Samotność w związku – to nie tak miało wyglądać
Samotność ma wiele twarzy. Jedną z najbardziej paradoksalnych jest samotność w związku, czyli sytuacja, kiedy jest obok Ciebie ktoś, kto jest obecny ciałem, ale nie duchem.
Niby masz męża/partnera, ale tak naprawdę Wasz związek w wersji, którą z wielkim zaangażowaniem tworzyliście, dawno się rozpadł. Czujesz się tak, jakbyś była uwięziona w świecie iluzji, dla świata „zajęta”, formalnie „związana”, ale psychicznie pozostawiona sama sobie.
Nie ma do kogo się spontanicznie przytulić, komu wygadać z poczuciem, że zostanie się zrozumianym, nie ma z kim wyjść i po prostu pożyć. Zewnętrznie może nawet wszystko gra, rodzina i przyjaciele nie widzą problemu, co nie znaczy, że go nie ma… Wieczorem płaczesz w poduszkę lub z bezsilności rozkładasz ręce. To nie tak miało wyglądać, do cholery!
Człowiek nie jest stworzony do samotności
Człowiek nie lubi samotności, zwłaszcza, jeśli wybrał życie we dwoje. Gdy wchodzi w związek, wybiera przecież coś innego, samotność jest ostatnią rzeczą, jakiej pragnie. To dlatego pustka i poczucie, że można polegać tylko na sobie bardzo ciążą. Trudno sobie z nimi poradzić, bez ciągłych frustracji i pytania – dlaczego tak to wygląda. Potrzeba dzielenia radości i problemów jest bowiem tak silna, że nie sposób o niej zapomnieć. Ciągle czegoś brakuje, związek przestaje być satysfakcjonujący.
Niestety samotność czasami uderza w zadziwiających okolicznościach – w tłumie, w gronie bliskich osób, a nawet w związku – tam, gdzie nikt jej nie zapraszał. Można usychać w samotności, leżąc w łóżku obok mężczyzny, z którym kiedyś tak wiele Ciebie łączyło. Niby jesteście na wyciągnięcie ręki, ale oddaleni o tysiące kilometrów…
W martwym punkcie
Samotność w związku to taki stan, który należałoby nazwać martwym, pozostawionym bez większych nadziei. Przypomina czystą postacią wegetacji. Dzień mija za dniem i nic się nie zmienia.
Cały czas ponosi się koszty życia we dwoje, prowadzi gospodarstwo domowe, jeśli ma się szczęście, można dzielić się obowiązkami, być może wychowywać wspólnie dzieci (jeśli ma się pecha, nawet z tym pozostaje się w pojedynkę), jednak nie można liczyć na prawdziwe korzyści wynikające z bycia we dwoje – czyli wszelkie „bonusy emocjonalne”. Nie ma się obok siebie bratniej duszy, osoby żywo zainteresowanej Twoim życiem, zdrowiem, potrzebami, planami, marzeniami. W miejscu ukochanego jest ktoś zupełnie obcy.
Rodzi się pytanie, co się stało, że tak się od siebie oddaliliście. Dlaczego zamiast rozmów do rana dzisiaj jest milczenie, lęk przed spojrzeniem głęboko w oczy, chłodny ton, zasłanianie się problemami w pracy, ciągłe unikanie konfrontacji? Czy można wyjść z tej patowej sytuacji?
Dlaczego się nie rozstaniecie? Samotność w związku jest gorsza…
Teoretycznie można zapytać, czemu się tak katujesz? Przecież nie na to się godziłaś!
Gdy zwierzasz się przyjaciółkom, radzą – postaw sprawę na ostrzu noża. Lepiej mieć czystą sytuację, niż tkwić w układzie, który nikogo nie satysfakcjonuje. Nie marnuj najlepszych lat swojego życia…Po co Ci to? A może on Cię zdradza?
Dlaczego pozwalasz, by wyglądało to wszystko tak, a nie inaczej?
Marta na jednym z forum opisuje to tak:
Ci, co znają moją sytuację, bo przecież zewnętrznie wszystko wygląda ok, dziwią się, dlaczego nie odejdę. Dla mnie to proste. Nadal czuję, że warto walczyć i boję się… Samotność w związku jest okropna, ale daje cień szansy, że jednak coś się zmieni. Rozstanie kończy związek definitywnie. Teoretycznie otwiera drzwi do wejścia w nowy związek. Ja jednak wierzę, że uda się nam przetrwać ten kryzys. I nie chce nikogo innego.
Z kolei Iza tłumaczy to inaczej:
Mam już tak bardzo dość, że się nim brzydzę. Jednak nie mogę odejść, to na tę chwilę, by za wiele skomplikowało. Mamy małe dzieci, kredyt…Jeszcze nie teraz.
Jak do tego dochodzi – samotność w związku?
Na początku istnieje problem, który każdy z nas zna doskonale: brak czasu lub inaczej – zbyt niska determinacja, by go znaleźć na to, by być we dwoje. Nie ma wystarczającej siły do zgrania grafików. Nie udaje się znaleźć chwili na pobycie razem, wspólne wyjście, odkrycie siebie na nowo i zadbanie o relacje.
Kosztem związku wychowuje się dzieci, robi karierę, zatraca w wirtualnym świecie. Jest pośpiech i stres każdego dnia, a do tego pojawia się niebezpieczna myśl, że tak dzisiaj trzeba, że tak robią inni, a druga strona poczeka, bo musi. Na „gruchanie” i jedzenie sobie z ust zawsze przyjdzie czas….
To niestety pułapka.
Brak czasu na bycie razem niesie inne koszty – uderza bezpośrednio w związek i komunikację. Codzienne rozmowy koncentrują się wokół „służbowych” spraw, wyglądają jak krótkie wymiany zdań dotyczące codziennych obowiązków. Mówi się tyle, ile trzeba, dzieląc się najważniejszymi informacjami, to nie rozmowa, to zdawanie raportów.
Kolejny krok to już brak zrozumienia i zainteresowania drugą stroną. Światy, które tworzyły jeden wspólny ląd rozłamują się, znacznie od siebie oddalając. Osoba, która żyje obok, staje się obojętna. Już nie tylko brakuje komunikacji, przychodzi czas, kiedy pojawiają się kłótnie o byle głupstwo: krzyk i dogryzanie sobie na każdym kroku.
Jednak póki są emocje, spięcia – istnieje szansa, że coś się zmieni, że gniew zamieni się w namiętność, a krzyk w oczyszczającą rozmowę. Najgorsza jest obojętność.
Jak poradzić sobie z samotnością w związku?
Samotność w związku szczególnie często pojawia się w okresach zmian, życiowych rewolucji, kiedy stajemy przed nowymi wyzwaniami, na przykład takim jakim jest wychowywanie dzieci. Na szczęście niezależnie od tego, na jakim etapie się pojawi, można sobie z nią poradzić. Nie jest to jednak proste i wymaga wielu kompromisów, a często również pomocy od bliskich, przyjaciół czy terapii…
Samotność w związku to nie „wina” jednej strony. To wyzwanie dla dwóch osób i tak należy na nią patrzeć, jak na problem pary, a nie przewinienia mężczyzny czy kobiety. Trzeba wyjść od siebie, krytycznie spojrzeć na swoje zachowania i próbować je zmienić. Poza tym równocześnie trzeba być dla siebie wymagającą, ale również wyrozumiałą – zacząć myśleć o własnych potrzebach, kochać siebie, każdego dnia sprawiając sobie drobne przyjemności. Zdrowy egoizm pozwoli złapać dystans i odpowiednie proporcje w życiu. Nauczy również na poważnie traktować potrzeby drugiej strony, bez bagatelizowania ich i znajdywaniu ciągle nowych wymówek, dla których partner ma żyć tak, jak my tego chcemy.
Kluczem do przełamania lodów jest szczera rozmowa, bez oceniania, atakowania, ale taka, w której wykażemy się zrozumieniem i próbą wczucia się w sytuację drugiej osoby. Być może partner również czuje się samotny, nie akceptuje aktualnego układu, pragnie coś zmienić, ale nie wie, kiedy i jak postawić pierwszy krok…Stoi w martwym punkcie i czeka na przełom, który pozwoli wszystko zmienić.
W takich momentach warto wyjść poza swoją strefę komfortu, zostawić dzieci u babci, cioci, zdecydować się na weekend we dwoje, pobyć w miejscach, które znacie i lubicie, przypominając sobie początki związku. Oznaką dojrzałości jest również wybranie się do psychologa, który pozwoli spojrzeć na sytuację z innej perspektywy.
111 komentarzy
Jakbym o swoim życiu czytała. Tylko aby coś zmienić, muszą chcieć obie strony…Ileż razy próbowałam odmienić nasze życie i za każdym razem napotykam na mur nie do przebicia, nie do przeskoczenia.
tak przedstawia sie moj zwiazek mimo ze wychowuje corke czuje sie samotna we wszystkim, w obcym kraju, czesto mam watpliwosci co ja tu robie wiec zdecydowalam sie odejsc, tylko jak to rozegrac? Facet nic nie podejrzewa, jest super ojcem,wiem ze mu sprawie przykrosc, ale po co mma tkwic w tym co mi nie daje szczescia i satysfakcji…
dlaczego tylko piszą kobiety o samotności a menszczyżni to nie sa samotni tylko kobiety ta tragedja spotyka szlak mne trafia jak widze tylko nażekanja Kobiet a gdzie ten facet do holery my też tu jesteśmy i odychamy tym samym powietrzem
To u mnie tak jest. Niby razem jesteśmy ale osobno. Wszelkie próby rozmowy by więcej czasu razem spędzać kończa się że marudzę wydziwiam A ja potrzebuje bliskości, czuć że jestem ważna a Nie czuć się niewidzialna. Nawet przyszło że boję się przytulić albo buzi dac bo wtedy słyszę daj spokój kobieto. Teraz jest dziecko, i jestem o nie zazdrosna. Bo on do dziecka buzi daje, wita się z nim, mówi ładnie. A mnie omija tak jakby mnie nie było. Czuje się samotna
Mam tak samo. 4 miesiące temu urodziłam 3 dziecko. Dwa lata temu mąż powiedział mi że dla niego mogłabym już umrzeć. Znamy się od 20 lat. Przez ten czas razem ciężko pracowaliśmy, radzilismy sobie sami bez pomocy innych. Poswiecalam się, często brałam na siebie odpowiedzialność, by on mógł wyluzowac. Byłam wierna, lokalna, uczciwa, oszczędna. Zawsze na każde jego skinienie. Miałam nadzieję że to doceni. Teraz wiem że nie mam na co liczyć. On może zepsuć nasz związek w 5 min. Wystarczy że napadli się na jakąś inną. Moje życie nie ma dla niego znaczenia. Potrzebował tylko robotnika. W nocy to leży obok mnie w łóżku bawi się telefonem. Wszystko co w telefonie jest ważniejsze ode mnie. A ja boję się nawet przytulić. Zachowuje się jak bezdomny pies który błaga o to by go ktoś przygarnal. Dla moich rodziców mnie nigdy nie było, tesciowie też traktują mnie jak powietrze, ale to lepsze niż wieczne krytykowanie za rzeczy które sami mi wymyslali. Czuje się jakbym żyła innym na złość. Tyle w życiu zrobiłam, a jestem dla innych tylko niewidzialna. Próbuję mówić mężowi że jestem nieszczęśliwa, on twierdzi że w Oświęcimiu mieli gorzej i nie narzekali. Wiem że inni mają gorzej, dlatego jeszcze żyje i dla dzieci. Bo po mojej śmierci kto się nimi zajmie. Mężowi będą kazali się ożenić z inną. A jak ona będzie się zachowywała. Rozpiescilam męża, będąc dobra żona, dobra gospodynia, on ma to w dupie. Zaczęłam chodzić na terapię, szukać światełka w tunelu. Jestem sama. Szukam pomocy. Kiedyś jak inny facet prosił mnie o nr telefonu by się umówić to pierwsze co mi przychodziło do głowy to to że mam męża. Jemu przez nasze życie to nie przeszkadza żeby inne łapać za tyle, całować. Według niego to są takie żarty. Albo jest niewinny bo zatracil się w alkoholu.
To niesamowicie trudna sytuacja – takie milczenie, obojętność jedbej strony, zagubienie i samotność drugiej. A może to jednak zagubienie i samotność obu? Nie poddawajcie się. Miłość to decyzja, nie zawsze jest kolorowo. Warto zawalczyć o małżeństwo, choćby powoli zmieniając swoje zachowanie. To bardzo trudne, ale może za jakiś czas ta druga osoba się otworzy, zauważy starania, by ją zrozumieć i się do niej zbliżyć?
Faceci to mają to w nosie. Zabrałam dzieci wyprowadziłam się i co obietnice i prośby żebym wróciła i co z tego nic się nie zmieniło a ja codziennie żałuję że wróciłam.
Przeczytalem i napisze ze by sie uspokoic : jestem juz emerytem ,w zyciu wybudowalem dom ,mam dwoch doroslych synow a zona :dalej ja kocham i bede kochal pomimo :jej zachowania,obelgi obojetnosc ,wscibskosc ,paplaninina nie liczy sie z nikim i niczym
ma swoje zdrowotne problemy rozumie to ,nie wspominam o moich ! co zrobic jak zyc zebym sie nie zalamal zyjemy przecietnie ,co wiecej trzeba ! moze ktos do mnie napisze moze byc na mejla bedzie mi lzej to wytrzymac !
…zawsze można próbować i wierzę w to, że każda osoba widząc choć cień szansy na powodzenie to właśnie robi!
Takie próby ratowania czegoś, co już od dawna nie istnieje, to niestety tylko strata czasu i energii, której tkwiąc w takiej relacji od dłuższego czasu…być może od kilku lat poprostu już nie masz!
Ja próbowałam wielu sposobów, wiele razy i nawet jeżeli coś się zmieniało to trwało tak krótko, że nie sposób uznać tego za krok w kierunki czegoś lepszego.
Niestety takie są realia, żeby cokolwiek miało szansę istnieć muszą tego chcieć obie strony, jedna nie jest w stanie zdziałać w tej materii NIC!!!
Możesz się tu ze mną zgodzić lub nie, każdy ma do tego prawo… Ja jednak wiem doskonale, że kiedy coś przestaje istnieć emocjonalnie, kiedy dochodzi do wypowiadania pod adresem osoby, która miała być dla nas częścią czegoś większego naszym nowym życiem, chwilami przepełnionymi miłością i radością…gorzkich jak piołun i palących jak ogień słów to już KONIEC!
Ratowanie czegoś takiego to porywanie się z motyką na słońce…
Możesz tak trwać jak zrobiłam to ja przez wiele lat… i nie licz na CUD, prędzej wygrasz w lotto, niż zmienisz osobę która nie jest już Tobą zainteresowań, która zamiast kochać się z Tobą robi to sama z sobą… Ktoś kto nie ma szacunku do SIEBIE samego nie może szanować nikogo innego, tak samo jest z miłością nie lubisz siebie ( i nie chodzi tu o nacystyczne podejście do swojej osoby!) nie możesz lubić a co za tym idzie też kochać innej osoby… Poprostu nie można dawać innym tego czego się nie ma, przecież nie podzielisz się z nikim szczęściem, którego nie posiadasz, ciastem którego nie masz i tak dalej!
Niestety…żeby to zrozumieć, czasami potrzeba przejść wiele…przepłynąć ocena samotności, wpłakać po cichu morze łez, i najważniejsze ściągnąć maskę „zajebistego” życia którą włożyłas specjalnie dla innych przez co widzieli to co chciałaś, żeby widzieli!!! …czyli ułude idealnego życia coś czego nigdy nie było, produkt stworzony na potrzeby reklamy, która obiecuje wiele, a w rzeczywistości nie daje nic wartościowego!!!
…Smutna prawda polega na tym, że sama w tym tkwisz z wielu prozaicznie mało ważnych powodów robiąc coś dla innych Przy okazji doprowadzając do zniszczenia SIEBIE SAMEJ!!!
Więc jeśli teraz stoisz przed dylematem, co robić z takim związkiem dalej, przedewszystkim uczciwie odpowiedz sobie na pytanie co zyskasz, a co stracisz jeżeli nic z tego nie wyjdzie (nie rozpatruje kwesti finansowych! przynajmniej w chwili kiedy masz dwie ręce, nogi i głowę na karku…to najgorsze co możesz zrobić!)…popatrz przedewszystkim na czas tego nikt, ani nic Ci nie zwróci!!!
Pozdrawiam serdecznie wszystkie samotne choć otoczone tłumem osoby❤
U mnie już chyba przyszła obojętność. Nie ufam ani jednemu słowu. Deklaracje zwykle starczaja na dzien, moze dwa. Za to zawsze słyszę, ze to ja wszystkiemu jestem winna. Że przy mnie się dusi. Że nie zrobił kariery… A ja od wielu lat wszystko robię sama: od gotowania po remonty. Zarabiam, wychowuję dzieci, dbam o dom, cwiczę… wszystko sama;nauczyłam się z tym żyć. Brakuje mi tylko 1-przytulenia. Tego, by ktoś nie czasem objął, ucalował w czoło i powiedzial: ” jesteś dzielna”. Przepraszam. Ostatnio to zrobił. Szkoda, że nasz sąsiad.
Jesteśmy takie same…Nie jesteś sama
Ehh znam to.. Kiedyś było idealnie, wydawało się ze to miłość która nigdy nie wygaśnie. Odeszłam z 2miesiecznym dzieckiem, stanęłam na nogi.. Pierwszy miesiąc śmiał się że wrócę na kolanach do niego i ciągle imprezował później prosił żebym wróciła po 4miesiacach dałam się namówić, jestem miesiąc znów z nim. Żałuję że to zrobiłam. Znowu czuję się samotna.. Jestem własnością która ugotuje posprząta, a później jeszcze można zgnoic do rodziny mówiąc że leżę i nic nie robię a on tak ciężko pracuje, nie czuje się kobieta.. Nie czuje się kochana. Czuję że zasługuje na dużo więcej i zawsze marzyłam mieć dużo więcej a dla tego człowieka nie zrobiłam nic w życiu bo byłam taka zakochana i wybrałam życie z nim. Czuję się wykończona psychicznie, a najgorsze jest to że to on mi mówi że to ja go wykańczam i już zgłupiałam czy on ma rację i to ja jestem taka czy pozwoliłam mu dać zawładnąć moja psychika
Nie ma takiego czegoś jak kompromis, to słowo zawsze oznacza „jedna osoba traci, druga zyskuję”, jeżeli jest się samotnym w związku to oznacza to jedno „to już jest koniec”.
Bylismy razem 7 lat wszystko było pięknie i kolorowo rozeszliśmy się bo wolał koleżankę z pracy niż mnie nie mogła się z tym pogodzić ale po jakimś czasie mi minęło wrócił przepraszał aż zmieklam noi wyszło tak że zaszlam w ciąże jestem w 7 miesiącu od początku czułam się zaniedbywana ( i tak właśnie było) informacjia o ciąży najpierw zaskoczyła później cieszyła a w 3 miesiącu zaczęła przerażać więc zaczęliśmy się kłócić o wszystko jemu zależało żeby nagle zmienić swoje życie zrozumiała bym gdyby je zmienił na lepsze ale się grubo pomyliłam zaczęli się picie imprezy ćpanie wracanie do domu nad ranem i znów kłótnie. Chwilą spokoju i spowrotem to samo+ wyzmiska i podnoszenie reki. Wytrzymywałam to jakoś bo myślałam że w końcu wydorośleje i faktycznie potrzebuje chwili dla siebie. Gdzie ja potrzebowałam również uwag na moje prośby i płaczę przestal reagowac wszystko kręciło się wokol niego. Żałuję całych 7 lat i tym bardziej tego że wróciłam . W końcu nie wytrzymałam odeszlam. Jestem sama spokojniejsza i mam nadzieję ze jakoś sobie radę dam 😉
To niesamowicie trudna sytuacja – takie milczenie, obojętność jedbej strony, zagubienie i samotność drugiej. A może to jednak zagubienie i samotność obu? Nie poddawajcie się. Miłość to decyzja, nie zawsze jest kolorowo. Warto zawalczyć o małżeństwo, choćby powoli zmieniając swoje zachowanie. To bardzo trudne, ale może za jakiś czas ta druga osoba się otworzy, zauważy starania, by ją zrozumieć i się do niej zbliżyć? Jeśli jednak ktoś jest obrażany, poniżany, to należy z takiej relacni uciekać.
Witaj ,znalazłam Twoją odpowiedź na post, fakt to już dosyć dawno …jestem w podobnej sytuacji, w obcym kraju … Facet jest osobą dobrą,choć miewa swoje humory i chyba jestem zablokowana aby z nim więcej rozmawiać i czuć radość .
Ostatnio zgasła … I też będę musiała go zostawić bo niestety nie jestem tu szczęśliwa .
Chcę poczuć prawdziwe szczęście
Niestety związek z maminsynkiem to najgorsze co mnie spotkało matka na pierwszym miejscu gotuje mu sprząta myje ubiera i powiedziałam dość!!
Tak to najczęściej jest. Ileż można się starać, jeśli to wynika tylko z jednej strony? W końcu się poddajesz. Nie jesteś szczęśliwa w związki, nie widzisz wyjścia. Czasem możesz sobie pozwolić na rozstanie a czasem nie, i to jest najgorsze. Wiesz, że tak już będzie wyglądało twoje… Moje życie 🙁
Bardzo gorzko Jak Nie ma zrozumienia w zwiazku .mezczyzna ktory twierdzi ze kobieta jest tylko do prac domowych .jak robot .to Nie ma co tu robic .zadne wspolne rozmowy nie pomaga
Przez 25 lat naszego małżeństwa czuję się samotna.
Mój mąż nie odciął pępowiny.
Rodzina z której pochodzi jest numer jeden. Kilka razy w tygodniu jest u mamy.
Jestem 36 lat mezatka,syn dorosly ma rodzine. MAZ kocha fittness i Sport, to dla sportu mnie usunal na drugoiTor.Ciezko mi z tym. Do tego klamie ,nie zblizamy sie do siebie czegos juz nie ma ,chyba szacunku i uczciwosci ,bo milosc moze przygasnac ,ale szacunku to sauna rzeczy,trzeba malzenstwo pielegnowac .Chce odejsc,ale nie mam odwagi i sil. pozdrawiam wszystkich goraco
U mnie jest tak samo.
U mnie to samo. Czuje sie jak sluzaca jasnie pana. Moglabym isc do pracy ale to by mnie nie zwolnilo z drugiego etatu w domu.
U mnie tez
Też żyję w takim związku…wszystko zaczęło się zmieniać,jak mąż zmienił pracę(którą ja mu załatwiłam,żebyśmy częściej byli razem)Oddalał się odemnie z każdym tygodniem,coraz bardziej.Po 32 latach związku,bardzo przeżyłam,kiedy wyprowadził się do kochanki.Po pół roku,błagał mnie,żebym przyjęła go spowrotem.To był błąd z mojej strony,że uległam jego przeprosinom,przysięgom,że się zmieni.Odkryłam szokujacą prawdę…będąc ze mną wysyłał kochance co miesiąc pieniądze na jej konto.Mnie zwracał uwagę,że za dużo wydaję…Męża kochanką okazała się ukrainka,dużo młodsza od niego,wyjechała,dlatego chciał wrócić.Po około pół roku,była następna kochanka!Tym razem,kazałam mu się wynieść do niej!Nie mieszka z nią(pewnie mężatka),wynajął pokój w innym mieście i żali się,że przezemnie „cierpi”,bo ma teraz bardzo daleko do pracy!Gdybym wiedziała,że zmiana pracy przez męża,tak się dla mnie skończy…ciągle słyszę,cyt.to wszystko przez ciebie!W poprzedniej pracy byli sami mężczyźni,tutaj większość,to kobiety.
Niech pani o nim zapomni. Nie jest wart pani miłości. Właśnie bardzo dobrze się stało że zalatwila pani mężowi pracę. Pokazał swoją prawdziwą żałosną twarz . życzę siły powodzenia i miłości.
Mam bardzo podobną sytuację. Tylko u mnie to dopiero początki. Mąż w sierpniu zmienił pracę, gdzie pracuje z samymi kobietami. No i się zaczęło. Wcześniejsze wychodzenie do pracy, późniejsze powroty. Przesiadywanie w innym pokoju na telefonie. Brak wspolnych wieczorów i rozmów. Nawet jak śpimy, to dzieli nas pół metra, a kiedyś spaliśmy zawsze na łyżeczkę. Wiem jak to się skończy… jedynie marzę, by potrwało to jeszcze kilka lat, by nasze roczne dziecko zaznało życia w pełnej rodzinie. Wytrzymam, popłaczę w łazience, schudnę kolejne kilogramy, ale dam radę. Jeszcze kilka lat…
witam powiem tak też jestem samotny mam już serio dużo lat nie mam żadnej fajnej dziewczyny w swoim życiu i W OGÓLE NIE JESTEM ZADOWOLONY Z SWOJEGO ŻYCIA Z TEGO POWODU ŻE NIE MAM W OGÓLE NIE MAM W OGÓLE ŻADNEJ FAJNEJ DZIEWCZYNY W SWOIM ŻYCIU JESTEM W PŁACZU W DEPRESJI WIELKIM BÓLU WIELKIM CIERPIENIU I MÓWIĘ POWAŻNIE NIE CHCE JUŻ TERAZ ŻYĆ W SAMOTNOŚCI POWAŻNIE CHCĘ ŻEBY MOJE ŻYCIE JUŻ TERAZ SIĘ ODMIENIŁO I MÓWIĘ POWAŻNIE CHCIAŁBYM JUŻ TERAZ MIEĆ JAKĄŚ FAJNĄ DZIEWCZYNĘ W SWOIM ŻYCIU PONIEWAŻ JESTEM JUŻ NA SKRAJU I U KRESU WYTRZYMAŁOŚCI I POWAŻNIE BĘDZIE TAK ŻE JAK NADAL BĘDĘ SAMOTNY TO PEWNEGO DNIA POWAŻNIE NIE WYTRZYMAM I SOBIE SERIO COŚ ZROBIĘ I NIESTETY ALE MÓWIĘPOWAŻNIE ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! !#SAMOTNOŚĆZABIJA tyle pozdrawiam z depresją wielkim bólem wielkim płaczem jak i wielkim cierpieniem jak i totalnym zdołowaniem
Najgorsze co.może zaistnieć w związku…taka stagnacja, życie w rutynie z dnia na dzień…a kiedy sie pojawi świadomość życia w takiej matni …ech…Póki nie ma dziecka można z tego się wyrwać, z trudem bo emocjonalnie rezerwami ,ale mozna…bo gdy jest już dziecko….ojojojj to pojawia się problem…no bo jak tu dziecko unieszczesliwic….a tak naprawę trzeba się zastanowis czy ono jest szczęśliwe
..bo przecież widzi i czuje podskornie ze jest coś nie tak… bo się mamą z tatą nie przytulaja, ze warcza na siebie albo wogole nic do siebie nie mówią poza komunikatami codziennymi … samotność w związku to okropnie depresyjna sytuacja z której trzeba się jak najszybciej wyrwać…
Najgorsze jest to że większość kobiet myśli,iż najlepszym wyjściem z sytuacji…jest nic nie robienie…i pozostawanie w takiej pustej matni dłuugi czas a nawet do końca życia.Bo żyjemy w takim chorym społeczeństwie „a co ludzie powiedzą?”,”a co będą o mnie myśleć?gadać?”A kogo to tak naprawdę obchodzi?Żyjemy dla siebie nie dla innych a czas…miga nam za oknami coraz szybciej,nie ma co się oszukiwać.Osobiście uważam,że jeśli kobieta czuje się samotna,nieszczęśliwa i oszukana takim życiem,nie powinna się męczyć bo to niema sensu.Tak naprawdę jesteśmy silne i jeśli chcemy potrafimy zmienić i unieść wszystko co nam życie stawia pod nogami.Ale to moje zdanie,każdy ma prawo do swojego.
Wszystkie mamy ten sam problem
Witam też mam tą samą sytuację ale tak mi się wydaję żę dużo gorszą jestem w związku z partnerem konkubinem od 14lat mamy 3dzieci ja jestem Polką a on Romem jest starszy ale ja jestem bardzo uczuciowa mama mi powtarzała żę mam miękkie serce co noc marzę o tym aby to zostawić zabrać dzieci i iść jak najdalej do lepszego życia nawet bez żadnego startu na początek ale szczęśliwa i WOLNA on utrzymuje dom rodzinę ja nie mam żadnych pieniędzy a może żadnego dostępu do nich wszystko trzyma ON nie wiem jak to zrobić żeby to zostawić gdzie mam iść co robić co z z dziećmi ….pochodze z biednej rodziny nikt mi nie pomoże i zawsze w tej sytuacji mam tylko jedną myśl CO ON SAM WTEDY ZROBI pomóżcie daje jakąś radę proszę …
Wiele osób tak ma,najgorsze jest to że sama musisz z tym poradzić,smutne
Nie rozumiem tylko jak można w takim związku trwać.. Ja bym nie mogła tak żyć..
Nie którzy robią to dla dzieci czy warto nie wiem wciąż zadaje sobie to pytanie ale gdy widzę jak oni patrzą na tatę to nie umiem odejść zabrać ich od niego sama też bez dzieci nie wyobrażam sobie życia więc tkwi w tym dla nich.
Ja juz z 3 facetem się mecze
Oni tacy są muszą mieć dodatkowe kobiety jak nie kochankę to porno
Jedne to akceptują inne są oszukiwane
Nie ma faceta który nawet kochając Cię bardzo nie będzie miał tlenu z innych bab – znienawidzi Cię i tak zniszczy związek byle ogon był zadowolony
Tak mi zryli mózg że wolność to szczęście dla mnie i spokój
Facetów nie można kochać
Najlepiej mieć dwóch i darzyc obojętnoscia a uwierzcie mi szaleć będą za wami i kochać całe życie . . .
Jestem sama i samotna lecz bycie samotnym w związku to zapewne coś gorszego
Bycie samej nie jest aż tak straszne jak bycie z kimś i bycie jednocześnie samotnym. Masz racje. Jest tyle skrzywdzonych kobiet przez mężczyzn… ciagle czytam na takich forach… zrób cos dla niego… załóż seksi bieliznę, przygotuj kolacje, zadbaj o atmosferę…. wszystko my kobiety. Mam dość bycia z mezczynami bo to są egoiści i tyrani. Są wyjątki. Ja nie miałam aż tyle szczęścia by na takiego trafić.
Hey
A moze warto czasami porozmawiac i spobowac poszukać kompromisu dla obojga. Zawsze akcja rodzi reakcje i odwrotnie. Kazdy popełnienia błędy ale w tym problem ze większość z nas nie potrafi sie do tego przyznać i nad tym trzeba pracować
Tak masz rację, mam kolezankę która jest po prostu sama przez wiekszosc samego zycia i powiem Ci ze bedac w zwiazku czuje sie bardziej samotny niz ona. Ona ma przyjaciol imprezy ciekawe zycie, a ja mam kobiete ktora powinna byc moim najlepszym przyjacielem a jest obca
Coś w tym jest…
Ciężko jest tak żyć, ale człowiek głupio łudzi się, że przyjdą lepsze dni, że będą dzieci starsze to może będzie łatwiej…
I tak mijają kolejne lata…
Samotność w związku…znam to na teraz mam córkę i jest mi ciężko pozbawić ojca dla mojego dziecka pomimo że jestem nieszczęśliwa w tym „związku”mając oboje po 32 żyjemy jak dziadkowie osobne łóżka,rozmowy…. raczej zdawanie raportu nic pustka.Ja gosposia On bankomat tyle co mamy z „siebie”
Aniu, na pewno próbowałaś to zmienić?
do doroty~~ tak próbowałam odeszłam nawet jeszcze długo przed przyjściem mojego dziecka na świat i co wróciłam byłam głupia myśląc że On się zmieni i co i nic jest gorzej ..ja nawet go nie kocham denerwuje mnie jak jest w pobliżu odeszła bym ale gdzie? rodzice mi nie pomogą mieszkają na drugim końcu Polski nie mają nawet jak mi pomóc sami mają trudno a tu gdzie mieszkam nie mam osób i miejsca gdzie mogłabym chociaz przeczekać najgorsze..czyli zmianę mieszkania pracy ogarnąc jakoś to wszystko Ciężko 🙁
Byłam samotna w związku. Ta chora sytuacja trwała blisko 4 lata i doprowadziła mnie do depresji. Mimo, że mam dwójkę małych dzieci, to postanowiłam odejść i uważam to za najlepszą decyzję w swoim życiu. Teraz powolutku odbudowuję swoje życie i zaczynam cieszyć się drobiazgami.
Marta, gratulacje. To była na pewno trudna decyzja. Oby teraz było tylko lepiej…
Jestem w takiej sytuacji.
To przykre, ale prawdziwe.
Pozdrawiam
Ech….:( Pozdrawiam
Ja mam za sobą taki związek, w dodatku pojawiło się dziecko. Prawie trzy lata dojrzewałam do decyzji o odejściu. Bałam się…nienawidziłam tej stagnacji razem, ale przynajmniej ją znałam a odejście oznaczało taką rewolucję, że potrzebowałam dużo czasu na podjęcie decyzji. Odeszłam z dzieckiem i workiem wypełnionym naszymi rzeczami zapakowanym do bagażnika samochodu. Wróciłam do mojego rodzinnego miasta…300 km od tamtego związku…
Można ale to trudne i bolesne…
Maju, teraz jest już lepiej?
Czasami też przez to przechodzę 🙁 Chyba najważniejsze jest jednak to co napisałaś w ostatnim akapicie. No bo kurcze, gdy się kogoś kocha, trzeba walczyć o tą miłość! To nie jest tak, że to łatwe i przyjdzie samo..
Niestety tak, nie da się spocząć na laurach, ciągle trzeba każdego dnia na nowo mówić „tak” i podejmować trud.
Witajcie ja wlasnie w tej chwili mam taka sytuacje ,ale to juz nie pierwszy raz ,ale teraz coraz gorzej to znosze ,moj maz jest skorpionem ja baranem te znaki mowia same o sobie ,nigdy wiecej skorpiona !!!! dzieci mam dorosle ,ale mamy wspolny dom w kredycie ,a ja zeby sie rozstac definitywnie (a marze o tym) to najlepiej jak bym tego faceta nie widziala bo tak bardzo znam jego mowe ciala ze bardzo sie denerwuje jak go widze ,prosze o jakas porade jak ja mam zyc !!!! Pozdrawiam zmeczona smutna Jolanta
Jolanto, jesteś pewna, że nie da się już zawalczyć o związek?
Witajcie ja wlasnie w tej chwili mam taka sytuacje ,ale to juz nie pierwszy raz ,ale teraz coraz gorzej to znosze ,moj maz jest skorpionem ja baranem te znaki mowia same o sobie ,nigdy wiecej skorpiona !!!! dzieci mam dorosle ,ale mamy wspolny dom w kredycie ,a ja zeby sie rozstac definitywnie (a marze o tym) to najlepiej jak bym tego faceta nie widziala bo tak bardzo znam jego mowe ciala ze bardzo sie denerwuje jak go widze ,prosze o jakas porade jak ja mam zyc !!!! Pozdrawiam zmeczona smutna Jolanta
Jestem zimnym draniem. Oddalałem się od żony coraz bardziej. Wiele razy myślałem że to już nie ma sensu ale brakowało mi odwagi. Dopiero Jezus otworzył mi oczy. Pokazał mi jaki jestem naprawdę. Nie mówię że jest idealnie. Problemy są zawsze i cały czas muszę pracować nad sobą ale najważniejsze że zdałem sobie sprawę że problem istnieje. Druga sprawa to siły i motywacja którą daje mi Jezus żeby brnąć pomimo przeszkód. Krok po kroku. I wiecie co? Kocham moją żonę coraz bardziej.
Ostatni rok tak wyglądał totalnie razem ale osobno- choc reasumując to zbierało sie od dawna… Pojawiła sie depresja… Pewnego dnia pobawiła sie nie wiadomo skąd oferta pracy i zmiana całkowita miasta dla mnie. To był po tych wszystkich miesiącach pierwszy pretekst do rozmowy. Zostałam… On tłumaczył ze to był kryzys którego nie mógł przełamać nawet by porozmawiać, próbować. Zostałam by nie burzyć życia dzieciom – jednak to była ostatnia szansa kolejnych blokad nie zniosę
Blue, trzymam kciuki, żeby kolejnych blokad nie było…Pozdrawiam ciepło
a nie macie takich okresów, że najchętniej walnąłby ich w diabły, a za kilka dni – mimo tego, ze niewiele się w nich zmieniło, myślicie, ze to jednak ten? ja mam często pretensje o brak emocjonalnych wybuchów, ale sama już tez jakoś nie dbam o te bliskość – na pewno nie tak jak to miało miejsce na początku, więc ON też miałby święte prawo zarzucić mi, ze nie jest tak samo jak kiedyś:D Najbardziej wkurzam się po spotkaniu z jakąś para „znajomych”, którzy sprawiają wrażenie wiecznie zakochanych – oni budują na chwilę we mnie takie przeświadczenie, ze tak wyglądają zakochani ludzie, ale skąd pewność, ze tak to wygląda na codzien, że to nie pod publike? Mój mąż jest oszczędny w czułościach, ale nigdy nie był mega wylewny. Dla mnie najważniejsze jest, ze wypracowaliśmy sobie wspólnie taką dobrze działajacą instytucje rodziny, bez podziału na role, bez ograniczeń ale z ogromem szczerości, szacunku dla własnych ułomności i takim poczuciem z tyłu głowy, ze jest nam dobrze w tym stanie (mimo tego, że od lat straszymy się wzajemnie rozwodem ;))
Nie ma wzoru miłości, związku, każdy buduje swoją bliskość na swój sposób. Byłoby przerażająco, gdyby ktoś odgórnie mówił nam „jak ma być”. Dobrze, że to tak nie działa…
Druga sprawa – związek się zmienia na przestrzeni lat. I dobrze to akceptować. Także wszelkie porównania do innych są bez sensu, zwłaszcza, że tak jak piszesz, nie wiesz na pewno jak jest. Odbierasz tylko jakieś szczątkowe informacje na dany temat.
Niestety my kobiety tylko to rozumiemy i tak bardzo czujemy …..
JESTEŚMY PO ŚLUBIE 4 LATA MAMY 3 LENIE DZIECKO .NIC JUŻ NAS NIE ŁĄCZY ,KAŻDY ŻYJE SWOIM ŻYCIEM .WSPÓLNY MAMY TYLKO BUDŻET (CHOCIAŻ I O TO JEST WIELKIE HALO).NAWET SYPIAMY OSOBNO.ŁASKĘ ROBI ŻE WYRZUCI ŚMIECI.MOJĄ MIŁOŚCIĄ JEST MOJA CÓRCIA DLA NIEJ JESZCZE TO CIĄGNĘ
Przepraszam, ale jak to wszystko czytam to nie mogę się wyzbyć wrażenia, że to nic innego jak sianie popeliny… Bo to przez niego się od siebie oddalamy, bo ciągle się czymś wykręca itp. Jest tak z jednego względu – mogę się założyć, że każda z Was przegapiła moment, kiedy Wasz facet próbował coś zrobić – nas pierwszych dopada to co Was z opóźnieniem… Każda z Was przypomni sobie moment kiedy to jej „zły mąż” został zbyty brakiem czasu, innymi powodami do zmartwień etc. Macie tych wymówek cały wachlarz. Potem pewnie każdy próbował przez łóżko – no, ale tutaj też się nie mogło udać, bo przecież Wy takie zmęczone i niedocenione… Każdy ma swój próg wytrzymałości i w końcu odpuszcza temat na tzw. lepszy czas – do którego zazwyczaj nie wraca, bo sprawy mają się coraz gorzej…. A Wy bidulki/męczennice/matki Polki czekacie aż facet się domyśli… Przestańcie patrzeć przez pryzmat własnego nosa… Nie będziecie potem zdziwione samotnością w związku, zdradami i innymi bzdurami którymi się wzajemnie karmicie…
Potwierdzam brak mi słów…
facet – brak słów. Mój mąż do dnia ślubu był facetem idealnym. Gotował, prał, sprzątał, dbał o siebie itp. Dzień po ślubie oznajmił mi, że potrzebuje 6h dziennie na gry komputerowe. Przestał o siebie dbać, chodził w wymiętych, brudnych rzeczach, koszule to już widziałam u niego tylko na wieszaku, bo tylko T-shirty nosił. Jak chciałam się przytulić, albo pocałować go to mnie odtrącał, w łóżku już nie zwracał na mnie uwagi, byłam jak worek na spermę. Ja kończyłam studia i pracowałam, on tylko pracował, ale nagle dostał dwóch lewych rąk i nic w domu nie chciał robić.
Nic z tego nie rozumiałam. Pytałam co się stało, czy czymś go uraziłam, czy ma jakieś problemy, ale zawsze było „nic” , wymyślasz, nie marudź. Pojawiły się chwilowe problemy z alkoholem, że niby zapija smutek , bo brakuje mu brata z którym mieszkał w jednym pokoju przez prawie 30 lat . Przy obciążających studiach i po pół roku bycia odtrącaną przez męża, po wielu rozmowach, prośbach, a potem już awanturach trafiłam z depresją do psychiatry. Rozpoczęłam psychoterapię i powoli dochodziłam do siebie, dojrzewałam też do myśli o rozstaniu. On musiał zmienić pracę, firma upadała. Nagle stał się znowu dobry bo byłam mu potrzebna, oczekiwał wsparcia. Pomyślałam dam mu szansę, chwilę było dobrze, a potem od nowa to samo,a nawet gorzej. Wcześniej seks był beznadziejny, ale był. Potem odtrącał mnie nawet w łóżku. To ja słyszałam nie teraz , jestem głodny, jestem pojedzony, boli mnie głowa , zróbmy lepiej teraz zakupy, jutro, w weekend itp. Nigdy mojemu mężowi wcześniej seksu nie odmówiłam, żeby musiał się odkrywać, należę do kobiet z dużym libido i dużym poczuciem własnej kobiecości, czy seksulaności, lubiłam eksperymenty i nie wstydziłam się swojego ciała, ani swoich fantazji. Wymyślałam jakeiś randki, wyjścia. Zawsze też dbałam o siebie, nosze rozmiar XS/S , regularnie ćwiczę, dbam o dietę, maluję się itp. mam bardzo kobiecy styl ubioru.
Miałam poczucie winy, ze może powinnam jeszcze lepiej wyglądać, może zmienić kolor włosów, może pójść na drugie studia nie wiem cokolwiek, żeby mnie zauważył, szukałam winy w sobie. Nie chodziło mi o sam seks, ale o poczucie bliskości i intymności, Bardzo go kochałam i chciałam być blisko, a przez unikanie seksu oddalaliśmy się coraz bardziej, tak mu to tłumaczyłam, nie chciałam, żeby myślał, że naciskam na seks, bo traktuje go jak przedmiot itp. natomiast on wpędzał mnie w poczucie winy. Po czasie przypadkiem okazało się, że codziennie ogląda porno, o ktorym mówił kiedyś, że się brzydzi, chociaż wiedział, że tego nie potępiam jeżeli mieści się w granicach rozsądku . Poczułam się zdradzona, szukałam z nim kontaktu , bliskości , próbowałam rozwiązać problem , mówiłam też jaka jestem samotna, a on miał to w nosie tylko wolał załączyć sobie porno. Nie rozumiałam po co, dlaczego skoro jestem zadbana, skoro mu nie odmawiam, sama tez inicjuje seks . Nie rozumiałam jak mógł patrzeć jak cierpię , jak nasze małżeństwo rozpada się i nic z tym nie robić. Były rozmowy, mówiłam co czuję , jak się czuje kiedy on woli porno od seksu ze mna, pytałam dlaczego tak postępuje i nic. Niczego się nie dowiedziałam, a dalej robił to samo, tylko bardziej się ukrywał. Trwało to z rok . Zachorował mój ojciec, nie miałam głowy do wielu spraw. 3 tygodnie po śmierci ojca musiałam zająć się pisaniem pracy mgr. W domu po pracy byłam o 17:30. Zjadłam i do 24 pisałam. W weekendy zajęcia i tak przez 2 miesiące. Prosiłam po miesiącu, żeby w domu posprzątał, bo ja nie miała kiedy – z fochami odkurzał. Przed obroną po kolejnym miesiącu drugi raz go o to poprosiłam i już nic nie zrobił, poczekał aż się obronię i ja posprzątam ten cały pierdolnik sama, jakby on mieszkał w hotelu, a nie u siebie i miał służbę. Poza tym wiedział, że jestem miesiąc po żałobie i mi ciężko, więc nie chcę być w domu sama nawet jak pisze pracę, ale on brał swój tyłek i 4 dni w tygodniu spędzał u swoich rodziców, bo zdecydował za mnie, że dla mnie tak będzie lepiej . Zyliśmy na kanapkach , bo ja nie miałam czasu na gotowanie, a królewicz nie zamierzał nic robić. Uporałam się z żałobą, obroniłam się i zaniepokoiły mnie nasze finanse. Wcześniej każdy miał osobne konto , bo na moim miałam mieć zabezpieczone pieniądze na studia. Studia się skończyły i mogliśmy mieć jedno wspólne, ale on się wzbraniał. Po kilku miesiącach wymusiłam dostęp do jego konta i okazało sie, że przez rok wyprowadził 7 tyś. na gry komputerowe. Przy czym zbieraliśmy pieniądze na większe mieszkanie i niby oszczędzaliśmy – znowu poczułam się oszukana i zdradzona. Jak się dowiedziałam i zażądałam jego karty to odwrócił kota ogonem i stwierdził, że to ja jestem beznadziejna więc odchodzi. Nie ugięłam się życzyłam wszystkiego dobrego. Sam przyszedł później z tą kartą do mnie. Byłam zdecydowana na rozstanie , tego wszystkiego było już za dużo. Poinformowałam mamę o mojej decyzji i przyczynach. Umówiłam się , że przyniesie mi klucze do pustego mieszkania po babci, bo chciałam się wyprowadzić, jednak już od tygodnia gorzej się czułam, jak mama do mnie jechała to coś mnie tknęło , kupiłam test w aptece i okazało się, że jestem w ciąży.
Ucieszył się , bo chciał mieć dziecko i planowaliśmy je w sumie bardziej z jego inicjatywy. Staraliśmy się jeden miesiąc, a w zasadzie jeden raz , zanim dowiedziałam się o tych wydanych pieniądzach na gry – jaka ironia losu niektórzy starają się miesiącami cudują, a nam wystarczył jeden raz. Myślałam, że chociaż to go zmieni. Nic bardziej mylnego. W ciąży ogólnie zero seksu chociaż codziennie ćwiczyłam, dbałam o siebie, ładnie się ubierałam i przytyłam ogólnie tyko 10 kg. On tak zdecydował, bo tak chociaż jeszcze wtedy nie było problemów z ciążą. Nawet nie chciał mnie całować, dotykać zupełnie nic. W domu robiłam wszystko sama chociaż miałam duże dolegliwości bólowe i nawet w pewnym okresie miałam zalecone oszczędzanie się.Później byłam na L-4 z powodu kiepskich wyników i złego samopoczucia, ale to ja od rana latałam po sklepach, dźwigałam ciężary , gotowałam obiady, a Pan i Władca wstawał o 11, pokręcił się po mieszkaniu zjadł obiad podstawiony pod nos i tyle go widziałam, bo na 14 do pracy. W domu kot, a byliśmy w trakcie sprzedaży mieszkania , więc jak mąż wychodził to ja codziennie odkurzacz w rękę i sprzątałam ,żeby przygotować mieszkanie dla kolejnych klientów, mimo, że czułam jak brzuch boli. Wiedział, że mnie boli, wiedział, że przyjmowałam luteinę na podtrzymanie, jak prosiłam o pomoc w domu to mówił, że mam sobie usiąść i jutro posprzątać. W weekendy nie mogłam się doprosić o wspólny spacer, chodziłam sama z naszym dzieckiem pod sercem i płakałam w parku na widok rodzin z dziećmi, ale całymi dniami opowiadał jak to się cieszył, że będzie tatą. W końcu trafiłam na patologię ciąży, musiałam wyłącznie leżeć, ciąża zagrożona przedwczesnym porodem i rzeczywiście w 35 tyg, cc z powodu zagrożenia życia dziecka. Wielki lament z jego strony, ojej jak to on się o nas martwił itp. Tak się martwił, że ja pocięta z komplikacjami po operacji jeżdżąca na wózku inwalidzkim , bo po 2 samodzielnych krokach mdlałam i mająca 1 raz w życiu jakiekolwiek małe dziecko na ręce , którego nawet nie miałam siły utrzymać, a co dopiero się nim zajmować prawie przez cały dzień byłam sama na oddziale. Mąż wpadł na góra godzinkę i tyle. Raz byl nawet tylko na 30 min , bo ważniejsza była impreza urodzinowa mamusi niż dziecko wcześniak w inkubatorze i żona, która prawie zeszła z tego świata. Moja mama przychodziła i mi przynosiła jedzenia, pomagała mi się wykąpać, zająć trochę dzieckiem.
Dalej mi się pisać nie chce, a uwierz, że byłoby o czym. np o tym jak 2 razy w miesiącu odbębniał ze mną seks po rozmowach, a potem jak prosiłam o pomoc przy dziecku to wymigiwał się, że miałam seks to o co mi chodzi, powinnam być zadowolona i niczego już nie oczekiwać więcej, a ja znowu coś chcę.
Także faktycznie radze Ci dalej pisać z ironią o umęczonych matkach i litować się nad tymi biednymi facetami, którzy pewnie tyle robią dla małżeństwa, a są jeszcze pokrzywdzeni brakiem seksu , ale kobieta nic nie widzi, nie docenia, przegapiła moment.
Pozdrawiam
Bardzo Ci współczuję. Myślę, że nie ma co liczyć na facetów – najlepiej liczyć tylko na siebie i nie pchać w żadne związki.
Czy Twój mąż nie ma czasem Zespołu Aspergera? Dużo cech się zgadza……
Boże jakie to wszystko znajome.
sama prawda. ileż się można prosić harujesz jak wół a to nowe to nowe tamto a jak powiesz dosć mi się też cos należy cos chcę to wielkie hallo „przecież do siebie to robisz” chodzi o remont. nadchodzi 21 i cyk wielkie zmęczenie …. itd do tego pieprzenie pieniądze to nie wszystko, tak ale w kobiecej głowie bo podatki opłaty itd.. na faceta głowie
Jak bym czytała o sobie , niby jesteśmy razem ale w sumie osobno. Czasami zastanawiam się jak bym wyszła z domu to po ilu dniach by się zorientował że mnie wogóle nie ma
Cóż mogę powiedzieć – bardzo mi przykro – Twój mąż jest w takim razie ciężkim frajerem – nie pisałem o nim – nie ma jaj, więc nie jest facetem. Ciężko mi również wyzbyć się wrażenia (i naprawdę przepraszam Cię za to), że i Ty jesteś trochę frajerką… – jeśli jeszcze tego nie zrobiłaś – odejdź od niego – zrób to dla siebie i paradoksalnie dla dziecka. Z tego co napisałaś wnioskuję, że niczego Ci nie brakuje – jesteś inteligentną, atrakcyjną, zadbaną i zaradną kobietą – a jednak… jesteś z nim… Zmień to, bo zalatuje toksyczną relacją…
no widzisz i jestes kobietą która ma takie problemy jak 80% facetów z swoimi kobietami.
cóż mam Ci powiedzieć Izo…
widuje się nieraz na ulicy takie pary które zioną nienawiścią do współmałżonka. gdyby wzrok mógł zabijać na pewno byłyby trupy.
w imię czego to ciągną? i co wyrośnie z dzieci wychowanych w takiej atmosferze? nie wiem.
pewnie będą chodzić latami do terapeutów i zastanawiać się w nieskończoność czemu rodzice się nienawidzili i czemu się nie rozstali. a odpowiedź będzie „zrobiliśmy to dla waszego dobra, powinniście być nam wdzięczni…”
U nas jest już 10letni staż.
Na początku było wielkie zakochanie, miłosne uniesienie mimo problemów osobistych i wspólnych.
Później nasze życie stawało się coraz bardziej ustabilizowane ale tez płytkie. Brak chęci na seks z jego strony. Ja stawałam na głowie by być dla niego atrakcyjna, w końcu wtedy i mnie przestało zależeć. Różnice wartości, poglądów itp zaczęły rosnąć jak grzyby po deszczu. Brak czasu dla mnie z jego stroby. W międzyczasie pojawiła się dwójka dzieci. Drugie już nawet nie przyszło na świat z miłości. Zwyczajnie wiedziałam, że mając z nim jedno dziecko i tak nie odejde, zawsze chciałam mieć więcej dzieci. On nie jest zły. Nie traktuje mnie źle. Kocha nasze dzieci i mnie niby tez. Ciężko pracuje, czuje się zmęczony, nie ma ochoty na nic. Nie mogę go winić. Ale nie jestem szczęśliwa. Jesteśmy sobie prawie obcy. Mało czasu spędzamy razem bo on praca a ja dzieci w tym jedno chore. Ale nawet kiedy jesteśmy razem on potrafi popsuć każda chwilę swoimi humorami, naburmyszona mina i wiecznym narzekaniem na wszystko wokół. Nie ma zadnych marzeń, zainteresowań itp. Nie obchodzimy rocznic, urodzin , nic … Bo dla niego to bez sensu. Odkąd ja odpuściłam sobie seks on chce go czasem mieć. Ale czuję się wtedy jak prostytutka bo to co on robi w łóżku ciężko nazwać uprawianiem miłości. Mnóstwo razy z nim na ten temat rozmawiałam ale u niego kończy się zawsze na słowach. Nie mamy tematów poza dziecmi. Nawet się nie kłócimy często bo nam się nie chce. Mieszkam za granica i nikogo tutaj nie nam. Zaprzepaściłam sobie zycie. Jedyna radość dają mi dzieci. Dla nich żyje. Boje sie, że kiedyś tego nie wytrzymam i go zdradzę.
Czasem chciałabym, żeby to on mnie zostawił bo ja nie mam odwagi. Ale wiem, że on tego nie zrobi.
Ja tak żyłam przez długi okres swojego życia. Dlatego wiem że warto to zmienić. Bo to nie życie.
lepsza jest samotność w pojedynkę, niestety
Chyba najgorszy rodzaj samotności
To cholernie wredne uczucie zostac samym…ja mam twarda dupe ale miekkie serce…zycie nauczylo mnie naprawde wiele i dlatego nie zamykam sie w czterech scianach tylko wchodze do pomieszczenia i zamykajac za soba drzwi mysle jak je rozpierdolic zeby za nimi zastac kolejna szanse na lepsze jutro
najgorzej w świecie, wypala człowieka najbardziej.
Ja właśnie tak żyłam
To taki rodzaj samotności… Dopiero rozstanie uszczeliwia, kiedy sie juz do niego dojrzeje co łatwo nie przychodzi
Całkiem życiowo ujęte
Oh jakze czlowiek naiwny. Ludzi sie, ze lepszy rydz jak nic. A moze on nie taki zly bo czasami pokaze swoje 5 minut dobroci. Sama dla faceta zrezygnowalam z kariery, chcialam ja kontynuowac w nowym kraju ale bezskutecznie. On obiecywal, ze mi pomoze etc. guzik prawda robi ale wszysytko pod siebie i dla swojej rodzinki. Wrocilam do Polski potem od nowa dalam sie wkrecic. Egoista i narcyz a ze mnie zrobil sie cien czlowieka. To nie wyjdzie kiedy tylko jedna strona sie poswieca. I kiedy jego potrzeby sa tylko realizowane. Nie latwo odejsc ale co innego mozna zrobic kiedy juz nie da sie nic naprawic?.
Tylko ze ja go kocham i co?
Tak, to jest straszne być w związku samotnym, ale tak wcale nie musi być, zawsze można to zmienić, popatrzeć z boku znaleźć problem i naprawić relacje z partnerem, najgorsze co można zrobić to milczeć i zamiatać problemy pod dywan.
On 20 lat starszy, rozwiedziony, dzieciaty. Ja bez zobowiązań. Myslalam, ze jestem silna, ale on potrafi sie nie odezwac kilka dni, nawet jak jechaliśmy za granice na urlop nie odzywal sie w samochodzie. Myslalam, ze ma problemy, probowalam pomagać. W koncu zaczelam go nienawidziec do mnie sie nie odzywa a jak dzowni córcia w moim wieku to tak jej slodzi, ze mnie trafia. Skonczy ja cos pytam – nie odpowie. Eh…..duzo tego. Zazdosc z jego strony, upokarzanie….i ten spryt jak nagle staje sie dobry na zakupach, czy jak gotuje….ja mam romans nawet w kolejce w tesco. Na wycieczce rowerowej jade za wolno bo faceci jacys są….czestonsie go boje a mimo wszytsko cos mnie trzyma, ze nie odchodze ( mam gdzie). Boje sie samotnosci .
Żyje w takim związku. Mieszkamy zagranicą. Ja pracuję, on ogarnia dom. Mamy prawie dorosłego syna. Pracuje tylko na nocki, sama układam grafik, wszystkie weekendy, święta, urodziny, rocznicę ślubu wolę być w pracy. Nasze wieczory wyglądają tak, ja siedzę w salonie , on w kuchni. Jestem silna kobietą i poradzę sobie. W zasadzie radzę sobie cały czas, bo on nie zna języka, nie ma jakoś ochoty się uczyć. Przyzwyczaiłam się. Na zewnątrz wygląda super, własny dom, dwa samochody, urlopy w egzotycznych krajach, dobre zarobki I co z tego? Tak naprawdę nie mam nic.
Czuję się samotna w związku od bardzo dawna. I myślę, że czas z tym skończyć. Nie mam ochoty już tego kontynuować, nie ma po co. Ludzie się nie zmieniają, nie ma więc co tego oczekiwać.
Myślałam, że związek ma się opierać na wzajemnym wsparciu, przyjaźni i wspólnym rozwiązywaniu problemów. Nigdy tego nie doświadczyłam. Kiedy zagroziłam odejściem, gdy nie zmieni paru rzeczy (niestety mam niskie wymagania, ale dla niego za wysokie – np. wyrzucanie po sobie śmieci do kosza), to…zrobił mi dziecko, żeby mnie uwiązać (kombinował z gumkami). Następnie tak zarządzał pieniędzmi (byłam w ciężkim stanie po porodzie, nie zajmowałam się tym), że pozbawił mnie w sumie około 60 000 zł. Tak, jestem frajerką. Byłam naiwna. Nie nauczono mnie, że nie, nie trzeba spłacać długów faceta. Nie, jak przez tyle lat się nie zmienia, to się już nie zmieni. Skoro nie wspierał nawet w ciężkiej chorobie, to nie kocha i nie szanuje, choć mówi co innego. Byłam frajerką. Ale to się skończy. Układam sobie właśnie plan życia. Nie będzie łatwo, bo pozbawił mnie wszystkich pieniędzy no i mam dziecko, ale dam sobie radę. Mam dość takiego „związku” i nie będę się w tym dłużej kisić. Wolę być sama, niż żeby mnie nawet nie szanowano. Nowe życie po 20 latach związku. I kropka 🙂
Dziewczyny choćbym czytała o sobie. Mój mąż też zajęty pracą, karierą, integracjami, wyjazdami, swoimi przyjemnościami. Nawet nie zauważa, że ja z dziećmi jestem obok. Próby rozmowy kończą się awanturą, bo przecież on nie robi nic złego. Takie osoby nawet nie zauważają, że małżeństwo, związek powinien wyglądać inaczej. Mam 38 lat a czuje się tak zmęczona życiem, że już czasem chciałabym żeby się skończyło. Tylko dzieci mnie trzymają przy życiu, bo mają tylko mnie. Moje małżeństwo to 15 lat samotności, zdrady, upokorzenia. Kiedyś byłam pełną życia, wesoła i ambitna dziewczyna. Teraz jestem wrakiem kobiety. To musi być jakieś chore współuzależnienie, bo pomimo tego wszystkiego ja nie potrafię odejść.
Sporo nas tu samotnych w związku…trochę to przykre. Zastanawiam się często czym to jest spowodowane? Życiem w biegu? Kariera? Pogoń za pieniądzem?
Też jestem samotna w związku. Jesteśmy już 13 lat. Szybko zaszłam w ciążę. Urodziłam super chłopaka (12 lat teraz) . Mój mąż zawsze otoczony wianuszkiem koleżanek z pracy. Żałosne jak niektóre kobiety się zniżają… Ja oganiałam zawsze dom, dziecko i pracowałam na cały etat. Dawałam radę. To ja zawsze na L-4, z dzieckiem na placu zabaw, w ZOO, kinie… mąż – kariera. Podczas naszego bycia razem wychodzą różne brudy, ale nigdy nie miałam dość dowodów, że coś się wydarzyło na serio. SMS, maile, późne powroty z pracy…oczywiście u mnie nie było to możliwe, bo przecież trzeba odebrać syna z przedszkola, zrobić obiad, zakupy, pranie… cieszyłam się, że pracuję w korpo, ale utknęłam na wiele lat w tym samym miejscu, bo przecież się nie angażuję… nie zostaję po godzinach, jestem trochę zmęczona itd. Luz (generalnie miałam to gdzieś). Z perspektywy żałuję tylko, że nie angażowałam się w wyjazdy służbowe 😉 no bo dom, dziecko, zakupy, pranie…mój małżonek za to zwiedziła pół świata. Robił wszystkie szkolenia…nawiązywał kontakty, które potem mocno pielęgnował.
Ja padałam na twarz, musiałam codziennie wstawać o 5 rano, bo na 7 do pracy (mieszkałam w dużym mieście, więc godzina dojazdu) tylko dlatego, żeby dziecko nie siedziało długo w przedszkolu lub żeby jak najszybciej odebrać z chorej świetlicy przyszkolnej…wiecie o co chodzi.
Nie zapomnę jak oglądaliśmy film pewnego wieczoru i jak zwykle odpłynęłam zasypiając na męża ramieniu…przebudziłam się nagle (strzały w filmie) i widzę jak mój mąż z laptopem na kolanach gratuluje swojej koleżaneczce z pracy zmiany pracy i sukcesu…. koszmar. Ja wypruwam żyły, ale on tego nie docenia.
Zrobiło mi się smutno i bardzo przykro. Oczywiście było odwracanie kota ogonem. Wszyscy tak robią. Jak ktoś zmieni pracę to zawsze wysyła mu się gratulację! Jakie to normalne….
Kolejne rozczarowanie- w letnie dni czekałam w oknie na męża z kolacją-nie raz nie dwa. Późniejsze powroty z pracy. Tyle tego, a to spotkanie ze stanami a to przygotować prezentację…po pewnym czasie okazało się, że mąż (motocyklista) jeździ na przejażdżki z koleżanką z pracy, która też ma motocykl i wiatr we włosach po mieście (hehe a ja mieszam w garach, żeby mógł zjeść ciepły posiłek po tak wyczerpujących spotkaniach w pracy).
Częste wyjścia na kolację z klientem, dbanie o relację…..o mój Boże. Człowiek niby rozumny a taki głupi…
Teraz zdecydowaliśmy na wyprowadzkę z PL. Była to wspólna decyzja. Trochę chciałam odpocząć od tych wszystkich wypadów i koleżanek, które mają strasznych mężów w domu (tu koło się zamyka- mąż nie poświęca im czasu, bo ma koleżanki w pracy, więc one szukają w swojej pracy atrakcji…).
Oczywiście wpadłam z deszczu pod rynnę 😉 Rzuciłam pracę, tym samym pozbawiając się własnych pieniędzy…w kraju gdzie teraz jestem jest ciężko z pracą bez obecnego języka, więc na razie siedzę w domu i ogarniam (na szczęście mam już na to cały dzień a nie tylko późne popołudnie) a mój mąż znów kariera, wykazanie się, wyjazdy, piłeczka, treningi….nowi koledzy i pewnie nowe koleżanki…Nauka języka, kursy…
W zasadzie widzimy się przy obiedzie, bo często pracuje z domu. Oczywiście nie jest to dobre, bo tylko słyszę z za drzwi jak się śmieją na spotkaniach, gadają, ogólnie wesoło… ja tymczasem nieraz do 16tej potrafię nie odezwać się słowem. Jestem sama ze sobą w czterech ścianach, daleko od znajomych, koleżanek, rodziny….
Mamy tu rzecz jasna swoją społeczność czyli Polaków. Na szczęście tutejsze dziewczyny są całkiem w porządku i umówiłyśmy się, ze raz na dwa tygodnie idziemy na miacho na piwko. A tam opowiadamy sobie jakie to jesteśmy samotne, bo żadna z nas praktycznie nie ma możliwości na pracę tutaj. I znów się okazuje, ze nasi faceci się fajnie bawią w swoim życiu a my latamy koło nich i zaspokajamy potrzeby życia codziennego….zajebiście!
Nie wiem dlaczego to wszystko wzięłam na klatę. Codziennie się zastanawiam dlaczego to sobie robię. Przecież i tak żyję praktycznie sama z dzieckiem. Dla męża jestem tylko po to, żeby nie padł z głodu i miał czyste gacie…
Biję się w pierś, ze mogłam to rzucić kilka lat temu. Dałabym sobie radę z dzieckiem. Przecież i tak mi nie pomagał w niczym, żeby go wychować…???
Strach przed samotnością? haha przecież jest piątek a ja siedzę sama z kieliszkiem wina, bo mąż ma rozgrywki w piłkę nożna 17 Ligii, która jest tak mało ważna jak pet na chodniku…
Karma? odkupienie winy za poprzednie życie (jeśli jest reinkarnacja), rany! kim musiałam być? strach myśleć- lepiej nie rozważać tego i uciąć w tym miejscu.
Porady typu- idź do fryzjera, na siłownię, zadbaj o siebie, zrób sobie żel na paznokciach….serio? to pomaga?
A może zrobić jak inne…zacząć podrywać innych facetów i mówić….”wiesz, jestem taka samotna w związku…mąż mnie nie rozumie i nie zauważa, ale Ty jesteś inny…
Nie wiem czy mi się chce. …
Wolę jednak butelkę wina, fajkę na balkonie i dobrą książkę z której nic nie rozumiem, bo cały czas czytając analizuje co by było kiedy….bym odeszła 10 lat temu?
gdzie bym była…czy było by mi lepiej czy gorzej?
Może psycholog? Pewnie tak, ale nie wiem ile bym zrozumiała z jego mądrości w kraju, w którym obecnie się znajduję? (jestem na kursie tutejszego języka na A2, więc pewnie niewiele….) 😉
Dziś wypiję wino do końca. Pogadam z synem jak skończy grać w Fortnite. Jutro się obudzę…grzecznie przygotuję śniadanko, potem wstawię obiad, przykryję pudrem podpuchnięte oczy i będę udawać, ze życie jest takie piękne….
W końcu mąż ma dobrą pracę, dobrze zarabia….stać nas na fajne mieszkanie, samochód, wypady w różne miejsca…mieszkamy w super państwie z czystym powietrzem, gdzie kobiety za siedzenie w domu i ogarnianie posiłków dostają super kasę od mężów….
żyć nie umierać!
Wiecie co dziewczyny! Po połowie wina mogę napisać, ze życie to nie k***a bajka! Fajnie, że mnie nie bije i nie znęca się nade mną psychicznie….po prostu grabi życie w swoja stronę.
A ja w następnym życiu chcę być facetem! To wiem na pewno! Cieszę się, ze mam syna, który nie będzie logował się na takie fora, bo to facet w końcu i podejdzie do tego zero-jedynkowo. Jak nie ta to inna
Cieszę się również, że człowiek nie żyję 300 lat, więc można powiedzieć, że mam już bliżej niż dalej i jakoś dam radę.
Szkoda tylko, że na łożu śmierci będę sobie pluć w brodę (i pewnie sikać w pieluchę), że nie miałam takich grabi, które zagarniały do mnie….
Trzymajcie się ciepło! Nie dajcie się ogłupiać i róbcie w życiu wszystkie głupoty jakie najdą Wam na myśl…bo jest jedno i trzeba jakoś dać radę!
Po butelce wina w samotności mogłabym się powiesić na swoim biustonoszu, ale na jutro nie mam obiadu, więc znów muszę ten plan przełożyć na ,….. za kiedy indziej….
Pamiętajcie, że nie tylko u nas, ale u wszystkich ludzi na tym padole….W ŻYCIU PIĘKNE SĄ TYLKO CHWILE
Hej XXXNIKAXXX…Jestem pod ogromnym wrażeniem tego jak opisałaś szmat swojego życia..ja podobnie jak i Ty byłam w 13letnim związku i też mam 12 letniego syna który lubi Fortnita ;)..Rówineż przez ten czas żyłam w związku samotnie..traktowanie domu jak Hotel koleżanki flirt i inne figle w tym raz rozszedł się ze mną i znalazł sobie jakąś kobite ale chyba mu cos nie wyszło i zechciał wrócić szkoda że późno się o tym dowiedziałam i wybaczyłam ..na szczęście nie byliśmy po ślubie..Chociaż nadal Kocham swojego byłego faceta a być może tylko wyobrażenia o nim.. nie mogłam dłużej tak żyć..jakieś pół roku temu wyszło że jest Hazardzistą..i przegrywa duże pieniądze w pokera spory czas mnie okłamywał ..gdy nie dokładał się na czynsz zaczełam coś podejrzewać..że coś jest nie tak..nie bede dużo opisywać nagromadziło się tego przez 13 lat sporo on sie 2gi raz wyprowadził co mnie straszliwie zabolało…ale chiał wrócić, gdy sie dowiedziałam o tym hazardzie i oszustwach to coś we mnie pękło już było tego za wiele…to tak cholernie wszystko boli nadal ale wiem że jak wróci to nic sie nie zmieni..a bedzie jeszcze wiecej kłótni..długi bedzie spłacał przez 6lat ledwo mu starcza na czynsz a jak nie starcza to nie płaci ale już ze mna nie mieszka..to straszne czy ludzie naprawde musza sobie i swoim dzieciom przysparzać tyle cierpienia.. i jeszcze ta samotność a przecież mogło być tak pięknie heh..Pozdrowionka dla Ciebie XXXNIKAXXX bo pięknie to wszystko opisałaś =) nawet bym powiedziała z humorem ale wiem że to tylko przykrywka a samotność w związku odbiera chęci do życia. Mimo wszystko łykneła bym z Tobą tego winka ;)…Przepraszam za chaotyczne pisanie i błędy. Serdecznie wszystkich Pozdrawiam! Tak w życiu piękne sa tylko chwile.
Ja daje rade dla dzieci kiedyś same zrozumieją każdy całe życie pracuje na siebie i wierzę ze same dojdą do tego ktokolwiek miał gdzieś i wtedy się zacznie brak szacunku do ciebie tato za to że mamy nie szanowany drogi narzeczony
Moje kochane. Piękne są ttylko chwile – to jest postawa minimalistki. Przeczytałam mnóstwo wpisów, które świadcza o tym, że kobiety zamykają oczy, chcą przetrwać, przespać, przeczekać, chcą czegoś, nie zgadzają się na istniejący marazm w związku, ale w sumie godzą się na to co jest, bo nie ryzykują dla wolności i rozwoju. Piszę tak, bo mam 57 lat, jestem samodzielna, bez męża, z którym rozwiodłam się po 15 latach związku. Związek był niby udany, ale moim kosztem. Kosztem psychicznym. Rozstałam się z mężem, chcociaż samo słowo „mąż” zupełnie nie pasowało do mojej sytuacji. Czułam się nikim. Nie potrzebował mnie, nie chciał i nie zauważał. Postawiłam na rozwój siebie i swoich talentów, skoro byłam niezauważana, chciałam zrobić coś co pozwoliłoby stanąć na swoje własne nogi. W poczuciu desperacji i złości na siebie rozwiodłam się. Poczułam się wolna od wszelkich zobowiązań i kajdanów. Zaczęłam nareszcie własną podróż w głąb siebie. natrafiłam na zaskakujące sprawy, wnioski. Byłam słaba psychicznie i zdonimonowana, uczyłam się być samodzielna i sama. Pragnęłam miłości. Przez jakie cierpienia przeszłam – podaruję wam lektury. Moje życie po rozwodzie nie potoczyło się gładko. Wiele nadziei i rozstań. Mnóstwo rozczarowań i bólu. Samotność. Brak macierzynstwa, dziecka. Rozstanie z rodzicami. Odkrycie prawd skrywanych szczelnie. Psychoterapie. Brak kontaktu z bratem, bo wyemigrował. Brak czegokolwiek. Rozmów, bliskości, dotyku, rodzinnych spotkań. Sensem tylko praca, żeby przetrwać i coś zrozumieć w końcu. Poważny związek zakończony jego samobójstwem. Koszmar. Czyżbym była do czegoś niezdolna, wybrakowana?
Inteligentna, po studiach, po dalszej formalnej i nieformalnej edukacji, wysportowana, dynamiczna, wrażliwa, ze wspaniałym potencjałem intelektualnym, ładna, rozumna, empatyczna. Co nie tak? Zaistniałam na portalu, żeby poznać ludzi. Poznałam niezliczone ilości mężczyzn osobiście i mailowo. Jedno wielkie rozczarowanie, łzy i poczucie kompromitacji lub porażki. Nie na darmo. MOje doświadczenia, ciekawość i intuicja pozwoliły mi na poznanie kogoś bliskiego. Nie było łatwo. Musiałam zredefiniować siebie, to kim jestem i co potrafię, a czego nie. Jak w krzywym zwierciadle zobaczyłam swoje słabości i stare rany, które utrudniały mi poczucie szczęścia. Nie wiem co będzie dalej, tego przeciez nikt nie wie, i dobrze. Przyjrzałam się sobie i postanowiłam, że mogę być inna niż dotąd, nie rezygnując z siebie. Nie jestem uległa, zaprzestałam wierzyć w cuda, codziennie żyję prozą, pracą, obowiązkami, które sama sobie narzucam. Nie przez przypadek natrafiam na dobrych ludzi. Kocham rozsądnie. Dbam o siebie, przeszłość mam w pamięci, ale patrzę w przyszłość. Zrealizowałam parę marzeń. Mam wspaniałego psa, wyprostowałam swoje życie, partner jest daleko, ale jesteśmy razem. Ciągle się siebie uczymy. Dziewczyny- zaryzykujcie i podążajcie za swoimi celami, nie gódźcie się na bylejakość. Szkoda życia, czyli czasu i energii. Zaufajcie sobie i nie bójcie się.
moim zdaniem kobiety potrzebuja ciepla , zrozumienia i bez wsparcia meszczyzny z ktorym sa oczekuja od niego to , a on tego nie daje . dlatego tez czuja sie samotne . mj facet jak na raziee specjalnie znajduje tyle zajec zeby nie byc ze mna i dzieckiem . dla niego jest wazna praca i posowa sie do rzeczy takze nie podobajacemu sie mnie . ale kiedy chce sexu to wie gdzie przyjsc . caly artykol to tak jak moja sytuacja . dla niego poswiecilam wszystko kariere , swoja osobe ,swoj czas . a on mysli ze mu sie to nalerzy nie docenia . jak uwarzacie warto byc w takim zwiazku bo walczyc juz nie bede , zawsze balam sie samotnosi i ja mam jestem samotna matka z dzieckiem niby partner ale nie partner … jest mi ciezko .. wspolczuje sobie i kobieta ktore cierpia jak ja .
Moja samotność jest ogromna. Mam chorego na schizofrenię syna. Męża alkoholika i butnego maminsynka. Żyjemy w osobnych pokojach. Od początku służył koszmarnej mamusi. Ja byłam na drugim miejscu. Teraz jego matka nie żyje a on tak jakby dalej był przez nią sterowany. Potrafi jak nie pije to izoluje. Jestem osobą po studiach wrażliwą. Tak jak każda kobieta pragnąc ciepła i miłości. On się znęca wręcz nademmą totalnie izolując. To jest straszne że trafiłam na takiego chama.
Moja samotność jest ogromna. Mam chorego na schizofrenię syna. Męża alkoholika i butnego maminsynka. Żyjemy w osobnych pokojach. Od początku służył koszmarnej mamusi. Ja byłam na drugim miejscu. Teraz jego matka nie żyje a on tak jakby dalej był przez nią sterowany. Potrafi jak nie pije to izoluje. Jestem osobą po studiach wrażliwą. Tak jak każda kobieta pragnąc ciepła i miłości. On się znęca wręcz nademmą totalnie izolując. To jest straszne że trafiłam na takiego chama.
Ja też żyję z maminsynkiem.
Kilka razy w tygodniu u mamy przez 26 lat.
Zawsze na drugim miejscu.
Przykre.
U mnie tez mamisynek.Jest ciężko i rozumiem Cię. Bas Was wszystkiep
A mnie już nie chce się żyć. Jestem mała cząstka tego świata i nieszczęśliwa.Smutek mam tak ogromny i nie mam siły na nic.Wszystko mnie zdusilo. Marzę o pustce i o czymś czego nie mam już nawet w wyobraźni. Jest tylko nicość, ból, żal, łzy i chce zniknąć tak by nikt nie płakał p
U mnie tez mamisynek.Jest ciężko i rozumiem Cię. Bas Was wszystkiep
Zofio,nie jestes sama…Ściskam mocno
Ciężkie to jest i, niestety, na dłuższą metę może prowadzić nawet do depresji.
Najgorszy rodzaj samotności…
Nawet już nie walczę, nie mam siły, nauczyłam się z tym żyć. Choć z pozoru nasz ” związek” wygląda normalnie, tak na prawdę już go nie ma.
Wtedy rodzi się depresja . Niewidzialna dla obcych oczu,tkwiaca tylko w jednej osobie która dobrze potrafi udawać że jest wszystko ok.
Czyzby to o mnie? Tak,o mnie I moim malzenstwieniby razem a jednak osobno
Czasami się już niechce bo ile można walczyć może niech ktoś zawalczy o mnie kiedyś dzieci dorosną i będzie łatwiej odejść
To chyba miejsce idealne dla mnie. W związku od prawie 10 lat, w małżeństwie aż wstyd bo tylko 1,5 roku. Dwójka dzieci na koncie. Co prawda nie mamy kredytu ani innego tego typu powiązań finansowych ale to ja mieszkam u niego więc jestem na tej przegranej pozycji. I żeby nie było, to nie mąż na mnie zarabia, ja zarabiam w tym związku więcej i jestem lepiej wykształcona (jakkolwiek to zabrzmi, miało zabrzmieć normalnie, zgodnie z rzeczywistością). W sumie tak jak już niektórzy pisali, chyba czekam aż dzieci będą starsze. Syn ma obecnie zaledwie 9 miesięcy. Samotna w tym związku czuje się praktycznie od początku z chwilowymi przerwami na „szczęście” czyli zazwyczaj jakieś przełomowe momenty w życiu typu ciąża, przeprowadzka czy ślub. Mąż wieczne dziecko. Ja dojrzałam w 2013 kiedy urodziła się córka, on wciąż tkwi w tym samym miejscu. Koledzy, używki, potrafi nie wrócić na noc i mieć rozładowany telefon – szukaj wiatru w polu. Być może mnie zdradza. Miało być lepiej po pierwszym dziecku, miało być lepiej po ślubie, miało być lepiej po przeprowadzce, później po drugim dziecku. Nic lepiej a ja wciąż durna i ślepa. Teraz mówi, że będzie lepiej jak skończy 30 lat, ja skończyłam rok temu i wiem, że to nic nie zmienia (oczywiście pisze to ironicznie bo wiadomo, że to nic nie zmienia). Mam dość. Dość tego, że to ja jestem ta odpowiedzialna, ogarniająca wszystko i wszystkich. Szukam rozwiązania. Na tapecie w najbliższym czasie psycholog ale cudów nie oczekuje. Nie wiem co robić, próbuje być obojętna ale mi nie wychodzi. Córka już się orientuje, ze coś nie tak a ja nie umiem udawać, że jest w porządku. Problemem jest, że za bardzo kocham wciąż i mimo wszystko. Wiem, że on mnie jeszcze też ale coś go ciągnie nie tam gdzie trzeba. Czy to się kiedyś skończy? Jak to zakończyć?
Jestem kobietą po 30.od 6 lat w związku małżeńskim.nuestety mam wrażenie że po ślubie wszystko się zmieniło.nie mamy wspólnych tematów.nie mam do kogo się przytulić czy nawet zwyczajnie posiedzieć i pomilczeć.maz po powrocie z pracy je obiad i jedzie do teściów.zostaje tam do wieczora.wraca gdy ja i corka jestesmy już gotowe do snu.seks….. bardzo rzadko i krótko.nie czuje juz tego co kiedyś.wielokrotnie próbowałam rozmawiać ale to jak grochem o ścianę.dodatkowo prawie każdego dnia alkohol…nie chcę takiego życia….życia którym kieruje teściowa a nie my sami.ciezko mi
Czuje sie samotna. 🙁 kocham ponad wszystko…. a dzis zasypiam znow płacząc w poduszke. A on jak zawsze nic sobie z tego nie robi…Czuje sie samotna, pomimo ze jest obecny w moim zyciu. Wszyscy mowia ze to czlowiek bez uczuc… dla mnie napewno ich nie ma…. pragne uczucia miłości i nie obojetnosci. Moze jestem zbyt uczuciowa, ale to tak boli 🙁 nie radze sobie…. nie interesuje go jak sie czuje 🙁 w chorobie nawet wody nie poda. 🙁 boje sie ze nie wytrzymam dluzej. :(((