłuszeństwo przeradza się w patologię, tak właśnie się dzieje.
Gdy się komuś wiecznie coś nakazuje, to depcze się jego prawa. Żądając pełnego podporządkowania tłamsi się czyjąś osobowość, hamuje się jego rozwój, osłabia samoocenę. Że nie da się nigdy doprowadzić do tego, by ludzie byli równi? Może i nie da, ale nie chodzi o aptekarskie podziały 50/50 procent, a raczej o unikanie drastycznych dysproporcji. W pracy nikt się nie skarży na wyższą pozycję szefa i to, że wydaje on polecenia – skargi są dopiero wtedy, gdy szef nadużywa swojej władzy. Dziecko też ma być posłuszne rodzicom, ale nie wolno go traktować jak rzecz bez prawa głosu. I to samo jest w związku. Gniew i żal pojawiają się w momencie, gdy ktoś posuwa się za daleko i nie uznaje słowa sprzeciwu.
A prawda jest taka, że ludzie wielokrotnie bywają posłuszni z własnej woli i nie uważają tego za poddaństwo czy niewolnictwo. Różnica jest po prostu taka, że wierzą oni swojemu przewodnikowi i idą za nim dobrowolnie wiedząc, że warto. Że to się opłaci. Ale żeby mieć taką pozycję, trzeba wpierw sobą coś reprezentować. I dotyczy to obu płci.
5 komentarzy
Edyto doskonale opisałaś problem oraz podsumowałaś na czym ma polegać taka relacja: nie na byciu niewolnikiem, ale partnerem. Muszę przyznać, że właśnie chyba większość mężczyzn (szczególnie „prawicowych”) ma manię rozprawiania na temat tego jaka kobieta powinna być w związku (małżeństwie) kompletnie pomijając jaki powinien być mężczyzna. Szczególnie na lekki śmiech bierze mnie, gdy dochodzimy do kwestii ubioru: „ubierają się jak babochłopy”, „dlaczego nie chodzicie w sukienkach?” itp. Przecież większość mężczyzn ubiera się na tzw. odczepnego (co mam czyste to ubiorę). Już dawno nie widziałam tradycyjnych MĘSKICH części garderoby: dobrze skrojona marynarka, skórzane derby, oddzielnie zapinany kołnierzyk, opaski do koszul, agrafki do kołnierzyków, krawaty, dopasowane muszki (nie jak Korwin Mikke, bo to raczej jest żenada)…
Zdecydowanie mężczyźni nie nadążają za kobietami w kwestii rozwoju osobistego. Gdyby nie uczono nas historii to patrząc na Polskę nikt by nie powiedział, że od niedawna kobiety mają prawa wyborcze oraz mogą się swobodnie kształcić i pracować. Przez Matki Polki zapomnieli, że jeśli się wymaga to trzeba równie dużo dać od siebie. Po wojnie przyszła komuna i generalnie mężczyźni przestali pracować na bycie głową rodziny. Później nadeszła wolność obyczajowa (taki kapitalizm obyczajowy) dla kobiet i mają problem, bo muszą zapracować na swoją rolę: nie siłą, a umiejętnościami. Zabierasz w pewnej sferze to w innej musisz coś innego poświęcić – oni tego nie chcą, bo przecież mamusia tylko dawała i praktycznie nic nie chciała w zamian. Później próbują przekalkować schemat matka-syn na swój związek. Kobieta się „buntuje”, bo nie chce być matką, a oni się gubią.
Tym samym dochodzimy do kwestii dlaczego kobiety nie chcą powierzyć się kierownictwu mężczyźnie: albowiem mogą na tym za dużo stracić. Także bezpieczeństwo finansowe odgrywa tutaj dość dużą rolę. Jeśli będąc samej żyję na niezłym poziomie (mogę zaspokoić wszystkie potrzeby + całkiem dużo odłożyć) to nie chcę wchodzić w związek, który może zabrać mi niezależność i postawić w gorszej pozycji materialnej. Być może będę musiała iść na macierzyński (a nawet zrezygnować z pracy na rzecz wychowania dzieci), a mężczyzna będzie zarabiał co ledwo na rachunki. Kiedyś to zamążpójście było gwarantem lepszej sytuacji materialnej dla panny. Teraz dla kobiety wykształconej jest przeciwnie – jeśli mężczyzna chciałby tradycyjny model rodziny, a zarabia niewystarczająco na utrzymanie ogniska domowego to rodzi to frustracje u kobiety (uczucie cofania się).
Coraz więcej kobiet tym samym decyduje się na ŚWIADOME samotne macierzyństwo, gdzie poszukują tzw. dawcę nasienia. Kobiecie na początku jest ciężko, jednakże sytuacja zmusza do spełnienia się w dwóch rolach: żywicielki i matki, bez potrzeby opiekowania się mężem (ten czas poświęca na dziecko).
Generalnie to raczej temat rzeka ;). Problem jest strasznie złożony, ale niestety najwięcej krzywdy zrobiły błędy wychowawcze rodziców. Matek, które zamiast od pewnego wieku oddać dziecko pod skrzydła ojca to matkuje tak długo jak tylko może. Ojców, którzy dla własnej wygody oraz pogodni za pieniądzem olewają synów jak tylko się da. W rodzinach nie ma praktycznie żadnych wzorców męskich.
Bardzo kontrowersyjny temat 🙂 Żona może słuchać męża,a le tak jak piszesz, nie musi mu się poddawać! Ma swój rozum 🙂
Świetny tekst! Jestem pod wrażeniem obiektywizmu, beztronności Autorki. Pod ogromnym!
Bardzo mądrze wyważony tekst, gratuluję.
gdy zobaczyłam temat posta pomyślałam „O nie, ja mam do powiedzenia tylko jedno w tym temacie!” – ale zaczełam czytać i okazało się, że zahaczyłaś i o to. Mianowicie o wartości chrześcijańskie. Zgodzę się zupełnie, że często można natrafić na dwa skrajne stanowiska; z jednej strony wierzące żony (ale faceci też!) powtarzają jak mantrę, że żona ma być „poddana mężowi jak Panu” choćby ją codziennie wałkiem po głowie traktował, z drugiej – że obowiązki w związku mają identyczny „ciężar”; i o tym mówi Biblia jeśli zmierzamy do tego momentu. TO ZNACZY! W Biblii jest jedynie wzmianka o tym, jak należy się traktować nawzajem i prawdą jest, że jeśli mężczyzna jako przewodnik rodziny nie wywiązuje się lub co gorsza, z premedytacją niszczy rodzinę, nie należy mu się żadna forma posłuszeństwa, czy inaczej: przywileju bycia przewodnikiem.
Słowo „posłuszeństwo” niestety ustawia hierarchię, której nie chcemy i potrafi być wykorzystywane, ale jesli oboje ludzi w związku ma osobistą relację z Bogiem, wzrasta duchowo, rozwija się – wszystko to przychodzi w sposób naturalny. Ja oddałam swoje życie Bogu, zdeklarowałam się, że chcę Mu być posłuszna, bo odkryłam, że kocha mnie jak nikt na świecie i chce zawsze mojego dobra.No i nie myli się. I tkwię w tym posłuszeństwie, chociaż nie czuję się tym zniewolona, umeczona- podziało się coś wręcz przeciwnego; jestem uwolniona.Bo miłość uwalnia.
Docieram właśnie do półmetka życia i zmagam się z kryzysem. Pojęłam, że całe życie jestem właśnie „posłuszna”, nadskakująca, uszczęśliwiająca innych nawet na siłę.
Mam tego serdecznie dość. Chcę móc sama decydować o swoim życiu, nie czuć potrzeby pytania ciągle o zgodę – czy to męża, czy (wciąż) matki.
Jeśli zechcę iść na koncert, chcę po prostu kupić bilet i iść. Jeśli zechcę mieć w domu kota, chcę móc po prostu jechać do schroniska i go przygarnąć, a nie stresować się jak dziecko, negocjować, dyskutować, przedstawiać plusy i minusy, iść na kompromisy.
Dlaczego tak się nas wychowuje?