Wszyscy mnie nienawidzą – skąd bierze się takie uczucie?
Są takie momenty, w których czujemy, że cały świat sprzysiągł się przeciwko nam. I nie ma ani jednej życzliwej duszy – wszyscy są nastawieni wrogo. Znikąd nadziei, znikąd pomocy. Na szczęście to okropne uczucie po jakimś czasie znika. Ale nie u wszystkich, bo niektórym niemal przez cały czas towarzyszy myśl, że wszyscy ich nienawidzą.
Cokolwiek może to wrażenie wywołać – czyjeś krzywe spojrzenie, jakieś słowo, obojętność, niecierpliwy gest, żart. Reakcja jest mocno przesadzona, bo z prostej rzeczy robi się kwestia życia i śmierci, i zamiast o sprawie zapomnieć, zaczyna się myśleć: „jestem beznadziejna”, „nikt mnie nie lubi”, „nikogo nie obchodzę”, „ludzie się mną brzydzą”, „robię z siebie pośmiewisko”. I chociaż łatwo takich ludzi wyśmiać za ich urojenia, nierzadko stoi za tym naprawdę głęboki problem.
Żeby mnie polubili
Poczucie, że wszyscy mnie nienawidzą, raczej nigdy nie pokrywa się z rzeczywistością, ciężko bowiem wyobrazić sobie sytuację, by całe otoczenie żywiło do jakiejś osoby głęboko nienawistne uczucia. I tak samo się nie da, żeby nas wszyscy dookoła lubili, co jednak nie do wszystkich dociera, i za wszelką cenę próbują oni zdobyć sympatię z każdej możliwej strony.
A wtedy wystarczy, że jeden ktoś będzie wrogo nastawiony, by poczuć lęk o utratę wypracowanej pozycji.
Potrzeba akceptacji w grupie jest naturalna, tak samo jak dążenia do niej, bo przecież trzeba jakoś zjednać sobie ludzi. Lecz jak ze wszystkim, tak i z dopasowaniem się do reszty nie należy przesadzić. Nadmierna chęć bycia lubianym przez wszystkich prędzej czy później wprowadzi w paranoję, bo oczywistym jest, że w realnym świecie otrzyma się również te niezbyt fajne sygnały zwrotne, a ich błędna nadinterpretacja tylko podsyci już istniejące kompleksy.
Według psychologów, takich nawyków najczęściej nabywamy w okresie dzieciństwa, kiedy doszło do pierwszego bolesnego odrzucenia. To traumatyczne doświadczenie potrafi mocno nadszarpnąć samooceną, przez co stajemy się bardziej wrażliwi i podatni na „uszkodzenia”. Zazwyczaj nie jest to jeden cios, tylko raczej dłuższa seria, na przykład kilka lat chodzenia do szkoły, w której było się wyrzutkiem.
Czy rzeczywiście nas nie lubią?
Po wielu odrzuceniach można stać się albo zupełnie obojętnym na otoczenie, albo przewrażliwionym. Choć reakcje są inne, to w obu przypadkach takie osoby czują właśnie, że są znienawidzone, wypchnięte na margines, niezrozumiane. I jeśli poznają nowe osoby, o życzliwszym nastawieniu, często takim kontaktom towarzyszy strach, że skończy się jak poprzednio – wykluczeniem z grupy.
Dlatego dopisuje się wielkie znaczenie codziennym błahostkom i błędnie dopatruje złych intencji w neutralnych kwestiach. Koleżanka przełożyła spotkanie, bo musi zostać w pracy? Akurat! Ktoś jej coś o mnie pewnie nagadał, bo jakoś wczoraj miała czas na pogaduszki z inną koleżanką, no co za dziwny zbieg okoliczności, że właśnie dzisiaj wypadły nadgodziny.
Jasne, czasami te podejrzenia okazują się słuszne, niemniej w większości przypadków siedzące non stop w głowie poczucie bycia znienawidzoną nie ma nic wspólnego z faktami. Obawy całkiem przyćmiewają zdrowy rozsądek, a to tylko pogarsza sytuację, bo reagując nerwowo na czyjeś normalne zachowanie prowokujemy bardziej asertywną odpowiedź, która oczywiście będzie kolejnym potwierdzeniem najgorszych przeczuć.
Skąd biorą się takie myśli?
Wspomniane odrzucenie w dzieciństwie to tylko jeden z możliwych powodów. Innym może być chorobliwa nieśmiałość w pakiecie z niską samooceną, przez co taki ktoś czuje się ciągle na celowniku, obserwowany przez wszystkich. Bardzo przy tym przecenia ludzkie reakcje – zdecydowana większość ludzi, która mija nas na ulicy, ma kompletnie gdzieś nasz wygląd czy zachowania, jeśli to nie odbiega drastycznie od normy. Inaczej mówiąc, oczko w rajstopach nie wywoła lawiny oburzenia i obraźliwych komentarzy, bo mało kto w ogóle zwróci na to uwagę. A nawet jak zwróci, to szybko zapomni.
Kłopot w tym, że raz na jakiś czas ktoś jednak zdecyduje się na wredną uwagę, a ona tak zawstydzi i wryje się w pamięci, że odtąd będzie się chciało za wszelką cenę uniknąć podobnej kompromitacji. Często boją się tego osoby samotne, które nie mają wsparcia, więc widzą jedynie wrogów, osoby z jakiegoś powodu notorycznie gnębione przez swoje najbliższe otoczenie, osoby z dyskryminowanych mniejszości. Czyli ci, dla których niechęć i
odtrącenie to chleb powszedni, przez co łatwo im uznać, że milcząca reszta sądzi tak samo i pewnie wkrótce też zrobi coś paskudnego.
Osoby wysoko wrażliwe też często doświadczają poczucia, że nikt ich nie lubi, co może jeszcze bardziej odizolować je od otoczenia. I co gorsza, wygenerować łatkę dziwaka, jeszcze bardziej utrudniającej relację z innymi ludźmi. Spiralę negatywnych myśli nakręcić może również długie przesiadywanie w mediach społecznościowych, szczególnie gdy jest to jakiś sposób na dowartościowanie się albo porównywanie z „lepszymi”.
Poczucie bycia znienawidzoną dotyka także perfekcjonistów – jeśli ktoś sądzi, że wciąż jest pięć kroków za
czołówką, to może w końcu strasznie siebie znielubić i to samo przypisać reszcie.
Czy to może być choroba?
Jak się okazuje – tak. Sporadyczne wrażenie, że świat nienawidzi mojej osoby, to jeszcze nic groźnego, ale tkwienie latami w tym poczuciu zazwyczaj sugeruje coś niepokojącego, co wymaga konsultacji ze specjalistą. Może to być depresja, zespół leku uogólnionego, nerwica, zaburzenia afektywne dwubiegunowe, osobowość paranoiczna. To nie są zwykłe „humory”, tylko poważne zaburzenia, które powinno się leczyć.
Najgorsze jest jednak to, że przy takich problemach występują objawy dość irytujące dla otoczenia. Osoba z zaburzeniami może się bardzo mocno nakręcić w swoich podejrzeniach i realnie obawiać tego, że ktoś ją skrzywdzi, co prowokuje do zachowań odbieranych jako wariactwo. Czasami te zachowania bywają agresywne, padają niesłuszne oskarżenia, wybucha się furią na zwrócenie uwagi, opowiada niestworzone historie, zabezpiecza przed urojonym niebezpieczeństwem. No po prostu w oczach reszty jest się świrem, który za bardzo
uwierzył w wymyślone teorie spiskowe. To oczywiście nie ułatwia wyjścia na prostą, a i nie każdy chce pójść do lekarza, który oficjalnie potwierdzi „chorą głowę”.
Jak uniknąć takiego myślenia?
Na szczęście nie zawsze sytuacja jest tak dramatyczna, że mamy do czynienia z zaburzeniem psychicznym, które bardzo mocno utrudnia codzienne funkcjonowanie. Poczucia, że wszyscy mnie nienawidzą, nie powinno się jednak lekceważyć, bo to jest zwyczajnie strasznie obciążające, powoduje stres, utrudnia relacje z ludźmi, może nawet rozbić związek albo doprowadzić do utraty pracy.
Pierwszym krokiem powinna być próba odkrycia, co prowokuje takie myśli. Czy to są konkretne osoby? Jakieś specyficzne zachowania albo sytuacje? Kiedy zazwyczaj się tak dzieje i co pomaga wrócić do stanu równowagi. No i dobrze jest się upewnić, że to na pewno chodzi o naszą osobę – przy niskiej samoocenie łatwo na przykład założyć, że ktoś chichoczący w tramwaju na sto procent robi to z mojego powodu.
Czasem poczucie beznadziejności wynika po prostu z gorszej kondycji fizycznej, niewyspania, zmęczenia, obniżonej odporności – łatwiej wtedy o rozdrażnienie, smutek, brak kontroli nad emocjami, nakręcanie się w niewesołych myślach. Albo ma związek z samotnością i brakiem naprawdę zaufanych, bliskich osób – ci, które mają wrażenie, że świat odpycha, często przebywają w nieprzyjaznym środowisku, nie lubią swojej pracy, nie pasują do sąsiadów, nie mogą się dogadać z rodziną.
Dlatego dużą zmianą może być właśnie zmiana przestrzeni. Jasne, nie jest tak prosto się nagle przeprowadzić albo z dnia na dzień zmienić robotę, ale można chociaż zatroszczyć się o lepszych znajomych, pozbyć się toksycznych przyjaciół, zrezygnować z rzeczy, które nie sprawiają radości, a które robi się z musu albo przyzwyczajenia. Negatywne odczucia są czymś naturalnym, i nie ma co panikować, gdy się pojawiają – groźnie jest dopiero wtedy, gdy zdominują życie i zupełnie odbiorą mu smak.
Zostaw komentarz