Skąd się bierze jesienna depresja?
Babie lato, szelest opadających liści, feeria jesiennych barw… i widoczny spadek nastroju. Nie trzeba nawet czekać do listopadowej szarugi, żeby to poczuć. To, czyli jesienną depresję. Wraz z końcem lata kończy się też dobre samopoczucie. Stan zazwyczaj nie aż tak poważny jak w przypadku tej „normalnej” depresji, łagodniejszy i z dużym prawdopodobieństwem minie z czasem, ale i tak nie powinno się go lekceważyć.
Bo to nie są po prostu gorsze dni. Te miewa każdy, jednak przy sezonowej depresji słabsze dni trwają kilka miesięcy, potem mijają, ale znowu wracają, gdy nadchodzi kolejna jesień. Dlaczego? I czy to można w ogóle uznać za prawdziwą chorobę?
Chandra to nie depresja
Jesienny spadek formy dość często błędnie nazywany jest depresją. To określenie na wyrost, bo chandra to chwilowe przygnębienie, może trwać nawet kilka dni, ale jednak różni się od choroby, jaką jest depresja. Chandra nie jest przyjemnym stanem – nic się wtedy nie chce, nie mamy humoru, mierzi nas towarzystwo ludzi, najlepiej byłoby zakopać się w ciepłej pościeli i odciąć od świata do czasu, aż ta okropna pora przeminie.
Przy chandrze jest nam po prostu smutno, a smutek, choć jest jednym z objawów depresji, to za mało by mówić o schorzeniu. Depresja oznacza, że najprostsza czynność wymaga ogromnych pokładów energii i samozaparcia, by jednak je zrobić, a bardzo często tego właśnie nie ma, dlatego w ciężkich stanach osoba z depresją zwyczajnie przestaje wstawać z łóżka. Chandra aż tak nie demoluje codziennego życia – też trzeba się trochę zmuszać, ale po krótkim kryzysie wszystko wraca do normy.
No i chandrę można stosunkowo łatwo przełamać, bo jak przygnębioną osobę koleżanki wyciągną z domu, to pewnie zarazi się ona ich imprezowym nastrojem, jeśli zabawa będzie rzeczywiście dobra. Konieczny jest po prostu jakiś mocniejszy impuls, żeby odzyskać dobry nastrój. A przy depresji to tak nie działa, chorej osoby nie da się w ten sposób wyrwać z melancholii – depresji towarzyszy anhedonia, czyli niezdolność do odczuwania przyjemności, i jest to stan wymagający profesjonalnego leczenia.
Depresja tylko w sezonie jesienno-zimowym?
Coś takiego jak sezonowa depresja jednak istnieje, ale jest czymś więcej niż wspomniana chandra. W psychiatrii używa się terminu sezonowa choroba afektywna, w skrócie SAD (z angielskiego: seasonal affective disorder). O ile chandra jest reakcją ma niekorzystne warunki zewnętrzne jak na przykład niska temperatura i brak słońca, tak przyczyny depresji sezonowej są bardziej złożone.
Nie wiadomo do końca, dlaczego się pojawia. Najczęściej podawaną hipotezą jest niewystarczająca ilość światła słonecznego – sezonowa depresja znacznie częściej dotyka mieszkańców północnych terenów, które są słabiej nasłonecznione i występuje tam noc polarna. Możliwe też, że za depresję sezonową odpowiadają zmiany hormonalne, przede wszystkim niedobory serotoniny, noradrenaliny i melatoniny – to z kolei może być konsekwencją zaburzenia naturalnego rytmu biologicznego. W przypadku melatoniny problemem bywa także jej nadmiar – jesienią i zimą dzień jest krótszy, więc w reakcji na brak światła organizm wytwarza więcej melatoniny, a to sprzyja stanom depresyjnym.
Jesienno-zimową depresję wyróżnia to, że nie trwa ciągle, tylko nawraca w określonych porach roku. Zaczyna się zazwyczaj na przełomie września i października i może trwać aż do wiosny. O depresji sezonowej mówimy wtedy, gdy objawy chorobowe występują codziennie przez okres minimum dwóch tygodni i cyklicznie nawracają. Pojawia się ona częściej u kobiet niż u mężczyzn, i zazwyczaj dotyczy osób mających 30-50 lat.
Skąd wiadomo, że to to?
Objawy sezonowej depresji są typowe dla tej choroby: obniżony nastrój, który utrzymuje się przez wiele tygodni, niepokój, rozdrażnienie, anhedonia, apatia, chroniczne zmęczenie, brak motywacji, stany lękowe, unikanie ludzi, spadek libido, niska samoocena, poczucie beznadziei, myśli samobójcze. Czyli, jak widać, dużo poważniejszy stan niż sama tęsknota za latem.
W praktyce to trochę bardziej skomplikowane, bo zmęczenie, potrzeba samotności, niechęć do porannego wstawania czy problemy z koncentracją w pracy to dolegliwości odczuwane przez bardzo wiele osób, więc czy wszyscy oni mają depresję? Skąd wiadomo, że to tylko stan przejściowy, a nie choroba? Otóż właśnie długi czas trwania epizodów depresyjnych oraz ich regularne nawroty mogą sugerować, że to nie jest zwykła chandra.
Plus to, że chandra nie jest mocno uciążliwa i przy odrobinie dobrej woli można się „zmusić” do ogarnięcia. Kogoś w gorszym nastoju da się rozchmurzyć, odwrócić jego uwagę od posępnych myśli, wciągnąć do zabawy. Osoby z depresją nie tylko nie da się rozweselić, ale takie próby mogą wręcz nasilić objawy, zwłaszcza gdy druga strona nie chce zrozumieć, że to nie są czyjeś fanaberie i głupi upór, by tkwić w stanie smutku.
Gdy dopadnie chandra, zwykle czuje się w środku, że to nie jest tak naprawdę nic bardzo poważnego, i wiadomo, dlaczego nastrój siada – bo brzydko na dworze, bo przemęczenie, bo kłótnia w pracy i stłukł się ulubiony kubek, i jak nałoży się to na siebie, no nic dziwnego, że człowiek obraża się na cały świat, zjada tabliczkę czekolady i chlipie do rzewnych piosenek. To jednak mija. Przy depresji nie mija. Inaczej mówiąc, przy sezonowej depresji smutek wciąga na całego i trzyma przez długi, długi czas. Ale to już powinien zdiagnozować lekarz.
Jak sobie radzić w trudnym okresie?
Przy chandrze cuda robi zmiana stylu życia. Lekarze radzą, by przy spadku formy w sezonie jesienno-zimowym zrewidować swoją dietę – należy jeść regularnie, posiłki mają być lekkie i pełnowartościowe, szczególną uwagę warto zwrócić na produkty zawierające witaminę D (np. ryby morskie), witaminy z grupy B (orzechy, rośliny strączkowe, zielone warzywa), magnez (pestki dyni, produkty pełnoziarniste).
Druga rzecz to aktywność fizyczna, dzięki której organizm jest lepiej dotleniony, poprawia się krążenie i można się odprężyć po stresującym dniu. Jeśli to możliwe, warto wybrać się na urlop w jakieś ciepłe, słoneczne miejsce, ale nawet zwykłe spacery dadzą więcej niż siedzenie w domu. Nie da się też nie docenić roli bliskich osób – samotność bywa dobra na chwilę, na dłuższą metę jest zwykle groźna dla psychiki.
A jak leczyć sezonową depresję?
Dbając o siebie nie tylko szybciej pozbywamy się chandry. Zmniejszamy też ryzyko pojawienia się sezonowej depresji, a jeśli nawet ona nastąpi, to niewykluczone, że w łagodniejszej wersji. Ale łagodna czy ciężka, depresja zawsze wymaga wsparcia medycznego, i to jest właśnie jeden z poważniejszych problemów – depresja, sezonowa czy nie, jest ciągle chorobą lekceważoną. Z jednej strony nadużywa się tego pojęcia, z drugiej bagatelizuje niepokojące objawy, bo jak można mieć „chorą głowę”. Jest nieśmiertelne „weź się w garść”, co to za cudowanie, chcesz zobaczyć prawdziwe dramaty, idź na dziecięcą onkologię.
Leczenie sezonowej depresji nie powinno jednak odbywać się na własną rękę. W przypadku depresji jesienno-zimowej – trzymając się założenia, że ważną jej przyczyną jest niedobór światła słonecznego – stosuje się fototerapię. Polega ona na tym, że naświetla się pacjenta specjalnymi lampami wytwarzającymi jasne światło o mocy zbliżonej do światła naturalnego – nie, zwykłe żarówki nie dają tego efektu, więc nie wystarczy pozapalać sobie wszystkich świateł w domu. Naświetlanie powtarza się codziennie, zazwyczaj rano, a długość sesji jest ustalana przez lekarza. Skuteczność tej metody jest oceniana na 60-80 procent, a więc wyniki są całkiem dobre, do tego fototerapia bardzo rzadko wywołuje efekty uboczne, co jest jej przewagą nad lekami. Fototerapię w niektórych przypadkach można przeprowadzać samodzielnie w domu.
Czasem lekarz może zalecić także psychoterapię. Leków na depresję sezonową raczej się nie przepisuje, ale lekarz może niektórych osobom zarekomendować suplementy ziołowe bez recepty, które działają uspokajająco i ułatwiają zasypianie.
Niemałe znaczenie dla postępów w leczeniu ma również postawa otoczenia, z czym, niestety, bywa różnie. Warto pamiętać, że sezonowej depresji chory człowiek wcale sobie nie wymyśla, a ustawianie kogoś do pionu na siłę daje efekt odwrotny do oczekiwanego.
Zostaw komentarz