Jak przestać się tłumaczyć?
„Nigdy się nie tłumacz! Przyjaciele tego nie potrzebują, a wrogowie i tak nie uwierzą.” (M. Twain)
Pragniemy być zrozumiane, akceptowane, kochane i często nie potrafimy znieść myśli, że druga osoba źle ocenia nasze postępowanie, czy nieodpowiednio kwalifikuje nasze intencje. Czujemy usilną potrzebę wytłumaczenia się, wyłożenia swoich racji, tak, by pozostawić dobre wrażenie. Myślimy sobie: przecież robimy dobrze, niech inni o tym wiedzą!I nawijamy, wykładamy, mówimy o tym, co leży nam na sercu, zadowolone z siebie, z poczuciem dobrze wykonanej misji, ale tylko na chwilę, bo druga strona, wbrew naszym oczekiwaniom, nie podziela naszego poglądu. Pozostaje głucha na argumenty. Zamiast kruszeć pod lawiną przywoływanych racji, wydaje się karmić samym faktem tłumaczenia. Bo podobno winny się tłumaczy. To prawda?
Niestety tłumaczenie się jest odbierane nie jako przejaw pewności siebie, ale…objaw słabości. Dojrzałe, asertywne osoby nie tłumaczą się. Dzięki temu dużo rzadziej słyszą niepochlebne stwierdzenia i niemal nigdy nie mierzą się z próbami „wymuszenia” zmiany decyzji. Gdy widzą niezadowoloną minę drugiej osoby i słyszą niewybredne komentarze, nie tłumaczą się. Nie muszą nikomu nic udowadniać. Wystarczy, że one same wiedzą, jak jest.
Jak zatem przestać się tłumaczyć, a jednocześnie pozostać delikatną, pokazując innym, że nam zależy?
Niestety nie jest to proste, bo my kobiety generalnie lubimy mówić, a opanowanie sztuki ucinania rozmowy nie jest naszą dobrą stroną. Na szczęście można sobie z tym poradzić. Przede wszystkim poprzez praktykę i zrozumienie, że naprawdę nie musisz się tłumaczyć, bo tłumaczenie się jest słabe…
Potrzeba tłumaczenia…gdy przemawia przez Ciebie dziecko
Skąd ta silna potrzeba tłumaczenia się, czyli usprawiedliwienia własnych decyzji i błędów?
Odpowiedź jest dość prosta – z przeszłości, z okresu, kiedy byłyśmy dziećmi, małymi osobami zależnymi od dorosłych. Jako dziewczynki niemal na każdym kroku byłyśmy pilnowane, kontrolowane. Nieraz musiałyśmy zdawać relację dorosłym, a tłumaczenie się było wpisane w samą istotę bycia dzieckiem. Nie było to do końca złe. Przeciwnie, uczyło sztuki argumentowania, wysławiania się, wykładania swoich racji.
Jest coś jeszcze. Kolejna ważna przyczyna. Zbyt często tłumaczymy się, bo mamy w sobie spore pokłady empatii, robimy to po to, by druga strona nie poczuła się zignorowana, zlekceważona. Niestety nie jest to dobry sposób, mimo że bardzo kuszący.
Z czego nie musimy się tłumaczyć?
„Człowiek naprawdę wolny to taki, który może odrzucić zaproszenie na obiad, nie podając żadnej wymówki”. Jules Renard
Istnieją sytuację, kiedy należy się wytłumaczyć. Zdarzają się one wtedy, kiedy zawinimy, gdy nawalamy, nie wywiązujemy się z obietnicy czy nie postępujemy tak, jak zapowiedziałyśmy. Z drugiej strony nawet w takich sytuacjach tłumaczenie się bywa żałosne. Gdy się na nie decydujemy, zrzucamy winę na czynniki zewnętrzne, przenosimy odpowiedzialność na coś lub kogoś, przez co same pozbawiamy się kontroli nad własnym życiem. Pokazujemy, że nie radzimy sobie!
Pomyślmy również o tym, na ile słowa mają tu znaczenie? Gdy coś się stanie, a my tłumaczymy swoją niekompetencje, to niepotrzebnie marnujemy czas drugiej osoby. Nie ma też wątpliwości, że obietnice w stylu „to ostatni raz” pogrążają jak żadne inne.
Dlatego najlepiej, zanim cokolwiek powiemy, zrobić coś ważniejszego – naprawić swój błąd i poczynić starania, by się nie powtórzył. Ten prosty krok nada naszym tłumaczeniom większego znaczenia i sprawi, że nie będą one tylko czczym gadaniem.
Powiedzieliśmy o tym, kiedy warto się tłumaczyć, a w jakich sytuacjach nie należy tego robić?
Nie musimy się tłumaczyć z sytuacji, o których często rozprawiamy bardzo długo:
- z własnych poglądów,
- własnych decyzji,
- sposobu wychowywania dzieci,
- z decyzji o nieposiadaniu dzieci,
- z odmowy udzielenia pomocy,
- z odmowy przyjęcia zaproszenia.
Wystarczy powiedzieć: „przykro mi nie mogę przyjść. Bardzo bym chciała, ale mam inne plany” zamiast „Nie mogę przyjść, bo mam kosmetyczkę, a potem obiecany spacer z dzieckiem i muszę zrobić kolację, taka zabiegana jestem…” lub „Wiem nawaliłam. Naprawię to.” zamiast „Oj nie przyniosłam Ci tego przepisu, bo tuż obok moich stóp spadł helikopter, dziecko miało wysoką temperaturę, a ja prawie zasnęłam w wannie…” 🙂
A Wy, co sądzicie, warto się tłumaczyć czy nie? Jeśli tak, to kiedy?
31 komentarzy
Święta racja – nie tłumaczę się
Uważam, ze tłumaczyć należy się tylko wtedy, kiedy przez to, ze ktoś nas źle zrozumiał, wyniknęła jakaś wielka kłótnia. Tak się czasem zdarza np. w związkach, kiedy nadal poznaje się tą drugą osobę, nie do końca zna się jeszcze jej charakter i zasady postępowania w niektórych sytuacjach. Wtedy warto rozmawiać. Ale jeśli coś stało się niezależnie od nas i i tak nie mieliśmy na to wpływu, to nie widzę potrzeby tłumaczenia się i zagłębiania w problem 😀
Bardzo ciekawy temat, a pierwszy cytat jest rewelacyjny.
Ja od jakiegoś czasu myślę, że takie podejście to efekt dojrzałości. zaczynamy z wiekiem rozumieć, ze i tak wszystkim nie dogodzimy a niektórym wręcz nigdy niezależnie do tego jak sie staramy. Nie ma więc sensu walczyć z wiatrakami i tą energię lepiej poświęcić na swój rozwój.
Nie powinniśmy sie tłumaczyć z osobistych spraw. Ktos pyta o zdrowie, czy jestem chora, ale robi to w sposób raczej wścibski by to wykorzystac. Nie musze sie tlumaczyc ujawniac slabosci ktore potem ktos wykorzysta, to nie jest niczyja sprawa ewentualnie wie o tym przełozony. W pracy mam kierowniczke co lubi wlazic w buchatch w czyjez życie i sciagac w dól tych co sie rozwijają chca piac sie na szczyt, boi sie o swoje stanowisko i sama nie ma ambicji na wiecej. Nie tlumacze sie z moich spraw ja odpowiem za to jesli cos nawale u szefa nie u niej, nie wszyscy musza to wiedziec.
Kiedys sie tlumaczylam, teraz juz nie. Fajnie napisane ;))
Mm dokładnie takie samo zdanie, pewne rozmowy to walka z wiatrakami 😉
Można by powiedzieć, że temat rzeka, ale coś w tym jest. Jednak tłumaczenie można podzielić na podgrupy jeszcze, tak jakby…
Czytając twój wpis, już chciałam napisać, że się nie tłumaczę:) Ale po dłuższym zastanowieniu dochodzę do wniosku, że czasem nawyki z dzieciństwa gdzieś tam przebijają moją grubą skórę. Chyba muszę nad tym popracować 🙂
Kiedyś się tłumaczyłam z każdej drobnostki ale z czasem człowiek jest pewniejszy siebie i przestaje… więc teraz już się nie tłumaczę 😉 Świetny wpis!
Tłumaczenie tak jeśli widze taką potrzebę ale gdy wiem, że to sensu nie ma bo i tak moje słowa nie dotrą do adwersarza to rezygnuję ze strzępienia sobie języka
Niestety nie wszyscy potrafią uszanować podjęte decyzje i jednak wymagają tego tłumaczenia.
Przy zawaleniu jakiejś sprawy, warto byłoby rzucić kilka słów wytłumaczenia.
W innych przypadkach – mam podobne zdanie, jak Ty 🙂
Miłego wieczoru 🙂
Bywa, że mam problem z asertywnością i chyba najtrudniej mi jest odmówić pomocy. Zawsze się tłumaczę zamiast zwyczajnie powiedzieć, że nie mogę lub nie mam ochoty.
Ja się tłumaczę, niestety. Ale mam wrażenie, że gdy mówię pewne rzeczy na głos, tłumaczę się przed samą sobą. Tak naprawdę chyba najbardziej tłumaczą się osoby, które nie są pewne siebie… Ci, którzy święcie wierzą, że są po prostu najlepsi i to we wszystkim co robią. Oni nigdy się nie tłumaczą, bo racja jest zawsze po ich stronie.
Ja chyba z czasem, gdy staję się starsza, coraz mniej się tłumaczę. Przyznam szczerze, że również nie lubię, gdy ktoś tłumaczy się przede mną. Według mnie, te osoby które się najwięcej tłumaczą, wprowadzają najmniej zmian do swojego zachowania, więc to tłumaczenie staje się wtedy bezwartościowe.
I tak powinno być, kolejne lata powinny nas wyzwalać
Zależy. Jednak rosnąca grupa ludzi myli asertywność z chamstwem. Zdarzyło mi się raz usłyszeć od człowieka, że nie przyjdzie na umówione spotkanie, po czym człowiek bezceremonialnie poinformował, że nie będzie się tłumaczył. Nie żebym tego oczekiwala, ale tekst mnie tak zniechęcił, że więcej okazji do spotkań nie było. Nie ma co przepraszać, że się żyje, ale łatwo przegiąć w drugą stronę.
Kultura przede wszystkim, od tego nie powinno być zwolnienia.
Niestety też mam tendecję do takiego dziwnego usprawiedliwiania się – muszę nad tym popracować jeszcze.
Bo to nie jest proste w gruncie rzeczy
Kiedyś bardziej się tłumaczyłam, teraz za każdym razem mówię do siebie „tłumaczą się winni”, więc z jakiej racji ja mam to robić? Lepiej przeczekać nerwową sytuację jeśli taka nastąpi i na spokojnie porozmawiać jak było, jak jest itp.
To prawda. Tłumaczenie się zazwyczaj na niewiele się zdaje…
Staram się nie tłumaczyć, na niewiele to się zdaje 🙂
Ja się nauczyłam nie tłumaczyć sama z siebie. Po prostu pewnego dnia stwierdziłam, że nie warto. Czasem, gdy zrobię coś nieodpowiedniego po prostu za to przepraszam… i tyle. I tak żyje się lepiej, łatwiej i przyjemniej, gdy nie musimy się zastanawiać w jakie słowa ubrać naszą porażkę, czy nasz błąd.
Pod warunkiem, że rozróżniasz tłumaczenie od wyjaśnienia. Nieporozumienia mogą się zdarzyć każdemu…nieporozumienia od porozumiewania się. A poza tym jak kogoś mamy zrozumieć (lub sytuację) skoro nie wyjaśni…nie znam wielu telepatów.
Już się tego nauczyłam. Nawet nie mówię już mężowi gdzie wychodzę.
Ja zaś przekonałam się, że drobiazgowe tłumaczenie się ze wszystkiego nie jest do niczego nikomu potrzebne. Mąż wcale ode mnie tego nie oczekuje. Raczej ja sama byłam kiedyś nadgorliwa.
Warto się wytłumaczyć kiedy tak jak napisałaś, coś zawalimy. Wtedy słowo wyjaśnienia jest wskazane. Jednak każdy z nas ma prawo do własnych wyborów i jeśli nie mamy ochoty przyjąć czyjejś propozycji nie musimy wcale drobiazgowo się tłumaczyć.
Mi się zdarza tłumaczyć, ale już coraz rzadziej. Zazwyczaj też ograniczam się do jednej „wymówki” – „nie mogłam, bo…”. Najbliższym zaś zaczęłam mówić prawdę – że np. nie mam ochoty. Mam do tego w końcu prawo.
Tak, mówienie prawdy to kolejny stopień wtajemniczenia 🙂