Sekret, który jest ciężarem – dlaczego tak trudno dochować tajemnicy?
Każdy ma tajemnice. Wie coś, czego inni nie wiedzą. Nie chce ujawnić różnych szczegółów ze swojego życia. Zachowuje ten sekret dla siebie, no chyba że z czasem ów sekret zaczyna mocno doskwierać. I co wtedy? Powiedzieć prawdę? Cóż, prawda bywa dość krępująca i może popsuć opinię.
Albo, co gorsza, to cudze sekrety. Powierzone w zaufaniu – ich zdrada to będzie ujma na honorze. Więc czy nie lepiej po prostu dotrzymać słowa i zamknąć buzię na kłódkę? Cóż, to nie jest tak proste, tajemnice potrafią tak zdominować codzienne myśli, że chce się już tylko zrzucić z siebie ten ciężar. Ale czy należy to robić?
Sekrety od najmłodszych lat
Kochamy tajemnice, sekreciki, poufne informacje przekazywane szeptem na ucho. Oczywiście z zastrzeżeniem „tylko nikomu nie mów”, chociaż – co chyba nie jest wielką niespodzianką – lwia część tych sekretów trafia do znacznie szerszego grona odbiorców. Przyjemnie jest wiedzieć coś, o czym inni nie mają pojęcia, bo bycie wtajemniczonym to jest pewnego rodzaju nobilitacja. Równie przyjemne bywa dzielenie się tą wiedzą – jest łechcąca ego świadomość, że właśnie ja otwieram komuś oczy na prawdę. Właśnie dlatego informacja jest tak cenną walutą i dzięki pikantnym szczegółom można wkupić się czyjeś łaski i ugrać coś ważnego dla siebie.
Życie jest pełne niespodzianek, więc już w dzieciństwie pojawiają się pierwsze sekrety, poprzedzane uroczyście wygłaszanymi przysięgami, że nikt nigdy się o tym nie dowie. Tajemnice dzieli się z koleżankami albo rodzeństwem. Czasem po prostu było się świadkiem czegoś dziwnego i jakiś wewnętrzny głos podpowiada, by zachować to wspomnienie tylko dla siebie. Własny sekret daje poczucie niezależności – zrobiłam coś, o czym mama nie ma zielonego pojęcia, chociaż sądzi, że pod jej czujnym okiem nic się nie ukryje, mój mąż sądzi, że mnie zna na wylot, a nawet nie podejrzewa, co się wydarzyło wtedy na tamtych wakacjach w liceum. Słodka tajemnica. Ta część naszej osobowości, do której nikt nie ma wstępu.
Tajemniczość jest pociągająca, atrakcyjna dla płci przeciwnej. Buduje pozytywny obraz, mimo że pod aurą tajemniczości kryć się mogą bardzo brzydkie historie, niewygodne fakty, przez które wiele by się straciło w oczach zauroczonej publiczności. Sekret to wygodna opcja – nie kłamie się wprost, po prostu zatajone zostają pewne sprawy, i łatwo można w ten sposób stworzyć wrażenie dyskretnej osoby z klasą, która nie papla na lewo i prawo.
Taki sobie ten przywilej
Początkowo można czuć się wyróżnioną – ktoś właśnie mi zaufał, powierzył tak wielki sekret wierząc, że przed nikim nie puszczę pary. To cieszy, bo stawia w pozycji kogoś wyjątkowego. Aż wreszcie… tajemnica zaczyna ciążyć na duszy. Dlaczego ten ktoś właśnie mi to powiedział? I po co, jaki w tym cel?
Sekret rzadko kiedy jest zawieszony w próżni, zwykle dotyka też inne znajome osoby, wiąże się mocno z teraźniejszymi wydarzeniami albo ma taki kaliber, że trudno o nim zapomnieć. Nawet gdy to zwierzenie przypadkowej, obcej osoby, której więcej się już nie spotka, jej słowa zapadają w pamięci, że nie sposób się od nich uwolnić. Z człowiekiem, który tyle odsłonił, tworzy się szczególna więź, niemal magiczna. To bliskość, która spaja na dobre i na złe.
Są bowiem sekrety, którymi nie zaprzątujemy sobie głowy, oraz sekrety, które snują się za nami jak cień. Zatruwają relacje, bo nagle widzi się człowieka w zupełnie innym, mniej korzystnym świetle bądź jest to coś, na co sumienie każe jakoś zareagować, ale nie wolno, wszak dało się słowo. Zdarza się, że sekret wyszedł na jaw spontanicznie, a teraz się tej szczerości żałuje, przez co kontakt się mocno schładza, a nawet staje się wrogi.
Tajemnica ma różną wagę, a niektórych informacji wolelibyśmy nigdy nie usłyszeć – początkowo był w tym może i jakiś dreszczyk emocji, teraz jest głównie frustracja, że wbrew własnej woli zostałam częścią zagmatwanej historii. Po co ta wiedza, że koleżanka z pracy ma dziecko z innym facetem, o czym mąż oczywiście nie wie, zakochany w swojej małej córuni? Albo że dobry kolega zdradza żonę od ładnych kilku lat i właśnie do niej tak często musi jechać „w delegację” i rozmyśla coraz częściej o rozwodzie? To już nie jest sekrecik w rodzaju „Magda doczepia sobie włosy, ale udaje, że to jej prawdziwe”.
Tutaj w grę wchodzą poważne dylematy moralne, czyjeś życie naprawdę może się dramatycznie zmienić, zawalić, ucierpią niewinne ofiary. Jest dylemat, wobec kogo pozostać lojalnym, a kogo zdradzić. Jak nie odsunąć się od przyjaciółki po takim wyznaniu? A może właśnie ów sekret pokazał, że ktoś nielubiany jak najbardziej zasługuje na cieplejsze uczucia, ale jak tak z dnia na dzień zmienić front, przecież zaraz się kapnie, że ja O TYM wiem.
Dlaczego to taki sekret?
Własne sekrety? Też bywają różne, od drobnych grzeszków i przywar po sprawy wielkiego kalibru. Wszyscy je mają, bo któż by się przed innymi obnażał z każdej słabości? To naturalne, że chcemy się wydawać lepsi, mądrzejsi, atrakcyjniejsi. Są jeszcze sekrety w związku, taka szczególna kategoria: jakaś „niewinna” znajomość online, zamiłowanie do porno, flirty w pracy, prywatne konto na ukryte wydatki.
Mózg wysyła sprzeczne sygnały, bo bardzo chcesz uniknąć tajemnic, lecz zarazem coś krzyczy „stop!”. A kłamanie jest trudne, wymaga niemałego wysiłku, a tu jeszcze podgryzają wyrzuty sumienia, jest wstyd, że nie stać na pełną uczciwość, albo wstyd na zapas, gdy wyobraźnia podpowiada, co się stanie kiedy maski opadną.
Lecz w przypadku wielu sekrecików bardziej nakręcamy się we własnym wstydzie niż to tego warte – owszem, to nic chwalebnego, ale bez przesady, znajdźcie takich, którzy nigdy nie dłubali w nosie, nie wypili o kieliszek za dużo, nie podsłuchiwali sąsiadów i nie mieli krępującej wpadki w pracy. Czy jest sens się zadręczać? A jeśli tak to dręczy, to dlaczego? Przez niską samoocenę, bardzo roszczeniowe otoczenie, snobizm, a może granice prywatności ustawione w niewłaściwym miejscu?
Jasne, że wskazane jest trzymanie pewnych standardów, ale czy każda zmuszająca do tajemnic rzecz jest godna potępienia? Czy nie łatwiej i wygodniej jest po prostu przyznać, że ludzka natura nie jest piękna z każdej strony, ale dopóki nikogo się nie krzywdzi, po co robić z tego wielkie halo?
Mówić? Nie mówić?
Utrzymanie sekretu może być piekielnie męczące. Nie wolno przecież zawieść czyjegoś zaufania, okazać się pleciugą bez zasad. Własny sekret też ciąży. Strasznie ciąży. Bo strach, że ktoś się dowie prawdy i obnaży nasze machlojki. Strach, że sama coś chlapnę – mieć duży sekret znaczy ciągle lawirować, a łatwo zapomnieć o właściwej wersji i niechcący zdradzić kompromitujące fakty. Ile to się trzeba wysilić, żeby nie wzbudzić żadnych podejrzeń u postronnych!
Wyjawienie prawdy może być oczyszczające, ale… czy mówiąc o tym, co zatruwa duszę, nie pogrąży się teraz kogoś innego? Czy osoba słuchająca zwierzeń chce wziąć brzemię tajemnicy na swoje sumienie? Może to tylko podrzucenie gorącego kartofla niczego nieświadomej ofierze? Druga sprawa – czy faktycznie jest to najbardziej godny zaufania powiernik? Całkiem często wyjawiony w dobrej wierze sekret obraca się przeciwko nam.
Może z powodu tej szczerości ktoś zacznie na mnie patrzeć krzywo, surowiej oceniać, zmieni zdanie na gorsze, straci zaufanie. I jeszcze będzie oczerniać przed innymi ludźmi. Tajemnica już nie ciąży, ale przeszkadzają nazbyt krytyczne uwagi i stygmatyzacja otoczenia. Ktoś po prostu może naszego sekretu nie zrozumieć, bo to bardzo godzi w jego system wartości albo okazał się świętszy od papieża.
Wyjawienie własnej tajemnicy raczej nie powinno się odbywać pod wpływem emocji; lepiej zaplanować, co dokładnie chce się opowiedzieć, komu, w jakiej formie, z jakim wytłumaczeniem. I przygotować się na to, że odpowiedź drugiej strony niekoniecznie będzie pełna empatii i wyrozumiałości.
Cudzy sekret to świętość?
Nawet w przypadku własnych sekretów często trzeba uwzględnić dobro osób trzecich i na tej podstawie zdecydować, czy warto wyjawiać pełną prawdę. A co dopiero, gdy jest się powiernikiem cudzego sekretu. Zaufanie to rzecz święta, pod żadnym pozorem nie należy ujawniać powierzonych tajemnic. Lecz czy ta zasada obowiązuje również wtedy, gdy sprawa dotyczy przestępstwa albo prawda mogłaby pomóc komuś niewinnemu, zapobiec dalszej krzywdzie? Gdzie leży granica lojalności i przyzwoitości? Kiedy interweniować, a kiedy nie wtykać nosa w nieswoje sprawy?
Z pewnością nie należy zdradzać czyichś sekretów, by przypodobać się innym, z zemsty czy dla głupiego żartu. Ale gdy tajemnica jest bardzo niekomfortowa, dotyka drażliwych spraw, bądź codziennych kontaktów z konkretnymi ludźmi, można poprosić o zwolnienie z przytłaczającego zobowiązania albo niech ktoś sam się przyzna do swoich błędów z przeszłości.
Z dotrzymaniem sekretów często mamy problem nie tylko dlatego, że lubimy plotkować, po prostu mają one zbyt duży ciężar i przez nakaz milczenia jest poczucie robienia czegoś nieuczciwego – bo uczciwiej byłoby zareagować. Niektórzy się tym nie przejmują, inni milczą jak grób, ale wciąż się tym zadręczają. I boją się, że kiedyś pękną, coś mimowolnie się wymsknie, zdradzą się drobnym gestem. Co wtedy? Tak zawieść czyjeś zaufanie!
Czy warto zaryzykować?
Nie każdy ochroniarz sekretów cierpi z tego powodu, ale nie jest to bynajmniej rzadkie zjawisko. Tajemnica męczy, psuje nastrój, przeszkadza w codziennej aktywności, wywołuje niemal fizyczny ból, i dopiero zrzucenie tego brzemienia mogłoby przynieść ulgę. Niektórzy dzielą się tym zmartwieniem z najbliższym przyjacielem, terapeutą, księdzem, kimś bardzo zaufanym. Spora część ludzi z takim problemem zwierza się zupełnie obcym ludziom – ryzyko wpadki niemal zerowe, a na sercu znacznie lżej.
Zdradzenie tajemnicy pomaga, bo nie czujemy się już tak samotni, z drugiej strony jednak, to jak kamyczek uwalniający lawinę. Konsekwencje są trudne do przewidzenia, nad wiadomością nie ma się już żadnej kontroli, nie wiadomo, gdzie i jak się to rozejdzie. Zresztą własny przekaz nie zawsze jest obiektywny i pełny, często przekazujemy przecież wersję tylko jednej strony. A ludzie reagują różnie, jedni wzruszą ramionami, drudzy się zaśmieją, jeszcze inni śmiertelnie obrażą.
W bliskich kontaktach, a zwłaszcza w związkach, nadmierna tajemniczość może mieć niszczącą siłę, głównie dlatego, że kiedy kogoś się o coś podejrzewa, scenariusze wymyślone w głowie są na ogół straszniejsze od rzeczywistości. Zdarza się jednak, że wyjawienie prawdy pogłębia rozczarowanie drugą osobą i wręcz prowadzić może do całkowitego zerwania więzi – taki był porządny, tyle lat razem, a on nagle mówi, że w młodości potrącił samochodem dziewczynę, która do dzisiaj jest kaleką?
Tajemnice dotyczące nałogów, problemów z prawem, długów, prób samobójczych, traumatycznych przeżyć jak gwałt bardzo często są dla innych nie do przetrawienia. Co może wskazywać na inny, głębszy problem – dlaczego kogoś tak to boli? Czy rzeczywiście jest to rzecz nie do zaakceptowania, a może chodzi o własne kompleksy, niezagojone rany, nierealne oczekiwania względem drugiej osoby? Trudno oczekiwać, że będziemy wszystko akceptować, ale błędy na sumieniu ma każdy, więc czy nie lepiej odkryć karty i uwolnić się od bolesnej przeszłości?
2 komentarze
Najgorzej, gdy jakaś osoba mówi nam coś w sekrecie, a później okazuje się, że ów sekret znają już wszyscy…
Umiem tyle żeby ta osoba nie na depła mi na odcisk bo mogę przypadkiem się wy gadać