Główne menu

Tak łatwo się rozstać – dlaczego nie chce się nam walczyć o związki?

Egoizm wartością nadrzędną

Nie walczymy o związki nie tylko z powodu lenistwa. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni, odchodzą od partnerów z czysto egoistycznych pobudek. Na pozór mamy „erę partnerstwa”, w praktyce drugi człowiek wcale tym partnerem nie jest. Chcemy kompromisu, ale „sprawiedliwość ma być po naszej stronie”. Własne sprawy są na pierwszym miejscu. Wobec drugiej strony mamy ogromne wymagania. Od kolejnych partnerów oczekujemy więcej i więcej, głównie dla siebie. Spodziewamy się nie wiadomo jakich emocji, a tu wrażenia jak u cioci na imieninach – niby miło, ale zostając w domu aż tak wiele byśmy nie stracili.

Wystarczy drobne uchybienie, by powiedzieć komuś „do widzenia”, bo przecież mamy prawo do satysfakcji absolutnej i nic nie może tego zmącić. Jednocześnie rzadko się zastanawiamy, czy my same spełniamy pragnienia partnera. Zresztą, jakie to ma znaczenie, nie jesteśmy tu po to, by się dla kogoś poświęcać. A że druga strona myśli podobnie, pojawia się rozczarowanie i frustracja. To wystarczy, by grono singli powiększyło się o dwóch nowych członków.

Spore zasługi w przedwczesnym rozbijaniu związków ma wszechogarniający nakaz szczęścia. Z każdej strony słychać: samorealizuj się. Nie rób niczego wbrew sobie. Masz prawo do tego, co najlepsze. Książę z bajki to nie wymysł, zasługujesz na niego, nie zadowalaj się byle giermkiem. Po prostu rób sobie dobrze, bo cierpienie nie jest ci do niczego potrzebne. Nie jesteś zadowolona – odejdź. Nie wysilaj się ponad miarę. I przede wszystkim – wymagaj, wymagaj, wymagaj. Niestety, o własnym wkładzie w związek ani słowa. Tak rodzi się przekonanie, że praca nad uczuciem to zajęcie dla mięczaków. Wyzwolony postępowiec stawia na siebie.

Miłość w czasach popkultury

Popularne seriale, filmy, literatura, muzyka hołubią wolne związki. Miłość jest przereklamowana, małżeństwo uwstecznia, związki są dobre na chwilę, by się zabawić, posmakować czegoś nowego i mieć o czym plotkować przy drinku.

Podobny przekaz początkowo budzi nasz sprzeciw, bo tak naprawdę, mimo pędu ku karierze, pragniemy miłości i rozczula nas wizja złotych godów. Chcemy się zakochać na całe życie, ale widzimy, że te krótkotrwałe znajomości takie ciekawe, ekscytujące, pełne wrażeń. Ciągle coś się dzieje, nie ma miejsca na nudę. Seks z każdym, wszędzie, na różne sposoby. Bez zobowiązań, na granicy. Nasz związek w konfrontacji z takim popkulturowym wzorcem jawi się jako siedlisko banału. Brakuje trochę takiego interesującego wzorca pośrodku, czyli niekoniecznie monogamia na całe życie, ale i nie w stylu Samanthy Jones z „Seksu w wielkim mieście”.

Zagubieni są też mężczyźni. Ci młodzi, wychowani na internetowej pornografii, nie potrafią stworzyć normalnego związku z kobietą, bo wydaje się im, że w związku nie ma żadnych zobowiązań, tylko seks, i to hardkorowy, a tu zonk. Ci starsi nie do końca wiedzą, czego oczekiwać od wyemancypowanych kobiet, co im wolno, a co jest dużą niezręcznością.

Wielu się buntuje, bo nie chce takiego zamazania tradycyjnych ról. Widzą, że to, czego nauczyli ich ojcowie, dziadkowie i historia dzisiaj się nie sprawdza. Babki mają wysokie wymagania, często wręcz nierealne, trudno temu sprostać. Faceci przeżywają w pewnym sensie kryzys tożsamości, ciężko się im w tym odnaleźć, to wywołuje sprzeczki, awantury i nadchodzi koniec.

Zostaw mnie samą

Związki są po to, by żyło się łatwiej. Ale dzisiaj problemy wolimy rozwiązywać samodzielnie i prędzej ze swoich dylematów zwierzymy się przyjaciółce lub psychologowi niż partnerowi. Druga strona czuje się niepotrzebna albo w ogóle nie wie, że jest jakiś kłopot, bo przecież w myślach nie czyta.

Pary nie rozmawiają ze sobą, unikają konfrontacji jak ognia, nie potrafią rozwiązywać konfliktów. Albo robią to bardzo powierzchownie, łudząc się, że seks na zgodę to remedium na całe zło, podczas gdy to tylko plaster na egzemę, który zakryje brzydką wysypkę, ale niczego nie uzdrowi. Rozczarowane pary mają do siebie wyłącznie pretensje: ty znowu, ty nigdy, ale ty jesteś! Niezadowolenie narasta, a często wystarczyłaby szczera rozmowa, kilka łez na oczyszczenie atmosfery, i mogłoby się udać. Ale nie, ze strachu i wygodnictwa rezygnujemy z trudnych negocjacji, a gdy podejmujemy dialog, zwykle jest już za późno lub przybiera on takie formy, że faktycznie nie ma co zbierać, bo padło zbyt wiele gorzkich słów.

Ciężko wywalczona niezależność przeszkadza w związkach, bo zamiast wytyczać wspólne cele, każdy rozwija się samodzielnie. Dbamy o indywidualizm tak mocno, że zapominamy, iż w związku musi być miejsce na „my”. Gdy tego brakuje i nie ma żadnych punktów zaczepienia to żadne zaskoczenie, że się rozstajemy bez walki, z byle powodu. Najgorsze jest jednak to, że po rozstaniu dalej czujemy się nieszczęśliwi, bo nie przyniosło nam ono upragnionego wyzwolenia. Ostatecznie, nie chodziło wcale o to, by kogoś wyrzucić ze swojego życia. Do kryzysu było dobrze, lecz nie zdołaliśmy uporać się z trudnościami. Właśnie to nas przerasta i najlepiej, gdyby wszelkie szkody naprawiły się w jakiś magiczny sposób bez naszego udziału. Ponieważ tak się nie dzieje, zostajemy sami.

    18 komentarzy

  • Barbara

    Nie można uogólniać związków, każdy jest inny tak jak ludzie są różni. Czasem rozstanie to najlepsze wyjście nie z wygodnictwa czy z próżności ale dla własnego bezpieczeństwa, dla bezpieczeństwa dzieci…

  • Katarzyna

    Ludzie sa teraz zbyt wygodni…i wogole zanikla komunikacja…jedna i druga strona mysli ze powinno sie czytac w myslach zamiast powiedziec pewne rzeczy wprost.Zreszta wydaje mi sie ze teraz to rzadko sa ludzie dorosli tylko dzieci bezwzgledu ile maja lat

  • Baśka

    Świetny artykuł – jako taka ciekawostka. Jestem w związku, w którym cały czas walczymy o to, żeby być razem. Do dzisiaj, po prawie czternastu latach potrafimy rozdrażnić się na tyle, że chciałoby się gdzieś iść, byle dalej, ale na chwilę (dla większości znajomych to niepojęte, że MY TEŻ tak mamy, bo widzą nas przez pryzmat właśnie tego, że co by nie było, zawsze jedno staje za drugim). Na szczęście zawsze walczymy po jednej stronie. Teoretycznie zaakceptowaliśmy to, ale w praktyce bywa różnie. Mimo to – dopóki nadrzędną sprawą jest to, że chcemy być razem, będziemy próbować i nie rozstaniemy się. Kluczem jest rozmowa (czasem burzliwa, owszem…) i to, że zawsze twierdziliśmy, że nie kocha się „za wszystko”, czy „pomimo wszystko”, a „przede wszystkim”. (Chociaż tak też mogą mówić kobiety, które pozostają w związku, choć są maltretowane…)

  • Anna

    Myślę, że nie o walkę tu chodzi a raczej o kompromisy, jeśli do związku podjedziemy jak do pola bitwy, to nikt z tego zwycięsko nie wyjdzie.
    Dla mnie kompromis kończy się wraz ze zdradą- ona ucina możliwość jakiejkolwiek dyskusji o wspólnej przyszłości.

  • Paulina

    Warto zawsze walczyć! Ja podjęłam taką próbę. Ratowałam naszą rodzinę.Niestety po drugiej stronie stały dwie osoby. Mój mąż i jego mama. Niestety trzymał jej stronę. Taka nierówna walka 1 na 2 nie ma szans powodzenia….

  • Beata

    Właściwie nigdy nie warto bo się nie opłaca, a świat się kręci wokół zasad opłacalności. Problem w tym, że drugi człowiek nie daje szczęścia, którego sami nie mamy w sobie. Szukanie więc szczęścia z innym/ inną jest gonitwą za króliczkiem. Ale przekonani o własnej wspaniałości, przewartościowani przez własne ego podejmujemy wyzwanie i… ponosimy porażki 🙂

  • Ew Ka

    Czasem nie warto walczyc. A byc tylko z przyzwyczajenia albo przed strachem bycia samotnym to najwiekszy blad jaki popelniamy.

  • Anna

    Takie jest życie! Nie zawsze układa się tak jak chemy a po drugie też nie można dawać w nieskończoność szans, jak nie widać rezultatu, pisze ze swojego doświadczenia 12 lat po ślubie ale teraz, będę czekała na sprawę rozwodową!!!!

  • Marcelina

    Zawsze warto walczyć. Rozmawiać ze sobą. ..nawet dać chwile wytchnienia…ale walczyć

  • Monika

    Niestety w tych czasach jest również łatwiej ukryć swoją prawdziwą osobowość, udawać kogoś kim się nie jest. Niby pięknie i kolorowo a potem pojawia się taki Mr. Hyde.

    • Alexandra

      Wydaje mi się, ze kobiety nie muszą w dzisiejszych czasach tkwić w relacjach, które są dla nich toksyczne. Kiedyś było dokładnie tak, jak teraz, tylko odejść od mężczyzny było kobiecie trudniej, ze względów finansowych i złego pózniej postrzegania w lokalnym społeczeństwie. Brak środków do życia i towarzyszący skandal to wystarczający hamulec do niepodejmowania żadnych kroków w kwestii rozstania, czy rozwodu. Dziś kobiety są samowystarczalne, potrafią zarabiać więcej niż mężowie, rozwód nie jest już tak piętnowany- dlaczego mają się zgadzać na traktowanie ich, jak to musiały znosić ich babki i prababki? Przecież rozstajemy się od zawsze z tych samych powodów.

  • Renata

    Ja caly czas walcze o malzenstwo,robie wszystko zeby maz byl ze mnie zadowolony,ale czasem zastanawiam sie czy on tez robi wszystko zeby mi bylo dobrze i czy rowniez walczy o to malzenstwo?Czasem jest super,ale czasem chce odejsc bo on ma swoje glupie humory i nie wie co chce.Wmawiam sobie ze zlozylam przysiege przed Bogiem”na dobre i na zle dopoki smierc nas nie rozlaczy” i dzieciom nie moge tego zrobic.Czsem moze lepiej zacisnac zeby i udawac ze jest wszystko dobrze chociaz nie jest.Nie wiem tez czy naprawde potrafilabym odejsc

  • Sylwia

    Pierwszy..Wolę nie pamiętac.W drugi weszłam ostrożnie, uważnie nie tylko za siebie byłam odpowiedzialna.Zaczęło się od braku zrozumienia , a potem była tylko cisza…Wspólna decyzja o rozstaniu .Nie walczył nie zrobił absolutnie nic.W naszym życiu zawsze był obecny jego brat…I nie zdziwiło mnie to ,że potem zaczął żyć jego życiem.Nie bolało samotna walka z kłopotami i brak oparcia.Zabolała obojętność.I fakt ,że urażone męskie ego potrafi przybrać wielkość tsunami.

  • Emilia

    Walczy się wtedy gdy warto , ale są sytuacje że już nie ma o co walczyć . I w takich sytuacjach warto zacząć gdzie indziej na nowo 🙂

  • Magda

    Bardzo dobry artykuł,daje do myślenia…zgadzam się jedna opinia,jaki związek taka walka

  • Agnieszka

    Ja uważam, że związek trzeba pielęgnować przez cały czas. Nieważne jak długo jest się razem, pewne rzeczy zawsze muszą pozostać takie same. To takie rytuały jak „dzień dobry kochanie” po pobudce, czy całus po przyjściu lub przed wyjściem, krótki „przytulak”, gdy się mija w przejściu. Banalne, prawda? Ale od braku tych drobiazgów wszystko zaczyna się psuć. Więcej czułości, szczerych rozmów, zaufanie, to jest według mnie najważniejsze.

  • Magdalena

    Myslalam, ze juz nie ma dla nas ratunku, piec miesiecy w stanie „wlasciwie-to-nie-jestesmy-juz-razem”. A jednak. Probujemy raz jeszcze. Wspolny wyjazd, wspolne realizowanie pasji przypomina nam, dlaczego jestesmy dla siebie wazni. Wlasnie mija drugi dzien takiego wyjazdu, wracamy pojutrze i mysle, ze sprobujemy raz jeszcze. Fakt, ze nie umiemy odpuscic, jednak chyba ma znaczenie

  • Olka

    Przeżyłam dwa związki : pierwszy 8lat a drugi 6lat i tu pojawiło się moje dziecko 🙂 pierwszy związek rozpadł się bo partner nie był gotowy do zamieszkania razem a był starszy o 9lat drugi związek w którym pojawił się mój synek także się rozpadł bo było źle gdy partner zachorował na zazdrość ktora przerodziła się na bardzo chorą która nie pozwalała normalnie żyć i funkcjonować. to nie jest wygoda tylko jedyne rozwiązanie . złe traktowanie kobiety w obecności dziecka jest bolesne zwłaszcza gdy krzyki i wyzwiska źle wpływają na rozwój kochanego bombla . Ślub nie jest mi potrzebny 🙂 po wielu miesiącach bycia samej poznałam faceta bardzo miłego także po przeżyciach i wręcz przepadamy za sobą 🙂 spotykamy się a synek bardzo go polubił 🙂

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>