Rodziny patchworkowe – jak w nich żyć?
Życie w rodzinie zazwyczaj nie jest proste. Jednak życie w patchworkowej rodzinie jest podwójnie trudne. Tam, gdzie jest sieć skompilowanej relacji i zależności, tam pojawiają się częściej nieporozumienia. W rodzinie „z odzysku” punktów zapalnych jest znacznie więcej a emocji nieskończenie wiele. Jak funkcjonują współczesne rodziny patchworkowe i jak sobie radzą z problemami, które się w nich pojawiają?
Rodziny patchworkowe, czyli rzeczywistość po rozwodzie
W 2016 roku, według danych GUS, rozwiodło się w Polsce 64 tysięcy małżeństw, czyli co trzecie zawarte małżeństwo. W tym samym czasie „tak” powiedziało sobie 193 tysiące par. Statystyki te są jednak niepełne, bo nie zawierają związków nieformalnych, a w nich również rodzą się dzieci.
Każda rozbita rodzina to ogromny problem emocjonalny i społeczny. To wielkie wyzwanie dla wszystkich jej członków, by przyjąć odgórną zasadę, mówiącą o tym, że najważniejsze są dzieci i to z myślą o nich powinno się planować codzienność. To wyzwanie polegające na tym, by przepracować trudne emocje i nie obarczać nimi najmłodszych, by być mądrym i dojrzałym oraz wykazywać się ogromną empatią i cierpliwością. By żyć z myślą o sobie, ale też dzieciach, które na rozstaniu najbardziej cierpią. Nie jest to proste, bo osoby z tak zwanego matrymonialnego rynku wtórnego ponownie łączą się w pary, rodzą się kolejne dzieci. Obowiązki piętrzą się, a czasu nie przybywa. Poza tym pojawiają się zazdrość, złość, pretensje, niezdrowe konkurowanie, manipulowanie czy wykorzystywanie sytuacji, by drugą stronę ukarać i utrzeć jej nosa.
Trzeba przyjąć, że czasu jest mniej, dlatego tym bardziej liczy się jego jakość
W dzisiejszej rzeczywistości mało kto może narzekać na nadmiar czasu, większość z nas ma odwrotny problem. Czujemy się zmęczeni i przeciążeni obowiązkami. W rodzinie patchworkowej tych obowiązków jest znacznie więcej niż w tradycyjnym systemie rodzinnym. Trzeba zadbać bowiem o dzieci z poprzedniego związku i obecnego, pamiętać o ważnych wydarzeniach rodzinnych, próbować podtrzymywać dobre relacje z dziadkami i dalszą rodzinę z poprzedniego systemu oraz obecnego. To może rodzić mnóstwo frustracji, uczucie wypalenia i przeciążenia.
Dlatego tak istotne jest znalezienie w nowej rzeczywistości czasu dla siebie, a żeby było to możliwe, trzeba szukać pomocy w opiece nad dziećmi u seniorów, przyjaciół. Niezbędny jest dobry podział obowiązków między rodzicami, byłymi partnerami. To wszystko jest bardzo ważne, bo pozwala zadbać o systematyczną regenerację i odpoczynek, a te pozwalają zachować zdrowie psychiczne, które jest niezmiernie ważne, jeśli zależy nam na tym, by dać „siebie” innym członkom rodziny. Jeśli nasz wewnętrzny pojemnik jest pusty, nie jesteśmy w stanie podzielić się jego zawartością z nikim innym. A tak na dłuższą metę zwyczajnie nie da się egzystować
I o tym, między innymi, mówi Wojciech Eichelberger w rozmowie z Aliną Gutek w książce „Patchworkowe rodziny, jak w nich żyć”, podejmując w swoich rozważaniach mnóstwo trudnych tematów – jak wychować dzieci z poprzednich związków i wspólne, jak zorganizować czas podczas świąt, urodzin, wakacji, jak układać sobie relacje z byłymi partnerami, jak budować zdrowe relacje z dalszą rodziną.
Psycholog o rodzinach patchworkowych
Wojciech Eichelberger to polski psycholog i psychoterapeuta. W rozmowie o rodzinach patchworkowych z Aliną Gutek wypowiada się nie tylko z perspektywy eksperta, ale również osoby, która sama rozwiodła się i musiała odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Eichelberger podkreśla niemal na każdym kroku, jak wiele dojrzałości i siły wymaga wkroczenie w nowy układ rodzinny oraz to, jak bardzo do tego kroku bywamy nieprzygotowani.
Najważniejsze są dzieci. To o nich trzeba myśleć w pierwszej kolejności, bo nie są winne rozpadu związku, a nierzadko cierpią z jego powodu najbardziej.
„Jeśli mówić o optymalnym traktowaniu dziecka przez rozwiedzionych rodziców, to polegałoby ono – po pierwsze – że w mądry i zdecydowany sposób komunikują mu swoją decyzję, że żadne z nich nie zabiega o współczucie dziecka oraz nie dewaluuje ani nie oskarża drugiego. I po drugie – oboje biorą wspólnie odpowiedzialność za rozpad wypadków i dbają o dziecko tak jak przed rozstaniem a także nie obciążają go winą za rozstanie. A z własnymi emocjami starają się uporać na grupach terapeutycznych czy w kontaktach z przyjaciółmi, rodziną czyli z dorosłymi.” fragment wypowiedzi W. Eichelbergera
Liczy się nie tylko spełnianie próśb i oczekiwań dzieci, poprzez kupowanie im drogich zabawek czy zapełnianie czasu ciągłymi atrakcyjnymi zajęciami, ale przede wszystkim stawianie mądrych granic i nie podlizywanie się najmłodszym.
„Sympatia rodzi się z szacunku, więc o szacunek w oczach własnych i patchworkowych dzieci trzeba dbać przede wszystkim. A mądre, uzasadnione i konsekwentne i sprawiedliwe stawianie granic rodzi szacunek”.
Dlaczego podlizywanie się dzieciom to słaba perspektywa na przyszłość? Tak wielu dorosłych ulega tej pokusie, robiąc wszystko, by raz – wynagrodzić dziecku rozstanie, dwa – by wkupić się w jego łaski. Czemu to nie najlepsza opcja?
„Dzieci natychmiast to czują, są wyjątkowo wyczulone na podlizywanie się i słusznie uznają to za przejaw słabości. A słabość nie budzi szacunku. Z dwojga złego lepiej dzieci partnera trzymać na większy dystans niż próbować wkradać się w ich łaski”
Problemem są również ataki na byłych partnerów, obwinianie ich za rozstanie, przedstawianie „eks” tylko w ciemnych barwach. Całkowite zapominanie o tym, że z jakiegoś powodu z „byłym” się związałyśmy…. Choć poziom goryczy i żalu mogą być bardzo wysokie, trzeba robić wszystko, by nie wypowiadać się negatywnie o „eks” w obecności dziecka. Ten „gnojek”, który „mnie zdradził” to nadal ojciec naszych wspólnych dzieci.
„Rodzice muszą pamiętać o jednym: jeśli matka w obecności syna atakuje jego ojca, to jednocześnie atakuje syna. Bo syn ma ojca w sobie”.
„Patchworkowe rodziny. Jak w nich żyć” – to interesująca lektura dla wszystkich, którzy z trudem budują nową patchworkową rzeczywistość. Warto po nią sięgnąć, by lepiej radzić sobie z problemami i nie dopuszczać do prawdziwych dramatów, na które dzieci z rozbitych rodzin są bardziej narażone.
3 komentarze
Czymś najgorszym jest gdy byli partnerzy właśnie zaczynają nastawiać przeciwko sobie dzieci. A one przez to czują się zagubione i okropnie zranione. Bo przecież to ich rodzice, których kochają. Wiele czasu minie zanim zrozumieją to rozstanie. Całą sytuacja jest już i tak dla nich trudna, dlatego nie rozumiem rodziców, którzy używają właśnie swoich dzieci jako karty przetargowej szargając ich emocje. Takie wpisy powinny być bardziej nagłaśniane, by co niektórym pomóc otworzyć oczy. Mam nadzieję, że coraz więcej ludzi potrafi się rozstać w klasą pozostawiając jak najmniejszy uszczerbek na psychice dzieci. A także zbudować nowe rodziny, oparte właśnie na szacunku i równym traktowaniu wszystkich członków.
Trudno jest nie tylko członkom takich rodzin, ale także znajomym obu stron, nawet nie wiem, którym trudniej…
Mój obecny partner ma 3 córki z poprzednich związków. Pierwsza z nieformalnego związku, dwie z pierwszego małżeństwa. Rozwiódł się 12 lat temu, ale niestety te dwie mają nadal coś do niego. Ogólnie kolorowo nie jest. Typowe nastolatki, jak to mój tata mawia ofiary XXI wieku. Dziewczyny na początku traktowały mnie jak wroga, teraz trochę sytuacja się poprawiła, bo chyba zaczyna docierać do nich, że nie jestem ich wrogiem i widzą że ojciec jest szczęśliwy. Sama nie chcę mieć dzieci i wizja niańczenia cudzych „rozpieszczonych bachorów” trochę mnie wkurza, ale jakoś to przełykam. Sytuacja byłaby inna gdyby te dziewczyny potrafiły się zachowywać. A one, ani be, ani me, ani pocałuj mnie w du….. Ja byłam inaczej wychowywana. Rodzice dużo tłumaczyli, relacje były ciepłe, wpojony był szacunek do pieniądza tzw „nie leży na ziemi, trzeba na niego ciężko pracować”. Tu tego nie ma, jakby mogły to by wydawały pieniądze bez opamiętania, bo musi być markowy ciuch, bo to, bo tamto. Masakra. Ja sama jestem niezależna, zarabiam na siebie i nie oczekuje od partnera jakichkolwiek pieniędzy, ale boli mnie to że one go traktują przez pryzmat portfela. Jeszcze jak słucham, że one to by najlepiej znalazły bogatych mężów, bo nie chcą pracować, to nóż mi się w kieszeni otwiera. Są puste, jak wydmuszki, niestety wpływ ich matek jest przerażający. Wychowują chodzące kretynki i ofiary życiowe. Jak skończą szkołę, to różowe okulary opadną i będą musiały iść do pracy, wtedy dopiero zobaczą jakie jest prawdziwe życie. Nie tylko przyjemności, ale i obowiązki.