Skąd bierze się moda na poprawianie urody?
Medycyna estetyczna to bardzo prężnie rozwijająca się gałąź biznesu. Tak właśnie – biznesu, ponieważ zdecydowana większość tych zabiegów nie ma nic wspólnego z leczeniem, to jedynie chęć poprawienia swojego wyglądu. Coś w tym złego? Absolutnie nie. Ingerowanie w naturę zawsze jednak wywołuje dyskusję o granicy pomiędzy normą a przesadą.
W cenie jest naturalne piękno, rzecz w tym, że zupełnie wolne od retuszu są chyba tylko bobasy. Już starsze dzieci chcą wyglądać ładniej, choćby tylko za sprawą atrakcyjnego ubioru, a z wiekiem to pragnienie zazwyczaj się nasila. Powiększa się grupa dorosłych, którzy na poważnie myślą o bardziej inwazyjnych metodach walki z niedoskonałościami urody, tak by wreszcie z przyjemnością móc popatrzeć w lustro. Czy rzeczywiście posuwają się za daleko?
Zawsze da się wyglądać ładniej
Chirurgia plastyczna od razu przywodzi na myśl zabiegi takie jak powiększanie piersi, choć w rzeczywistości poprawianie urody to tylko fragment tego działu medycyny. W dodatku wcale nie taki nowy jak by się mogło wydawać, bo zabiegi upiększające wykonywano już w starożytności. Zazwyczaj chodziło o rekonstrukcję utraconych części twarzy (np. gdy obcięto nos za karę), maskowanie ‘pamiątek’ z wojny czy szpecących blizn po chorobach, co zamożniejsi próbowali zatrzymać procesy starzenia. Zabiegi te zaskakują stopniem swojego zaawansowania, choć niewątpliwie były bardziej ryzykowne od tych współczesnych, częściej kończyły się powikłaniami lub po prostu śmiercią.
Chirurgia plastyczna taka, jaką znamy dzisiaj, zaczęła się na dobre rozwijać w XIX wieku. Sporo do jej rozwoju wniosły wojny – większość operacji plastycznych miała na celu przywrócenie w miarę normalnego wyglądu u mocno okaleczonych żołnierzy. Tak jest zresztą i dzisiaj, chirurgia plastyczna zajmuje się przede wszystkim osobami po oparzeniach, wypadkach, ciężkich chorobach, z wadami wrodzonymi, ale bardzo szybko pojawiła się pokusa, by naprawiać i te ciała, które wcale chore nie są, są tylko nie dość doskonałe. I tak zaczęła się wielka popularność chirurgii estetycznej, pod którą bardzo często – w potocznym rozumieniu – podczepia się także pozachirurgiczne zabiegi z zakresu medycyny estetycznej.
Jeszcze nie tak dawno temu operacje plastyczne były czymś zarezerwowanym dla środowiska aktorskiego i wąskiej grupy znudzonych bogaczy. Technika posunęła się jednak do przodu tak bardzo, że nawet średnio zamożne osoby mogą sobie pozwolić na operację nosa czy piersi. Kuszą zresztą nie tylko coraz niższe ceny, ale i stale powiększająca się oferta. Poprawić można sobie już niemal wszystko. Korekcja nosa, lifting, plastyka brzucha, powiększanie biustu to zabiegi najpopularniejsze, ale oprócz tego można zmienić kształt pośladków, wymodelować uda, skorygować linię żuchwy, a nawet zrobić sobie dołeczki w policzkach.
Najlepsza możliwa wersja
Fanaberie? To najprostsze wytłumaczenie, ale też niezbyt trafne. Wszczepienie implantów piersi czy prostowanie nosa to zabiegi standardowe, lecz wciąż obarczone ryzykiem, również te nieinwazyjne metody poprawiania urody to nie taka bułka z masłem. Każda operacja to stres, ból, długa rekonwalescencja, o wydatkach nie wspominając, ciężko więc wyobrazić sobie, by ktoś zdecydował się na te niedogodności z głupiego kaprysu.
To raczej poważne kłopoty z akceptacją swojego ciała, a niekiedy zwyczajna desperacja. Dla przeciwników chirurgii estetycznej usprawiedliwiony jest wyłącznie zabieg w uzasadnionych przypadkach, no ale jak to ocenić? Kiedy uszy są naprawdę strasznie duże i odstające, a kiedy komuś tylko tak się wydaje? I dlaczego tak mu się wydaje? Czy to przypadkiem nie jest wina otoczenia, które wytyka palcem wszelkie niedoskonałości?
Kult idealnego ciała bez dwóch zdań wiąże się z rosnącym zainteresowaniem medycyną estetyczną i operacjami plastycznymi. Trzeba być fit, wiecznie młodą i zadbaną, a reklamy, filmy i gazety pokazują, że tacy ludzie istnieją i budzą pożądanie. Kto by nie chciał do nich dołączyć? Niestety, dieta i treningi to za mało, bo 30 kilo zrzucić można jak się człowiek zaweźmie, ale niesymetryczne piersi i wiotczejąca skóra na policzkach nie znikną same z siebie. Chirurg plastyk wydaje się osobą, która jest w stanie pomóc zrealizować to marzenie o byciu idealnie piękną.
Tym łatwiej zdecydować się na ten krok, że przecież gwiazdy z pierwszych stron gazet bez pomocy specjalistów ani rusz, prawie każda celebrytka ma swojego zaufanego ‘czarodzieja’, dzięki któremu wygląda jak wygląda. Skoro więc największe ślicznotki muszą poddawać się skomplikowanym zabiegom, to co dopiero zwykłe śmiertelniczki.
Nowy wymiar natury
Że jak można być dumną z ciała, które wyszło spod rąk lekarzy? Sztuczność nas razi, ale chyba jeszcze bardziej obrzydliwa wydaje się prawdziwa natura. Cokolwiek odbiega od wyfotoszopowanego wzorca, budzi zastrzeżenia. Trądzik – fe. Cellulit – fe. Motylki na ramionach – makabra. Oponka w talii, nieidealna linia bioder, lekko obwisła pupa, fałdki na plecach… Lista wad jest bardzo długa. Krytykuje się nawet najdrobniejsze niedoskonałości.
Zaniedbaniem stają się także te najbardziej naturalne procesy, co odczuwają chociażby mamy – rozumiemy, że urodziłaś dziecko, ale minęło już sześć miesięcy, a twój brzuch wciąż nie jest płaski jak deska, o piersiach litościwie nie powiemy nic, mogłabyś coś z tym zrobić, w przeciwnym razie nie zdziw się, że mąż znajdzie sobie kochankę. Nie ma nawet przyzwolenia na starość, no przecież bruzdy na twarzy są zwyczajnie brzydkie, a w stroju kąpielowym paradować mogą po plaży wyłącznie brazylijskie modelki, a nie 60-latki z wysuszoną skórą.
To jest właśnie paradoks, że operacje i zabiegi upiększające wykonywane są teoretycznie po to, by zachować naturalny, świeży wygląd. Co zatem jest naturalne, zmarszczki czy wygładzona przez chirurga twarz? Wychodzi na to, że natura sprawdza się jedynie wtedy, gdy mamy do czynienia z urodą nieskazitelną, ta zaś w przyrodzie praktycznie nie występuje.
Zmiana, której nie było
Kiedy mówi się o sztuczności, najczęściej ma się na myśli po prostu zabiegi wykonane źle. Wielu osobom nie spodobają się przesadnie napompowane kwasem usta, ale usta poprawione delikatnie już owszem. Botoksowa maska śmieszy, ale łagodnie naciągnięta skóra robi dobre wrażenie. Implanty nie muszą wyglądać jak doczepione, silikonowe piłki. Krótko mówiąc, zabieg był, ale jakby go nie było, wygląd został skorygowany, po prostu całość prezentuje się na tyle harmonijnie, że daje wrażenie naturalności. Na tyle mocne, że niekiedy można wręcz udawać, jakoby zmiany w wyglądzie były efektem zdrowszego menu, sportu, wypoczynku i odcięcia się od źródeł stresu.
Operacje plastyczne są bowiem wciąż tematem dość wstydliwym. Trochę to paranoiczne, bo brzydką być nie wolno, ale grzebać przy twarzy i ciele też nie wypada. Choć wiele zależy od rodzaju ingerencji. Na przykład zęby, rzadko kiedy śnieżnobiałe i równiutkie z natury, a jednak wybielanie, licówki czy implanty to zabiegi, za które raczej się pochwali niż skrytykuje, mimo że skorygowanie wyglądu zębów to bardziej kwestia urody niż zdrowia. Tak samo jak modelowanie ust, które jednak jest zabiegiem świadczącym o próżności. Nie oburza też szczególnie mikrodermabrazja czy mezoterapia, ale lifting i botoks tak, a tu i tu chodzi mniej więcej o to samo, czyli ładniejszą buzię.
Tylko o siebie dbam
Operacje trochę mniej, ale niechirurgiczne zabiegi z zakresu medycyny estetycznej stają się powoli normalnym elementem codziennej pielęgnacji. Są dowodem, że na poważnie dbasz o siebie. I cóż w tym złego? Zabiegi są wprawdzie mało przyjemne, ale nie stanowią zagrożenia dla zdrowia. Może i jest to troszeczkę płytkie, takie poświęcanie się dla urody, ale na dobrą sprawę o wszystkim da się tak powiedzieć. Czym różnią się zabiegi upiększające od staników push-up, podkładów, przedłużanych włosów, sztucznych rzęs, szpilek, obciskających majtek? Trochę bardziej bolą, ale prowadzą do tego samego. Dlaczego wolno przejść z hamburgerów na zupy z brokułów i katować się 6 Weidera, a odessać sobie troszkę tłuszczu z brzucha już nie?
Problemem wydaje się nie samo korzystanie z dobrodziejstw nowoczesnej medycyny, ile motywacja. To jak z byciem fit – jedni ćwiczą i trzymają dietę dla zdrowia i kondycji, drudzy uczynili z tego religię.
Wygląd zawsze był ważny i decydował nie tylko o powodzeniu u płci przeciwnej, ale i w polityce czy biznesie, dzisiaj jednak tą presją objęta jest znacznie większa część ludzi, co z kolei oznacza poważniejszą i bardziej bezlitosną konkurencję. Jest mus, by zatroszczyć się o atrakcyjną aparycję, bo bez tego można stracić pracę na rzecz konkurentki, która umie mniej więcej to samo, lecz nie ma cieni pod oczami i zmarszczek wokół ust. Przyda się zatem zabieg czy dwa, nic wielkiego, ot, tak tylko, by zaprezentować się bardziej świeżo i energicznie, to równie cenne jak dobry wpis w CV.
Piękna jak cała reszta
To samo w sobie też może nie byłoby aż tak straszne, no trudno, takie mamy czasy, chodzimy ze smartfonem przyklejonym do ręki, to i wstrzykiwanie sobie czegoś w twarz nie powinno bulwersować. Bardziej niepokojące wydaje się to, że za sprawą operacji plastycznych ucieka się od siebie. Chcę mieć pupę jak Jennifer Lopez i usta jak Angelina Jolie – nierzadko tak właśnie przedstawia się lekarzowi swoje prośby. Często nie myśli się wcale o wyeksponowaniu własnych unikalnych cech, ale o upodobnieniu się do ulubionej gwiazdy. Albo idzie się za jakimś nurtem, który wyznacza kanony współczesnego piękna, coś jak podwójna powieka u Koreańczyków, warto ją mieć, bo daje +100 do urody. Co też jest w sumie dość śmieszne i tragiczne zarazem – nie chce się być częścią szarej, nieatrakcyjnej masy, ale jednocześnie dąży się do tego, by wyglądać jak inni, tyle że z tej wyższej ‘kategorii’.
‘Urodowy awans’ pomaga uciec przed najgorszą krytyką, a ta jest coraz powszechniejsza za sprawą internetu. Nieważne z jakiego powodu wrzucisz swoje zdjęcie na media społecznościowe, na bank znajdzie się ktoś, komu nie spodoba się pryszcz na brodzie, grube nogi albo rzadkie włosy. Tym większa jest presja, że masa zdjęć pokazuje idealne ciała i idealne twarze, do tego dochodzi porno ze starannie wyszykowanymi dziewczynami, telewizja, reality show.
Przekaz z mediów płynie dość jasny: dobra prezencja to podstawa, a jeśli czegoś ci brakuje, popraw w gabinecie. Tak, mówi się też wiele o akceptacji siebie, ale druga strona szybko to kontruje – do akceptacji naturalnego piękna przekonują przeważnie ci brzydcy, obrażeni, że nikt ich nie chce.
Fakt, niektóre wady naprawdę wyglądają mało atrakcyjnie, jednak ten brak zgody na fizyczne niedoskonałości sprawia, że coraz mniej rzeczy staje się akceptowalnych – dla naszych babć nieogolone nogi nie były jakąś wielką zbrodnią, dzisiaj to straszliwy wstyd wyjść z owłosionymi łydkami, to kto wie, może za kilkanaście lat niedopuszczalna będzie najmniejsza fałdka na brzuchu czy opadnięta powieka.
Co tak naprawdę przeszkadza?
To pokazuje, że chirurgiczne poprawki to coś więcej niż ładny wygląd i dobre samopoczucie z niego wynikające. Oczywiście, pójście pod nóż nie zawsze oznacza jakieś zaburzenia psychiki, jednak to znamienne, że gdy w życiu się nie układa, winą za to obarcza się niedostatki urody. Co po części jest prawdą, ale też niezupełnie jest tak, że lepszy wygląd od razu wszystko poprawia. Operacja ma sens, gdy chodzi rzeczywiście o zmianę fizyczną, a usunięcie defektu pomaga na nowo pokochać swoje ciało.
Tyle że czasami kompleksy wiążą się z ogólną niską samooceną, zupełnym brakiem wiary w siebie i swoje możliwości. Tacy ludzie po prostu nie czują się dobrze sami ze sobą, męczą się w swoim ciele, i żadna chirurgiczna korekta tego nie zmieni, bo problem siedzi głęboko w głowie – po dwudziestu zabiegach to w dalszym ciągu będzie zakompleksiona, niepewna siebie kobieta.
Dlatego też tak ważny jest sam lekarz. Ten dobry nie godzi się na każdą zachciankę pacjentki i stara się zrozumieć powody jej decyzji, przeprowadza dokładny wywiad na temat stanu zdrowia, mówi o możliwych powikłaniach. Niestety, ta dociekliwość nie zawsze jest mile widziana, co w połączeniu z chęcią przyoszczędzenia na kosztach może zakończyć się tragicznie. Operacje nie są kosmicznie drogie, ale to wciąż wydatek rzędu kilku, kilkunastu tysięcy złotych. Sporo, dlatego wiele osób rezygnuje z zabiegu w renomowanej klinice i zamiast tego udaje się do ośrodka o wątpliwej reputacji. Efekt? Można o tym czasami poczytać w gazetach i pół biedy, gdy kończy się na czasowym dyskomforcie i wstydzie – niektóre wady powstałe wskutek takich nieumiejętnie wykonanych operacji zostają do końca życia.
6 komentarzy
A ja miałam właśnie prostowane zęby (a w związku z tym nie ominął mnie również zabieg poszerzania podniebienia czyniony pod narkozą.) Miałam mieć operowaną progenię, ale ostatecznie nie zdecydowałam się na tę operację. A choć chirurg plastyk wcześniej zapewniał mnie, że nie zrobi mi tej operacji dopóki nie przytyję, bo mam sporą niedowagę (stwierdził, że mogę operacji nie zwyczajnie przeżyć). Wcześniej byłam na tyle zdeterminowana, że tłumaczyłam panu, że ta szczupłośc jest genetyczna. Co zresztą jest prawdą, bo zarównoze strony ojca, jak i mamy mamy w rodzinie niemal samych chuderlaków 😉 Tak gdy przyszło co do czego (po poszerzaniu podniebienia) oznajmiłam lekarzowi, żemi jednak wystarczy wrażeń i rezygnuję z dalszych zabiegów (pan tak się zapędził, że proponował mi jeszcze plastykę bródki), w odpowiedzi usłyszałam: „Jak Pani chce chodzić z krzywą buzią, to proszę bardzo”. Zdziwiło mnie to, bo wydawał się raczej empatycznym człowiekiem. Może miał gorszy moment… Nie wiem. Aczkolwiek inna jego pacjentka wyznała mi, że po progenii, zaproponował jej operację nosa. Przyznała, że poczuła się nieswojo, bo nos – jak mało która częśc ciała – jej się podobał. Także bywają i tacy nadgorliwi lekarze… którzy nieświadomie jeszcze bardziej podkopują poczucie własnej wartości
Ciekawy interesujący post
To chyba epidemia obecnych czasów, niestety, a zaczynają coraz młodsze osoby, co innego gdy ktoś ma wyraźne wady lub szpecące ślady po wypadkach.
Znałam taką dziewczynę która była naprawdę piękna. Niestety nie wierzyła w to, gdyż babcia wytykała jej w dzieciństwie rzekome wady urody… Miała wielkie kompleksy i mówiła że gdyby mogła zrobiłaby sobie operację plastyczną, a jej dobry kolega niestety ją w tym utwierdzał, że to dobry pomysł, zamiast powiedzieć żeby stuknęła się w głowę!
Tak więc często problem rzeczywiście siedzi w głowie, a nie w rzeczywistym, aktualnym wyglądzie.
Nie jest w tym nic złego jeśli wszystko robimy w granicach rozsądku. A takie zabiegi powinni wykonywać lekarze
Jak chodzi o polecenie dobrego lekarza od blefaroplastyki to polecam dr Mielnik-Mierzwińska z Krakowa Robiłam u niej taki zabieg 4 mś temu i zrobiła go rewelacyjnie. Po tym zabiegu nie mam już obwisłej skóry i wyglądam dużo lepiej.