Z wiekiem stajemy się coraz bardziej sentymentalne. Wiesz dlaczego?
Zawsze tęsknię za odchodzącym latem. Zanim jeszcze się skończy, przeżywam osobiste rozczarowanie. Pytam: dlaczego już? I bezgłośnie wołam: nie odchodź jeszcze.
Gdy dni robią się coraz krótsze i jesień nieśmiało puka do drzwi, mam wrażenie, że tracę coś bezpowrotnie. Słońce, beztroskie spacery, lekkie podmuchy wiatru, rozgrzany piasek pod stopami. Tak, jakby kolejny czerwiec miał nigdy nie nadejść. A przecież wiem, że po zimie przyjdzie wiosna. Tak, jak co roku. Mimo to czuję gorzki posmak mijającego czasu. Posmak, którego nie potrafi zneutralizować słodki zapach minionych chwil. Bo wspomnienia, mimo że piękne, przypominają o tym, co minęło i wcale nie musi się powtórzyć. Stawiają w konfrontacji z nieodgadnioną przyszłością i uświadamiają, jak bardzo jesteśmy przywiązane do tego, co znamy i lubimy.
Gdy patrzę na dzieci, wzruszam się, bo widzę, jak bardzo się zmieniają, jak szybko rosną, jak z ogromnym uporem podejmują kolejne wyzwania. Prą do przodu z tym charakterystycznym błyskiem w oku. Uśmiecham się się do nich, gdy widzę, jakie są dumne, gdy samodzielnie wiążą sznurówki lub odczytują godzinę na zegarze ze wskazówkami. Wiem, że dorastają i to jest piękne. Jednak gdzieś z tyłu głowy odzywa się to charakterystyczne uczucie. Porównanie dwóch światów. Przyjemności z tulenia niemowlaka, który poza mną świata nie widział. Teraz jestem tylko fragmentem, bezpieczną przystanią… Z czasem jedną z wielu…
Są zdjęcia.
Te same, które pstrykamy na każdej wycieczce, urodzinach, spotkaniu, by uwiecznić to, co zaraz nam umknie. Jak szalone fotografujemy świat niczym Japończycy zwiedzający perełki Europy.
Mamy setki zdjęć.
Dzisiaj nawet tysiące, setki tysięcy, bo nikt nie martwi się, jak kiedyś, że kliszy zabraknie…
Wspominam swoje dzieciństwo. Czuję smak najlepszego ciasta pod słońcem, radość z czytania książek w cieniu drzew, szybko znikający smak gumy balonowej Turbo i poczucie satysfakcji, gdy można było posmakować po raz pierwszy Coca-Coli.
I nie zrozum mnie źle, jestem szczęśliwa. I pełna ufności, że przyszłość ma jeszcze wiele do zaoferowania, jednak z wiekiem staję się coraz bardziej sentymentalna, bo wiem, że już sporo przeżyłam.
Wspominać, rozpamiętywać, dzielić włos na czworo
I tu pojawia się pierwsza pułapka, w którą szybko wpadam po etapie „życia tak, jakbym zawsze miała mieć 20 lat”.
Przychodzi taki moment, kiedy zbyt łatwo żyje się albo przeszłością (celebrując to, co było. Wzdychając za tym, co już minęło), albo przyszłością (robiąc wszystko z myślą o tym, co dopiero ma nastąpić). To ten moment, kiedy nie docenia się tego, co aktualne, co dzieje się w danej chwili.
Albo rozpamiętuje się, albo planuje.
No i co dzieje się dalej?
Czas przemyka nam między palcami, a to pogłębia rozpaczliwe próby zatrzymania idealizowanej przeszłości na dłużej.
Idealizowanej?
Tak, bo przeszłość idealizujemy. Dlatego tak często chcemy się w niej zamknąć i pozostać.
Po czasie nie odczuwamy emocji, które nas uwierały. Nie widzimy cieni. Nie dostrzegamy niuansu. Nie musimy dźwigać już nadbagażu, z którym trudno było kroczyć.
Przeszłość widzimy w pięknych, zretuszowanych barwach. I dobrze, bo dzięki temu nasze wspomnienia mają szansę być piękniejsze.
Gdzie ta pułapka?
W tendencji do wzdychania do czegoś, czego…nie ma i co tak naprawdę nigdy nie istniały w wersji, którą pamiętamy.
Bo lato może było genialne, ale…również zbyt gorące, zbyt leniwe, swędzące od ugryzień komarów, na dłuższą metę przeraźliwie przewidywalne. Okres niemowlęcy naszych dzieci to nie tylko rozkoszne małe stópki odciśnięte w gibsie i piękne oczka wpatrujące się w każdy nasz ruch, ale również bezsenne nocy, kolki i ząbkowanie. Lata w domu dziecinnym to nie tylko smaczna szarlotka i uśmiechnięta mama czy babcia, ale również bunt i dążenie do wyrwania się i rozpoczęcia życia po swojemu.
Nasze idealizowanie przeszłości ma też inny wymiar…
Przywiązanie do rzeczy i pamiątek
Z wiekiem podobno coraz bardziej przywiązujemy się do rzeczy, pamiątek. Jest nam coraz trudniej rozstać się z pierwszym misiem córki, śpioszkami w rozmiarze 56, pracami przynoszonymi z przedszkola, markową torebką kupioną za jedną czwartą pensji…
To dlatego, że przedmioty nasiąkają emocjami, ulotnym szczęściem, związanym z przeżytymi chwilami. Uśmiechają się do nas, wzruszają nas, działają jak swego rodzaju wehikuł czasu, dają wyobrażenie posiadania przeszłości „tu i teraz”, na wyciągnięcie ręki, zawsze wtedy, kiedy chcemy odpłynąć w siną dal. Patrząc na pamiątkę znad morza, widzimy piękne zachody słońca i pierwszy pocałunek z ukochanym. Dlatego tak trudno nam się z nią rozstać. Obawiamy się, że gdy się jej pozbędziemy, stracimy coś bezpowrotnie.
Z wiekiem proces ten postępuje.
I jeśli nie nauczymy się oddzielać emocji od przedmiotów, możemy bardzo szybko obrosnąć w przedmioty niczym chomik gromadzący ziarna w polikach. Niepostrzeżenie zmieniamy się w typową starszą panią, która odkurza dłonią pokrytą zmarszczkami stare bibeloty i absolutnie nic nie wyrzuca. I irytuje się, gdy ktoś próbuje jej pomóc w sprzątaniu. Ona odczytuje je jako grabież, a nie powrót do harmonii.
Sentymentalizm inaczej, czyli FOMO (Fear of missing out)
Bycie sentymentalną to na pewno domena kobiet uczuciowych, wrażliwych. Podatnych również na inne zjawisko – tkwienie w bezpiecznej przeszłości, z obawy przed podjęciem jakiejkolwiek poważnej decyzji.
Przywiązanie to wynika ze strachu przed tym, że jeśli podejmiemy decyzję to coś nas w życiu ominie, że życie tak naprawdę dzieje się gdzie indziej. Bardzo konkretnym wymiaru nabiera ten lęk w kontekście nowych technologii.
Psychologowie zauważają, że dzisiaj coraz więcej osób ma problem z oddzieleniem się od świata wirtualnego. Czujemy dyskomfort, gdy nie sprawdzimy portali społecznościowych, skrzynki pocztowej. Chcemy być na bieżąco, mieć poczucie kontroli nad sytuacją. I wiedzieć wszystko. Być najlepiej w dwóch miejscach na raz. Na kanapie w sobotni wieczór, odpoczywając po ciężkim tygodniu w pracy i jednocześnie na tej imprezie w klubie, na którą nie zdecydowałyśmy się pójść. Oglądamy telewizję i w tym samym czasie przeglądamy internet, rozmawiamy z przyjaciółmi, bawimy się z dzieckiem i wysyłamy smsy. Dwa lub trzy naraz. Taka współczesna forma nadpobudliwej mutizadaniowości.
Niestety nadmiar informacji, której sami się domagamy, nas przytłacza. Podobnie jak nadmiar opcji, które pozornie sobie cenimy.
Możliwości wyboru jest tak wiele, że zwyczajnie nie umiemy zdecydować. Jesteśmy zdezorientowane, niepewne, mamy wrażenie, że musimy trzymać się asekuracyjnych planów, które dają nam namiastkę poczucia bezpieczeństwa. Ciągle towarzyszy nam myśl, a co jeśli to nie jest dobry wybór? A co jeśli się mylę? Codzienne wybory urastają do rangi wielkich dylematów. I w konsekwencji zamiast iść do przodu, tkwimy w znanej sobie przystani nazywanej „przeszłością”.
I coraz bardziej się w nią zapadamy.
Szybko dochodzimy do wniosku, że dawniej było łatwiej, lepiej, prościej, bezproblemowo. Mówimy: kiedyś żyło się lepiej…Kiedyś to były czasy. Każdy wiedział, jak żyć. A dzisiaj cokolwiek człowiek nie wybierze to i tak przegra w konfrontacji ze stwierdzeniem, że może wszystko. Bo przecież może wszystko, ale nie wszystko naraz i nie wszystko w jednym życiu. Niestety.
Możesz próbować upchnąć w danym tygodniu maksymalnie dużo i ciągle mieć poczucie, że coś Ci umyka. Możesz też zaryzykować, że decydujesz się na jedną opcję z wszystkimi konsekwencjami z tym związanymi. Bo wybierając jedno, drugie możesz stracić. Ponieważ sztuka dokonywania wyborów, to sztuka rezygnowania z czegoś. Jednak tylko dokonując wyboru, zyskujesz coś naprawdę. W przeciwnym wypadku spoglądasz zza szyby na pełną wystawę, nie mając świadomości, jak smakuje życie.
„You can do anything , but not everything”…
20 komentarzy
Kochana ja mimo braku wieku też jestem sentymentalna! I uwielbiam to! Lubię robić zdj u wracać do nich! 1grzechotka, smoczek…
Bo to stan umysłu 😉
Kobieta, żona, matka a gdzie kochanka? I w tym tkwi problem…
Ale jaki problem? 🙂
czytasz w moich myslach…piekne
niesamowity artykuł
bardzo ciekawe,, bardzo
Wpis daje do myślenia, faktycznie, idealizujemy przeszłość i jesteśmy sentymentalne, to też podobno od hormonów zależy. Nie jest to złe, jeśli nie ograniczamy sie tylko do wspominania, życie toczy sie dalej i jest tyle ciekawych rzeczy i ludzi do poznania 🙂
super napisane
Jak zawsze w punkt 🙂 Z tymi zdjęciami to ciężko było by się rozstać…przywołują wspomnienia ,gdy pamięć zawodzi. Innych rzeczy staram się nie gromadzić…ograniczam się do zbierania magnesów z wycieczek…przynajmniej są w jednym miejscu – na lodówce
To niesamowite jak czytasz w moich myslach. Swietne artykuly.
Jestem chyba jakaś dziwna, bo nie tęsknię za dzieciństwem, a już na pewno nie za okresem 16-20. Za to bardzo chciałabym mojemu dziecku dać jak najwięcej dzieciństwa.
Tyle, że ja nie czuję się stara, nawet poddając się sentymentom (ewentualnie: doświadczona). Nawet jeśli coś boli, to nie zwalam tego na wiek, tylko na warunki pracy (szczególnie obuwie). Może więc ten sentymentalizm przyjdzie później.
Co do pamiątek, to owszem, mam strasznie dużo. Ale trzymam je do momentu, kiedy wzbudzają mocne uczucia.
Super tekst! Warto czasami się zatrzymać, zachlysnac się chwilą, wspomnieć chwiile dla nas ważne i napedzic się do dzialania w teraźniejszości..
Dzieki temu wszystkiemu jestesmy dojrzale I ciesze ze bylo mi to dane nie kazdy ma takie szczescie to przezyc
Byłam sentymentalna i jestem nadal. Gromadzę zdjęcia i pamiątki i tak, chcę je sobie ponownie oglądać i wspominać. Przeszłość jest elementem naszego życia, od którego się nie oddzielimy. Ważne, by żyć nie tylko nią, ale przede wszystkim tym, co dzieje się tu i teraz. Czas mija dosyć szybko, tylko gdy jesteśmy dziećmi nam się dłuży, takie są moje odczucia.
z przyjemnoscia przeczytalam
To u mnie zawsze wszystko na odwrót – sentymentalna byłam jako nastolatka, a z wiekiem zupełnie wyzbyłam się tej cechy 😉
ojjj tak! I ja lubię wspominać 🙂 🙂 🙂
Dokładnie to chciałam napisać, kiedy czytałam Twój artykuł, że tkwienie w przeszłości nie pozwala nam funkcjonować w rzeczywistości. Czy ja jestem sentymentalna? Z jednej strony tak, z drugiej absolutnie nie! 🙂
Myślę, że sentymentalne podejście tak, ale tylko trochę…I tylko w pewnych fragmentach rzeczywistości 🙂