To ja prowadzę auto, maluję ściany, przybijam gwoździe. Mój mąż tego nie potrafi
Mamy równouprawnienie. Teoretycznie kobiety mogą robić dokładnie to, co mężczyźni. Również w związku. Problem pojawia się wtedy, gdy nie mamy do czynienia z wymianą ról, a z przejęciem męskich zadań i nieotrzymanie niczego w zamian. Tak jak w przypadku Julii, która robi dosłownie wszystko, a jej mąż prawie nic. Dlaczego? Bo on nie potrafi, a ona jest we wszystkim lepsza. „W męskich tematach i damskich też…”
Nie mamy już dwóch aut
Mieliśmy dwa auta. Jak większość współczesnych par – wspomina Julia. Już ich nie mamy. Okazało się, że mąż nie lubi prowadzić. Na krótkich trasach i na dłuższych to ja zawsze byłam kierowcą. Mamy prace w dwóch różnych zakątkach miasta. Mąż jakiś czas dojeżdżał autem. Potem uznał, że to bez sensu. Woli jeździć tramwajem, mimo że w ten sposób traci każdego dnia 1 godzinę więcej na dojazdy. Uznał jednak, że tak jest lepiej, bo w tramwaju może poczytać książki…Ma czas dla siebie.
Co z tego, że jednocześnie nasze dzieci są dłużej w przedszkolu, bo ja kończę pracę późno? On mógłby
odebrać je wcześniej, ale tego nie robi, bo nie ma jak. Dojazdy zabierają mu sporo czasu.
Mąż mówi, że nie lubi prowadzić. No to ja prowadzę. Wśród znajomych to raczej niespotykane. Jeździ on, lub jeżdżą razem, zamieniając się. Nie ma tak, że prowadzi auto tylko kobieta – dodaje Julia – zwłaszcza jeśli mężczyzna nie chce, a może…. Co innego choroba. Wiem, nasza sytuacja jest dość niespotykana. Słyszałam, że wielu mężczyzn woli prowadzić, bo to w ich odczuciu męskie zadanie. Czują się lepiej, gdy to oni są za kierownicą. W naszym związku jest inaczej.
Gotuję ja, przywieszam karnisze też ja
Mąż nie umie gotować i nie chce się nauczyć. To ja przygotowuję obiady w weekend, w tygodniu piekę czasami ciasto, czy chleb – wylicza Julia. To normalne, że piorę. On nie potrafi. Zresztą, gdy raz spróbował, to się źle skończyło, więc lepiej niech się nie tyka prania.
Takie typowo damskie, stereotypowo pojęte obowiązki są moje. Także opieka nad dziećmi. Mąż idzie do
piwnicy, gdzie zrobił sobie biuro i testuje jakieś rozwiązania, które mają mu otworzyć drogę kariery w IT.
Na razie nie udało mu się nic dorobić, ale wiem, że wkrótce mu się to uda – dodaje Julia.
To ja wieszam karnisze, przybijam gwoździe. Gdy mieliśmy remont załatwiałam ekipę, rozmawiałam z
fachowcami, ja pilnuje wszystkich rachunków, opłat, formalności. Nawet rozmawiam z jego rodzicami.
Gdy trzeba coś załatwić, nie dzwonią do niego, tylko do mnie. Ostatnio koleżanka powiedziała mi, że to dziwne i przyznam szczerze, że się zirytowałam – Nic w tym dziwnego, to się nazywa równouprawnienie – podkreśla Julia.
Julia zapytana, odpowiada, że to ona więcej zarabia. Niechętnie też dodaje, że ma więcej obowiązków w
domu.
Czy na pewno?
Niektóre kobiety zauważają, że to całe równouprawnienie zbyt często nie wyszło im na dobre. Zamiast zyskać prawa, na którym im zależało, zostały zasypane dodatkowymi obowiązkami. Nie tylko, że cały dom pozostał na ich głowie (dokładnie tak, jak było wcześniej), ale również poszły do pracy, żeby zarabiać pieniądze (co przyniosło dużo zalet, ale również mnóstwo ograniczeń).
Spadł na nie obowiązek, który kiedyś stereotypowo należał do zadań mężczyzn. I co się okazało?
Mianowicie to, że nierzadko to właśnie pensja kobiet jest dużo wyższa niż kwota zarobiona przez mężczyznę… Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w wielu indywidualnych przypadkach wyższe zarobki wiążą się również z pełną odpowiedzialnością za dom. Mimo że druga osoba ma więcej czasu, to nie angażuje się w prace domowe w ogóle. Taka to równość, że kobieta wychodzi na niej najgorzej.
Wydaje się, że źle pojęte równouprawnienie to opcja, która jest wygodniejsza dla mężczyzn. Kobiety unieszczęśliwia w całym zakresie.
Równowaga…
Bo kobieta może sama wymieniać koła w aucie, robić remonty, piec ciasta, sprzątać dom i uspokajać dzieci. Jeśli mąż przy tym wszystkim robi równie wiele, co ona, to świetnie. Jeśli jednak mężczyzna nie zna się ani na sprawach uznawanych za męskie, ani na tych zaliczanych do „kobiecych” to trudno nie dojść do wniosku, że coś w tym układzie jest nie w porządku. Związek powinien być uczciwy, równoważyć się, być współpracą. Nikt nie powinien się uwieszać na plecach drugiej osoby. Zwłaszcza jeśli jest to jego wybór i to w formie dobrowolnej decyzji. Podjęty na stałe, a nie stan wymuszony pewnymi czynnikami zewnętrznymi, na które chwilowo po prostu nie mamy wpływu.
Zostaw komentarz