Czy warto przypodobywać się drugiej osobie?
Nigdy nie zmieniaj się dla chłopaka albo dziewczyny – to porada, którą często słyszą ludzie szukający swojej drugiej połówki. Kochać to znaczy też akceptować, więc jeśli trzeba się w imię miłości zmieniać… no, to raczej nie wygląda na prawdziwą miłość. Ale porady odnośnie życia uczuciowego mają to do siebie, że fajnie wyglądają głównie na papierze.
Bo co jeśli ta druga osoba jest właśnie tą jedyną? Lepiej nie ryzykować, nie dawać żadnych powodów do zwątpienia. Zamiast tego warto pokazać, że korzystniej trafić nie mogła, podkręcić rzeczywistość by wyszło, że idealnie jesteśmy dopasowani. Tylko czy takie dostosowywanie się do partnera w ogóle ma jakiś sens?
Co dajesz, a co chcesz w zamian
Roszczeniowość. To takie słowo, którym bardzo często opisuje się współczesnych ludzi. Mają wysokie wymagania, sądzą, że im się wszystko należy, nie zamierzają odpuścić choćby na milimetr, bo zdrowy egoizm jest po prostu niezbędny do osiągnięcia szczęścia. Ale można odnieść wrażenie, że często jest to dość jednostronne – nie zwiążę się z byle kim, nie nagnę do cudzych oczekiwań, jednak związek ze mną musi odbywać się na określonych zasadach. Słowem, ode mnie wara, za to ja, w imię zdrowego egoizmu, mam prawo stawiać żądania. Mówiąc jeszcze inaczej – kochaj mnie takim, jakim jestem, ale ty musisz się dostosować.
Oczywiście są pary, w których ludzie wzajemnie spełniają swoje oczekiwania i okazują wyrozumiałość wobec niedociągnięć partnera. W prawdziwej miłości jest bowiem pełna akceptacja, ale też nie ma co tego terminu traktować zbyt dosłownie, no bo co, jak mąż po pijaku potrąci staruszka, a żona lubi podkradać gotówkę z firmowej kasy, to należy te fakty zaakceptować bez zastrzeżeń? No nie. I również przy tych drobniejszych sprawach dochodzimy niekiedy do wniosku, że drobny retusz jeszcze nikomu nie zaszkodził.
Zmiany bywają dobre dla związku, czasami są wręcz niezbędne. Idealne dopasowanie to trochę mit – ludzie mogą być do siebie bardzo podobni, ale nigdy nie będą identyczni, a że miłość nie wybiera, to całkiem często amor paruje nas z kimś pochodzącym z innego świata. To jeszcze nie tragedia, wciąż można się dobrze zgrać, tyle że mnóstwo par podchodzi do tego od złej strony – partnerzy nie próbują się dogadać, tylko dopasowują się do pragnień drugiej osoby.
Ona szybko się domyśliła, jaka kobieta najbardziej by mu się spodobała. On już wyczuł, jakim zachowaniem może się wkupić w jej łaski. Teraz wystarczy zagrać wymyśloną rolę, spełnić zachcianki, unikać drażliwych kwestii, by nie zburzyć nastroju. Niebezpieczeństwo zażegnane, można spokojnie czekać na dalszy rozwój wypadków.
Dobre pierwsze wrażenie
Dla miłości nie warto się zmieniać, ale zarazem warto dla niej zrobić wszystko, co niektórym się miesza. Skoro nie mogę bez ciebie żyć, a miłość wymaga poświęceń, to łatwo przy takim podejściu wpaść w pułapkę desperacji i emocjonalnego uzależnienia. To widać mocno na początku znajomości – jeszcze klamka nie zapadła, jest masa niewiadomych, więc nie zaszkodzi nabić sobie punktów dobrym zachowaniem. Czyli po prostu kupić sobie przychylność podlizywaniem.
To jest normalne, że na pierwszych spotkaniach obie strony zwykle próbują się sobie przypodobać, odsłaniają atuty i omijają potencjalne punkty zapalne. Oczywiście że kocham sztukę nowoczesną. Nie, ja też uważam to za badziew. Tak, masz rację, ten gość z telewizji słusznie gada, tak z sensem. W środku, rzecz jasna, wszystko krzyczy „nie!”, no ale przecież nie powie się tego głośno. Jeszcze za wcześnie. Tyle że z czasem podobnych ustępstw może się zrobić stanowczo za dużo.
Powodem tego jest zwykle przekonanie, że para musi być idealnie zgrana, co mylnie bierze się za identyczne podejście do każdej sprawy. Jest strach, że mając inne zdanie czy odmienne upodobania, straci się szansę na ciąg dalszy znajomości, dlatego modyfikuje się własne zachowanie. Niektórzy nawet robią dokładny research, tak by mieć stuprocentową pewność, co druga osoba lubi i czego absolutnie nie toleruje – dzięki temu na pewno nie popełni się gafy, a plusiki będą się nabijać jak szalone.
Z kim naprawdę są te randki?
Niektórzy stosują technikę przypodobywania się jedynie po to, aby zmanipulować, usidlić ofiarę i ją wykorzystać. Inni mają nieco szlachetniejsze intencje – chcą partnera zadowolić i zasłużyć na jego miłość. Dopóki są to sporadyczne przypadki, gdy po prostu chce się komuś sprawić przyjemność bez zaprzedania własnej duszy, to nic w tym złego. Ale gdy wchodzi to w nawyk i staje się w zasadzie głównym wzorcem postępowania, zaczyna już trącić toksycznością.
Bo ciągłe przypodobywanie się drugiej osobie jest udawaniem kogoś innego. I w końcu można poczuć się niekomfortowo. Zmiany w zachowaniu nie są po to, by razem żyło się wygodniej – napędza je strach przed rozstaniem, stąd wieczne przytakiwanie, czytanie w myślach i uprzedzanie życzeń. Wynika z tego później szereg poważnych problemów. Pierwszy, że nie da się udawać w nieskończoność. Drugi, że przyzwyczaja partnera do tego, że robi się praktycznie wszystko pod jego dyktando. Łatwo się domyślić, że to średnio wróży na przyszłość.
Nadskakiwanie partnerowi miało zachęcić do wzajemności, ale w tej skali to zwykle tak nie działa. A druga osoba jest zszokowana, widząc, że do tej pory „udany” związek był jedynie ułudą. Nadmierna uległość nie prowadzi do rewanżu, tylko podsyca apetyt – skoro można sobie kogoś podporządkować, to po co się wysilać?
Zero wymagań
Ale zupełne odpuszczenie sobie nie daje wcale lepszych efektów. Dla wielu osób prywatne granice są na tyle ważne, że w żadnym razie ich nie wolno naruszyć. Zero ustępstw, a jak ci się nie podoba, droga wolna, do widzenia. W takim związku często wieje chłodem, nie ma bliskości, przywiązania, jest chłodna wymiana usług, jeśli akurat obu stronom to pasuje.
Kwestia wzajemnej akceptacji bywa jednak drażliwa, ponieważ trudno znaleźć osobę, w której absolutnie nic nie przeszkadza. Co jeśli on by chciał, żeby ona schudła parę kilo? Czy ona może wymagać, by facet zgolił brodę, przerzucił się z dresów na marynarki i zapisał się na siłownię? Czy można się dąsać na głupie hobby pochłaniające mnóstwo czasu? Przymuszać do owsianki zamiast jajecznicy na boczku? Oczekiwać, że partner weźmie udział w jakiejś akcji, choć to niezgodne z jego poglądami?
Ciężko jednoznacznie określić, czego wolno od drugiej osoby oczekiwać, a co jest zbyt daleko posuniętą ingerencją. Można jednak ocenić intencje – czy namowa wynika ze szczerej troski (np. żeby ktoś przestał palić), czy chodzi o dominację i własną satysfakcję. Inaczej się czujemy robiąc coś, bo ukochanej osobie naprawdę na tym bardzo zależy, umie o to poprosić i potem podziękować, a inaczej, gdy to czysty przymus, bo w przeciwnym razie na bank dojdzie do nieprzyjemnych konsekwencji.
To dojrzałość, nie magia
W zdrowym związku jest balans – raz ja uszczęśliwiam ciebie, raz ty mnie. Wzajemnie zabiegamy o swoje względy, a nie, że tylko jedno nadskakuje drugiemu. Próba przypodobania się partnerowi, jeśli nie chodzi przy tym o zdradę fundamentalnych wartości, szkody raczej nie zrobi, zwłaszcza, gdy druga strona będzie skłonna do podobnych poświęceń.
Nie jest jednak dobrze w tych próbach całkowicie zaprzeczać sobie. To właśnie jest ta granica – można dla czyjejś przyjemności zmienić jakiś nawyk, ale nie cechy charakteru. Nie to, co nas określa – warto nauczyć się wkładania brudnych naczyń do zmywarki, ale udawanie miłości do wegetariańskich potraw, tęskniąc co dnia za soczystym schabowym nie ma większego sensu.
Ściemnianie w tych istotnych sprawach jasno sugeruje, że w związku nie do końca się układa, bo gdyby się układało, to niepotrzebne byłoby postępowanie wbrew sobie. Dojrzali ludzie zawierają kompromisy – kłócą się, ale umieją problemy przezwyciężyć, znaleźć wspólnie rozwiązanie, i taka umiejętność daje więcej korzyści niż dobieranie się w pary pod kątem jak największej liczby dopasowań.
Jeśli ktoś w problematycznej sytuacji woli się małżonkowi przypochlebić, to prawdopodobnie coś szwankuje w komunikacji albo wzajemne relacje są podszyte szantażem – będę z tobą, ale ty musisz to i to, inaczej koniec z nami. A już najgorzej, gdy w ramach tego przypodobywania trzeba zrobić coś, co nie pasuje do naszej osobowości, jest sprzeczne z wyznawanym światopoglądem, każe przeobrazić się w ideał wymyślony przez partnera.
Miłość nie powinna męczyć
W nadskakiwaniu drugiej osobie często widać ten sam schemat – gdybym tylko była trochę inna, on na pewno by mnie pokochał. Będę chodzić na szpilkach, choć ich szczerze nie znoszę. Będę grała z nim w gry, żeby miał mnie za super kumpelkę. Polajkuję ten sam filmik na youtube i wyśmieję swoją ulubioną publicystkę, żeby tylko on nie myślał, że mam takie wywrotowe poglądy. Stanę się dziewczyną z jego marzeń, bo prawdziwa „ja” najwyraźniej nie jest warta zainteresowania.
A to o wiele więcej, niż powinno się poświęcać dla miłości. Można, a nawet warto brać pod uwagę opinie partnera, nie powinien to być jednak nakaz, a raczej sugestia, chęć zainteresowania, uprzejmie sformułowana prośba. Co mi szkodzi założyć tę niebieską sukienkę, skoro on tak bardzo ją lubi? Nic, zwłaszcza że i bez tej sukienki okazuje mi dużo miłości.
W dobrych związkach takie przysługi przychodzą naturalnie i nie towarzyszy im poczucie straty. Ono jest wtedy, gdy czuć zmęczenie bezproduktywnym staraniem – nieważne, ile zrobisz, i tak niewiele dostaniesz w zamian. Masz dość, że każda twoja własna rzecz budzi u partnera irytację, więc musisz się ukrywać. Po prostu czujesz, że już nie żyjesz własnym życiem, a miłość nie powinna kosztować aż tak wiele.
3 komentarze
Jak to mówią….starych drzew się nie przesadza! Dlaczego trzeba się zmieniać są pewne cechy nawyki których nie jesteśmy w stanie zmienić, nabyte lub też wrodzone. Poza tym zmiana dla drugiej osoby to stworzenie klona mnie samej tylko w innej lepszej wersji….to jak choroba dwubiegunowa albo chcesz mnie taką jaka jestem albo szukaj dalej …..
Jeśli zmieniany się na lepsze i stajemy się lepsza wersja samej siebie to TAK Pozdrawiam wszystkich serdecznie xx
Kompromisy muszą być w każdym związku, bo nie ma związków idealnych i ludzi 100% dopasowanych ale ważne by nie przekraczać granicy między kompromisem, a próbą zmian siebie czy kogoś na siłę. Nie da się na siłę. Kilka razy można odegrać daną rolę dla obustronnej przyjemności ale prędzej czy później będziemy zmęczeni udawaniem kogoś, kim nie jesteśmy… „Chłodna wymiana usług” określenie jakże trafione w punkt w obecnych czasach.