W pułapce kultu ciała, czyli to nie jest świat dla szarych myszek?
Dobry wygląd jest ogromną wartością. To fakt, i nie ma co za bardzo z tym dyskutować – znajdźcie człowieka, który dobrowolnie chciałby wyglądać jak Quasimodo. Od niepamiętnych czasów ludzie robią wszystko, by wyglądać atrakcyjnie, ale XXI wiek przyniósł prawdziwego fioła na tym punkcie. I to masowego, bo profesjonalne pielęgnowanie urody nie jest już przywilejem wyłącznie bogaczy z wyższych sfer, szaraczkowie też mogą się peelingować, masować, naciągać i balsamować.
Robią to i mężczyźni, i kobiety, choć bez wątpienia to panie poświęcają swojej urodzie więcej uwagi – nie bez powodu nazywa się je przecież płcią piękną. Poza tym przez długie lata nie miały one w sumie nic innego do zaoferowania, co najwyżej pieniądze taty. I tak już zostało, kobiecie można wybaczyć wiele, ale nie to, że jest brzydka. Bo o ile mężczyzna może niedostatki w aparycji nadrobić chociażby pieniędzmi, tak w przypadku kobiet kryterium ‘wyględności’ jest zwykle ostateczne. Bazyliszki i szare myszki uprasza się o opuszczenie parkietu, albo, na miłość boską, niech się one ogarną, bo nie da się na nie patrzeć.
To nie jest kraj dla starych kobiet
Mamy ciała, więc to zrozumiałe, że są one jednym z kryteriów oceny. Trudno pożądać kogoś, kto wygląda, jakby nigdy nie był u fryzjera, od rana do nocy wcinał chipsy, a ubrania kupował na podmiejskich bazarkach. Wygląd ma znaczenie, tyle że coraz mniej chodzi o to, by po prostu nieźle się prezentować i podobać się tym wybranym. Nie, teraz trzeba być perfekcyjną, w każdym calu, i to nie jest żadna metafora.
Idealny ma być najmniejszy detal. Perfekcyjny kontur twarzy, brwi w doskonały łuk, usta pełne i lekko wydęte, gładziutkie policzki. Burza gęstych loków albo fryzura prosto ‘spod żelazka’, zależy co właśnie na topie, z tym że zawsze muszą to być włosy gęste, błyszczące i bez choćby jednej rozdwojonej końcówki. Pięty jak u niemowlaczka. Pachy gładkie i bez choćby jednej kropli potu. Nawet narządy intymne należy skorygować, jeśli są asymetryczne albo ‘za szerokie’. Sylwetka? Niby różnorodność jest w cenie, ale w rzeczywistości to możesz nosić każdy rozmiar, pod warunkiem, że to 34. Tak, również gdy masz 180 cm wzrostu. Piękność w innym rozmiarze jest już trochę gorszej jakości. Ale żeby nie było za łatwo, szczupła sylwetka musi być ‘naznaczona fitnessem’, czyli jędrna i seksownie umięśniona, szczególnie na brzuchu, który i po trzeciej ciąży powinien być płaski jak stół. Do tego brazylijska pupa i piersi nieświadome istnienia grawitacji. Skóra oczywiście wolna od najmniejszego włoska. Nieskazitelny makijaż, którego nie widać, bo przecież mężczyźni cenią sobie naturalność. Że dużo pracy? Sorry, tak trzeba.
Kobieta nie powinna się też starzeć. Zmarszczki, kurze łapki, rozstępy, przebarwienia? Wykluczone, jak nie nadążasz za naturą, naucz się takich słów jak botoks, kolagen, kwas hialuronowy. I zdobądź adres dobrej kliniki medycyny estetycznej. Pamiętaj, bez sprężystych ud, alabastrowej cery i zjawiskowego dekoltu jesteś tylko zwykłą, starą babą, za którą nie zagwiżdżą nawet wąsaci budowlańcy.
W oparach absurdu
Można zapytać – i co w tym złego? Obrażać się na naturalne odruchy, które każą oglądać się za atrakcyjnymi kobietami? Kobiety też zachwycają się wysokimi, umięśnionymi facetami z ostro zarysowaną szczęką, a jako małe dziewczynki wieszały sobie nad łóżkiem plakaty ślicznych chłopców. W czym problem? Cóż, w tym, że dbanie o ładny wygląd ma coraz mniej wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. Po pierwsze, spycha na dalszy plan takie rzeczy jak inteligencja, talent, zainteresowania, a po drugie, każe kobietom wyglądać jak klony. Wytłoczone z jednej matrycy. W dodatku matrycy z wzorem, który jest praktycznie nie do osiągnięcia, co tylko rodzi frustrację.
Dobrze wyglądać można dzisiaj stosunkowo niewielkim kosztem, jest więc presja, by wyglądać rewelacyjnie, by wybić się ponad resztę. Co wymaga sporych nakładów finansowych, czasowych i ogromnej siły woli, by ten dryl utrzymać. Bo idealnej urodzie trzeba podporządkować wszystko. A że konkurencja się zaostrza, w pogoni za pięknem sięga się po coraz radykalniejsze metody. Reżim ‘wyglądowy’ zaczyna się od najmłodszych lat, bo nikt nie lubi grubasków, a brzydula będzie na każdej dyskotece stała smętnie w kącie. Tyle że nie zachęca się do zwykłej dbałości o siebie, ale stawia nierealne wręcz wymagania. Jest przymus, by wyglądać bosko, bo jak nie… Portale plotkarskie nie zostawiają złudzeń, możesz być pięknością z okładek, a i tak wypatrzą u ciebie najmniejszą fałdkę. Dlatego trzeba nad ciałem pracować, pracować, pracować, by nie dawać pretekstu do krytyki, a kto uważa, że to przesada, najpewniej jest nieładną, spasioną świnką przeżartą zazdrością.
Musisz też być piękna w każdym momencie. Każdego dnia. Nie tylko, gdy wychodzisz ‘podbijać świat’. Także wtedy, gdy myjesz okna, spacerujesz z psem, idziesz po makaron, potem gdy ten makaron gotujesz. Ba, świetnie wyglądać należy nawet wtedy, gdy się wylewa siódme poty w trakcie pracy nad owym szałowym wyglądem – w siłowni nie ćwiczy się w zwykłych spodenkach, trzeba mieć nienaganny make-up i stylowe wdzianko, nawet pocić trzeba się seksownie, żeby spływało w rowek między piersiami, a nie po prostu robiło plamy na koszulce. Nie da się? Przejrzyjcie Instagrama.
Osiągnąć niemożliwe
Instagram, czyli zdjęcia. I tu zaczyna się prawdziwy dramat, bo większość tych ideałów, do których należy dążyć, nie występuje w przyrodzie. Może jakiś skromny odsetek wygląda na żywo tak jak na zdjęciach, ale zdecydowana większość pań reklamujących kremy i szampony przeszła taką obróbkę graficzną, że z oryginału to niewiele zostało. Mimo to przekaz jest prosty: ty powinnaś tak wyglądać bez photoshopa, a jeśli ci nie wychodzi, to widocznie za mało się starasz. Nic tylko palnąć sobie w łeb z rozpaczy. To, co miało być motywacją do pracy nad sobą, nagle stało się palącym wyrzutem sumienia.
Naturze jest obcy socjalizm, nie obdarza wszystkich po równo, więc ci mniej doskonali nigdy nie będą Bradem Pittem i Angeliną Jolie, bez względu na trud, jaki podejmą. Nie wszyscy jednak chcą to przyjąć do wiadomości, a niestety, konsekwencje kultu ciała bywają naprawdę dramatyczne. To kompleksy jak stąd do Władywostoku, nierzadko leczone alkoholem lub narkotykami. To poczucie wartości tak niskie, że byle uwaga dotycząca wyglądu jest jak pchnięcie sztyletem. To zmienianie facetów jak rękawiczki jedynie po to, by udowodnić sobie, że ma się szalone powodzenie. To obsesja na punkcie urody przeradzająca się w najnormalniejszy w świecie nałóg. To makabryczne eksperymenty na własnym ciele i dziesiątki bolesnych zabiegów upiększających. To wreszcie ciężkie choroby z anoreksją na czele, co w pewnych przypadkach kończy się po prostu śmiercią. Wszystko dlatego, że nie było się dość ładną.
Co gorsza, nawet gdy jakoś uda się dojść do swojego wymarzonego ideału piękna, wcale nie jest lepiej. Teraz jest strach, że się to utraci, plus wściekła nienawiść do konkurentek. Wojskowa dyscyplina od rana do nocy daje w kość, człowiek jest ciągle głodny, ciągle zmęczony, ciągle odmawia sobie drobnych przyjemności, bo żelki mają kalorie, drink z palemką jest niezdrowy, a zarwanie nocy zaburza plan treningowy. W zasadzie nie wiadomo do końca po co te wyrzeczenia, bo przecież miało się powodować opad szczęki, a tu nie bardzo jest ku temu okazja, bo trening, bo dieta, bo sen. I ostatecznie efekty wytężonej pracy podziwiają głównie osoby przypadkowe, a nie ci, na których najbardziej zależy.
Uciec, ale dokąd?
Obsesja na punkcie wyglądu ma oczywiście wielu przeciwników, lecz walka z patologicznym kultem ciała idzie jak po grudzie. Także z powodu źle dobieranych środków. Co z tego, że protest słuszny, jeśli wahadło przegina w drugą stronę? Zamiast namawiać do umiaru, proponuje się totalną abnegację, tak w ramach buntu. Od tej pory nie musisz się odchudzać, nie musisz ćwiczyć, nosić sukienek, golić łydek, malować rzęs. Ludzie mają cię pokochać taką, jaką jesteś, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Co jest o tyle szkodliwym przekazem, że usprawiedliwia lenistwo i zniechęca do jakiegokolwiek wysiłku, bo przecież nie jest się dziunią z siłowni. A tu już w grę wchodzi nie tyle sama uroda, co zdrowie, bo raczej żaden lekarz nie pochwali 30-latki z wagą oscylującą wokół setki i zadyszką po przejściu kilkudziesięciu metrów. No i nie oszukujmy się, dziewczyna totalnie zaniedbana ma nikłe szanse na wzbudzenie zachwytu, będzie za to obwiniać cały świat, który nie docenił jej tajemnych walorów.
Przeszkodą w lansowaniu normalności jest również przekonanie, że kobieta jest przede wszystkim od wyglądania, dlatego nie powinna szczędzić sił w tym zakresie i musi się dostosować do męskich oczekiwań. Trudno się z tego mentalnego więzienia wyrwać, bo jak kto głosi hasło, że kobieta nie jest ozdobą, to przecież oczywista oczywistość, że wygłasza te mądrości kobieta ładna inaczej, która by tą ozdobą bardzo być chciała, ale nikt jej za takową nie uważa. Bo w ogóle cały ten seksizm i przedmiotowe traktowanie kobiet wymyśliły wąsate feministki, kobiety ładne wcale się na to nie skarżą. Promocja naturalnego piękna to trochę taka opcja dla ubogich – nie stać ich na najwyższe noty, to próbują wmówić światu, że ich wady ktoś powinien uznać za godne pożądania.
W ogóle cokolwiek kobieta nie powie, będzie to rozpatrywane pod kątem jej urody, choćby to dotyczyło architektury, Wielkiego Zderzacza Hadronów, teorii ewolucji czy kursu franka. Niech tylko ma odmienne zdanie, od razu wyciągnie się jej, że jest nie tylko głupia, ale i brzydka, nooo, nic dziwnego, z taką twarzą nie można grzeszyć mądrością, od razu widać zgorzknienie i efekt niedopchnięcia, to się zawsze rzuca na mózg. Zamiast głupio filozofować, powiększyłaby sobie usta i odchudziła nogi, wtedy byłby z niej jakiś pożytek.
Uroda zamiast pracy
Nie ma też zrozumienia dla kobiet zajmujących ‘niereprezentacyjne’ stanowisko. To budzi takie zdumienie, ładna babka, a siedzi w jakiejś zwykłej robocie. Mówi, że to lubi, no ale jakiś żal taki, że śliczna dziewczyna tyra, ‘żeby się spełnić’, jak gdyby nie mogła się spełniać w milszy dla oka sposób. Niedawny felieton pewnego publicysty dobitnie to stanowisko potwierdza – panie policjantki, takie ładne, a w policji, jaka szkoda, bo się tak marnują. Marnują się też doktorantki w zatęchłych laboratoriach, korpo-pracowniczki, ekonomistki, prawniczki, architektki, biolożki, żołnierki. Słowem, wszystkie kobiety, których praca nie wiąże się z eksponowaniem wdzięków. Oczywiście tylko do pewnego czasu, bo przecież okres przydatności jest bardzo krótki, potem staruszki powinny się schować, nie wiadomo gdzie, ale niech nie kłują w oczy, niech może gotują i sprzątają, to bardzo potrzebne. Ale dopóki są ponętne, jedynym godnym uwagi zajęciem dla nich jest wypinanie pupy w stronę mężczyzn, by mogli sobie to piękno bez skrępowania podziwiać. Cała reszta zajęć jest niegodna kobiety i w ogóle bez sensu, bo co ona próbuje udowodnić. Że jest zdolna? No faktycznie, trudno o skuteczniejszy afrodyzjak.
A co, gdy baba się uprze i nie zechce paradować w majtkach tylko robić tą, za przeproszeniem, karierę? Nie brak takich, dla których to zwyczajna fanaberia. Przecież jak dziewczyna piękna, to powinna przede wszystkim robić użytek z urody i dbać, by przedwcześnie nie zgasła. Jeśli zaś jest brzydka… To, no cóż, nawet tytuł profesora w niczym nie pomoże. Trochę tak, jak gdyby ambicja zawodowa miała rekompensować braki w urodzie, a nie być wartością samą w sobie.
Atrakcyjny wygląd kłóci się z twardymi kompetencjami, bo stereotypowo piękne kobiety nie mogą być mądre, a jeśli ich inteligencja przeczy tym stereotypom, tym gorzej dla nich. Dla tych kobiet, znaczy się. Bo i tak usłyszą, że pewnie doszły do swojej pozycji przez ścieżkę łóżkową, a na biznesowe negocjacje zabierają je nie dlatego, że to takie żylety, ale dlatego, że klient zmięknie, jak zobaczy ich długie nogi pod stołem. Urodę lepiej więc schować, bo jeśli chcesz osiągnąć sukces w męskim świecie, musisz nie tylko działać jak mężczyźni, ale i wyglądać jak oni – podkreślając swoją kobiecość nie tylko rozpraszasz tych biednych facetów, ale i odbierasz powagę swoim poczynaniom, bo co babskie, to drugiej kategorii.
Wnętrze naprawdę się liczy
Co zatem uczynić z tą swoją urodą? Obrazić się na męskie chucie i na siłę udowadniać, że piękno to wyłącznie dusza? Niewiele w tym sensu, bo to demonstracja typu ‘na złość mamie odmrożę sobie uszy’. A akurat moda na bycie fit jest jedną z najsensowniejszych mód w ostatnich latach, bo służy zdrowiu i dobremu samopoczuciu. Gorzej, gdy przemienia się w religię i jedyny sens życia, co niestety, można obserwować coraz częściej.
Ładna buzia i zgrabne ciało uchodzi za największy kapitał kobiety, szkoda jednak, że nikt jej nie uprzedził, iż to lokata krótkoterminowa. Wysoki ranking ma się jedynie w młodości, gdy rzeczywiście jest się w oczach mężczyzn bardzo atrakcyjną. Co jednak, gdy po dekadzie panowania i ogłupiania facetów spada się na dalsze pozycje, aż w końcu ląduje jako wyjście awaryjne, z braku laku, bo najgorętsze sztuki są poza zasięgiem? Metryka nie ma litości, a pewnych mankamentów nie naprawi nawet najdoskonalszy chirurg. Kobieta, której jedynym bogactwem była uroda, w pewnym momencie nie wytrzymuje tempa, wypada z gry albo naraża się na śmieszność, próbując dotrzymać kroku dziewczynom o kilka dekad młodszym.
Nie ma też co sprowadzać wszystkich mężczyzn do roli bezmyślnych reproduktorów. Jak mówi babcine przysłowie, zdobywa się wyglądem, ale zatrzymuje charakterem, a chłopcy też mają babcie i wcale nie tak rzadko biorą sobie ich przypowieści do serca. Dlatego będą się uganiać za ślicznotkami, ale na życiową towarzyszkę wybiorą kobietę, która ma w zanadrzu coś jeszcze – osobowość. Tego jednak zakompleksionym dziewczynom popkultura nie mówi, więc koncentrują one wszystkie siły na pielęgnacji urody, przecież chłopcy wieszają nad łóżkiem nie plakat Skłodowskiej Curie, a rozkładówki z Playboya. I tak dziewczyny mające do zaoferowania wyłącznie wygląd kończą w ramionach kolesiów, którzy wartość kobiety mierzą miseczkami biustonosza i zawartością stringów.
23 komentarze
Prawdziwy tekst i już nie ma czego dodawać komentarzem.
Hm, a powiem Wam, że nie doświadczyłam czegoś takiego, właśnie będąc szarą myszką. Za to moje ładniejsze koleżanki wiecznie muszą udowadniać, że nie uroda jest ich największą zaletą, że mają coś więcej do zaprezentowania. Rozmawiając ze mną, faceci nie mają na czym wzroku zawiesić, nie frustrują ich reakcje własnych ciał (ekhm), może dlatego podchodzą z większą uwagą do tego, co mówię?
(Z drugiej zaś strony, nigdy nie miałam jakichś ambicji robienia kariery, chciałam tylko mieć pracę na przeżycie i książki, może schody zaczęłyby się wyżej…)
Czasami czytam te artykuły i zastanawiam się, w jakim ja świecie żyję? Jedyną dziedziną, w jakiej mnie skreślano z powodu urody (czy raczej jej braku), było randkowanie, ale i to nie do końca, bo jednak męża mam…
Barbaro, wystarczy poczytać artykuły np. o sporcie – niemal zawsze jest 'piękna narciarka’ czy 'piękna biegaczka’, jak gdyby bez tej urody jej sportowe wyczyny nie miały wartości 🙂 a o facetach tak się raczej nie pisze. Pamiętam też artykuły np. o Angeli Merkel, gdzie non stop szydzono z jej wyglądu, jak gdyby gospodarka Niemiec zależała przede wszystkim od tego, czy kanclerz ma obwisłe policzki i fatalnie dobrane garsonki. Takich przykładów jest znacznie więcej, więc wydaje mi się, że to jednak dość powszechne 🙂
Niestety z przykrością i narastającą frustracją muszę stwierdzić , że to prawda
No takie panie jak merkel albo szydlowa byly brzydkie i co wyprawiaja.
Coś w tym jest. Motto dzisiejszego świata, zarówno kobiet jak i mężczyzn, to mieć, a nie być…
To nigdy nie byl swiat dla szarych myszek…
Mądry artykuł!!!
mądre…
Świetny tekst, daje niektórym do myślenia. Szarą myszą nie jestem, natomiast miałam zawsze jakiś żal do ludzi, którzy lepiej traktowali przystojnych facetów czy piękne kobiety – moim zdaniem bardziej liczy się jednak to, co mamy w głowie, a wygląd to sprawa ważna, ale nie najważniejsza.
Co o jednego zdania w podsumowaniu – wiele widzi się teraz starszych kobiet, które na siłę próbują udawać 20 latki, zamiast pięknie się zestarzeć… A szkoda, a szkoda…
Natalio, a może udają te 20latki, bo nie pozwala się im godnie zestarzeć? Skoro wytyka się każdą zmarszczkę, dając do zrozumienia, że tylko zawadzają, niektóre kobiety zwyczajnie tej presji nie wytrzymują 🙁
Podobny temat poruszyłam ostatnio u siebie. Z drugiej strony, jakby nie patrzeć – uroda raczej pomaga w życiu niż przeszkadza, np. w szukaniu pracy czy kontaktach z mężczyznami. Komentarzem do tematu niech będzie dowcip: rozmawia dwóch kolegów, jeden mówi: moja córka skończyła studia, na co drugi: a moja nie musi się uczyć, bo jest ładna. 🙂
Tak, ten dowcip wiele mówi o tym, co NAPRAWDĘ myśli się o kobietach 😉
PS Mam pytanie – nie rozumiem, kto jest autorką tego bloga? Powyższy tekst napisała Edyta, a tekst o „niedopchnięciu” Dorota?
Matyldo, Autorek jest kilka 🙂 Wszystkie wspólnymi siłami tworzymy to miejsce 🙂
No cóż pogoń za urodą jest i to można zobaczyć wszędzie. Jak dla mnie niektórzy za bardzo przesadzają, tracą rozum i zatracają siebie… Ja mam swój rozum i staram się dbać o wygląd, ale bez przesady.
Nigdy nie starałam się dla mojego męża ani dla nikogo innego! Lubię czuć się dobrze w swoim ciele, więc zawsze robię to tylko dla siebie! Masz rację, dbanie o siebie robi się absurdalne, to jest gonitwa za tym, by doścignąć innych.
Święte słowa i to cały komentarz, bo wszystko co istotne napisałaś
Bardzo ciekawy artykuł, trafia w samo sedno.
Mądry artykuł 🙂
Dużo z tego jest racją, dbamy o swój wygląd itd., ale wystarczy popatrzeć na osoby nadużywające zabiegów upiększających i chirurgicznych i zadać sobie pytanie: czy to jest piękne? Nie dajmy się zwariować, każdy chce zachować młodość jak najdłużej, lecz starość jest nieunikniona.
Czasami cieszę się, że nie mam córki, bo nie wiedziałabym, jak ją ochronić przed szaleństwem obecnego świata. Na szczęście ja, odkąd mieszkam na Szczycie, mogę mieć gdzieś wszystkie trendy i wymagania, mam swój świat i baaardzo mi z tym dobrze 🙂
Nic dodać, nic ująć. Smutne to i niestety do bólu prawdziwe. Trudno w tym wszytskich zachować zdrowy rozsądek, ale jest to konieczne, by nie ześwirować.