Główne menu

Tłumaczą się tylko winni?

Inteligencja, siła, pieniądze – jeśli to masz, nie potrzebujesz się tym chwalić, ludzie sami zauważą. A kiedy dobrze się prowadzisz i nie masz żadnych grzechów na sumieniu, nie musisz własnej niewinności udowadniać na siłę. No ale właśnie – co znaczy to „na siłę”?

Zwykło się mówić, że tylko winni się tłumaczą. Zaś ci niewinni nie odpowiadają na zaczepki i mają wszelkie oskarżenia w nosie, wszak nie zrobili niczego złego, dlaczego zatem mieliby udzielać jakichkolwiek wyjaśnień? Postawa taka zakłada jednak, że ludzie zawsze opowiedzą się po stronie faktów i prawdy, a to dość naiwna wizja świata. Może więc rezygnując z tłumaczenia się, tracimy szansę na przedstawienie swojego punktu widzenia?

Nikomu nic do tego

Ktoś niewinny ma głęboko w poważaniu, co inni o nim pomyślą. Wie, że jest w porządku wobec ludzi i świata, to po prostu widać, słychać i czuć, nie ma sensu tłumaczyć oczywistości. Kto nie chce tych faktów przyjąć do wiadomości, jest głupcem, a głupcami nie warto się przejmować. Chcecie robić aferę? Proszę bardzo, róbcie. I tak nic na mnie nie
macie, jeszcze będzie wam głupio.

 

Słowem, nie trzeba z niczego się tłumaczyć, bo cóż ważna jest opinia otoczenia? No właśnie, niestety, ale jest całkiem ważna. W idealnym świecie prawdy nie dałoby się zakrzyczeć, niemożliwe byłoby narzucenie fałszywej wersji. Tyle że nasz świat daleki jest od ideału i wcale nie tak trudno zaszczuć niewinną osobę. Przypadkowo albo z pełną premedytacją. Niby to tylko plotki, ale bynajmniej nie jest tak, że otoczenie od razu widzi jak jest naprawdę. Nie, często na wiarę przyjmuje różne oskarżenia, bo pasują do wyznawanego światopoglądu,
„brzmią tak wiarygodnie”, „coś musi być na rzeczy”, „nie ma dymu bez ognia”, kogoś zupełnie niewinnego nie obrzuciliby przecież łajnem, prawda?

A złe języki potrafią narobić wiele szkód. Wystarczy, że oszczerstwo dotrze do pracodawcy, rodziny, sąsiadów, znajomych, zasieje ziarenko niepewności – świetnie ten mechanizm pokazuje chociażby film „Polowanie”. I co, nie tłumaczyć się? Nie bronić? Wewnętrzne przekonanie o niewinności na niewiele się zda w takim przypadku, gdy fama pójdzie w świat.

Będą wyzwiska, krzywe spojrzenia, a nawet prawdziwa agresja z tragicznym finałem włącznie.

Ciężko odeprzeć ataki

Tłumaczenie się nie musi być przyznaniem się do winy. Bo w jaki inny sposób reszta ma się dowiedzieć, że oskarżenia są niesłuszne i wyglądało to zupełnie inaczej? Jeśli nie wyjaśnisz czegoś osobiście, druga strona najprawdopodobniej dopowie sobie całą resztę, przypisze najgorsze intencje, wymyśli najbardziej wiarygodny we własnym mniemaniu scenariusz, a wyobrażenia są zazwyczaj dużo gorsze od rzeczywistości.

Media społecznościowe to idealne miejsce do siania zamętu, bo wciąż masa ludzi w sieci ma poczucie bezkarności i anonimowości. Potrafią pisać o kimś z nazwiska, że robi to czy tamto. Chcą obrazić, upokorzyć, pomówić, sprowokować. Często w bardzo perfidny sposób: „ja tylko pytam”, „nie mówię, że to prawda, ale…”, „czy nie wydaje się wam dziwne, że…”.

Podpierając się nieistniejącymi badaniami (których pewnie nikt nie będzie sprawdzał), „zapłakaną kuzynką”, „bo na Zachodzie”, „bo tak słyszałem”, „są filmiki na Youtube”. Tu nawet nie chodzi o samo tłumaczenie się, ile o prostowanie bredni, niekiedy zahaczających wręcz o łamanie prawa. Kłopot w tym, że nie każdy umie w takiej sytuacji zachować zimną krew, czemu trudno się dziwić, bo jak zachować spokój, kiedy mieszają cię z
błotem? Tłumacząc, że coś jest nieprawdą, wielu daje się ponieść emocjom, a to woda na młyn dla oszczerców. Tłumaczącemu plącze się język, w nerwach zdarza się mu palnąć jakąś głupotę, wyprowadzony z równowagi powie o jedno słowo za dużo. I już robi się podejrzanie. A co on taki nerwowy? Ano nerwowy, bo ma swoje za uszami. Ubodło go, bo „prawda w oczy kole”.

Dobra, dobra, wiemy jak było

Zwłaszcza w mediach społecznościowych „tłumaczą się winni” to świetny argument na zdenerwowanego przeciwnika. Notorycznie się zdarza, że ktoś coś palnie, obrazi jakąś grupę czy przywoła głupi stereotyp, by pojawili się rozmówcy odpierający te ataki. A czemu się pojawili? No jasne, uderz w stół. I tak agresor czuje się wygrany – obraził, a teraz odbiera drugiej osobie prawo do riposty.

Bo tłumaczenie się często jest utożsamiane z wykrętami. Ileż to razy ktoś zasłaniał się okolicznościami łagodzącymi zanim w ogóle padły słowa skargi. Zagadywał problem zręczną historyjką z niebywałymi zbiegami okoliczności. Wyciągał z przeszłości dobre uczynki by przykryć obecne zaniedbania. A im bardziej rozbudowana i pełna zapewnień opowieść, tym większe prawdopodobieństwo, że to zwykła ściema. Tak bardzo człowiek chce, by mu uwierzono, że aż kapie od nadgorliwości. Całkiem podobnie, jak u ludzi, którzy rzeczywiście bronią się przed niesłusznymi zarzutami – są wściekli i rozgoryczeni, więc gdy bardzo im zależy na oczyszczeniu swojego imienia, mogą tak formułować argumenty, że wypadnie to po prostu żałośnie.

Zresztą, brak wyjaśnienia też można wziąć za przyznanie się do winy, jeśli komuś zależy wyłącznie na wywołaniu awantury – widzicie, nie protestuje i nie zaprzecza, znaczy wstydzi się, nie wie co powiedzieć, przynajmniej tyle w nim przyzwoitości, że nie próbuje wciskać kitu. A skoro tak, to może lepiej w ogóle nie wdawać się w zbędne dyskusje?

Przestańcie opowiadać bajki

Ciężko ocenić, co daje większe korzyści. Zbywanie milczeniem to nadzieja, że bzdura umrze śmiercią naturalną, podczas gdy próba wytłumaczenia czegoś mogłaby tylko nagłośnić sprawę i przekonać do bzdury więcej osób. Ale ta śmierć nie zawsze przychodzi i właśnie dlatego, że nikt z bzdurą nie polemizuje, mit się utrwala albo do kogoś przykleja się niepochlebna opinia.

W mediach roi się od fejkniusów i krzywdzących uproszczeń, a choć mocno przekonani pewnie zdania nie zmienią mimo najrzetelniejszych argumentów, to część niezdecydowanych może przyjąć rozsądne tłumaczenia. Prawda wcale sama się nie obroni, czasem wręcz należy włączyć się do rozmowy, choćby po to, żeby inni zobaczyli więcej niż jedną perspektywę – jest szansa, że ktoś się przynajmniej zastanowi zanim uzna coś za pewnik. Nie ma co pozwalać obcym wypowiadać się za mnie, co naprawdę czuję, myślę i robię – to tylko jego wyobrażenia, w dodatku obraźliwe, więc niech inni posłuchają, co ja mam w tej kwestii do powiedzenia.

Owszem, nie trzeba się spowiadać z własnych upodobań, poglądów czy stylu życia. Nikomu nic do tego. Ale można to spokojnie wyjaśnić, wytknąć błąd w rozumowaniu, wytłumaczyć prawdziwe motywacje, wskazać rzeczy, o których inni nie mieli dotąd pojęcia, co wypaczało ich postrzeganie danej sytuacji.

Z drugiej strony, to często po prostu udowadnianie, że nie jest się wielbłądem. Strasznie irytujące, a niekiedy zwyczajnie upokarzające, że w XXI wieku trzeba jeszcze komuś tłumaczyć takie oczywistości. A gdy po drugiej stronie jest osoba, której nie mieści się w głowie, że są ludzie myślący i żyjący inaczej niż ona, to jak rzucanie grochem o ścianę. Nie ma żadnego zainteresowania prawdą, chce się jedynie komuś dopiec. I właśnie dlatego, że próbując kogoś przekonać, tyle się o czymś mówi, powstaje wrażenie, iż to chyba nie jest do
końca normalne albo zgodne z faktami – w przeciwnym razie każdy by od razu to pojął, i już.

Dlaczego? Bo tak!

Nie tylko z winą kojarzy się udzielanie wyjaśnień. Tłumaczenie się to także przejaw słabości. Czy prawdziwy lider z czegokolwiek się ludziom tłumaczy? Nie, on obwieszcza, a słowo jego jest święte. Jest asertywny, ot co, i dla własnego dobra warto się tej asertywności nauczyć.

Jeśli zawalę, wystarczy „przepraszam”, szukanie wymówek jest dla niedojrzałych. Ktoś pyta o powody? Sorry, po prostu tak uważam, bo taka jest moja decyzja, to zgodne z moimi przekonaniami i tyle, koniec tematu.

Ale… czy to nie wygląda czasami jak brak szacunku dla innych? Weźmy władzę – czy naprawdę ludzie rządzący krajem nie muszą tłumaczyć, dlaczego postąpili w określony sposób? Czy dobrym szefem jest człowiek, który nie czuje się w obowiązku wyjaśniać pracownikom powody swoich decyzji? Czy w związku, gdy ktoś zawali, nie powinien się jakoś usprawiedliwić przed partnerem? Może czasem „nie muszę się nikomu z niczego tłumaczyć” nie jest żadną asertywnością, a tylko pokazaniem środkowego palca?

Źle rozumiana asertywność to bardziej wywyższanie się ponad innych niż dbanie o własną pozycję. Bywa odbierana jako lekceważenie i arogancja, dlatego może się sprawdzić w konfrontacjach z wrogami, ale już niekoniecznie w odniesieniu do osób, z którymi chcemy być w dobrych stosunkach – bo brak wyjaśnienia pokazuje, że nie traktuje się kogoś po partnersku. A nie chodzi przecież o kajanie się godzinami, tylko o proste wyjaśnienie, dzięki czemu rozmówca poczuje się ważny.

Ok, powiem, tylko się nie obrażajcie

Tu jednak łatwo przesadzić. Z pewnością należy się wytłumaczyć, gdy nie dotrzymało się słowa, zrobiło komuś coś złego. Choć i wtedy lepiej po prostu przyznać się do winy i ponieść konsekwencje, a nie zalewać się łzami i podawać miliony wymówek czy zrzucać odpowiedzialność na pogodę, spóźniony autobus, wrednego szefa, trudne dzieciństwo,
społeczeństwo. Lecz w wielu przypadkach usprawiedliwienia są oczekiwane, mimo że tak na dobrą sprawę nie są one do niczego potrzebne. No, prawie do niczego. Służą bowiem do tego, by sprowadzić tłumaczącą się osobę do parteru.

Są ludzie, który wiecznie się z czegoś tłumaczą. Nie muszą, ale to robią, bo nie chcą nikogo urazić. Boją się utraty sympatii albo miłości partnera. Przepraszają, że żyją, ponieważ samą swoją obecnością sprawiają innym przykrość, narażają ich na dyskomfort. Nawet gdy robią coś dobrze, na wszelki wypadek się usprawiedliwiają. Walczą w ten sposób o akceptację, o dobre wrażenie, o uznanie. Zazwyczaj bez powodzenia, bo łatwo ich speszyć byle insynuacją, zmusić do zmiany zdania samym grymasem ust. Są bezbronni, dlatego mogą się tylko tłumaczyć, w nadziei, że to zmiękczy cudze serca. Spoiler: nie zmiękczy. Za to na pewno znajdą się kolejne powody do wzbudzenia poczucia winy.

Nierzadko nawet nie zdajemy sobie sprawy, że inni, nieprzychylni nam ludzie, zmuszają nas do wyjaśnień. Czujemy się niezręcznie, zaprzeczamy, odpowiadamy na zarzuty, i nagle, już po fakcie dociera, że kurczę, a co to kogo obchodzi? Dlaczego mam się tłumaczyć, skąd stać mnie na miesięczny wyjazd do Portugalii? Że z tamtym chłopakiem nie wyszło, dlatego już nie przychodzi? Po co odpowiadam, i to długaśnymi zdaniami, przepraszającym tonem, na te wszystkie „troskliwe” pytania i zarzuty kompletnie z kosmosu? Jak gdyby ci ludzie mieli prawo określać, co dla mnie jest najlepszym rozwiązaniem. I oczekiwać, że skruszona będę zaprzeczać ich chorym domysłom.

Dopóki nikomu nie stała się realna krzywda, nie doszło do złamania prawa czy rażącego naruszenia dobrych obyczajów, nikt nie powinien stawiać innych pod ścianą, bo lubi napawać się cudzym speszeniem. Człowiek obdarzony empatią też oczekuje wyjaśnień, ale dla oczyszczenia atmosfery, a nie jej zagęszczenia. I rozumie granice.

Nie dociska, nie wierci dziury w brzuchu, nie wpędza w zakłopotanie. To robią ci, którzy lubią być górą, bez względu
na koszty. Dla nich zarówno tłumaczenie się, jak i milczenie jest przyznaniem się do porażki – nic nie mówisz, bo nie masz argumentów, sama nie wiesz o co ci chodzi, nie rozumiesz, wyprano ci mózg. Więc proste pytanie: czy warto w to brnąć? Mieć rację czy po prostu mieć spokój i odciąć się od nieprzyjemnych, toksycznych ludzi?

    5 komentarzy

  • Natalie

    Winny się nie tłumaczy , on w białych rękawiczkach precyzyjny manipulator zawsze przyklei łatkę osobie niewinnej .
    Szkoda , że to dość często obserwowane zjawisko .

  • Anna

    tłumaczy się winny, dlatego niektórzy rękami i nogami bedą usilnie się bronić przed prawdą.

  • Agnieszka

    Za dużo ludzi jest którzy są bardzo powierzchowni i trzeba odpowiedzieć tym samym żeby dotarło

  • Karolina

    Ludzie plotkują, oczerniają i dorabiają niestworzone historie… sama niedawno na własnej skórze się o tym przekonalam. I wg mnie nie ma co chodzić i się tłumaczyć, prawda i tak zawsze wyjdzie na jaw a karma prędzej czy później wróci.

  • Barbara

    Warto przypomnieć, że powiedzenie „winni się tłumaczą” dotyczy sytuacji, gdy z tym tłumaczeniem wyrywa się ktoś, zanim zostanie o cokolwiek zapytany/posądzony, jednak zaczęło być stosowane przez oszczerców dla podkreślenia, że to oni mają rację i w efekcie często jest sposobem na upokorzenie niewinnych, którym wytrąca się wszystkie argumenty obrony z ręki.
    Warto zawsze próbować przedstawić swój punkt widzenia, a bezczynność wobec kłamliwych zarzutów może powodować ich eskalację i poczucie bezkarności u tego, kto je wytacza.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>