Jak uzależniają się kobiety?
Nałogi to rzecz straszna. Degenerują, niszczą życie nie tylko samego nałogowca, ale również jego najbliższych. To właśnie przez nałogi człowiek jest zdolny posunąć się do największych podłości, nie zważa na nic, traci wszystko, co było dla niego cenne, zostaje sam. I jeśli w porę się nie opamięta, przekona się, jak to jest pukać w dno od spodu.
Można jednak odnieść wrażenie, że są nałogowcy „lepsi” i „gorsi”. Ta druga grupa to z reguły kobiety. Kobietom bowiem wolno jakby mniej. Ich nałogi wydają się obrzydliwsze, jakieś takie mniej etyczne. Facet to facet, ale żeby baba, tak bez zahamowań, nie umiała nad sobą zapanować? Czegokolwiek nałóg nie dotyczy, zwyczajnie trudniej pojąć, że te eteryczne, wrażliwe, dobre istoty mogą się na własne życzenie tak bardzo się upodlić.
Damskie i męskie nałogi
Czy kobiety uzależniają się inaczej niż mężczyźni? Pod pewnymi względami tak. Jeśli popatrzymy np. na alkoholizm, to mężczyzn do picia prędzej skłoni bieda bądź utrata pracy, podczas gdy kobiety sięgną po butelkę raczej, by zagłuszyć problemy emocjonalne. Kobiety swoimi nałogami zazwyczaj chcą zrekompensować sobie nieudane życie osobiste oraz nieubłagany upływ czasu. To tłumaczy, dlaczego w nałóg zaskakująco często wpadają seniorki, wydawałoby się rozsądniejsze, doświadczone, bardziej świadome konsekwencji głupich czynów niż 20-latki żądne wrażeń. Tymczasem dla mnóstwa kobiet po 50-tce życie po prostu się kończy, bo dzieci odchowane i zajęte swoimi sprawami, mąż odszedł albo umarł, a dla pań ze zmarszczkami nie bardzo jest miejsce w nowoczesnym społeczeństwie ogarniętym manią młodości. Trzeba więc znaleźć coś, co dostarczy pozytywnych emocji, jakiegoś bodźca, by nie mieć już poczucia, że tylko trumna czeka.
Można wskazać nałogi, które są niejako domeną kobiet – to lekomania, zakupoholizm, uzależnienie od partnera, jedzenia, oglądania seriali. Ale tak naprawdę ciężko rozgraniczyć nałogi pod względem płci, bo i uzależnienia postrzegane stereotypowo jako męskie wcale nie są obce kobietom, by wspomnieć chociażby hazard, nadmierne zamiłowanie do seksu czy pracoholizm. Podatność na nałogi zależy bardziej od charakteru, środowiska, rodzaju wykonywanej pracy, doświadczeń z przeszłości. Prawdą jest natomiast, że kobieta szybciej „popłynie”. Jej nałóg przebiega błyskawicznie, kolejne etapy upadku następują jeden za drugim, podczas gdy u mężczyzny jest to bardziej rozłożone w czasie.
Równość szkodzi?
Choć zabrzmi to kontrowersyjnie, w szpony wielu nałogów kobiety wpadają dlatego, że „mogą wszystko”. Emancypacja przyniosła nie tylko dostęp do edukacji i kariery zawodowej, ale otworzyła też drzwi do wszystkich tych rozrywek, które w nadmiarze prowadzą do groźnych uzależnień. Jakiż to problem upijać się codziennie butelką wódki? Pieniądze są, w domu nikt przez ramię nie zagląda. Seks codziennie z kimś innym? Jeszcze prostsze, wystarczy pójść do pierwszego z brzegu baru, rozchylić na czerwono pomalowane usta w kuszącym uśmiechu i towarzysze do zabawy znajdą się w mig. Postawić całe oszczędności na gonitwę psów, wciągnąć białą kreseczkę przed wyjściem do pracy, poświęcić się bez reszty karierze politycznej… Tak, otoczenie się mocno krzywi i surowo potępia, ale możliwości są. I kuszą.
Im bardziej egalitarnie, tym większe ryzyko, że kobiety masowo będą wpadać w bagienko. To właśnie w krajach wysoko rozwiniętych, w Ameryce Północnej i Europie, liczba kobiet dotkniętych różnego rodzaju nałogami dramatycznie rośnie. Czy zatem rację mają ci, którzy twierdzą, że babę trzeba krótko i na łańcuchu, bo inaczej tragedia? Niezupełnie, w końcu w statystykach dotyczących uzależnień wciąż przodują faceci, winna jest raczej pędząca cywilizacja niż jakaś płciowa słabość. Poza tym, kobiety wciąż jeszcze wydają się mniej podatne na niebezpieczne pokusy, bardziej się kontrolują, dbają o opinię, nie mają takiej skłonności do ryzyka. Jeszcze. Bo jak tak dalej pójdzie, to mogą się okazać równie „mocne” w niszczeniu sobie życia co płeć męska.
Muszę pracować!
W jednym już się udało dogonić mężczyzn. W pracoholizmie. Statystycznie, wśród pracoholików jest prawie pół na pół. Przybywa kobiet na kierowniczych stanowiskach, a to właśnie tam, na wyższych szczeblach karierowej drabinki, pracoholizm zbiera największe żniwo. Praca tak wciąga, że cała reszta schodzi na dalszy plan. Kobiety mają tym trudniej, bo za wszelką cenę chcą udowodnić, że nadają się, nie są gorsze od mężczyzn i też potrafią poświęcić się dla firmy. To zwiększa presję na wyniki, zmusza do bezwzględnego podporządkowania życia karierze, a jeśli trafi się na środowisko o dość konserwatywnych poglądach, trzeba na dokładkę walczyć z irytującymi stereotypami.
Pracoholiczka bierze na siebie coraz więcej obowiązków i jest przekonana, że tylko ona potrafi zrobić to czy tamto. Czuje się winna, że odpoczywa. Ciągle ma wrażenie, że mogłaby i powinna więcej. Pracą potwierdza swoją wartość i wysoką pozycję, co w przypadku kobiet ma podwójne znaczenie – nie dość, że wdrapała się na szczyt, to dokonała tego z gorszej pozycji.
Pracoholizm zwykle kładzie się cieniem na życiu osobistym i znowu kobiety są tu bardziej poszkodowane. Pracoholiczkom ciężej wejść w związki, a jeśli są matkami, poważnie się to odbija na ich relacjach z dziećmi. Bardziej niż w przypadku facetów, bo ojciec, którego wiecznie nie ma, to coś prawie że normalnego, ale mamie dzieci zaniedbywać w żadnym razie nie wolno. Samotność z kolei prowadzi do następnych nałogów, przede wszystkim uzależnienia od alkoholu, narkotyków i seksu.
Wino, kobiety i dramat
Niepokojąco wyglądają też liczby dotyczące alkoholizmu. Picie przestało być „męską sprawą”. Kobiety chętnie zaglądają do kieliszka, a fakt, że zamiast wódki preferują wina, to żadna pociecha. Alkoholiczek przybywa z roku na rok. Piją młódki, bo to przecież czas na ostrą zabawę. Piją 30-tki, 40-tki, bo nikt nie kocha, bo trauma z dzieciństwa, bo stres, bo depresja. Piją i te 50+, chcące oderwać się od beznadziei codziennego życia, od przykrej pustki i bólu, tego fizycznego, jako że zdrowie już poważnie szwankuje. Cieszyć może to, że kobiety generalnie są bardziej wstrzemięźliwe, potrafią odmówić, nie muszą wychylić kilku głębszych, żeby dobrze się bawić. Ale gdy poczują, że alkohol jest ich lekiem na całe zło, robi się bardzo groźnie.
Kobiecy organizm znacznie gorzej toleruje alkohol. Mężczyźni mogą pić przez dwie dekady zanim zderzą się ze ścianą, kobiecie dojście do takiego stanu zajmuje raptem kilka lat – biologia jest w tym względzie wyjątkowo niesprawiedliwa. Kobietom łatwiej też zbagatelizować problem, bo one stosunkowo rzadko upijają się na umór, przez długi czas tylko sobie sączą wieczorami to winko, nie awanturują się, nie wczołgują na czworaka po schodach. Chyba że chodzi o te młode, przed 30-tką, one już nie są tak zachowawcze, w swoim piciu, wręcz ścigają się z facetami. Tak czy owak, alkohol prędko ciągnie w najczarniejszy, najgłębszy dół.
Pijący facet jest niefajny, ale oswojony. Więcej osób go usprawiedliwi, przecież alkoholizm to choroba. A jak jeszcze będzie chciał picie rzucić, jest niemal bohaterem, może liczyć na pełne wsparcie. Kobiety tak dobrze nie mają. Alkoholiczki bulwersują znacznie bardziej niż alkoholicy. Nad nimi mało kto się lituje, w powszechnym mniemaniu są „zwykłymi, zapitymi szmatami”. Nawet wtedy, gdy zaczynają się leczyć, zamiast pomocy dostają przede wszystkim pełne wyrzutu spojrzenia: widzisz do czego doprowadziłaś? Kobiety są świadome, że ich picie postrzegane jest jako coś hańbiącego, więc skutecznie się z tym kryją, dłużej bagatelizują problem, a to utrudnia trzeźwienie.
Wyleczyć duszę
Kto wie, czy dla kobiet jeszcze gorsze od alkoholu nie są lekarstwa. Wyjątkowo niebezpieczne, bo to nie używka jak wódka, więc i sumienie bez trudu można uśpić. Leki są na wyciągnięcie ręki, bez recepty, bez jakichś wielkich nakładów finansowych. Po prostu, idziesz po bułki, tankujesz paliwo, kupujesz gazetę, one tam na półeczce leżą i czekają. Kobiety najchętniej sięgają po leki nasenne i przeciwbólowe, ale nie pogardzą pigułkami na stres, na trawienie, na osłonę, na przeziębienie. Oczywiście, bez lekarskiej konsultacji, opierając swoje wybory wyłącznie na reklamach. Tłumaczą to dbaniem o zdrowie. Wiadomo, kobiety przywiązują do tego większą wagę niż mężczyźni, częściej też trapią je niewinne, codzienne dolegliwości – a to problemy z układem trawiennym albo moczowym, źle znoszona miesiączka, dokuczliwe migreny, katar. Ból przeszkadza, dezorganizuje dzień, więc z odsieczą przychodzi tabletka. Jedna na skurcz, druga na rozkurcz. Coś na pobudzenie, potem na wyciszenie, żeby normalnie zasnąć. Na mocniejsze paznokcie. Na grzyby w pochwie. Na bolące stawy. W końcu proszki łyka się machinalnie, z przyzwyczajenia, i dlatego, że organizm zbytnio się do nich przyzwyczaił. Bez nich, bez tej garści pastylek, kobieta nie funkcjonuje, jest rozdrażniona, cierpi. O niszczeniu zdrowia nie ma nawet co wspominać.
Leki pomagają się uporać nie tyle z kaszlem czy gorączką, co z bólem istnienia. Życie pod stałą presją skutkuje nerwicą i depresją, kobiety cierpią na to podwójnie, bo muszą być gigantem w pracy i super-mamą w domu. Bądź też cierpią, że tego domu nie udało się im stworzyć. Mężczyźni swoje lęki i smutki tradycyjnie zapijają, kobiety wolą się ratować pigułami. Lub łączyć jedno i drugie, to też coraz częstsze przypadki.
W wersji hardcorowej nie ma leków, są od razu narkotyki. Jakieś dopalacze, gdy dziewczyna jest młoda. Starsze i zamożniejsze odurzają się kokainą, która nie dość, że rozładowuje stres i pomaga udźwignąć sukces, to jeszcze wprowadza na kosmiczne obroty, co zagonionym ludziom kariery pomaga tyrać po 20 godzin na dobę.
Toksyczna miłość
Dziwaczne, wyniszczające związki trafiają się również mężczyznom, ale to kobiety przede wszystkim dopada syndrom „nie umiem bez niego żyć”. Kobieta bardziej musi być z kimś i w imię tego musu potrafi zgodzić się na każdą patologię. Miłość przeradza się w obsesję. Kobieta tak „kocha”, że dla miłości zaniedba pracę, rodzinę, przyjaciół, własne zdrowie. Taka współczesna Celina Katelbina. Godzi się na upokorzenia, bo on jest jak powietrze. To ten jedyny, rozłąka z nim może zabić. Ona cierpi, że on ją zdradza, lekceważy, bije, opuszcza. Lecz gdy wraca, znowu bierze w ramiona, euforia jest nie do opisania. I to właśnie od tych szalonych uniesień kobieta się uzależnia. A że mężczyźni fundujący podobne huśtawki emocjonalne przeważnie sami mają jakiś nałóg, jego partnerkę także może na dokładkę pochłonąć alkohol, narkotyki albo hazard. Zakochani przecież wszystko robią razem.
Od miłości uzależniają się głównie kobiety z bardzo przykrą przeszłością. To przeważnie ofiary molestowania seksualnego, dzieci alkoholików albo bardzo surowych, nieczułych rodziców. Słowem, kobiety z poważnymi niedoborami szczerych uczuć. Oraz te przytłoczone własnymi kompleksami i niskim poczuciem wartości. Tak przeraźliwie boją się samotności i odrzucenia, że nie cofną się przed niczym, byle utrzymać ukochanego przy sobie.
Podobne podłoże ma uzależnienie od seksu. Tu przodują mężczyźni, ale seksoholiczki to już nie pojedyncze przypadki, to jakby nowy trend w kobiecych uzależnieniach. Nałogowo uprawiające seks kobiety najczęściej leczą w ten sposób bolesne wspomnienia. Poprzez seks odprężają się, zapominają o kłopotach, dają upust tłumionym złym emocjom. I co równie ważne, zyskują, przynajmniej w swoich oczach, na atrakcyjności. Każdy kolejny partner daje potwierdzenie, że jest się kobietą seksowną, ładną, godną pożądania. Seksoholiczka widzi zainteresowanie i od razu czuje się pewniejsza siebie. Ale jedno potwierdzenie to za mało, dlatego skacze się z kwiatka na kwiatek, żeby w kolejnych ramionach poczuć się niczym bogini. Typowe dla seksoholiczek jest i to, że traktują one fizyczne zbliżenia jako dowód głębokiego uczucia. Seksoholiczka udowadnia sobie i światu, że jest warta kochania, mężczyźni się za nią uganiają, może mieć każdego. Wreszcie są akceptowane.
Kupię sobie dobry humor
Akceptację mogą też zapewnić zakupy. Bodaj najbardziej kobiecy nałóg, bo większość uzależnionych od kupowania to rzeczywiście panie. Nowa sukienka czy szminka to znana, sprawdzona metoda na chandrę. Ale i sposób na poprawę swojej pozycji – patrzcie, stać mnie na tyle rzeczy, jestem człowiekiem sukcesu! Zakupoholizmem często rekompensuje się wstydliwą biedę z dawnych lat – da się zauważyć, że na ten nałóg podatne są dziewczyny z niezamożnych rodzin, które po przeprowadzce do wielkiego miasta nagle mogą sobie pozwolić na markowe buty, obiekt zazdrości u bogatszych, więc lepszych koleżanek. Teraz nie muszą się już wstydzić, zakupami manifestują swoją przynależność do wyższej kasty.
Zakupy wywołują silne emocje, jest adrenalina, jak przy seksie czy ekstremalnych sportach. Dzięki kolejnym siatkom z ciuchami i kosmetykami można zapomnieć o koszmarnej pracy. O problemach w małżeństwie. Zapełnić pustkę, bo te książki i torebki to niemal jak przyjaciele. Wyjście do galerii jest jak plaster na zbolałe serce. Działa dokładnie tak samo jak kolorowy drink wypijany „na nerwy” i przynosi tak samo zgubne konsekwencje. Zakupoholizm wprawdzie nie wyniszcza wątroby, ale może wpędzić w takie długi, że straci się rodzinę, znajomych i dobytek całego życia.
Kręta droga do wyjścia na prostą
Kobiety póki co rzadziej wpadają w nałogi, ale za to wygrzebują się z nich znacznie dłużej. I bardziej się staczają. Powód jest prosty – zgłaszają się na leczenie stanowczo za późno, przez co ich terapia wymaga dodatkowego czasu i większego nakładu sił. A zgłaszają się za późno, bo strasznie się wstydzą. Ich nałogi są bezwzględnie piętnowane. Jeszcze gdy chodzi o coś „niepoważnego”, jak uzależnienie od zakupów, pączków czy tureckich seriali, można liczyć na zrozumienie i wsparcie. Jednak gdy w grę wchodzą „męskie” nałogi, jak alkohol czy seks, kobiety czeka potępienie z pełną stanowczością. Otoczenie nie chce postrzegać nałogu kobiety jako chorobę. Nie, to jest zwykła degeneracja, wredny/słaby charakter, zachowanie wysoce niemoralne, coś, czego kobiecie absolutnie czynić nie wypada.
Co więcej, spore grono osób jest skłonnych usprawiedliwić nałóg mężczyzny winą kobiety. On pije, bo to zła kobieta była. Wciągnął się w hazard, bo żonie wiecznie było za mało pieniędzy. Poszedł w gry komputerowe, bo dziewczyna przyprawiła mu rogi i wyśmiała. Natomiast kobieta z reguły jest sama sobie winna. Bezmyślna. Co to, nie wiedziała, czym się to skończy? I jaki syf narobiła dzieciom w życiu!
Niestety, ale w stronę uzależnionych kobiet pomocne ręce wyciągane są rzadziej niż w kierunku panów. Ludzie obok prędzej taką dobiją niż chwycą za kark, by w porę uchronić ją przed zejściem z poziomu błota do szamba. Zawodzą też partnerzy. Nałogowiec często ma przy sobie żonę, która robi wszystko, by mąż wrócił na właściwe tory, również dlatego, że nie wypada zostawić faceta w potrzebie. Lecz dla mężczyzny „na dobre i na złe” najwyraźniej nie oznacza ratowania z nałogu, bo od uzależnionych kobiet panowie najczęściej odchodzą, na ratowanie ukochanej decydują się nieliczni, mimo że to właśnie kobiety są bardziej skłonne leczyć się „dla kogoś”. I to jest chyba najsmutniejsze.
29 komentarzy
Oj tak.. każdy z nas może się uzależnić.. ja przyznaje się jestem zakupoholiczka perfekcjonolistka- moje największe wady!!
Dla mnie to temat na czasie, bo mam wokół siebie kobietę uzależnioną od alkoholu 🙁
To przykre 🙁 Dużo siły życzę
zawsze trzeba być czujną i uważać, by nie pozwalać sobie na zbyt wiele. pozdrawiam ciepło!
Pieknie napisany artykul.
Dzięki 🙂
Są ludzie bardziej i mniej podatni na uzależnienia, i to chyba kwestia charakteru, pewności siebie, kompleksów i oczywiście okoliczności.
Bardzo trudny, ale jednocześnie niezmiernie ważny temat. Osobiście uważam, że kobiety uzależniają się inaczej niż mężczyźni. Do końca jednak nie potrafię wyrazić swojego zdania na temat etapu wychodzenia z nałogu i komu łatwiej jest walczyć ze swoimi słabościami. Wydaje mi się, że w takich chwilach to kobiety jednak okazują się silniejsze, ale to jest spojrzenie osoby, której nałogi nigdy bezpośrednio nie dotknęły.
Podobno kobiety, jak już do nich wszystko dojdzie, są bardziej zawzięte by wyjść na prostą, niestety, zbyt późno się za to biorą i trudniej im o pomoc 🙁
Zdarzało mi się balansować na bardzo cienkiej krawędzi. Masz rację, u nas uzależnienia biorą się z chorych emocji. Ważne, żeby sobie to uświadomić i je wyleczyć. Wtedy wszystko nabiera innego światła.
Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi – ja nauczyłam się w domu, że alkohol nie jest cudem który pomaga na smutki – działa odprężająco, wprowadza w dobry nastrój – ale nie pomaga na problemy. Dlatego jeśli spożywam alkohol to w celach rozrywkowo-imprezowych, a nie w celach 'leczniczych’ 🙂
Masz rację kobiety mocniej się uzależniają – rzucałam kiedyś nałóg razem z mężem i wiem, że on łagodniej przechodził odwyk . A paliliśmy tyle tak samo dużo
Bardzo ciekawy i ważny artykuł. A z tego, co pamiętam z psychologii, jeszcze bardziej niż płeć, na uzależnienia wpływa typ osobowości. Są ludzie, którym znacznie łatwiej się od czegoś uzależnić niż innym.
Bardzo ważny artykuł, zwłaszcza dla osób z historią w rodzinie…:(
Trzymaj się Karolino
Uwielbiam czytać Twoje artykuły, piszesz prosto, mądrze, o ważnych sprawach.
Temat bardzo na czasie, momentami mam wrażenie, że niektórzy nawet „chwalą się” swoimi nałogami i problemami. I nie mówię tutaj o przyznaniu się n. do alkoholizmu albo zakupoholizmu jako etapie do leczenia, ale o zwykłej chęci zwrócenia na siebie uwagi. I nie po to, aby ktoś nam pomógł, ale po to, aby ktoś na mnie popatrzył i abym była w centrum uwagi. Mam nadzieję, że tylko ja mam takie odczucia albo po prostu na takie osoby trafiłam.
dzięki 🙂
Bardzo bliski mi temat, bo z każdej przyjemności potrafię zrobić nałóg (np: gorące kąpiele…)
Jest ciężko wyjść z nałogów, dlatego, że ludzie dookoła najpierw bagatelizują problem („oj, przecież musisz się jakoś zrelaksować, co ci zaszkodzi ta lampka wina/dwie/trzy/butelka, jak fajnie, że masz taką mocną głowę!”), a potem po prostu się odwracają.
Najsmutniejsze z całego artykułu to pomoc w nalogach. Gdzie kobiety pomagają uzależnionemu, a mężczyźni uzależnioną porzucają.
Tu chyba wychodzą te płciowe stereotypy – kobiety muszą się poświęcać, a faceci są egoistami…
Predyspozycje. Mi niewielka ilość alkoholu poprawia nastrój tylko wtedy, już mam dobry nastrój. Gdy mam zły, czuję się jeszcze gorzej. Ponoć osoby z predyspozycją do uzależnienia od alkoholu czują na początku stan szczęśliwości. Nigdy niczego takiego nie doświadczyłam. To na mnie nie działa.
Ciekawe…Fajnie byłoby móc określić „gen” odpowiedzialny za predyspozycje do nałogów
Czerwone wino jest nierozerwalnie związane z większością samotnych kobiet po 30- stce
Ciekawy temat…
Nigdy nie wiemy kiedy może dosięgnąć nas nałóg. Zazwyczaj wydaje się nam, że chcemy i potrafimy kontrolować swoje życie. Czasem jednak nałóg wkrada się bokiem. Tak jak piszesz, niewinnie i zostaje już z nami nierozerwalnie. Bo nałóg tylko chowa się, gdy z nim walczymy, lecz gdy stracimy czujność wyłazi na wierzch z powrotem. Jestem pod wrażeniem Twojego starannego i przemyślanego wpisu. Dokładna analiza nałogów i wgląd w społeczne podejście do problemów kobiet dotknietych którymkolwiek z nałogów. Świetna treść i wiele empatii. Pozdrawiam ciepło. Basia
Tekst brutalnie przerażający, ale prawdziwy. Kobiety, ze względu na to, że są bardzo emocjonalne, chyba szybciej uzależniają się od mężczyzn. Mój mąż często śmieje się z moich uzależnień… zakupy ponad normę, telefon pod poduszką, czy właśnie wino, które ciągle, gdzieś się przewija. Telewizor, który pozwala mi usnąć, czy wieczne gubienie portfela/karty/kluczy… tak, roztrzepanie to też jest nałóg, nałóg niechlujstwa. Dziękuję Ci za ten wpis.
Wiele kobiet żyje pod bardzo silną presją. Muszą wyglądać świetnie, czas jest dla nich mniej łaskawy niż dla facetów, zdarza się, że w pracy mają, mówiąc kolokwialnie „pod górkę”, a wracając do domu słyszą, że powinny więcej czasu spędzać z dzieckiem. Wprawdzie wiele się zmienia, ale często do roli w kobiety podchodzi się bardzo stereotypowo. Czasem trudno się dziwić, że niektóre z nas to przerasta. Moim zdaniem dobrze jest uzależnić się od aktywności fizycznej, oczywiście nie popadając w skrajność, bo i tutaj można przesadzić.
kobiety wydaje się, że gorzej wychodzą z nałogów niz mezczyzni… bardziej oszukuja siebie i swiat..
Niestety to prawda