Główne menu

Samoakceptacja. 7 lekcji o lubieniu swojego ciała

Z wątkiem samoakceptacji chodzę w głowie od jakiegoś czasu. Sprawdzam. Badam. Przypatruję się sobie. Notuję momenty, gdy mówię, że nie lubię jakiejś części siebie. Podpytuję przechodniów. Zagaduję współpasażerki w pociągach. Wydzwaniam do przyjaciółek.

I wiesz co? I już rozumiem. Kiedy mówię, że nie lubię swojego ciała, to tak, jakbym zabierała sobie prawo do pełni kobiecości. Kiedy mówię, że nie lubię swojego ciała, to tak, jakbym pomniejszała siebie o tę część. Uciekała. Od doświadczania przyjemności przez ciało. Od cielesności. Fizyczności. Odbieranie świata przez zmysły.

Ważna sprawa.
Trudny temat.
Prawda?

 

Nie lubię swojego brzucha. Swoich ramiom. Pupy. Moje ciało nie jest takie jak powinno. (Kasia Z Niebieskim)

Twarz mam ładną, ale nie podoba mi się moja figura. Mały biust, oponka na brzuchu, rozstępy na pupie… Mam 19 lat ale jeszcze żaden mężczyzna nie widział mnie nago. Zastanawiam się czy będę w ogóle w stanie kogokolwiek rozpalić gdy zobaczy mnie nago. (Taka Zwyczajna)

Moim marzeniem zawsze był brzuch jak deska do prasowania i biust w rozmiarze C. W tym roku ani razu nie byłam na plaży. Po prostu się wstydziłam. (Mała Anett)

Taka podstępna, czasem nawet bardzo mała, wręcz mikroskopijna myśl, potrafi narobić wiele niedobrego. Zaczyna się zazwyczaj niewinnie. Od spojrzenia w lustrze przymierzalni, gdy kupujesz spodnie. Od słów partnera, który mimochodem rzuca w kuchni, żebyś być może wybrała się na siłownię. Od zauważenia zmarszczek podczas porannego makijażu. Na basenie. Na plaży. Na spacerze. Dyskotece. A nawet w księgarni. Ta podstępna myśl potrafi złapać wszędzie. I potem rozprzestrzenia się jak wielka zaraza.

Aż wreszcie jest już wszędzie.
Wiesz o czym mówię?
Masz tak samo?

No widzisz.
Chyba większość z nas tak ma.
Czy można coś z tym zrobić?

No można! Uwaga jednak, teraz będę straszyć. Daleka jestem od rozwiązań typu instant lub czarodziejska różdżka. Metamorfoza jednego dnia działa na chwilę. Temat samoprzyjęcia i akceptacji widzę raczej jako zadanie procesowe. To oznacza codzienną pracę. Dawkowanie lekarstwa systematycznie i z regularnością. Co więcej! To oznacza ból zmiany, a czasem uporczywe wręcz nawroty i zaczynanie jeszcze raz. I kolejny. I znowu.

Pogadałam w tych pociągach i na różnych wielkomiejskich skwerkach. Kobiety wszędzie są piękne i w każdym miejscu z ogromnym przejęciem dzielą się lekcjami na temat polubienia swojego ciała. Okazuje się, że to żywy i angażujący wątek. Chcesz wiedzieć co i jak robić? Poniżej znajduje się autorska i spontaniczna lista 7 lekcji. Zebranych w podróży. Od kobiet wszelakich, mądrych i zdecydowanie pięknych. Częstuj się. Stosuj najczęściej jak się da.

Co robić, by polubić swoje ciało i całą siebie?

Rusz się

Serio. Idź na spacer. Na rower. Do przyjaciółki. Twoje ciało lubi ruch. Każde ciało lubi ruch. Nawet minimalny ruch typu wieczorny i leniwy spacer z psem. To banalne i bardzo ważne. Przyzwyczajaj swoje ciało do ruchu. Na nowo. Od początku. Za to konsekwentnie. To zmienia perspektywę, uczy zdrowego nawyku.

Kiedy wpadam w moment czarnej dziury, gdy nie ma mowy, nie mogę na siebie patrzeć, boże jaka ja jestem beznadziejna, natychmiast przestaję się ruszać. Zatrzymuję się. Zanikam. To jest bardzo niedobre zatrzymanie. To stupor, który powiększa niedobre myśli. Zły kierunek. Wielki nawrót choroby zwanej nienawiścią do siebie i autoprzemocą.

Tańcz

Serio jeszcze bardziej. Tańcz na boso w kuchni. W szpilkach. Trampkach. Po swojemu. Do swojej ulubionej muzyki. Tańcz. Znajdź swój rytm ciała, jego wyjątkowe i indywidualne pulsowanie. Wyraź to, co czujesz. Znajdź ekspresję. W tańcu. W swoim wyjątkowym i indywidualnym ruchu.

Philippine „Pina” Bausch, niemiecka tancerka oraz choreografka tańca współczesnego o wielkim wpływie na rozwój teatru tańca jako gatunku, jest autorką pięknego zdania: Dance, dance, othwerwise we are lost. Tańcz, tańcz, w przeciwnym razie naprawdę jesteśmy straceni.

Bardzo długo zajęło mi odnalezienie prawdy w tańcu. Lubię tańczyć intuicyjnie, spontanicznie, po prostu. Czasem podczas gotowania, czasem na zorganizowanych potańcówkach. To ekspresja, która opiekuje się emocjami, wyobraźnią i Twoimi marzeniami. To ekspresja, która niesie radość. Szczególnie, jeśli uwolnisz głowę od nadmiaru myśli. Taniec uwalnia. Zawsze. Spróbuj. Pozwól poprowadzić się ciału.

Mów

Starszą siostrą braku akceptacji swojego ciała jest izolacja. To chowanie się i uciekanie jak najdalej od bolącego sedna, od otwartej rany. Chowasz się w ubraniach, pięknym i perfekcyjnym makijażu, w kompulsywnym uprawianiu sportu, w robieniu kariery, nadmiernym jedzeniu, wieczornej butelce wina, w czynnościach zastępczych.

Cholera, uczciwie i szczerze nienawidzę tego stanu. U mnie wygląda to tak, że natychmiast przenoszę się do głowy i intelektu. Uciekam do racjonalizacji. Jakbym zapominała, że jestem kobietą i odczuwam. Przechodzę w tryb zadaniowości, realizowania priorytetów, działania. Jestem w tym dobra. Projekty. Spotkania. Mogę być produktywna, przedsiębiorcza, pełna sprawczości. I jednocześnie bardzo, bardzo nieładnie mówiąca o swoim ciele i o sobie. Z pełną nienawiścią. A to jest bardzo ważne, by mówić głośno o tym, co boli, doskwiera albo stanowi utrapienie. Powiedz przyjaciółce, mężowi, partnerce. Powiedz, że coś ta pupa i ten brzuch, że nos albo ramiona, wielki paluch lewej stopy lub cokolwiek innego. Powiedz, co z nimi nie tak. Paradoks taki – odważ się i zobaczysz, że pomoże. Zelżeje. Zmniejszy rozmiar. Przestanie doskwierać. I rozmiękczy ten straszny stan bycia dla siebie surową. Obiecuję.

Daj spokój z porównywaniem

Porównywanie się z innymi zawsze niesie ze sobą wiele ryzyka. Po pierwsze może wynikać z niskiego poziomu własnej wartości. Stawiasz wtedy innych jako punkt odniesienia, i starasz się do tego poziomu dorównać. Co wówczas robisz ze sobą? Zaniżasz swoją samoocenę, jesteś dla siebie wymagająca, samokrytyczna, surowa, oceniająca. Po drugie, ryzyko jest takie, że unieważniasz siebie i swoje aktualne atuty. Pomijasz swój obecny potencjał. Kiedy porównujesz się z innymi, jesteś w drodze. Do ideału, wzorca, jakiegoś celu. I zawsze nie tutaj. A więc dość daleko od siebie.

Daj spokój. Porównywanie się karmi wewnętrzne gremliny, krytyka i trolla, który zna twoje najsłabsze miejsca. Daj spokój, mówię. Nie warto iść w tę stronę. Zamiast dążyć do tego ideału sprawdź, co dzisiaj jest twoim atutem. W środku i na zewnątrz. Zrób listę mocnych stron. Albo rozwiąż test w tej sprawie. I zacznij rozwijać to, w czym ty dzisiaj jesteś dobra. Od razu dostaniesz skrzydeł. Jestem pewna.

Odważ się na spontan

Czy wiesz co to jest wewnętrzne dziecko? Psychologia nazywa tak część psychiki, która odpowiada za spontaniczność, naturalną ekspresję i nieskrępowane sięganie po marzenia, pragnienia i potrzeby. Wewnętrzne dziecko nie jest małą dziewczynką z blond warkoczami, która najchętniej wskoczyłaby do piaskownicy. Jest to raczej wszystko to,  co wiąże się ze swobodnym wyrażaniem siebie. Wewnętrzne dziecko jest zatem źródłem twojej intuicji, wewnętrznym głosem, siłą, która pozwala ci na spontaniczność i zabawę. I możesz być pewna, że ono cały czas istnieje w środku ciebie, niezależnie od wieku zarejestrowanego w dowodzie.

Pracując z kobietami na warsztatach i indywidualnie miałam przyjemność i zaszczyt obserwować różnorodne procesy spotkań z Wewnętrznym Dzieckiem. Wielokrotnie doświadczenia te były mocne i poruszające. Pojawiały się słowa w rodzaju „Od zawsze czegoś szukałam i wreszcie znalazłam. Jestem teraz bliżej siebie” albo „Mam poczucie, jakbym odnalazła zagubiony kawałek siebie.” „Tak bardzo za sobą tęskniłam”.

Szukaj tej dziewczynki, by być spontaniczną, pełną wigoru i życia. To takie ważne.

Nakarm zmysły i pielęgnuj przyjemność

Jak już odnajdziesz wewnętrzną dziewczynkę, zajmij się zmysłami. Zmysły. To temat rzeka. Albo i wielki ocean nawet. Czy możesz o sobie powiedzieć, że jesteś zmysłowa? Czy wszystkie twoje zmysły odbierają świat? Które zmysły lubisz najbardziej? A jak je karmisz? Wiesz to? Sprawdź koniecznie. Dam sobie więcej niż głowę uciąć, że skutecznie odcinasz się od zmysłów, jeśli nie lubisz swojego ciała. A szkoda. To takie przyjemne.

Zobacz, który ze zmysłów daje ci największą frajdę. Smakuj. Dotykaj. Wąchaj. Słuchaj. Patrz. Zaserwuj sobie hojną sesję dla zmysłów. Dla każdego osobno. Z zapachami, dźwiękami, smakowaniem. Sprawdzaj. Baw się. Kosztuj.

Przeżywaj

Na koniec o przeżywaniu. Proszę, przeżywaj. To znaczy czuj każdą emocję! Wszystkie są ważne i potrzebne. Radość, ekstaza, smutek, złość, tęsknota, wstyd… Zostałyśmy wyposażone w złożoną i piękną paletę emocji. Nasze emocje są jak kolory na tarczy malarza. Każdy jest potrzebny. Każdy do użycia. Można je miksować, mieszać i umieszczać na obrazie. Tak przecież robi dobry artysta. Poznaj więc swoje emocje, nazywaj je, doświadczaj i czuj. Przeżywaj. One dają życie. Napędzają do działania. Przynoszą zmiany. Motywują. Zabezpieczają.

Kiedy się złościsz, sprawdź swoje granice. Może ktoś lub coś je przekracza? Kiedy się boisz, być może warto zadbać o zabezpieczenie siebie? kiedy doświadczasz ekscytacji, możesz przecież skakać do chmur i zarażać wszystkich wokół. Powtórzę. Każda emocja jest ważna. Każda. Pozwól sobie na przeżywanie. Nie zatrzymuj naturalnego przepływu. Nie zatykaj sobie systemu przeżyć. Udrażniaj. Czuj. Żyj.

Podobno w języku czeskim ‘samoakceptację’ można zdefiniować jako przyjęcie siebie. Ładne i wymagające słowa, prawda? No zastanów się przez moment. Jak wytłumaczysz fakt przyjęcia siebie? Wyobrażasz sobie? Przyjąć siebie… czyli i przytulić, objąć, i zająć się, i być ze sobą. W pełni. Bez warunków. I ciało. I emocje. I myśli. Całą siebie. Myślę, że to dość mądra definicja. A nawet dość pouczająca. Szczególnie dla kobiet. Żeby wreszcie tak nam było całkiem po drodze z lubieniem swojego ciała.

    32 komentarze

  • zebypisac.blogspot.com

    Bardzo dobre rady 🙂

  • Makeup Art Marzena Bartosz

    Świetny wpis 🙂 Inspirujący …

  • AgaGr-JANulkowo

    Zgadzam się ze wszystkim, a rady świetne. Niestety każdy z nas ma jakieś mankamenty, sama bym nie jeden wymieniła, ale jak dla mnie najważniejsze jest zdrowie, bo bez niego ani rusz. Pozdrawiam

  • Rebel

    Najlepiej się czymś zająć, a nie użalać nad sobą.
    Nie zawsze łatwo zaakceptować siebie, ale zawsze można to zmienić.

  • Sylwia W.

    Sztuka samoakceptacji nie jest łatwa. Tak jak piszesz to proces. Pamiętam, jak kilka lat temu byłam w stanie wyliczać rzeczy, z których nie jestem zadowolona w swoim wyglądzie. Dziś jestem w takim momencie życia, że mogę powiedzieć, że akceptuję siebie taką, jaką jestem. Dbam o wygląd, dużo się ruszam, zdrowo odżywiam, zwracam uwagę na to, co ubieram. To jest ważne i to pomaga w zaakceptowaniu siebie. Kolejnym etapem jest dojście do poziomu, kiedy stwierdzasz, że nie jest potrzeby Ci kaloryfer na brzuchu czy duże piersi, bo kochasz swoje ciało bez tego. I to uczucie jest naprawdę piękne 🙂

    • Marta

      Sylwia. Gratuluję przebytej drogi i tak wypracowanej akceptacji. To wzmacniający i budujący komentarz, pokazujący że można, że warto. Dziękuję.

  • Traveling Rockhopper

    Pewnie, ze ważna rzecz!
    Fajnie napisane! 🙂

  • Nieidealnaanna

    Po prostu żyj i bądź sobą 🙂 Nasza akceptacja wzrośnie dopiero wtedy, gdy zrobimy porządek w głowie i nauczymy się kochać siebie z całym dobrodziejstwem inwentarza.

  • Rebecca Sharp

    Sztuka samoakceptacji nie jest łatwa zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy nie tylko porównujemy się do naszych koleżanek, ale również do osób z internetu. A wiadomo po pierwsze kto ma ładną figurę to pokazuje całe mnóstwo zdjęć, a po drugie jest Photoshop i nie wiadomo dokładnie co jest prawdziwe a co iluzją. I wtedy pojawiają się te małe myśli, które zbijają na z tropu.

  • Matka na Szczycie

    Jako nastolatka miałam wiele zastrzeżeń do swojego ciała, a po 30stce jestem z niego mega zadowolona 😀

  • Bookendorfina Izabela Pycio

    Świetny, inspirujący wpis, właśnie to karmienie zmysłów najbardziej mi odpowiada. 🙂

  • Keep Your Balance

    Naprawdę świetny wpis. Motywujące słowa 🙂

  • L. B.

    Przydatny wpis, przynajmniej dla mnie. Wiem, co mi we mnie nie pasuje, wiem, czego nie chcę pokazywać, ale może właśnie powinnam? Bo w końcu to część mnie, która będzie i nie zniknie, no niektóre może znikną. ;D Zaakceptować niedoskonałości nie jest łatwo, ale warto dla swojego lepszego samopoczucia.

    • Marta

      Wiesz co L.B., nie wiem czy powinnaś. Nie lubię słów powinności, bo to utajona forma opresji. Myślę, że warto siebie do tego zapraszać. Właśnie dla swojego lepszego samopoczucia warto.

  • 4foodsecrets

    Bardzo treściwy wpis. Ważny temat. Sama miałam problemy z akceptacją własnego ciała, przez co nie umiałam o nie odpowiednio zadbać. Oczywiście próbowałam, jednak zabierałam się za to od złej strony. Chcąc z nim walczyć, a nie współpracować. Około roku zajęło mi polubienie samej siebie, w tym samym czasie wszystko się zmieniło 😉 Nie jest to trudne, ale konieczne jeśli zależy nam na lepszym samopoczuciu, mniejszych kompleksach itp.

  • Moje Bistro

    Daj spokój z porównywaniem to chyba najistotniejszy akapit. Czuję się ładna, ale zawsze jest ktoś ładniejszy, czemu psuje mi to humor?Jestem szczupła, ale tamta ma ładniejsze nogi… to nie brak samoakceptacji, ale niska samoocena.

    • Marta

      To często idzie w patrze. Takie dwa SS w głowie, ciągłe musztrowanie. Na szczęście można to odkręcić i wzmocnić samoocenę. Na szczęście to możliwe. Nie siedź z tym sama, sięgaj po wsparcie. Warto!

  • archistacja

    Polecam zumbę! Dzięki niej naprawdę kocham się ruszać 🙂

  • Yolsh

    Ile to ja walczyłam ze sobą w kwestii nieakceptowania się, dobre 2 lata. Przyznaję, ciężko było mi zaakceptować to, co zrobiły ze mną leki, ale… Chyba znalazłam przyczynę problemów i idę w dobrą drogę do akceptacji.

  • Sabina

    Dziewczyny to prawda ze kompleksy siedza w naszych glowach. Ja mam obecnie 33 lata i nigdy wczesniej nie czulam sie lepiej we wlasnym ciele. Tez jestem bardzo nieperfekcyjna. Oponka, rozstepy, cellulit, zmarszczki, o kilka kg za duzo…. Ale… Na szczescie, mam calkiem ladna figure i buzie, nauczylam sie pewnosci siebie i zaczelam doceniac i kochac sama siebie. To cholernie wazne. Nie kazda z nas ma czas na to zeby spedzac 2 godz dziennie w silowni, nie kazda ma kase zeby inwestowac w walke z czasem. Ja uwielbiam miec czyste i pachnace mieszkanie i choc to moze malo feministyczne, sprzatanie jest dla mnie bardziej relaksujace niz sesja na silce. Moja ukochana sunia Pyza amstaffka motywuje mnie do aktywnosci, 2-3 razy dziennie musze z nia wyjsc na min 45 min szybki spacer.

  • Aga

    wiele musialo sie wydarzyc zebym to zrozumiala. ..otoczenie mi w tym pomoglo i teraz wiem ze …wyraze sie seksistowsko…Fajna dupa ze mnie. pozdrawiam

  • Martyna

    Bardzo ciekawy text, tylko już nie dla mnie 😉 komplexy są w naszych głowach,a ludzie zawsze znajdą powód do narzekania i krytykowania nas,więc..czego byśmy nie zrobili,i tak komuś się to nie spodoba,a najwazniejsze dla mnie są moja psyche i czyste sumienie

  • Paulina

    Też chciałabym mieć lepsze ciało, ale pewnych rzeczy nie da się zmienić 🙂 co mogę zmieniam, co nie, akceptuję. Ale gdy Twoje kompleksy stają się powodem do ograniczeń, wtedy nie jest dobrze.

  • Kinga

    Akceptacja siebie – to jest najważniejsze:)

  • Natalia

    I nigdy nie odważyłabym się powiedzieć żadnemu facetowi o tym czego w sobie nienawidzę… Bałabym się, że on to w końcu zauważy i przyzna mi rację…

  • Ula

    Nigdy nie lubilam siebie , zawsze mialam bardzo niska samoocene , wyszlam za maz z mysl, ze facet mnie uzdrowi , a teraz niec nie czyje , jestem pusta i nienawidze siebie

  • Natalia

    Niestety wcale nie jest łatwo pozbyć się kompleksów i zaakceptować siebie… Ja nadal przegrywam

  • Agnieszka

    Ciekawy artykuł ja nie akceptuje siebie i wciąż porównuje do innych kobiet co wycofuje mnie w życiu a czasem po patrzę na jakieś zdjęcia z przed miesiąca z tygodnia i…o tu nawet fajnie wyglądam. Wtedy zaczynam się zastanawiać czy to tylko w mojej głowie ta nisko samoocena czy tak jest

  • Viola

    Miałam tak. Od ok 2 lat mam to wszystko w tyle

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>