Wyróżnij się albo zgiń? Czy jesteś wyjątkową kobietą?
Ludzie są stworzeni do życia w grupach, ale bardzo nie lubią anonimowości. Nie chcą być jedynie częścią szarej masy, zwykłym punkcikiem, który niczym się nie różni od pozostałych elementów zbioru. Chcą być unikalni. I to jest jeden z głównych celów współczesnego człowieka – wybić się ponad przeciętność. Bo przeciętność jest czymś przerażającym.
Co w niej takiego strasznego? Być średniakiem znaczy być nijakim. Typowy Kowalski nie wybija się z tłumu, jego los nikogo nie obchodzi. Jest bezbarwny. W zasadzie to po prostu życiowy nieudacznik. Na czym dokładnie ta jego klęska polega? Jest taki sam jak inni. Ok, ale co w tym złego? Dlaczego przeciętność budzi tak negatywne emocje?
Źle jest stanowić tło
Przeciętnością się gardzi, choć jako ludzie tak naprawdę właśnie do niej dążymy. Lubimy ustalać różnego rodzaju normy, które uchodzą za właściwe dlatego, że większość ludzi tak robi bądź gremialnie uznano, że do jakiegoś standardu wszyscy powinni równać. Owe normy okazują się z czasem dość problematyczne, bo z jednej strony nikt nie chce być zwykłym trybikiem w bezimiennej machnie, z drugiej jednak, przekraczanie granic to nie bułka z masłem.
Zewsząd słychać, że nie ma co ślepo iść za stadem. W cenie jest wyjątkowość. Musisz zerwać ze schematami, udowodnić swoją nieprzeciętność. Jeśli tego nie zrobisz, zostajesz klasycznym szaraczkiem. A to już prawdziwa obelga. W sumie nie wiadomo dlaczego, bo większość ludzi dokładnie taka jest – na swój sposób oryginalna, ale jednak przeciętna. Czy też po prostu – normalna.
Pragnienie poczucia unikalności jest w ludziach tak silne, że niektórzy wolą się wyróżnić czymś złym niż pozostać dobrym, poczciwym neutralsem. Stąd biorą się ci wszyscy szaleńcy zdolni do popełnienia największej głupoty i niegodziwości, jeśli dzięki temu zyskają sławę, choćby na pięć minut. Ich marzenia są zrozumiałe, to właśnie wybitne jednostki pchają świat do przodu. Jednak to, że ten świat dalej się kręci, jest zasługą średniaków – gdyby każdy się wyróżniał i obalał zastany porządek, mielibyśmy na Ziemi totalny chaos.
Oczywiście, że jestem wyjątkiem
Mniej więcej 60-65 procent ludzkości to typowi średniacy. Mają przeciętną inteligencję, przeciętne zdolności, przeciętną kreatywność, przeciętną kondycję fizyczną, i tak dalej. Około 20 procent ogółu stanowią ludzie ‘gorsi’, czyli mniej inteligentni i słabsi od średniaków. Reszta to ci nieprzeciętni. Jak widać, są wyraźnie w mniejszości, stąd zresztą bierze się ich wyjątkowość.
Gdyby jednak zapytać losowo wybrane osoby, czy zaliczają się do ‘szarej masy’, większość odpowie, że absolutnie nie, daleko im do przeciętności. Poczucie własnej wyjątkowości jest coraz powszechniejsze – jak pokazało badanie przeprowadzone w USA, w latach 50-tych jedynie 12 procent amerykańskich studentów uważało siebie za kogoś lepszego od reszty, dzisiaj mówi tak prawie 80 procent.
Świetnie, że doceniamy swoją wartość i nie uważamy się za marny pył bez żadnego znaczenia. Kłopot w tym, że takie deprecjonowanie przeciętności jedynie pogłębia kompleksy. Ludziom się wmawia, że muszą mierzyć wysoko, ale nie każdy jest stworzony do wielkości. A ta świadomość, że jest się tylko ‘normalnym’, pogarsza samoocenę, bo człowiek od razu czuje się gorszy i mniej atrakcyjny. Oczywiście, zachęcanie do rozwoju jest bez wątpienia dobre i nie ma powodu, by zadowalać się byle czym i tkwić w swojej zwyczajności po sam kres. Jednakże zatrzymanie się na przeciętności nie powinno być z automatu czymś bardzo nagannym.
Statystyki są bezlitosne
Wszelkie motywujące hasła w rodzaju ‘możesz być kim zechcesz’ przynoszą więcej szkody niż pożytku. To nieprawda, że każdy może wdrapać się na sam szczyt. I nieprawda, że wystarczy zechcieć i następnie to zrobić. To tak nie działa. Przeciętność utożsamia się z brakiem aktywności, podczas gdy masa średniaków to ludzie ambitni, zdeterminowani, harujący na swój sukces w pocie czoła. Po prostu nie mają tego ‘czegoś’, dlatego mimo wysiłku nie trafiają do elity. Dalej są przeciętni, tyle że bardziej zmęczeni i sfrustrowani. Bo na jednego Pavarottiego przypadają dziesiątki śpiewaków, którzy mogą ćwiczyć dzień w dzień po kilkanaście godzin, a i tak pewnego poziomu nie przeskoczą. Miliony trenują tenis, ale Roger Federer jest tylko jeden. A w tym czasie, gdy J.K. Rowling pisała swoją książkę, w każdym zakątku świata jakiś pisarz ślęczał nad własną powieścią, która nie okazała się choćby w jednej dziesiątej tak popularna jak Harry Potter. Nie wyszło, zabrakło talentu, szczęścia, iskry bożej.
I tu nie chodzi o to, by dać sobie na wstrzymanie. Raczej o to, by pogodzić się ze swoją przeciętnością i mierzyć siły na zamiary. Nie próbować się wybić za wszelką cenę. Brak sukcesu na skalę światową jeszcze nie oznacza, że jest się skończonym frajerem – fakt, nie mam w sobie talentu Coco Chanel, ale koleżanki uwielbiają uszyte przeze mnie sukienki, a córeczka zachwycona ubrankami dla lalek, czy z takich osiągnięć naprawdę nie wolno być dumnym?
Średnio to więcej niż nic
Mówiąc o przeciętniaku najczęściej ma się przed oczami kogoś, kto nic nie umie, nic mu nie wychodzi, do niczego się nie nadaje, choć w rzeczywistości jest to opis tego marginesu poniżej średniej. Przeciętność wcale nie jest pozbawiona zalet. Przeciwnie, ma wiele talentów, tyle że nie są one rozwinięte ponad normę. Przeciętny malarz tworzy całkiem atrakcyjne obrazki kupowane chętnie przez innych ludzi, po prostu nie są to dzieła na miarę van Gogha, warte dziesiątki milionów. Przeciętny architekt bez problemu zaprojektuje zwykły dom, który będzie służył przez lata, a że nie jest wizjonerem jak Gaudí to jeszcze żadna zbrodnia. Przeciętni pracownicy nie są bezwartościowi, oni dobrze wykonują swoją pracę i dużo przyjemniej by się im żyło, gdyby porzucili marzenia o nieosiągalnym i skupili się na tym, by wyciągnąć maksimum ze swojej przeciętności.
Druga rzecz, jak w ogóle zdefiniować ponadprzeciętność? Czy liczą się wyłącznie geniusze, najwybitniejsze jednostki znane na całym świecie? A może wybicie się ponad przeciętność nie musi być aż tak spektakularne, wystarczy wyróżnić się w swojej rodzinie, grupie kolegów, firmie, uczelni? I czy koniecznie musi to być sukces zawodowy, a nie na przykład oryginalne hobby albo działalność społeczna? A co z życiowym doświadczeniem? Ktoś, kto wychował się na przedmieściach, ma tatę księgowego, mamę nauczycielkę i nigdy nie poszedł do szkoły bez drugiego śniadania, może zostać uznany za średniaka, jeśli powieli życiorys rodziców. Ale czy da się nazwać przeciętniakiem kogoś, kto dzisiaj prowadzi dokładnie takie samo ‘nudne’ życie, tyle że w dzieciństwie sypiał na klatce schodowej, kanapki dostawał od litościwej sąsiadki, a lekcje musiał odrabiać w bibliotece, bo w domu nie było ani jednej książki, za to nad głową stał ojciec z pasem?
To bardzo, bardzo ciężka praca
Ponadprzeciętność kusi, bo kojarzy się ze splendorem, uwielbieniem tłumu, dużymi pieniędzmi, powodzeniem w życiu osobistym. Ale to tylko jedna strona medalu. Sukces to także więcej obowiązków. Przeciętniak może sobie od czasu do czasu odpuścić, może się rozwijać w wolniejszym tempie, ma większy margines błędu, nie czuje tak olbrzymiej presji. Ktoś ponadprzeciętny takiego komfortu nie ma. Dla niego poprzeczka zawieszona została bardzo wysoko i najdrobniejsza pomyłka może wywołać katastrofalne skutki. To nie jest normalna praca, to reżim, wyrzeczenia, surowa dyscyplina, bo tylko tak da się dojść do perfekcji i utrzymać ten poziom. Wybitna jednostka nie jest wcale tak wolna, jak by się mogło wydawać. I omija ją mnóstwo drobnych przyjemności dostępnych dla przeciętniaków. Coś za coś.
Ponadprzeciętność, choć jest darem losu, wymaga nieustannego wysiłku. Swojej wyjątkowości trzeba podporządkować wszystko, poświęcić jej mnóstwo czasu i energii – zasady dynamiki Newtona nie napisały się same, dzieła Mozarta też nie, Michael Jordan bez codziennych treningów zostałby co najwyżej legendą swojego podwórka. Geniusz częściej musi podejmować ryzyko i boleśniej odczuwa porażki. Płaci wysoką cenę za swoją sławę. I choć jest wybitny, wcale nie ma pewności, że kolejny jego krok zapewni mu laur zwycięzcy. Zachwyt, jaki wzbudza, nie jest czymś na wyciągnięcie ręki, za tym kryje się zwyczajna mordęga i ciągły strach, że utraci się te niesamowite zdolności albo na horyzoncie pojawi się ktoś jeszcze zdolniejszy.
Wybitność wiąże się też z bardzo specyficzną osobowością. Ponadprzeciętni ludzie mają trudne charaktery, bywają szaleni i apodyktyczni, dopuszczają się czynów niemoralnych, bo im przecież wszystko wolno. Łamią granice, nie bacząc na to, że przy okazji mogą kogoś skrzywdzić. Częściej dotykają ich problemy psychiczne, bo są na zupełnie innym poziomie wrażliwości, bo nikt ich nie rozumie, bo czują się strasznie samotni ze swoją nietuzinkowością. I są po prostu nie do zniesienia, z tą swoją chorą ambicją, obsesją perfekcjonizmu, arogancją i nieustannym szukaniem poklasku. Wszystkie pozytywne cechy u nich są rozwinięte do ekstremum, tak że drażnią. A z przeciętniakami tego kłopotu nie ma – nie prezentują śmiałych idei, ale przynajmniej są sympatyczni i lubi się ich towarzystwo.
Sukces to jeszcze nie szczęście
Mylnie zakłada się, że ponadprzeciętność to droga prosto do nieba. Przepis na szczęście i całkowite spełnienie. Nieprzeciętni mają świat u swoich stóp i nic, tylko im zazdrościć. A często jest dokładnie na odwrót. Wybitne jednostki nie potrafią się cieszyć z drobiazgów, zadowala ich dopiero stuprocentowa doskonałość, a wiadomo, jak trudno taki stan osiągnąć. Dążenie do ideału staje się ich obsesją, a co gorsza, kiedy już osiągną to stadium, masa ludzi w ogóle tego nie dostrzega, bo przeciętność często nie potrafi odróżnić czegoś bardzo dobrego od wybitnego. Nie rozumie przełomowych teorii. I co wtedy, starać się dla garstki maniaków, którzy pragną tego samego i najchętniej wbiliby nóż w plecy, zazdrośni o sukces?
Wybicie się ponad przeciętność może więc oznaczać rezygnację z takiego zwykłego, ludzkiego szczęścia. A przecież tego większość ludzi pragnie – szczęśliwego życia. Satysfakcji. Radości. I ludzi, z którymi będzie można świętować sukcesy. Jasne, ktoś wybitny dostanie swoje miejsce w historii, ale po drodze umknie mu wiele cennych drobiazgów. Dla średniaków te miłe drobnostki są chlebem powszednim. Wystarczy, że nauczą się je doceniać.
Bo najgorsza jest nie sama przeciętność, ale to, że nie chcemy jej zaakceptować. Co złego jest w tym, że chodzi się do zwykłej pracy, ma się standardowe mieszkanie, popularne hobby? Tak naprawdę wielu ludziom bardzo to odpowiada, wolą bezpieczeństwo i nudną stabilizację od przygód, nie nęci ich fascynująca, lecz i niebezpieczna, stresująca praca, udane wakacje to te all inclusive w Egipcie lub na mazurskiej działce, a Amazonkę mogą pooglądać w telewizji. Ale gdy wciąż się im wbija do głowy, jak strasznie są beznadziejni, zaczynają w to wierzyć i normalność przestaje im sprawiać przyjemność.
Pokaż, na co cię stać
Kiedy przeciętność staje się powodem do wstydu, każdy próbuje zerwać z łatką szaraczka, nawet gdy niespecjalnie ma na to ochotę. Zamiast bawić się w sobotę przy grillu, siedzi się w biurze ‘robiąc karierę’ albo nurkuje w zimnym jeziorze, żeby nie wyjść na nudziarza bez oryginalnej pasji. Nie możesz sobie żyć po swojemu, jeśli oznacza to proste, przyziemne czynności. To znaczy możesz, ale zostaniesz pogardzanym średniakiem. I nikogo nie obchodzi, że swoim zachowaniem nikomu nie robisz krzywdy i wcale nie czujesz, że musisz być liderem, zdobywcą, mentorem, bohaterem.
Kto nie chce przynależeć do szarej masy, musi na każdym kroku udowadniać swoją nietuzinkowość. Wystarczy zajrzeć do internetu – jednostka ponadprzeciętna prowadzi własną firmę, ma nowatorskie pomysły, wychowuje genialne dziecko, trenuje triathlon, uczy się chińskiego, gotuje wymyślne potrawy z jarmużu, gra na saksofonie, kolekcjonuje starożytne amfory, interesuje się historią Birmy i jest na bieżąco ze wszystkimi literackimi nowościami. I można odnieść wrażenie, że takich jednostek jest od groma, więc rzeczywiście, idzie się swoim normalnym życiem podłamać.
Tymczasem większość tych ideałów istnieje tylko w wirtualnej rzeczywistości, poza tym media lubią pokazywać skrajności, dlatego wydaje się, że istnieją wyłącznie piękni i bogaci żyjący jak w ‘Dynastii’ oraz patologia w slumsach. A to przeciętniaków jest najwięcej, a ich życie, choć może nie tak kolorowe jak u Wilka z Wall Street, pod wieloma względami jest dużo fajniejsze. A raczej byłoby, gdyby się tak uparcie od normalności nie odcinało, próbując robić coś, do czego nie ma się ani serca, ani powołania.
Nie chce mi się
Ale krytyka przeciętności nie jest tak zupełnie pozbawiona podstaw. Bo piętnowanie normalności to jedno, a spoczywanie na laurach to drugie. Przeciętność nie zawsze jest wyborem czy naturalnym efektem zerowego talentu. Bywa też konsekwencją lenistwa i przekonania, że zwyciężyć da się bez ani jednej kropli potu. Wyjątkowym jest się ot tak, przez sam fakt istnienia. A że nie udało się tego światu udowodnić… To oczywiście wina systemu, wrednego szefa, ograniczającego małżonka, braku pieniędzy i miliarda innych przeszkód.
Dzisiaj złości to tym mocniej, bo możliwości są naprawdę dużo, dużo większe niż dwieście czy tysiąc lat temu. Jest powszechny dostęp do edukacji, ludzie są coraz zamożniejsi, są nowoczesne technologie, które wiele ułatwiają. Wreszcie można się oddać zajęciom, o jakich przodkowie nie śmieli nawet marzyć, a jednak gros ludzi w ogóle z tego nie korzysta. Odpuszczają i nienawidzą własnego życia, wiedząc doskonale, że sami sobie ten los zgotowali. I że nic w nim nie zmienią, bo po prostu się im nie chce.
8 komentarzy
No, ba, oczywiście, że jestem wyjątkowa 😀 😉
Niechęć do robienia czegoś wartościowego jest według mnie straszna – ludzie później narzekają,że nic w życiu nie mają,ale sami też wysiłku w to nie włożyli .. Tak jak piszesz,jest tyle technologii i możliwości ,a i tak niewiele osób korzysta z zajęć itp.. Świetny wpis,miłego weekendu ♥
Fajnie jest czuć się wyjątkowym, hmm, ale już wolę bycie przeciętną niż wybijanie się przed szereg wszelkimi możliwymi sposobami, byle o mnie mówili. Miło, gdy nas ktoś zapamiętuje, gdy mamy własny niepowtarzalny styl i trzeba się rozwijać, a jak ktoś coś ma, coś zyskuje to może razić innych w oczy….
Ja tam uważam, że każdy z nas jest niepowtarzalny i każdy wyjątkowy. I najpiękniejsze jest to, że możemy wzajemnie od siebie czerpać. Nie trzeba papparazich, którzy za nami ganiają, żeby być kimś wyjątkowym.
Królowa Karo, na pewno, coś w tym jest…
Ludzie bardzo często nie zdają sobie sprawy ze swojej wyjątkowości, myślą, że po prostu pracują, żyją, ale nie widzą, że ich sposób robienia tego jest całkowicie inny 🙂
Ostatnie zdanie to idealne podsumowanie życia mojego kolegi. A tak czytając ogólnie, to pewne rzeczy mogą do niektórych osób odnieść, nawet do siebie.
Świetnie napisane, chociaż dziś może niebezpiecznie być ponadprzeciętnym… niedobrze też być nijakim, ale właściwie co to znaczy NIJAKI? To zależy chyba, kto czego oczekuje od innych. Kazdy może być wyjątkowy, a zdarza się także, że ktoś z pozoru wyjątkowy, przy bliższym poznaniu okazuje się NIJAKI 😉