Strach przed randkami. O nowych zasadach spotykania się
Dziś, zanim coś powiesz bądź zrobisz, musisz się kilka razy zastanowić, czy przypadkiem to kogoś nie urazi. To o tyle upierdliwe, że nie zawsze kończy się na mało szkodliwym fochu – ktoś się może poczuć aż tak bardzo urażony, że zaprosi przeciwnika do sądu. Na przykład kobieta, której nie spodoba się zaczepiający ją w barze mężczyzna w ramach zemsty oskarży go o molestowanie. Albo po rozczarowującym seksie i dlatego, że on kolejnego dnia nie zadzwonił, nazwie go gwałcicielem. Bo czemu nie?
Taka dziś panuje atmosfera. Nic zatem dziwnego, że demografia kuleje, a tradycyjne wartości odchodzą do lamusa. Koniec z flirtem, koniec z podrywaniem, na wszystko lepiej mieć kwity i notarialnie potwierdzone zgody, żeby w razie konfliktu nie trafić za kratki z łatką najgorszego zboka. Jak w takich warunkach ludzki gatunek ma przetrwać?
Słowa nie można powiedzieć
No właśnie, jak się dzisiaj randkuje? Podobno jest coraz trudniej. Akcje w rodzaju #metoo, przeróżne dokumenty potępiające każdą formę agresji, nowe zapisy prawne regulujące stosunki damsko-męskie – intencje były szlachetne, ale ostatecznie mamy, co mamy, a mianowicie powolną śmierć randkowania. Romans to prawdziwe pole minowe, po prostu strach kogoś poderwać, bo nigdy nie wiadomo jak zareaguje. Idea uwodzenia i kuszenia została całkowicie wypaczona, we wszystkim można się bowiem dopatrzeć opresji, seksizmu i niezdrowej chęci dominacji.
To całkiem powszechne przekonanie, że lansowanie delikatności i subtelności w kontaktach międzyludzkich ma opłakane skutki. Zabija seksualne napięcie, zabija pożądanie. Wiadomo, gwałtu nikt normalny nie popiera, ale żeby tak troszeczkę pozaczepiać, ponapierać… no nie udawajmy, że to aż takie straszne, kobiety (bo głównie ich ten problem dotyczy), muszą się dla zasady oburzyć, żeby nie wyjść na łatwe, a nie że im to autentycznie przeszkadza. Teraz jednak nie mogą. Znaczy – mogą, tyle że to od razu odstraszy potencjalnego adoratora, który zastosuje się do odgórnych zarządzeń, i nici z zabawy. Wszyscy tracą.
Nowe zasady podrywania są – nie bójmy się tego słowa – opresyjne dla mężczyzn. Dla kobiet zdecydowanie mniej, choć oczywiście i im może się oberwać, jednak podrywającymi są wciąż w większości panowie. A opresja zawsze smutno się kończy i tak też będzie w przypadku ludzkości – wymrzemy, gdyż na każdym kroku utrudnia się nam randkowanie.
Efekt tych zasad jest taki, że strach podejść do obcej kobiety, bo ta uzna, że to napastowanie. Do znajomej też nie bardzo, bo jeszcze powie, że zanadto się spoufalamy. Nie wiadomo z kim pójść do łóżka, żeby rano nie usłyszeć zarzutu o seksualne wykorzystanie. Za niedługo trzeba będzie kontrakt spisywać przed pierwszym pocałunkiem, prosić o podpis przed złapaniem za rękę, zobaczycie, tak będzie! Po co to komu, przez milenia nikt głowy sobie nie zawracał jakimś prawem sankcjonującym współżycie, i jakoś ludzie się rozmnażali, teraz nagle postępowcom wstrzemięźliwości się zachciało.
Tajemnicze intencje
W tym oburzeniu zwykle umyka fakt, że skargi są nie tyle na zaczepki jako takie, ile na ich dosadność oraz nachalność. Raczej nikt nie broni podejść do dziewczyny z propozycją drinka – krytykowane jest to, że po odmowie facet staje się namolny. Nie obraża kulturalny komplement, lecz „masz fajne cycki do wymiętoszenia” rzucone w stronę nieznanej dziewczyny na ulicy albo zdjęcie penisa w erekcji wysłane w pierwszej wiadomości na portalu randkowym. Nie złości nawet łapanie za tyłek, pod warunkiem, że obłapiającym jest gość, któremu się na to pozwoliło.
To prawda, kwestia „nie” to grząski grunt. Kobiety są bardzo różne i mają bardzo różne preferencje. Są wśród nich i takie, które lubią zabawy w przyciąganie i odpychanie, wysyłają sprzeczne sygnały, chcą być brane siłą, seksizm im nie przeszkadza. Ale inne kobiety takich rzeczy nie lubią i w tym kryje się istota całego sporu – ich opinia często jest lekceważona, ponieważ jest nienormalna.
Tymczasem w wielu przypadkach „nie” oznacza po prostu „nie”, żadne tam „staraj się bardziej”. To nie zaproszenie do negocjacji, to chęć zakończenia sprawy szybko i w miarę bezboleśnie, ponieważ nie ma się ochoty na zacieśnianie więzów z tą konkretną osobą. Bo to równie istotne – nie chodzi o pogardę dla tradycyjnego flirtu, lecz o brak zainteresowania danym człowiekiem. Nie ma w tym żadnej nielogiczności – z pewnymi ludźmi chcemy kontynuować erotyczną grę, z innymi absolutnie nie. Czasami czyjeś zaloty nie schlebiają, lecz irytują i budzą niepokój.
Że to trudne do odczytania? Owszem, dlatego tym bardziej powinniśmy zwracać uwagę na uczucia drugiej osoby. Niestety, sprawę komplikuje to, że mężczyźnie zwykle łatwiej jest odprawić nachalną adoratorkę, przez co nie rozumieją oni tego całego zamieszania, podczas gdy kobiety odmawiają w mało przekonujący sposób, ponieważ boją się zbyt gwałtownej reakcji drugiej strony.
Czy to naprawdę niewinny flirt?
A to obawy jak najbardziej uzasadnione. Mężczyznom udziela się porad w rodzaju „nie ustępuj, idź za nią, bądź prawdziwym zdobywcą, ona właśnie tego pragnie”, „bądź stanowczy, nie daj się zbyć”, „uświadom jej, jak bardzo cię pragnie, choć jeszcze o tym nie wie”. No bo kto ma wzięcie u płci pięknej? Tak jest, faceci z ikrą, walczaki co nie boją się wyzwań i nie odpuszczają po pierwszej porażce. I to kolejna prawda, ale waleczność ma różne oblicza, a w randkowaniu powinno chodzić o wzajemne zadowolenie.
To nic złego, że chłopaków wychowuje się na wojowników, źle, że rzadko się im mówi, kiedy powinni się wycofać z szacunku do drugiej osoby. To jest ważne również w tym tradycyjnym schemacie, gdzie mężczyzna to przywódca, a kobieta jest mu uległa – uległość nie jest bowiem tożsama z przymuszaniem i strachem. Jednak mężczyzn zachęca się do ignorowania kobiecego „nie”, bo po pierwsze – co one tam wiedzą, a po drugie – na pewno co innego mają na myśli, jak to baby, wiecznie niezdecydowane.
Dlatego wielu facetów bardzo źle reaguje na jednoznaczne odrzucenie, traktują to osobiście, niczym policzek dla ich męskości. Jak gdyby kobiece prawo wyboru podważało ich wartość i pozycję. To z kolei wpędza kobiety w zakłopotanie, a niekiedy także w poczucie zagrożenia – i stąd te akcje zachęcające do większej ostrożności przy romansowaniu. To nie „zabijanie flirtu”, to jedynie prośba, by brać pod uwagę uczucia drugiego człowieka – co przecież w sprawach łóżkowych i miłosnych powinno być oczywistością.
Nie? To nie!
Inny słowy, gdy ktoś nie jest zainteresowany dalszą znajomością i jasno daje to do zrozumienia, nie należy na niego naciskać. Takie to zagrożenie dla ludzkiej cywilizacji? No chyba że dla kogoś jedyny sposób na wydłużenie rodu to branie siłą bez pytanie o zgodę. I tu pojawia się pytanie, jak ci wieszczący upadek ludzkiej rasy wyobrażają sobie dobieranie się w pary? Koniecznie przemocą, bo inaczej trzeba czekać w nieskończoność, aż ktoś łaskawie raczy kiwnąć głową na „tak”? Chyba nie, skoro wiele udanych związków, i to tych współczesnych, zaczęło się od wzajemnego zainteresowania i szacunku, a nie ciągnięcia za włosy do jaskini.
To żadne randkowanie, jeśli podrywana osoba nie ma wyboru i musi ulec, bez względu na własne pragnienia. Samo romansowanie też przybiera różne formy i tak po prawdzie, to dzisiaj jest o wiele prościej pod tym względem, bo mamy nowe możliwości, nowe kanały komunikacji, większą tolerancję na niestandardowe rozwiązania. Wystarczy nie zakładać, że ktoś myśli dokładnie tak jak my i ma identyczne potrzeby. Nie ma pewności co do tych potrzeb? Wystarczy zapytać. Wystarczy obserwować reakcje. Wystarczy się zastanowić, czy dla kogoś to na pewno będzie przyjemność, a nie nękanie i zastraszanie.
Czy choćby zwykły dyskomfort, bo tak się jakoś utarło, że pewne rzeczy wolno robić, nawet gdy druga strona nie czuje się z tym najlepiej. Dotyka to przede wszystkim kobiety, których prywatna przestrzeń jest często naruszana „aktami uwielbienia”. Łapanie za kolanko, muskanie po karku, klepanie po pupie, znaczące uśmieszki i aluzyjki – to w końcu nic takiego, nie przesadzajmy, nie bądźcie takie wrażliwe. Choć znowu, rozchodzi się o to, by na podobne zachowania pozwalać sobie jedynie w gronie osób, które dały zielone światło, a nie żeby zabronić łapanka i klepanka w ogóle.
Nie wszyscy to jednak rozumieją, i co gorsza, na uwagi, by nieco zmodyfikować własne zachowanie, reagują agresją. Nie podobają się wam nasze metody? No to won, nie będziemy się wami interesować wcale, aż wam rurka zmięknie i przybiegniecie z płaczem, błagając o to wstrętne molestowanie! No niewiele ma to wspólnego z szacunkiem do płci przeciwnej.
Teraz to przesadzacie
Kwestię wzajemnego szacunku sprowadza się często do absurdu, jak gdyby usprawiedliwiając przemocowe zachowania, jako te naturalne i pożądane przez wszystkich normalnych ludzi. Mamy od teraz pytać o zgodę? Jeszcze czego, to zabija cały romantyzm! A jak zgadnąć, że do tej dziewczyny wolno podejść? Wysłać wcześniej oficjalne pismo? A czy wolno spojrzeć z pożądaniem, czy to już gwałt? A seks? Czy seks bez pisemnej umowy jest legalny? I drzwi – czy gdy otworzy się przed kobietą drzwi, to będzie przymusowa kastracja za karę?
Rzecz w tym, że nikt nie trafia do więzienia za rozmowę z kobietą. Nie trafia tam również za wypicie z nią kawy i prośbę o numer telefonu. Nie skazuje się za gwałt faceta, który tylko zaczepił dziewczynę na ulicy. W rzeczywistości prawdziwi gwałciciele często pozostają bezkarni albo dostają śmiesznie niskie wyroki, i to ofiara jest potępiana. Zaś ci, którzy trafili przed sąd, zazwyczaj mają na sumieniu znacznie więcej niż zaproponowanie drinka albo jedno lubieżne spojrzenie.
Podryw bywa niekiedy po prostu nieprzyjemny. Jak wtedy, gdy facet dosiada się do stolika, zamawia kolejne drinki i tak długo wierci dziurę w brzuchu, aż dostanie numer telefonu. Następnie dzwoni i dzwoni, naciska na randkę, choć słyszy wyraźne „nie” – słyszy, lecz nie przyjmuje do wiadomości, jak na zdobywcę przystało. Gdy ona zrezygnowana kapituluje, zaczyna się kiepska randka – on kładzie rękę na jej ramieniu, ona ją zrzuca, on się przytula, ona się odsuwa, on próbuje ją pocałować, ona zaciska usta. Na koniec ona mówi, że już nie chce się z nim spotykać i w odpowiedzi słyszy, że sama nie wie czego chce i bezczelnie prowokuje.
Zgoda niczego nie psuje
Żeby zrozumieć tę sytuację, wystarczy odwrócić role. Bo nie jest bynajmniej tak, że nachalni są wyłącznie mężczyźni. O nie, kobiety też potrafią być jak rzep, nieustępliwe i nieprzewidywalne, w tym bardzo negatywnym znaczeniu. I właśnie wtedy wychodzi, jak bzdurne jest powtarzane przez wielu facetów hasełko „a ja nie miałbym nic przeciwko molestowaniu, bardzo chętnie dam się pozaczepiać, wręcz byłbym szczęśliwy tak okazywanym mi zainteresowaniem”. Cóż, to prawda jedynie wtedy, gdy zaczepiającym jest osoba, która się nam podoba, a nie przypadkowy namol, do którego nie czujemy żadnego pociągu.
I to chyba dobrze, że natrętnej jejmości można powiedzieć, żeby sobie poszła i nie zawracała więcej głowy. To cały sekret akcji w rodzaju #metoo – romansujmy, chodźmy na randki, ale bez robienia sobie przykrości. Dziś trudniej jest głównie tym, którzy tęsknią za czasami, gdy „każdy znał swoje miejsce”– co w praktyce oznaczało przeważnie forsowanie własnej woli i bezkarność, jeśli zdarzyło się posunąć za daleko.
Życie zaś pokazuje, że szczęście można znaleźć mniej agresywną metodą. Wciąż wolno podrywać, flirtować, chodzić do łóżka, i to bez lęku, że padną oskarżenia o gwałty i molestowanie – a jeśli ktoś uważa, że się nie da, to może jego zachowanie nie jest tak niewinne jak sądzi. Bo jak powiedziała Louise: „jeśli kobieta tak płacze, to znaczy, że nie bawi się dobrze”.
5 komentarzy
Mam mieszane uczucia odnośnie akcji typu metoo. Bo ludzie popadają w skrajność. I doszukują się tego molestowania. Oczywiście, nie mówię o wszystkich. Ale czasem mam wrażenie, że dla niektórych takie akcje są po prostu modne. A nie o to w tym przecież chodzi. Bo o ile mowa o konkretnych nadużyciach to nie ma co rozważać tego. Ale są sytuacje naprawdę błahe. Ot choćby weźmy pod uwagę takie niefortunne złapanie za rękę podczas randki. Facet źle mógł ocenić sytuację, kobieta nie musi się na to godzić. Ale po ludzku wystarczy powiedzieć, że sobie tego nie życzy, facet powinien to uszanować i koniec tematu. Można to przecież jednak nazwać molestowaniem. Ale czy rzeczywiście aż taka krzywda się dzieje tej kobiecie? Przykład banalny, ale tego typu historie zdarzało mi się czytać. I przez takie historie ofiary poważnych nadużyć seksualnych pozostają w cieniu, bo nie odbierają akcji na poważnie. Szanujmy się wzajemnie i to w codziennym życiu wystarczy, bez nadużywania określeń i pojęć. I da się randkować i romansować jak wcześniej 😉
Nie to nie tyle , że Szanowne Panie. W dooopach wam się poprzewracało, kiedy myślicie że cała Polska jest pełna facetów z twarzą Jamesa Bonda i to wysokiego powyżej 185 cm oraz z portfelem grubym na 10 000 euro.
A tu przychodzi zwykle Bogdan.
Także cholernie jesteście zawiedzione.
Nie zazdroszczę randkującym w dzisiejszych czasach, kiedyś nawet randki były prostsze:-)
No chyba właśnie największym problemem w XXI wieku jest ta różnorodność :). Osoby z różnych środowisk, w których podrywanie wygląda trochę inaczej się spotykają i powstaje pełno nieporozumień. Jeśli w kręgu pewnego mężczyzny kobiety uważają za komplement nazwanie ich „świnką” lub nachalne dotykanie w okolicy pupy to przenoszenie takiej formy zalotów na kobietę z kompletnie innym podejściem do podrywu (i co najważniejsze o innym wychowaniu) może mieć dziwne skutki. Mężczyźni są 0-1 i BARDZO RZADKO potrafią dokonać refleksji w tym temacie. Na pewno winne jest po części to słynne ego (jak to dobrze napisałaś – urazą na dumie jest, gdy kobieta NIE DOCENIA zalotów, bo on taki samiec), ale również brak szarmanckich mężczyzn tak w ogóle. Dla mnie forma zawierania znajomości poprzez wzbudzanie skrajnych dziwnych emocji jest kompletną pomyłką i stratą czasu. Takie „agresywne” randkowanie kojarzy mi się z problemami na poziomie borderline.
W randkowaniu najgorsze jest to, że mężczyźni nie potrafią przyjąć odmowy. Jeśli facet nie podoba mi się to mówię, że nie jestem zainteresowana. Niektórzy wtedy odpowiadają złośliwościami i zwykłym chamstwem typu: „nikt cię nie chce, bo jesteś za stara”. Ręce opadają…