Szczęście w rozmiarze XXL
Piękna w każdym rozmiarze
Ale w cenie jest już nie tyle smukła, zdrowa sylwetka, ile wychudzone ciało pozbawione grama tłuszczu. I na nic zdają się tłumaczenia, że to ani zdrowe, ani specjalnie atrakcyjne. Kobiety odmawiają sobie wszelkich przyjemności, byle tylko zejść do upragnionego rozmiaru zero. Nierzadko udaje się im tego dokonać. Lecz co z tego, skoro każdy dzień upływa im pod znakiem surowego reżimu, a w skrajnych przypadkach kuracja odchudzająca kończy się bulimią, anoreksją albo inną poważną chorobą. Dlatego coraz więcej pań mówi „dość” tej obsesji na punkcie swojej wagi. Bo czy naprawdę wszystkie musimy wyglądać identycznie? I czy ktoś z wyglądem odbiegającym od photoshopowego ideału urody nie jest godzien pożądania?
Do równego traktowania grubych i chudych jeszcze daleka droga, ale świat mody i mediów powoli oswaja się z modelkami plus size. Jednocześnie wprowadza się zakazy pracy dla zbyt chudych dziewcząt (m.in. we Włoszech, Francji, Danii) i obowiązek informowania o komputerowym „odchudzaniu” modelek w reklamach prasowych.
Na portalach społecznościowych nie brak akcji z udziałem grubszych kobiet, które bez wstydu pokazują swoje ciała i udowadniają, że każda figura może być piękna i seksowna.
Koniec z siedzeniem w domu i noszeniem workowatych ciuchów! Krągłości są boskie! I nikt nam nie będzie wmawiał, że codzienne katowanie się na siłowni i picie soku z selera to jedyna słuszna droga do szczęścia i sukcesu.
Kobieta z pulchnym ciałkiem też może być zadowolona z życia, świetnie ubrana, perfekcyjnie umalowana, wydepilowana, gdzie trzeba, dowcipna, inteligentna, z dystansem do siebie, pełna szalonych pomysłów. Ba, może wręcz wzbudzić zazdrość u chudszych koleżanek, np. eksponując oszałamiający biust. I takich przykładów, że gruba nie znaczy automatycznie rozlazła, tępa, nieszczęśliwa i odpychająca, jest całe mnóstwo. Punkt dla opozycji.
Na kanapie siedzi leń
Nie zaklinajcie rzeczywistości, dla nikogo ideałem nie jest sylwetka z nadwagą, w głębi ducha pragniecie być szczupłe, tylko nie chce się wam ruszyć tych tłustych tyłków i z tej zawiści krytykujecie chudsze dziewczyny – to bodaj najczęściej powtarzany argument przeciwko „lobby XXL”.
Uczciwie trzeba przyznać, że jest w tym trochę prawdy. Liczne grubaski, nie mogąc się zmobilizować do wysiłku, wolą przekonywać siebie i innych, że są kwintesencją kobiecości i normalności. Ogłaszają wszem i wobec, że nie muszą podążać za głupią modą, by poczuć się wartościowym człowiekiem, robią co chcą, są wolne, nie śnią po nocach o ciastkach i schabowych, bo gdy mają na nie ochotę, to po prostu je jedzą.
Lecz mimo tych deklaracji, wcale nie są tak szczęśliwe w swojej skórze i wolałyby wyglądać jak te okropne wieszaki z wybiegów. Tylko za każdym razem, gdy mają do wyboru klub fitness i sałatkę albo serial w TV plus paczkę chipsów, wybierają to drugie, a potem płaczą, że nie mieszczą się w wąskie dżinsy i pomstują na panienki, które znalazły w sobie tyle samozaparcia, by wypracować upragnioną sylwetkę.
Oczywiście, wrzucanie do jednego worka wszystkich otyłych jest niesprawiedliwe, bo nie każda kobieta z nadwagą to leń i obżartuch z pretensjami do całego świata. Nasza waga zależy od wielu czynników: genów, hormonów, wieku, ciąży, poziomu stresu, rodzaju pracy. Jednak bilans energetyczny organizmu nie jest poza naszą kontrolą. Wręcz przeciwnie, ogromny wpływ na kondycję ciała ma odpowiednia dieta i aktywność fizyczna, czyli rzeczy jak najbardziej od nas zależne. To prawda, jednym do utrzymania optymalnej wagi wystarczy krótka przebieżka po parku trzy razy w tygodniu, inni muszą się solidnie napocić, by osiągnąć ten sam efekt. Ale nikt nie twierdzi, że natura jest sprawiedliwa.
Zabójcza moda
Walka z przekonaniem, że rozmiar powyżej 38 jest czymś wysoce niestosownym, jest jak najbardziej słuszna. Nie ma nic fajnego w tym, że nienawidzimy własnego odbicia w lustrze i robimy dramat z byle fałdki na brzuchu. Bardzo dobrze, że w przestrzeni publicznej zaczyna się piętnować kult chudości. Ale… Jest pewien haczyk.
Lansowanie tezy, iż „grube jest piękne” jest w gruncie rzeczy równie złe jak promowanie bardzo szczupłej sylwetki. Co innego, gdy kobieta akceptuje swój niedoskonały wygląd i nie boi się pójść na basen, co innego, gdy z nadwagi robi się powód do dumy.
Wmawianie dziewczynom, że nawet ważąc 30 kilo ponad normę, nie muszą się niczym martwić, bo i tak są fantastyczne, jest zwyczajnie nieuczciwe i robi więcej szkody niż wyzywanie od „spaślaków”.
Odkładając na bok kwestie czysto estetyczne, zbyt wysoka waga to poważne zagrożenie dla zdrowia. Osoby otyłe są w większym stopniu narażone na choroby układu krążenia i oddechowego, cukrzycę, niektóre nowotwory. Zwiększone ryzyko pojawia się już przy niedużej nadwadze (BMI pomiędzy 25 a 29), otyłość (BMI powyżej 30) oznacza wysokie ryzyko rozwoju wymienionych schorzeń.
Poza BMI (masa ciała kg/ wzrost m2), istotny jest również sposób dystrybucji tłuszczu w organizmie. Nasze BMI może być prawidłowe, ale jeśli obwód talii przekracza 80-88 cm, i tak mamy problem. Mówimy wtedy o androidalnym rozmieszczeniu tłuszczu (inaczej figura „jabłko”) – tłuszcz gromadzi się w narządach wewnętrznych i osłabia ich wydolność, dlatego otyłość brzuszna jest tak groźna.
Z kolei osoby z gynoidalnym rozmieszczeniem tłuszczu (figura „gruszka”, czyli nadmiar tłuszczu na nogach, biodrach i pośladkach) są bardziej narażone na schorzenia ortopedyczne. Lekarze alarmują, że nadwaga i otyłość to prawdziwa plaga XXI wieku, przez którą – mimo rozwoju medycyny – żyjemy krócej i częściej chorujemy. Zatem uczenie dziewczyn, że nie muszą ćwiczyć i pilnować diety, bo jako pulchne kluseczki też są cudowne, to żadna lekcja samoakceptacji, lecz niedźwiedzia przysługa.
Z drugiej strony, najnowsze badania medyczne pokazują, iż przy chorobach serca i cukrzycy paradoksalnie to osoby z nadwagą mają większe szanse na wyleczenie niż osoby szczupłe. Prawdopodobnie dlatego, że dzięki komórkom tłuszczowym uwalniane są hormony wspomagające walkę z chorobą, a grubsza tkanka tłuszczowa zapewnia większą dawkę energii niezbędnej w procesie leczenia (za: „Mayo Clinic Proceedings”). Ale dłuższe życie wcale nie musi być lepsze, bo badania zwracają uwagę również na to, że otyli pacjenci są bardziej podatni na przewlekłe dolegliwości. Zresztą, nie trzeba być wcale chorym, by zrozumieć, że tusza pogarsza jakość życia. Grube kobiety zazwyczaj szybciej się męczą, fatalnie znoszą upały, podczas chodzenia obcierają sobie uda, obficiej się pocą, mają kłopot z dopasowaniem garderoby, ciężko im zawiązać buty czy wejść po schodach. Odczuwają dyskomfort niemal codziennie, więc mówienie, że wielkość ciała nie ma żadnego znaczenia, to mijanie się z prawdą.
Gdzie ten złoty środek?
Zamiast przeskakiwać ze skrajności w skrajność najlepiej byłoby po prostu wyglądać normalnie. Tylko czym jest owa norma?
Dla jednych naturalna, zdrowo wyglądająca kobieta w rozmiarze 40 będzie ok, dla innych to już tłuścioszek i komu tu przyznać rację? Pomocny może być wspomniany wcześniej indeks BMI – mieszcząc się w przedziale 18,5-25 klasyfikujemy się jako osoby z optymalną wagą, patrzymy też, by w okolicach talii nie rosła nam oponka. I to wystarczy.
Warto też pamiętać, że szczupła sylwetka nie zawsze jest tożsama z dobrym stanem zdrowia i atrakcyjnym ciałem. Jakiś czas temu pojawiło się określenie „skinny fat” – to termin odnoszący się do „chudych grubasów”, czyli osób, które na pozór wyglądają super, ale gdy dokładnie się im przyjrzeć, czar pryska.
Chudy grubas unika ruchu, dlatego nie ma mięśni, a wyłącznie obwisłą skórę i cellulit. Ponieważ je niewiele, non stop jest zmęczony, a stan jego skóry, włosów i paznokci pozostawia wiele do życzenia. Bez wątpienia bardziej apetyczna od chudej grubaski będzie dziewczyna, która wprawdzie jest cięższa o kilkanaście kilo, za to regularnie np. tańczy albo ćwiczy pilates.
W kwestii wagi tak naprawdę wszystko sprowadza się do zachowania umiaru. Anorektyczny wygląd nie powinien być jedynym dopuszczalnym wzorcem piękna, ale to samo trzeba powiedzieć o wylewających się z bikini tłustych boczkach. Na szczęście pomiędzy „szkieletorem” a „grubą krową” jest sporo miejsca.
8 komentarzy
Nigdy nie zrozumiem ludzi ktorzy oceniaja kogos po wygladzie.Nawet nie chce.Nie mam na to czasu ani ochoty.To nie ludzie.To matrixy
to nie ma nic wspólnego z niechęcią a jedynie z tym, ze jest to niezdrowe!! a potem krok od takiej patologicznej otyłości jak w USA; zaś leczenie ludzi otylych jest kilkukrotnie droższe niż pacjentów z prawidłowa waga, a jest to jak zwykle pokrywane z naszej kieszeni; wiec jesli ludzie chcą byc otyli, prosze bardzo, ale niech płaca z tego tytułu kilkukrotnie wyższe składki; to samo tyczy sie miejsc w samolocie czy gdziekolwiek indziej, dlaczego inni maja płacić tyle samo skoro otyli przeciązaja środki transportu, w kinie inni maja sie giniesc, bo ktos zajmuje wiecej miesca..etc w pracy są mniej wydolni a zarabiają tyle samo, to dotyczy wszystkich dziedzin życia a wynika jedynie z lenistwa – wystarczy jeść normalnie i trochę sie poruszać
Wbrew pozorom ludzie szczupli tez nie maja latwo.Ciagle pytania typu 'czy ty w ogole cos jesz’ albo stwierdzenia 'jezu jaka jestes chuda’ tez nie sa mile i potrafia wkurzyc.Czemu nie pyta sie ludzi troche wiekszych czemu sa grubi?!.. bo nie wypada?
A ja się nie przejmuje tym ze tu i tu cos za dużo mam. Szkoda życia na takie pierdoly dla mnie.
Wszystkie docinki i uwagi w stylu „czy ty w ogóle coś jesz” albo „kochanego ciałka ci przybyło” są podłe i mogą bardzo zranić, zwłaszcza kogoś kto jest bardzo świadomy swoich kłopotów z wagą.
No cóż, można schudnąć można przytyć, chamem komentującym tuszę pozostanie się na zawsze…
Kiedyś się przejmowałam…ale mi przeszło
Bardzo prawda
Lepiej mieć więcej niż mniej.