Rzeczy, których nie wypada robić
Są rzeczy, których robić nie wolno – mamy na to odpowiednie paragrafy. I takie, które wolno, ale trochę nie wypada. O ile jednak w przypadku tych pierwszych sytuacja jest jasna, tak z drugimi jest sporo problemów. Nie ma jasnego zakazu, więc od razu pojawia się mnóstwo interpretacji, często sprzecznych ze sobą, bo każdy, na podstawie subiektywnych odczuć, tworzy własną listę rzeczy dopuszczalnych oraz nagannych.
Tak tworzy się pole do zażartych kłótni, gdyż świętości dla jednych są pretekstem do kpinek dla drugich, i na odwrót. Część będzie jakimś zachowaniem oburzona, część uzna je za zupełnie normalne. Granice są tu bardzo płynne i ciężko orzec, kiedy jakieś normy warto stosować, a kiedy to zwykłe widzimisię mające tylko utrudnić życie.
Tego nie wypada
Obok prawa mamy jeszcze coś takiego jak dobry obyczaj, konwenanse, kulturalne zachowanie. Szereg reguł określających co wypada, a co nie przynosi chwały. Za odstępstwa od norm nie ma kar, co najwyżej jakieś towarzystwo uzna kogoś za persona non grata, ale najprawdopodobniej znajdzie się też grupa, która nie poczuje się zgorszona, a nawet może taki występek pochwalić jako ze wszech miar słuszny i pożądany.
Bo z konwenansami jest ten kłopot, że nie wszyscy się z nimi zgadzają, a ponieważ nie są one egzekwowane jak przepisy prawa, łatwo znaleźć usprawiedliwienie dla ich łamania. Są przecież czasami drobnomieszczańskie albo sugerują solidny kij w tylnej części ciała, którym później można okładać tych, co śmieli poczuć się dobrze zamiast chodzić w obyczajowym gorsecie. Dają poczucie wyższości, że jest się lepszym od jakiegoś kmiotka, który nie doczytał, że klepanie się po udach w trakcie rubasznego śmiechu jest w złym tonie.
Nie chodzi jednak tylko o zasady dotyczące prawidłowego używania sztućców, ale i takie zwykłe, codzienne zachowania. Wiadomo, że nie wolno jeździć samochodem po pijaku, ale co z głośnym umpa umpa dobywającym się z samochodowych głośników? Czy wypada rozmawiać przez telefon w autobusie? Czy można się całować na przystanku albo poprawiać sobie majtki przez spodnie? Palić papierosa na ulicy? Opowiadać ze szczegółami o wyciskaniu pryszczy albo konsystencji kupki dziecka?
Nie mogę na to patrzeć
Można to robić, ale zawsze jest ryzyko, że ktoś zgromi wzrokiem, syknie coś o upadku obyczajów albo mentorskim tonem pouczy, jakie są zasady współżycia w społeczeństwie. I co robić z takimi uwagami? Jest zagwozdka, bo rzeczywiście, rozwalanie się na dwóch siedzeniach w metrze sprawia, że ktoś nie może usiąść, a głośne śmianie się w kinie przeszkadza ludziom w oglądaniu filmu, ale co szkodliwego dla otoczenia jest w noszeniu młodzieżowych kolczyków przez babcię albo drapaniu się po pośladku? W nikogo to nie uderza, prawda?
No, niezupełnie. Kwestie estetyczne to temat rzeka. Jest masa rzeczy, które uchodzą za niesmaczne wyłącznie dlatego, że to zaburza czyjeś poczucie piękna. Śliczna, zgrabna dziewczyna w stroju topless na plaży? Och, ależ bardzo chętnie! Ale żeby po plaży bez stanika chodziła grubsza kobieta z obwisłym biustem to już nie, to obrzydliwe, niech siedzi w domu albo założy szlafrok. Jak można założyć legginsy mając takie nogi, czy one nie mają w domu lustra? Skarpety do sandał? Karmić piersią w miejscu publicznym? Bez przesady, kto chce oglądać ciumkającego cycka dzieciaka, nie można tego zrobić w domu? I kto to widział, żeby jeść w pociągu kanapkę z jajkiem, przecież to śmierdzi.
W zasadzie każdy, kto nie jest idealnie piękny, naraża się na szykany, jeśli pozwoli sobie na nieco więcej luzu. Tak kalać cudze oczy oponą na brzuchu, okruszkiem na brodzie, wątłymi bicepsami! Jeszcze mniej wypada ludziom starszym, bo oni nie tylko mało urodziwi, ale też zachowują się niestosownie do wieku – babcia w kucyku i trampkach tańczy na koncercie młodocianej gwiazdy pop? Boże, co za żenada!
Jeśli to nasi, to wolno
Dużo ostrzej się robi, gdy wkraczamy na tereny związane ze światopoglądem, systemem wartości. Czy wszystko wypada powiedzieć i zrobić? No nie. A co jest na liście rzeczy nie do ruszenia? To właśnie zależy od wiary i przekonań konkretnego człowieka. Czasami strasznie ciężko je dopasować do obowiązujących norm, bo zasadniczo są one luźniejsze niż kiedyś, z drugiej strony jednak, pojawiła się poprawność polityczna, którą nie każdy rozumie.
Kiedyś śmiano się z chciwych Żydów i brudnych Murzynów, i co, ktoś od tego umarł? To tylko takie żarty! Komu to przeszkadzało? Okazuje się jednak, że przeszkadza, gdy dotyczy nas. Bo z Polaczków też się śmieją, lecz tu akurat brakuje wyrozumiałości. Co wypada, a co nie, ściśle się wiąże z podziałem na „naszych” i „obcych”, oraz różnego rodzaju uprzedzeniami. Nasza strona mówi bez ogródek, zachowuje się kontrowersyjnie, ale to zawsze w słusznej sprawie, w końcu to my mamy rację, dlatego nam wolno. Nie należy robić sobie żartów z Jezusa i katolików tak ogólnie, to obrażanie uczuć religijnych i godzenie w wartości ważne dla wielu osób, ale jednocześnie nie widzimy niczego złego w żartach z ciapatych, bo osobiście ciapatych nie lubimy. My się oburzymy na szydzenie z feministek, ale chętnie ponabijamy się z religijnych moherówek płaczących na widok papieża, bo one takie zaściankowe. Prawo Kalego w najczystszej postaci.
Można grać ostro, jeśli broni to interesów naszej grupy, ale gdy wrogowie robią to samo, kwalifikujemy ich czyn jako przekroczenie granic dobrego smaku. My mówimy jak jest i walczymy o prawdę, oni plują na nasze świętości i nie zważają na uczucia innych ludzi. Przeradza się to w zwykłą wojenkę ideologiczną i udowadnianie, że coś jest normalne bądź nienormalne i dlatego wypada/nie wypada tego robić. Geje za rękę na ulicy? W żadnym razie, niech się nie obnoszą ze swoimi zboczeniami! A dla nas zboczeniem są wasze procesje i uliczne modły! Ale jak was może to obrażać? A was tamto niby w jaki sposób krzywdzi? Bo to jest nienormalne! Nie, to nienormalne dla was, bo sami jesteście nienormalni! I tak do utraty tchu. Zero chęci dialogu. A chodziło tylko o to, by ludzie zwracali się do siebie z szacunkiem, nawet gdy myślą zupełnie inaczej.
Pułapka poprawności
Niebezpiecznie robi się także wtedy, gdy ludzie wybierają przeciwną opcję i tak strasznie boją się urazić kogokolwiek, że zupełnie tracą autentyczność. Przemilczają pewne fakty, żeby nie podsycać konfliktu i nie utrwalać stereotypów, choć koniec końców bardziej szkodzą w ten sposób sprawie niż jej pomagają.
Wystarczy spojrzeć na kulturę. Przykładowo, w filmie o afrykańskich niewolnikach unika się słów typu „czarnuch”, bo obraźliwe, ale przecież w tym kontekście takie słowa są wręcz wskazane, ponieważ pokazują, jak traktowano czarnoskórych w tamtych czasach. Czy seksistowskie komentarze albo klepanie sekretarek po pupie w serialu o latach 50-tych – wtedy tak było i bez sensu jest przenoszenie współczesnych norm do innej epoki, bo tak grzeczniej i żadna widzka nie poczuje się uprzedmiotowiona. Jest strach, by zły charakter miał ciemną skórę, a kobieta została przedstawiona jako histeryczka całkowicie zależna od mężczyzn, gdyż na pewno ktoś zgłosi pretensję, że to godzi w dobre imię jakiejś grupy. Nie wiadomo, z kogo zrobić wroga – kiedyś było łatwiej, kino miało złych Ruskich i cyborgów z NRD albo zepsutych przedstawicieli zgniłego Zachodu, dzisiaj każdy może się śmiertelnie obrazić za przedstawienie jako terrorysta czy przestępca.
Jak pojechać po bandzie, żeby było wesoło i nie zakończyło się protestami? Można zażartować z gwałtu? To przecież bagatelizuje przemoc i uderza mocno w osoby, które gwałtu doświadczyły. No dobrze, ale skoro z tego nie wolno, to co z żartami o laniu męża wałkiem? To tak samo umniejsza problem i sprawia przykrość ofiarom przemocy domowej. Gdzie kończy się przyzwoitość, a gdzie można mówić o zręcznej satyrze i dobrym pranku?
Nie byłoby tego problemu, gdyby bardziej uważało się na język czy gesty, i na podstawie pojedynczych wydarzeń nie tworzyło się groźnych stereotypów, gdyż one naprawdę prowokują do agresji, pogardy, rasowej nienawiści, dyskryminacji. I gdyby nie wkładało się kija w mrowisko celowo, żeby ludzi skłócić, wyśmiać, doprowadzić do płaczu – najbardziej bolesna jest nie sama kontrowersja, ale agresja, jaka za nią stoi, ta chęć dokopania, destrukcyjny przekaz. Głównym celem jest poniżenie przeciwnika, a nie chęć wejścia z nim w jakiś sensowny dialog czy wyśmianie rzeczy, które chyba czas najwyższy jakoś zmodernizować, bo w obecnej wersji głównie szkodzą.
Jednocześnie, błędem jest dopatrywanie się we wszystkim rasizmu, seksizmu, homofobii i tak dalej. Nie zwraca się po prostu uwagi na istotę jakiegoś zagadnienia, tylko wysuwa się krzywdzące uproszczenia albo widzi spiski. Przy takim podejściu w zasadzie wszystko jest nieuzasadnioną krytyką, paskudnym szyderstwem, chamskim żartem, znieważeniem wartości, bo zawsze ktoś uzna, że tak, to go śmiertelnie obraziło, czuje się urażony, dotknięty do żywego, bez względu na kaliber przewiny. Ten zakres osobistego komfortu staje się tak obszerny, że da się pod haniebny występek podciągnąć niemal wszystko.
A to już wasz problem, nie mój
Coraz trudniej znaleźć złoty środek, ponieważ własne samopoczucie często stawia się wyżej niż samopoczucie reszty ludzi. Niektórzy wcale nie mają dylematu – mamy prawo do wygłaszania swoich poglądów, bawienia się po swojemu, życia według własnych zasad i nikomu nic do tego! Ale znana jest też zasada, że moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka, tyle że wyznaczenie tej linii okazuje się potwornie trudne. Do którego momentu powinno się zważać na innych? Co jeśli ja nie czuję żadnej przeginki, a oni się gotują ze złości?
Bezkompromisowość, szczerość i otwartość może płynnie przejść w arogancję i brak szacunku. Nie dbając zupełnie o to, co wypada, łatwo stracić wyczucie i okazać lekceważenie. Jakaż to szczerość szydzić z grubasów w towarzystwie zakompleksionego osobnika z dużą nadwagą? To raczej brak delikatności. Pewnie, to nie jest zakazane, ale w sumie jaki głębszy sens się za tym kryje, czy czyjeś życie zmieni się od tych złośliwości na lepsze? Najwyraźniej chodziło jedynie o dowalenie komuś i obserwowanie, jak ten ktoś zareaguje.
Bo reakcja też ma wielkie znaczenie. Jeśli ktoś się tak przejmuje jakimś zachowaniem czy słowami, to po prostu brakuje mu dystansu – tak zazwyczaj odpowiada się na zarzut, iż poszło się ciut za daleko. Dystans bowiem często utożsamia się z pełną zgodą na obrażanie, ostre szydzenie i drwiny – nie dasz rady i zaprotestujesz, znaczy jesteś przewrażliwiona i nie znasz się na żartach. Nie można się bronić przed tym, co sprawia przykrość, bo na dobrą sprawę nic tej przykrości sprawić nie powinno. Nie uwzględnia się w ogóle czyjejś wrażliwości, bolesnych epizodów z przeszłości, które mogą wpływać na takie, a nie inne reakcje. Część ludzi uważa po prostu, że jeśli dla nich coś jest do przyjęcia, reszta musi to zaakceptować i przestać nudzić o niewłaściwym postępowaniu.
Dlaczego warto się przejmować innymi?
Nie tylko dlatego, że można im sprawić przykrość. Także ze względu na własny interes. Kiedy ktoś odnosi się z dezaprobatą do naszego zachowania, to może w ten sposób zwrócić uwagę na kwestie do tej pory ignorowane, a warte przemyślenia. Ktoś z boku widzi bowiem nasze życie z innej perspektywy, dostrzega dodatkowe szczegóły, daje pełniejszy obraz sytuacji. Może chociażby wskazać, że wypisywanie idiotyzmów na Twitterze nie przechodzi bez echa i jest ryzyko, że któregoś dnia przeczyta je szef i zniesmaczony uzna, że kogoś takiego nie chce u siebie w firmie.
Zważanie na to, jak jest się odbieranym przez otoczenie, bardzo pomaga w codziennych relacjach, bo czy to się komuś podoba czy nie, jesteśmy od innych ludzi w jakimś stopniu uzależnieni. Można przy sąsiadach opowiadać gorszące dowcipy i robić im głupie żarty, po których się złoszczą, ale gdy dojdzie do jakiegoś nieszczęścia, zamiast pomocy zobaczy się zamknięte drzwi i potrząsanie głową w odmowie. A ci, którzy starają się być sympatyczni i nie odrzucają wszystkich konwenansów, prędzej mogą liczyć na życzliwą dłoń i przysługę, bezinteresowny uśmiech, uprzejme życzenie miłego dnia. Co lepsze? Każdy musi sobie wybrać sam.
4 komentarze
Temat jest bardzo mocny i prawdziwy, ale nawet jeśli każdy z nas ustali jakieś paragrafy to ludzie będą je łamać. Nie ma ustalonych zasad co nam wolno, a czego nie – to kwestia indywidualna i każdy musi odpowiedzieć sobie na to pytanie. Ludzie mają inne wizje, inne priorytety więc nie są w stanie zrobić coś, co inny człowiek zrobiłby to bez zawahania. A na ludzie powinniśmy zwracać uwagę, słuchać rad czy dawać to samo innym – wsparcie.. jednak ja jestem człowiekiem, który nie uszczęśliwi wszystkich na siłę (bo tak się nie da) ale staram się dawać ludziom szczęście, jeśli nie jest to kosztem mojego dobra czy szczęścia 🙂
Dobre stwierdzenie „to wasz problem nie mój” 🙂 Nie sugeruję się za mocno opinią innych i lepiej mi się tak żyje 🙂
Myślę, że powinniśmy się zachowywać tak , aby nie razić i nie przeszkadzać innym. Niestety często poglądy pomiędzy pokoleniami są bardzo różne i młodzi ludzie nie moga zrozumieć, że niektóre zachowania dla ich babć czy mam są niedopuszczalne.
Dla mnie te rzeczy, które wynikają z obyczajów – tego czy coś wypada, czy nie wypada, to po prostu kwestia dobrego wychowania.