Czy warto robić coś wbrew sobie?
Wiele się mówi o tym, by zawsze być w zgodzie ze sobą. Ok, zawsze to pewnie się nie da, wszak rzeczywistość rządzi się swoimi prawami, niemniej na pewno dobrze nie jest, jeśli notorycznie robi się rzeczy pod dyktando innych. Trudno w tym odnaleźć radość, czuje się wtedy raczej dyskomfort, a nawet upokorzenie.
Ta zasada dotyczy praktycznie każdej dziedziny życia. Ilekroć trzeba się ugiąć, w środku coś zżera. Dlaczego mam spełniać oczekiwania innych kosztem siebie? Po co mam się zmieniać, naprawdę są we mnie aż takie pokłady beznadziejności, że nie wypada być sobą? Pytania jak najbardziej zasadne, ale do głowy przychodzi jeszcze jedno – czy każdy ukłon w drugą stronę musi wywoływać tak niefajne uczucia?
Musisz to dla mnie zrobić
Miło by było iść zawsze w rytm tego, co w duszy gra, tyle że najczęściej to po prostu niemożliwe. Są obowiązki, od których uciec się nie da. Jest świadomość, że jeśli chce się osiągnąć sukces, to wpierw trzeba troszkę pozaciskać zęby. Coś za coś. W dorosłym życiu pewne ustępstwa są zwyczajnie nieuniknione. Na szczęście mamy miłość, przyjemną odskocznię wolną od musu. Czy aby na pewno?
Wiadomo, jak to jest z miłością. Niejednokrotnie to układ silniejszy-słabszy, co oznacza, że jedna osoba może tej drugiej narzucić swoje warunki i zmusić ją do uległości, a uległość oznacza robienie bardzo wielu rzeczy wbrew sobie. Początkowo to pragnienie zadowolenia ukochanej osoby jest tak silne, że nawet nie dostrzega się przymusu, chce się tylko zaskarbić jak największą sympatię i nabić punktów. Lecz im dłużej to trwa, tym większa frustracja, bo co to za miłość, kiedy ciągle się coś musi?
Tyle że poświęcenie to jedno, sprawianie komuś przyjemności to drugie. U kobiet to problem szczególnej wagi, ponieważ przez lata pokutowało przekonanie, iż płeć żeńska stworzona jest do poddaństwa i spełniania męskich zachcianek. Dzisiaj zrywa się z tym chorym przyzwyczajeniem, kobieta nie jest do usługiwania mężczyznom, nie musi się im w niczym podporządkowywać, odpowiadać w stu procentach na męskie gusta i potrzeby. Słowem, nie ma obowiązku przemieniać się w kobietę, którą facet sobie wymyślił. O nie, teraz ona ma prawo odmówić wykonywania posług, na które absolutnie nie ma ochoty.
No chyba zgłupiałeś!
To podejście samo w sobie wydaje się słusznym kierunkiem, ale jak to z każdą ideą bywa, niekiedy dochodzi do błędów i wypaczeń. Niektóre kobiety tak bardzo cenią swoją świeżo zdobytą niezależność, że każda prośba nie do końca zgodna z ich wewnętrznym przekonaniem budzi ostry sprzeciw – no bez przesady, jeśli mam się dla kogoś zmieniać, to lepiej zmienić faceta! Nawet nie próbują się zastanowić, co stoi za daną prośbą, od razu widzą w tym męską dominację, chęć podporządkowania sobie partnerki, wtłoczenia jej w tradycyjne role.
Najgorzej, gdy chodzi o rzeczy uchodzące za typowo kobiece, jak choćby gotowanie. On chciałby w niedzielę jeść domowe ciasto? Proszę bardzo, niech się sam nauczy piec albo wraca do mamusi, ja nie jestem od stania przy garach! Mam częściej zakładać sukienki? No, skoro chodzi tylko o jedno, to było sobie pójść na wiadomy plac i tam poszukać pani spełniającej podobne zachcianki. Czasami to nawet komplementy przyjmuje się z wrogością. O, widzę że zmieniłaś uczesanie, no bardzo ci z nim do twarzy. Och, dziękuję, ale nie myśl sobie, że to dla ciebie, zrobiłam to wyłącznie dla siebie! Niech ci się nie wydaje, że cokolwiek robię, jest obliczone na to, by podtrzymać twoje zainteresowanie!
Walka o swoje, o kobiecą godność, ociera się momentami o śmieszność, bo wychodzi, że jakiekolwiek ustępstwo na rzecz ukochanej osoby to coś niewiarygodnie uwłaczającego. Co dziwi tym bardziej, że przecież nie zawsze chodzi o nakazy bądź szantaż, ale o zwykłą prośbę, pomysł do rozważenia, niewinną sugestię.
Przecież się nie zmienię
Pewnie wszyscy znają to powiedzenie: jeśli ktoś nie potrafi zaakceptować cię taką, jaką jesteś, to dowód, że nie jest ciebie wart. Nie warto zmieniać się dla kogoś, na dłuższą metę to nic nie da. Skoro ktoś nie jest w stanie dostrzec w tobie pozytywów, to najpewniej nie stoją za tą znajomością czyste intencje, bo miłość to raczej prowokuje do idealizowania partnera, a nie do surowej krytyki. Robić coś tylko po to, by zatrzymać drugą osobę?
Kiepska motywacja. Ale tylko wtedy, gdy ciągle trzeba się zapierać siebie, a w zamian za ten trud nie otrzymuje się nawet grama szczerej wdzięczności – wtedy tak, wtedy to zbędna ofiara, które ciągnie za sobą bolesne i w pełni uzasadnione rozgoryczenie. Jednak nie da się powiedzieć, że każde poświęcenie jest z definicji złe. Zresztą, czy zawsze chodzi właśnie o poświęcenie? A może to zwyczajna niechęć do współpracy? Zwłaszcza gdy chodzi o związki z dłuższym stażem, w których często pojawia się nuda, mniejsza dbałość o siebie, przyzwyczajenie, nużąca rutyna – jeśli w takiej sytuacji partner napomknie, że chciałby tego czy owego, czy nie warto choć przez chwilę pomyśleć o istocie jego propozycji?
Zwykle dość łatwo można wyczuć, czy chodzi o prośbę, czy egoistyczne roszczenie. Nie jest też wcale wykluczone, że partner prosi o jakąś rzecz nie tylko dla siebie, ale właśnie dla dobra związku, bo boi się, że jeszcze miesiąc takiej monotonii i miłość zupełnie wygaśnie. Już sam sposób przedstawienia swoich pragnień wiele mówi o intencjach – czy jest chęć rozmowy, czy po prostu padło żądanie i już, ma być wykonane bez dyskusji. Jeśli to pierwsze, to warto nadstawić uszu.
Fakt, robienie czegoś kompletnie bez przekonania zwykle mija się z celem, i właśnie o to chodzi, żeby ten cel dostrzec. Czy jeśli to zrobię, będzie nam lepiej? Czy ja także coś zyskam? Czy to nas zbliży do siebie? Mając pewność, że odpowiedź brzmi ‘tak’, nie ma już tego poczucia poświęcenia, w końcu robisz coś również dla siebie. A właściwie to przede wszystkim dla siebie, po prostu zmienia się perspektywa.
Nie wolno ci niczego wymagać
Nie wszyscy jednak mają takie podejście. Że ktoś się do mnie dostosowuje, to ok, ale ja? Dlaczegóż ja bym miała poddawać się modyfikacji? Nie jest to typowo kobieca przypadłość, ale właśnie kobiety częściej mają tę wspomnianą wcześniej przekorę, że koniec, jesteśmy wreszcie niezależne i faceci nie będą już niczego nam dyktować. Z jednej strony można to zrozumieć, mnóstwo kobiet pragnie partnerstwa, jednak z drugiej, co jest tak strasznego w tym, że stara się być dla kogoś atrakcyjniejszą osobą? To jakiś dowód na upadek?
Wymówka ‘jestem jaka jestem’ to nierzadko tylko i wyłącznie bardzo wygodna zasłona dymna. Na zasadzie: owszem, mam swoje wady, lecz miałam je też wtedy, gdy się zakochiwałeś, więc nie bardzo rozumiem, dlaczego miałabym teraz cokolwiek zmieniać, skoro tego oczekujesz, znaczy, nie kochasz mnie prawdziwie. A to brzmi dość egoistycznie – nie ugnę się, bo twoje życzenie mało mnie interesuje, masz godzić się na wszystko, co ja ci proponuję, tyle.
Oczywiście, ciężko ustalić jednoznacznie, co jest normalnym działaniem dla dobra związku, a co spełnianiem cudzych zachcianek wbrew swojej woli, każdy ma własną subiektywną ocenę sytuacji. Generalnie można powiedzieć, że jeśli w imię miłości poświęcić trzeba rodzinę, przyjaciół, fundamentalne wartości, pasje stanowiące sens życia, to nie wygląda to najlepiej. Ale reszta może już podlegać negocjacjom.
Może mi też się to opłaci?
Zrobienie czegoś specjalnie dla partnera, początkowo nawet niechętnie, potrafi być dla związku zbawienne. Taki krok nierzadko bywa odbierany jako dowód na szczere zaangażowanie, co rodzi wdzięczność – ona tak się postarała, to teraz ja zrobię coś specjalnie dla niej, żeby też była szczęśliwa. I tak można się wzajemnie nakręcać, odnajdując w nielubianych wcześniej rzeczach przyjemność, właśnie dlatego, że przynoszą one bardzo wymierne korzyści. Widzi się po prostu, że bezwzględne obstawanie przy swoim nie ma sensu, gdy idzie o mniej istotne sprawy.
Ale nie chodzi wyłącznie o drobiazgi. Zmiana pod wpływem partnera może też zaowocować chociażby lepszym zdrowiem, jeśli weźmie się do serca życzliwe rady dotyczące opychania się chipsami na kolację albo palenia papierosów. Można dzięki drugiej osobie przerzucić się na lepsze książki, pomyśleć o studiach, znaleźć ciekawszą pracę, zacząć uprawiać sport, polubić podróże, zainteresować się ambitniejszym kinem. Cokolwiek to będzie, jeśli uczyni życie atrakcyjniejszym i przybliży do partnera, jest godne rozważenia.
Wystarczy na to spojrzeć z drugiej strony – czy chciałabym, żeby mój facet dalej rozwijał ciążę spożywczą, oglądał jedynie durne sitcomy i przechwalał się ilością spożytego alkoholu? Jasne, zmuszanie kogoś mija się z celem, podobnie jak stawianie warunków, że albo coś zrobisz, albo się żegnamy. Ale gdy rozbieżności są coraz większe, a druga strona zupełnie nie jest zainteresowana jakąkolwiek przemianą, to może jest to sygnał, że zwyczajnie nie pasujemy do siebie i nie ma co dłużej tego ciągnąć?
Praca nie zawsze jest przyjemna
Robienie czegoś specjalnie dla kogoś uchodzi niekiedy wręcz za zdradę samej siebie, przesadną uległość, schlebianie partnerowi, by wkupić się w jego łaski. Chyba trochę na wyrost, bo przecież wcale nie chodzi o to, by przemienić się w kogoś zupełnie innego, a jedynie by popracować nad wyższą jakością związku. Praca zaś nie zawsze jest lekka i przyjemna.
Całkowity brak chęci do zmian nie wróży dobrze na przyszłość, ponieważ nigdy dwójka ludzi nie jest dopasowana idealnie, w każdym calu. Im związek jest poważniejszy, tym więcej rzeczy, które trzeba obgadać i wypracować wspólne stanowisko, co często wiąże się z tym, że troszeczkę nagina się własne zasady. I wcale nie musi to być zgniły kompromis, a jedynie trzeźwa kalkulacja – oddam kawałek, ale dostanę też coś w zamian i oboje będziemy zadowoleni.
Stawianie żądań wydaje się czymś oczywistym z własnej perspektywy i bardzo łatwo zapomnieć, że druga strona rozumuje dokładnie tak samo. Partner również może nie mieć na coś ochoty, tyle że wtedy to złości, bo jak to, dla mnie tego nie zrobi? Moje potrzeby mają być zaniedbane? No to po co jesteśmy razem? Ano właśnie, słowo ‘razem’ jest kluczowe. W dobrym związku wzajemność i równowaga pomiędzy braniem i dawaniem jest niezbędna, a obsesyjne dbanie o własną autonomiczność może się wreszcie skończyć tym, że partner nie zechce dłużej dzielić życia z kimś tak mocno skupionym na sobie.
9 komentarzy
To zależy od okoliczności. Czasem nie przymuszeni nie zrobimy nic, bo tak wygodniej, spełnienie czyjejś prośby tez nie jest wielkim odstępstwem od swoich przekonań, chyba że prośby są nagminne i nam to przeszkadza. Tak naprawdę to nie wiemy co to znaczy być sobą, jeśli pewnych rzeczy, sytuacji nie wypróbujemy…
Ogólnie wychodzę z założenia, że nie warto robić czegoś wbrew sobie, ale…. są jednak wyjątki. Raz, że czasem jesteśmy do tego zmuszeni, dwa jeśli nie jest to wielkim odstępstwem od naszych przekonań, to można raz na jakiś czas zrobić wyjątek, gdy bliskiej nam osobie na tym zależy. Zmienianie siebie pod dyktando innych nie wchodzi w grę 🙂
Myślę że taka niechęć do zmieniania się u niektórych może wynikać ze złych doświadczeń, a mianowicie zdominowania w przeszłości przez jakąś bliską osobę…
W młodym wieku bywamy bardzo naiwni i podatni na wpływy, zaślepieni uczuciem staramy się drugiej osobie nieba przychylić, wierząc że kiedyś nastąpi za to nagroda.
To jednak nigdy nie nadchodzi i odkrywamy, że w wyniku tego wszystkiego zagubiliśmy gdzieś samego siebie…
Wtedy postanawiamy że nigdy już nie damy się na to nabrać i tak zranić…
Blah… i co ja mam tu komentować. Się zgadzam i podpisuję wszystkimi kończynami ;]
Ja też nie jestem osoba która robi coś wbrew sobie ale zdążają się sytuacje że trzeba i są to moje bliskie osoby i dla nich raczej człowiek zrobi wiele. Wszystko zależy od sytuacji.
No niestety, tak jesteśmy skonstruowani, że nie zawsze potrafimy robić tylko co my chcemy, często życie wymusza na nas postępowanie wbrew sobie
Kiedyś chciałam się zmienić dla kogoś i musze przyznać, że ciesze się, że do realizacji tego nie doszło bo była by to największa głupota jaką bym zrobiła.
Też uważam, że czasem ludzie przesadzają z tym, że czegoś nie zrobią, szczególnie jak chodzi o pierdoły, w stylu sukienek, czy pójścia do kina na film, za którym nie przepadamy.
Wiele lat to balansowałam i mogę powiedzieć, że się udało. Działam w zgodzie ze sobą – ale też potrafię chodzić na kompromisy. Przykład z dzisiaj. Obudziłam się rano i chętnie bym zjadła śniadanie od razu po zbudzeniu. A jednak ustaliliśmy, że będziemy jeść razem w weekendy i zmobilizowałam się, by trochę poczekać. Natomiast zmuszanie przez facetów do ubrania się tak i tak, pofarbowania tak i tak włosów to jest po prostu wg mnie złe i tyle. Co innego,jak kobieta o siebie nie dba,ale jak jakaś lubi kolor czerwony, a on jej zakazuje, no to sorry – do widzenia 😀