Główne menu

Syndrom gotującej się żaby, czyli kiedy tolerancja nas niszczy

Ludzie są w stanie przyzwyczaić się niemal do wszystkiego. Ta umiejętność adaptacji pomaga przeżyć, bo gdyby nie ona, to pewnie byle kryzys wpędziłby człowieka do grobu. A tak to jakoś życie się toczy, można w miarę normalnie funkcjonować.

No właśnie – w miarę normalnie. Czasami złe rzeczy tolerowane są tak długo, że stają się one nieodłączną częścią naszej rzeczywistości i nie bardzo widać powód, by z nimi na serio powalczyć. Do czasu, aż czara goryczy się przepełni, ale wtedy często jest już za późno na ratunek. Dlaczego więc z pomocą dla siebie tak długo zwlekamy?

Gotowanie na wolnym ogniu

O co chodzi z tą żabą? Otóż: żaba wrzucona do gorącej wody od razu będzie chciała się ratować i po prostu spróbuje z garnka wyskoczyć, natomiast gdy żabkę wsadzimy do letniej wody i bardzo powoli będziemy ją podgrzewać, prób ucieczki nie będzie. Spokojny wzrost temperatury nie prowokuje bowiem do gwałtownych działań, wygodniej na bieżąco przystosowywać się do sytuacji.

W końcu jednak nadchodzi ten moment, że gotująca się woda zaczyna parzyć, ale tak wiele energii pochłonął długotrwały proces adaptacji, że teraz nie ma już wystarczająco dużo siły, by z garnka wyskoczyć. I następuje smutny koniec żaby.

Z tą żabą tak naprawdę to lipa, ale sama historia, jeśli potraktujemy ją metaforycznie, trafnie opisuje pewien schemat zachowań obserwowanych u ludzi. Schemat bardzo częsty, a nawet można zaryzykować twierdzenie, że niemal każdy choć raz w życiu znalazł się w podobnym położeniu – toleruje się coś, co wcale człowiekowi nie pasuje, ale trzeba się poświęcić dla wyższego dobra.

Katastrofa nie przychodzi znienacka

Dźwiganie krzyża to umiejętność, którą ludzkość opanowała dawno, dawno temu. To ważna umiejętność, w przeciwnym razie nie dałoby się przetrwać wojny i każdej innej życiowej tragedii. Wiadomo, życie bywa ciężkie i paskudne, ale im szybciej weźmiesz się w garść, tym lepiej dla głowy, nie oszalejesz z rozpaczy i nie załamiesz się do szczętu. Czasem jednak takie przymykanie oczu na zło prowadzi do patologii.

syndrom gotującej się żaby

Kiedy na człowieka spada jakaś bomba, zwykle reakcja jest natychmiastowa, a gdy odwagi brakuje, by się otwarcie postawić, to przynajmniej jest jasne, że coś niedobrego się dzieje. W syndromie gotowanej żaby też chodzi o to, że robi się niebezpiecznie, ale ze względu na rozciągnięcie w czasie to proces ignorowany. Gdzieś alarm cicho pobrzękuje, ale umyka prawdziwa przyczyna zaniepokojenia.

Zło się panoszy

Zło po prostu niezwykle dyskretnie zajmuje coraz większe terytorium. Tu coś uszczknie, tam się wciśnie, niespiesznie, bez szaleństw, żeby nie zwracać na siebie za wiele uwagi. To nigdy nie jest wielkie, głośne, wywołujące oburzenie bum!, to tylko mało uciążliwe drobiażdżki, niewielki dyskomfort, lekkie zniesmaczenie. Aż głupio zwracać uwagę i robić awanturę. Lecz w pewnym momencie tych drobiazgów uskłada się tyle, że nieszczęśnik wybucha, bo czuje, że sprawy zaszły stanowczo za daleko. Wybucha, ale nie bardzo ma siły, by się z bagna wygrzebać, tak wyczerpało go to długotrwałe dostosowywanie się.

Jako ludzie nie lubimy bowiem podejmowania radykalnych kroków, jeśli nie jest to absolutnie konieczne. Łatwiej uciekać od problemów, bo przecież to błahostki. Z trudną, nieprzyjemną rozmową lepiej poczekać, może samo się ułoży, na razie da się żyć, a jak zrobi się gorąco, wrócimy do tematu. I tak dzień po dniu człowiek się nagina do nieprzychylnej mu rzeczywistości, niby niewiele, niby tylko w drodze wyjątku, ale z czasem widać, że to stało się regułą, a nie przejściową niedogodnością.

Dla dobra innych

Częstą przyczyną wejścia w rolę gotującej się żaby są inni ludzie. Ludzie, na których bardzo nam zależy, dlatego jesteśmy skłonni do wielu ustępstw i poświęceń. Nierzadko wychodzimy wtedy z założenia, że innego wyjścia nie ma, tak po prostu być musi, bo jeśli zaczniemy gadać, zgłaszać zastrzeżenia, wyrażać wątpliwości, delikatnie krytykować, tylko zaognimy konflikt i nic dobrego z interwencji nie wyniknie. No nie ma co drażnić lwa bez potrzeby.

Bez trudu można siebie do tego przekonać, ponieważ nie dochodzi do mierzenia się z czymś wyrazistym, bardzo namacalnym. Tu zaczyna się od banałów, jak leciutko podniesiony głos, drobna uszczypliwość, wredny żarcik, troszkę przymuszania, emocjonalny szantażyk. Pojedynczo może to wyglądać naprawdę niewinnie, lecz wcale takie nie jest, czego dowodem jest dziwne, nieprzyjemne napięcie i ciągły lęk przed nadciągającą burzą.

Własny, emocjonalny spokój składany jest na ołtarzu miłości. Przy jednoczesnym wmawianiu sobie, że dla końcowej nagrody warto się przemęczyć. Często dotyka to osoby, które mocno wierzą w określony schemat związku – że na przykład kobieta musi się poświęcić dla rodziny, a mężczyźnie nie wolno okazywać przed partnerką żadnych słabości. Trudno wyrwać się z takiego myślenia, bo zawsze znajdą się życzliwi, którzy będą utwierdzać w przekonaniu, że dana ścieżka, choćby mocno dokuczliwa, jest tą jedyną słuszną, a wyłamanie się ze schematu to dowód na brak charakteru.

Nie rób sobie wrogów

W zasadzie to ciężko znaleźć dziedzinę życia, w której metoda „na żabę” nie przyniosłaby podobnych efektów. Wszędzie tam, gdzie tworzą się przeróżne, międzyludzkie zależności, jest ryzyko, że dla aprobaty otoczenia albo ze zwykłego strachu będzie się z zaciśniętymi zębami znosić rozmaite przykrości.

To już nie jest zwykłe dostosowywanie się do innych, ile niemal ciągłe działanie wbrew własnej woli i własnym pragnieniom. A oczywiście są ludzie, którzy skwapliwie taką uległość wykorzystują – w miłości, pracy, polityce, wśród sąsiadów, znajomych, rodziny. Wiedzą, jak postawić na swoim, właśnie drobnymi, ledwie zauważalnymi kroczkami. Szef systematycznie będzie dokładał nowych obowiązków, po troszkę, żeby przyzwyczaić, tak by pracownik sądził, że to normalne. Państwo nie zabierze od razu połowy pensji, najpierw wprowadzi jeden skromny podatek, potem drugi, trzeci, wszystkie małe, dobrze umotywowane – ludziom nie będzie chciało się pójść na barykady za kilka złotych.

W kontaktach towarzyskich nie chcemy zrażać do siebie ludzi ciągłym zwracaniem im uwagi, co dla wielu jest zachętą do dalszego włażenia na głowę. Ktoś stłamszony, nie dość odważny, by zaprotestować przy każdej niekomfortowej sytuacji, w końcu przestanie wyrażać swoje zdanie, nabierze kompleksów. Przystanie na dowolne rozwiązanie, jeśli zadowoli to drugą stronę. Przymknie oko, puści coś mimo uszu, ugryzie się zawczasu w język. Wszystko, byle nie dolewać oliwy do ognia.

Opóźniona reakcja na zagrożenie

W syndromie gotującej się żaby dochodzi oczywiście do przebłysków świadomości, ale najczęściej emocje szybko opadają i po chwili do głosu dochodzą racjonalne wytłumaczenia: przecież to nic takiego, a może on miał rację, z sąsiadami warto żyć w zgodzie, szefowa tylko dba o porządek w firmie, to trwało raptem chwilę, trzeba zrozumieć ludzi w ciężkiej sytuacji, i tak dalej. Jest kiepsko, ale i tak lepiej niż stracić pracę, doprowadzić do rozstania, zerwać kontakty z koleżanką, ostro pokłócić się z rodzicami, zyskać śmiertelnego wroga biurko obok.

Najgorsze zaś, że kiedy się zrozumie, iż bilans wcale nie wychodzi na plus, jest już za późno by zareagować. Po prostu nie ma siły, by powiedzieć „dość”. To właśnie gubi wielu ludzi – dobrowolne tolerowanie emocjonalnego i fizycznego wyzysku, bo przez długi czas jakoś udaje się to znieść.

A tolerancja kosztuje. Godzenie się na rzeczy, które wcale nie są miłe, naprawdę pochłaniają spore zasoby energii. O doznanych przykrościach nie tak łatwo zapomnieć – te wspomnienia męczą i bez przerwy trzeba siebie pocieszać, uspokajać, a innych usprawiedliwiać. Prawdziwy bunt przychodzi dopiero wtedy, gdy puszczą wszystkie tamy, ale proces adaptacji wyczerpał do cna i najczęściej tylko na poczuciu porażki się kończy, żadna konkretna akcja nie jest podejmowana.

Kiedy zareagować?

Oczywistym jest, do że ekstremalnych sytuacji po prostu nie wolno dopuszczać. Tylko w którym miejscu ustawiona jest granica? Ludzie zdają sobie sprawę, że w dorosłym życiu nie obejdzie się bez kompromisów i nic nie przychodzi za darmo, a na życie wyłącznie według własnych zasad pozwolić sobie może niewielka garstka wybrańców.

Dziś jest tym trudniej, bo współczesny styl życia to trochę balansowanie na krawędzi. Warto być ambitnym, a to oznacza wyrzeczenia, i tak się można w tym zatracić, że nie wiadomo już, co jest koniecznym wysiłkiem, a co powinno być niedopuszczalne, ponieważ w dłuższej perspektywie człowieka zniszczy. Kiedy jeszcze się cackamy ze sobą, a kiedy już ta presja jest zbyt duża? Co można nazwać obowiązkiem, a co toksyczną sytuacją?

W syndromie gotującej się żaby groźne jest właśnie to, że dochodzi do utraty kontroli nad własnym życiem. I nawet się nie zauważa, w którym momencie do tego doszło. To ta chwila, kiedy poszczególne kafelki układają się w dramatyczną całość i z pełną mocą do człowieka dociera, że te drobne sprawy wcale nie były tak drobne. „Nagrodą” za „wytrzymałość” jest wypalenie, niska samoocena, depresja, można paść ofiarą mobbingu i przemocy.

Nie ma obrony?

Jak się przed tym obronić? Każda niedogodna sytuacja powinna zmusić do refleksji, czy rzeczywiście „musi tak być” i „to jedyne wyjście”. Dlaczego się zgadzam – z obawy, z wygody, z wyrachowania, dla nagrody? Czy mam poczucie bycia wykorzystywaną i manipulowaną? Ile znaczy moje zdanie, a może nikt go w ogóle nie słucha?

Warto pamiętać, że ludzie zasadniczo lubią tych, którzy postępują tak jak oni, wyznają te same wartości. A jeszcze lepiej, gdy można im narzucić swoją wolę i czerpać z tego korzyści. I jest pokusa, by się nagiąć do takich reguł, ponieważ pragnienie akceptacji bywa tak duże, że największą patologię nazwie się „normalnością”. Tym bardziej, że człowiek posiada niezwykłą wręcz umiejętność dopasowywania się do okoliczności. Lecz co za dużo, to niezdrowo, i lepiej uważać, jak i kiedy korzysta się z tej cennej umiejętności.

    7 komentarzy

  • jotka

    Reakcja na takie sytuacje zależy chyba tez od osobowości, cech charakteru. ja np. mam tak, ze długo jestem cierpliwa, ale gdy ktoś przebierze miarę, to wybucham jak wulkan i żadne łagodzenie nie pomoże!

  • Yolanthe

    Niestety wszystko zaczyna się od nas samych 🙂 Jak się przed tym syndromem obronić ? Najkrócej ujmując …nie bądź „żabą” i nie daj się ugotować! Innymi słowy pracuj j człowieku nad sobą . ..

  • Magdalena Szymańska

    Najtrudniej to wszystko wytłumaczyć dzieciom, nawet tym dosrastajacym 🙁

  • Iwona

    Mam wrażenie, że jako naród jesteśmy teraz trochę jak ta żaba stopniowo podgrzewana. Obawiam się jednak, co się stanie, gdy już dłużej nie będziemy w stanie znosić sytuacji wokół? A chyba do tego zmierza…

    • Beata

      To prawda. Powoli stajemy się workiem do bicia,godzimy się i nie buntujemy gdy rodacy donoszą na własny kraj gdzie się da,godzimy się ,ba ,akceptujemy wulgaryzmy które wkraczają dosłownie wszędzie opanowując nawet tzw.kulturę.

  • January

    Wprawdzie lata komunizmu zrobiły swoje, tj. częściowo zatomizowały polskie (zresztą nie tylko polskie) społeczeństwo, ale….nie daliśmy się ugotować! Dlaczego? Mamy ogromne zasoby kultury chrześcijańskiej, z których to zasobów korzystaliśmy z dobrym skutkiem. Przykładowo:
    Nikt „przy zdrowych zmysłach” nie przypuszczał, że wywalczymy niepodległość Polski w I wojnie światowej, a dokonaliśmy tego.
    Chodziłoby więc o pogłębianie świadomości narodowej i społecznej. Tę wiedzę propagują nadal nieliczne ośrodki. Wcale nie chodzi więc o szerzenie jakichś teorii spiskowych czy zamykanie się w skansenach, co zarzucają przeciwnicy w celu ośmieszenia. Wręcz przeciwnie, chodzi o poznawanie i wyciąganie wniosków z przykrych niekiedy doświadczeń innych krajów, np. Islandii, która wprawdzie zbankrutowała niedawno jako państwo, a jednak nie dała się ugotować jak żaba. Można? Można, trzeba i należy. Pozdrawiam.

  • January

    Refleksję nad tolerancją dobrze jest przeprowadzać uwzględniając pojęcie akceptacji, bo jedno wcale nie równa się drugiemu. Tolerujemy coś, na co nie wyrażamy zgody moralnej, nie akceptujemy. Narzędzie, którym jest tolerancja ma służyć daniu czasu otoczeniu i sobie samemu. Rozwój sytuacji i dojrzewanie do zmian może zaistnieć w przestrzeni wolności i miłości. Miłość nie akceptuje zła, ale je jasno określa. Tolerując występowanie zła jednocześnie jesteśmy zobowiązani do stanowczego opowiadania się po stronie wyznawanych wartości. Cierpliwością zdobędziecie dusze wasze – coś z tej chińskiej prawdy wiele zmienia w relacjach międzyludzkich, choć nie od razu. Zauważam, że często jestem zbyt niecierpliwy i chciałbym częściej oglądać „runięcie muru berlińskiego”.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>