Czy zakochując się w późniejszym wieku jesteśmy rozsądniejsi?
Miłość to emocja, nad którą wyjątkowo trudno zapanować. Żeby wpaść po uszy wystarczy minuta, ale uleczenie złamanego serca trwa nieraz latami. Nie ma się nawet wpływu na to z kim zaiskrzy, to się po prostu dzieje i już. Na szczęście nie wszystko toczy się zupełnie poza naszą wolą – na to, jak wyglądać będzie związek z ukochaną osobą, jak najbardziej ma się wpływ.
Młodość, wiadomo, to szalone uniesienia, hormony, w człowieku buzuje, nic dziwnego, że podejmuje się wtedy nie do końca racjonalne decyzje, również w sprawach sercowych. Za to z wiekiem rozumu przybywa. Kochać nie znaczy już rzucać się na głęboką wodę bez żadnej asekuracji, gorące uczucia chłodzi rozsądek. Do głosu dochodzi doświadczenie, a dzięki niemu łatwiej uniknąć rozbicia się o skałę. Ale czy tak jest w istocie?
Cenna, życiowa mądrość
Młodzi mogą sobie pozwolić na szaleństwa i głupoty. Jeszcze życia nie znają, dopiero się go uczą, a nauka to także popełnianie błędów. Po którejś z rzędu porażce rozum coraz głośniej krzyczy ‘hola, hola, ja też chcę mieć w tej sprawie coś do powiedzenia!’. I słucha się go uważniej, bo sparzyć się na miłości to żadna przyjemność. Tak właśnie rodzi się dojrzałość.
W pewnym wieku wreszcie odkrywa się sekrety udanego pożycia. W sumie o większości tych prawd słyszało się dużo wcześniej, lecz żeby wbiły się one do głowy, trzeba wcześniej swoje odcierpieć. Dzięki pomyłkom stajemy się mądrzejsi i pewniejsi siebie. Znika potrzeba definiowania się poprzez innych ludzi, bo odkrywa się własną wartość, zaczyna się siebie cenić. Osoba dojrzała mniej udaje, bo wie, że to nie ma sensu. Dostrzega własne wady, zamiast zwalać niepowodzenia na wrednych facetów, podłego szefa, głupie sąsiadki, złych rodziców. Dociera do niej wreszcie, że partnera nie można zmienić, wychować i co tam jeszcze. Łatwiej przychodzi jej akceptacja czegoś, co nie do końca jest po jej myśli – robi to nie z rezygnacją, ale właśnie z mądrości, rozumiejąc, że w pewnych niezbyt istotnych sprawach ustępstwo to nie przegrana, a szacunek dla bliskich osób.
Człowiek dojrzały wie, czego chce i przede wszystkim, czego unikać jak ognia. Nie bez powodu ludzie po czterdziestce mówią, że chcieliby znowu być młodzi, ale z wiedzą, jaką posiadają teraz. Cofanie w czasie jest niemożliwe, da się jednak zdobyte doświadczenia wykorzystać w kolejnych latach życia. I ten kapitał jest po prostu bezcenny.
Trzeźwym okiem
To wszystko przekłada się na zdrowsze relacje z płcią przeciwną. Już nie ma takiej bezmyślnej ufności w stosunku do innych ludzi, częściej się patrzy na różne kwestie krytycznym okiem. Kocha się, można powiedzieć, bardziej trzeźwo. I bardziej zwraca się uwagę na niepokojące sygnały, a kiedy bliscy wyrażają swoje zaniepokojenie, uważniej się ich słucha, bo może mają trochę racji, warto to przemyśleć. Czerwonej lampki w głowie już nie ignoruje się z taką łatwością, że jakoś to będzie, kochamy się i to wystarcza. Otóż nie, nie wystarcza. Miłość to niezbędna podstawa, jednak do szczęśliwego związku trzeba wprowadzić troszkę szarości. Tej samej, którą za młodu tak strasznie się gardziło. Nie, dojrzali ludzie nie wyrzekają się spontaniczności. Po prostu bliższe są im finezyjne improwizacje jazzowe niż popisy osiedlowego pseudo-didżeja.
Po wejściu w dojrzałość zaczyna się rozumieć, że związek z kimś to nie tylko seks, nie tylko uroda, nie tylko pieniądze. Chce się mieć przy sobie bratnią duszę, żeby było z kim pogadać i z kim pomilczeć. Dlatego drugie małżeństwa są często trwalsze i lepsze niż te pierwsze. Starsi ludzie nie tylko czują, że chcą być razem, oni też to wiedzą. Nie to, że na zimno kalkulują, raczej mają świadomość, że jest czas na bujanie w obłokach, i czas na twarde stąpanie po ziemi, a dobry związek umie to połączyć. Łatwiej takim parom znaleźć pożądany balans. No i dobrze się pamięta piekło rozwodu, zerwanych zaręczyn albo wyprowadzki po siedmiu latach wspólnego mieszkania. Nie chce się powtórki, stąd większa determinacja. Ma się w pamięci, jak swoim głupim zachowaniem niszczyło się miłość. Jak z perspektywy czasu idiotycznie wygląda ten ośli upór, chora duma, egoizm, niedojrzałość. Tych błędów więcej się nie popełni. Nie warto.
Muszę wreszcie z kimś być!
Ale deklaracje to jedno, a uczucia to drugie. I choć wszyscy się starzeją, to dojrzewają tylko niektórzy. 30-tka, 40-tka, 50-tka… Urodziny zachęcają do refleksji, ale nie zawsze idą za tym sensowne wnioski. Wielu ludzi odnosi wrażenie, iż to właśnie młodzieńcza miłość koniec końców okazała się bardzo zwyczajna, szybko się wypaliła, szaleństwa było w niej jak na lekarstwo. I teraz chcą to sobie odbić.
To oczywiście nie zawsze jest coś złego. Wreszcie odnajduje się w sobie wewnętrzną odwagę, idzie się na całość, daje się porwać, myśli o sobie, a nie wyłącznie o obowiązkach. Można się zapomnieć, w tym dobrym znaczeniu. Bardziej się dzięki temu docenia piękne chwile, czuje się je mocniej i głębiej, bo to nieprawda, że tylko młodzi potrafią gruchać jak gołąbki, nie widząc świata poza sobą. W końcu żyje się i kocha pełną piersią.
Lecz nie każdy tak potrafi. Wiele zależy od tego, jaki się ma punkt wyjścia, dlatego jednych druga szansa uskrzydla i motywuje, drugich paraliżuje, bo mają gdzieś z tyłu głowy, że druga znaczy ostatnia. Czują jej wagę, dlatego w starszym wieku tak często do głosu dochodzi desperacja. Tu już nie ma, że ‘później’. To ‘później’ jest właśnie teraz! To nie pora na wybrzydzanie. Dotyka to zwłaszcza tych, którzy do tej pory raczej unikali poważnych zobowiązań, bo kariera albo tak się złożyło. I nagle czują ciśnienie, tak mocne, że chwytają się byle okazji. Dojrzały rozsądek? W żadnym razie. To rozpaczliwa próba odzyskania utraconej miłości. Do tego stopnia, że na trzeźwe myślenie w ogóle nie ma miejsca. Tyle lat czekało się na miłość, tyle lat żyło się rozsądnie, no to teraz przyszła pora, by się spalić z miłości. Do szczętu. Z kimkolwiek, gdziekolwiek, byle tylko poczuć coś mocniejszego.
Wszyscy są tacy sami
Po wyjątkowo paskudnych przejściach ciężko przejść na poziom dojrzałej świadomości. Mnóstwo ludzi z przykrymi wspomnieniami zamyka się w swojej krzywdzie, nie umie jej przetrawić, rozpracować, odciąć się od niej. Łączą się tu dwa strachy – ten przed samotnością i ten przed kolejnym miłosnym zawodem. Stąd posunięta do granic absurdu ostrożność, patologiczna podejrzliwość, niemal się czeka, żeby ktoś znowu wbił nóż w plecy i w ten sposób potwierdził ludzką podłość. Im bardziej taka zraniona osoba lęka się samotności, tym większą ma obsesję na punkcie zdrady. Nie umie przebaczyć byłemu i nie umie przebaczyć także sobie. I właśnie w starszym wieku to zgorzknienie przybiera na sile, bo za młodu to chociaż miało się nadzieję na lepsze jutro i większą wiarę w ludzi.
Nie umie się uwierzyć w obietnice i wyznania, bo już się to kiedyś słyszało i zna się smutne zakończenie. Do tego dochodzi przekonanie, że sam wiek wystarczy, by posiąść życiową mądrość, nic więcej robić nie trzeba. Lecz bez uczciwego rozrachunku wciąż powiela się stare błędy, ląduje się u boku kolejnych nieodpowiednich osób. Jest się zakładnikiem przeszłości, a ktoś z takim ciężarem nie wydaje się atrakcyjny dla osoby z ‘oczyszczoną’ głową.
Teraz jest mój czas!
Pułapką jest także zbytnie zawierzenie rozsądkowi. Dojrzała miłość bywa wyrachowana, bo tak serio podeszło się do spełniania własnych pragnień, że zupełnie zapomniało się o drugim człowieku i jego marzeniach. Miłość to wtedy czysta kalkulacja, a związek to spółka z ograniczoną odpowiedzialnością. Uczucia są ważne, ale nie mogą przysłaniać prywatnego interesu. Wtedy, przed laty, za dużo poświęciło się miłości, a druga strona okazała się totalnie niewdzięczna, dzisiaj nie dam się na to nabrać.
Miłość jest trochę obciążeniem. Czymś, co osłabia, obnaża wrażliwe punkty. Wymaga poświęcenia, a na to już zwyczajnie nie ma się ochoty. Dlatego związek traktuje się jak inne dobra nabyte – drugi człowiek jest jak nowy smartfon, z funkcjami, które mają uczynić nasze życie łatwiejszym i przyjemniejszym. Jest więcej cynizmu i egoizmu. Miłość przestaje być priorytetem.
Zazdrośnie strzeże się prywatności i swojej przestrzeni, bo nie po to się ją odzyskało, żeby znowu ktoś zapełnił ją swoimi roszczeniami i pretensjami. Chce się zjeść ciastko i mieć ciastko, a więc cieszyć się pełną wolnością i niezależnością, ale też mieć przy sobie kogoś prawdziwie oddanego na dobre i na złe.
Tak po prawdzie, to wcale mi się już nie chce
Najsmutniejsze jest jednak to, że mnóstwo starszych ludzi w ogóle odpuszcza sobie miłość. Taki jest właśnie ich rozsądek – na te sprawy był czas przed laty. Zresztą, ile można próbować? Skoro do tej pory się nie udało, to znaczy, że nie było mi pisane. Nie ma się co czarować, że najlepsze przede mną. Jest dokładnie na odwrót.
Kobiety odczuwają to szczególnie mocno. Prędzej dopada je zniechęcenie, dużo bardziej obawiają się młodszej konkurencji. Jak można walczyć z dwudziestolatką? Przecież nie ma się najmniejszych szans, jest tylko wstyd i upokorzenie, lepiej zgasić te tlące się jeszcze w środku emocje. Rówieśnicy zawsze wybiorą młodszą. Wartościowi mężczyźni od dawna są zajęci. Jest jakaś dawka miłości przypadająca na każdego człowieka, ja swoją już zużyłam. Nie umie się po prostu pokochać siebie, a jak ktoś nie opanował tej sztuki, to ma niewielkie szanse na odwzajemnione uczucie.
Poza tym, starszej kobiecie nie bardzo wypada się zakochać. Owszem, może wejść w związek, ale tylko taki bardzo stateczny, z jakimś starszym panem wymagającym stałej opieki. Nic prawdziwie dzikiego i namiętnego. No kto to widział, by 50-letnia panna młoda z zalotnym uśmiechem karmiła tortem swojego równie leciwego małżonka? Bleee. Nie i jeszcze raz nie. Widok starszych ludzi trzymających się za ręce jest słodki, ale gdy ten dojrzały pan złapie swoją dojrzałą panią za kolanko, znowu jest obrzydzenie, no czy oni wstydu nie mają? Dlatego im kto starszy, tym bardziej odziera swoją miłość z wszelkiego romantyzmu, bo nie chce się ośmieszyć. Bo miłość może i nie ma granic, ale limity wiekowe najwyraźniej już tak.
12 komentarzy
niektóre osoby po przejściach, zdradach, nieudanych związkach zamiast stać się ostrożne robią się chorobliwie nieufne i podejrzliwe. wszędzie widzą podstęp, wyrachowanie, fałsz chyba na zasadzie Kto raz się sparzy ten na zimne dmucha.
wszystkie osoby płci przeciwnej wrzucają do jednego worka i trzymają na wszelki wypadek na dystans bo „na pewno mnie zrani tak jak X”. Każde najmniejsze podobieństwo z X budzi strach, złość, chęć ucieczki (a podobieństwa będą bo to ta sama płeć)
Wymagania wobec nowych osób są tak wysokie że sięgają nieba. Skoro X był/a straszny/a, ty masz być idealny/a żeby zadośćuczynić za te wszystkie krzywdy. Masz udowodnić że nie posiadasz wad i że nigdy nie popełnisz żadnego błędu.
Ale kto jest w stanie spełnić tak nierealne oczekiwania? W końcu wszyscy jesteśmy tylko ludźmi.
nie wiem co mogłoby pomóc tak zranionym osobom.
muszą najpierw same postanowić że odważą się, jak to się ładnie mówi, obdarzyć kogoś zaufaniem.
Zdecydowanie z wiekiem wszystko jest rozsądniejsze. Jak wspominam swoje 'wielki’ miłostki nastolatki to śmiać mi się chce he he
Myślę, ze prawdziwa miłość nie ma „wieku”, ale wcześniejsze doświadczenia sprawiają, że stajemy się silniejsi i bardziej rozsądni.
Niektórzy są ostrożni i nieufni, inni wręcz przeciwnie, czasem desperacja powoduje irracjonalne zachowania….
Przeczytałam z przyjemnością, uśmiałam się – i jak większość kobiet po 30 – robię swoje dalej 😉
Zakochanie ma to do siebie, że rozsądek idzie na spacer, niezależnie od wieku.
„Dlatego związek traktuje się jak inne dobra nabyte – drugi człowiek jest jak nowy smartfon, z funkcjami, które mają uczynić nasze życie łatwiejszym i przyjemniejszym. Jest więcej cynizmu i egoizmu. Miłość przestaje być priorytetem.”
Zgodnie z powyższym dałem se spokój, korzystam z życia carpe diem i takie tam ;]
Bardzo podoba mi się ten tekst, zwróciłaś uwagę na tyle różnych aspektów sytuacji. Faktycznie jest coś takiego, że starszym ludziom nie wypada się zakochiwać, a moim zdaniem to właśnie jest fantastyczne, że niezależnie od życiowych przejść każdy z nas ma jeszcze szansę na motyle w brzuchu. Wśród osób, które znam, więcej jest niestety takich, które próbują sobie odbijać po latach „straconą” młodość i szaleją, zamiast nabierać rozwagi w związku. Myślę, że wszystko zależy od konkretnej osoby…
Na pewno nie wystarczy minuta żeby pokochać bo trzeba dłużej i bardziej znać kogoś. Poza tym może i wpływu nie mamy z kim zaiskrzy to na pewno mamy bardziej otwarte oczy i nie dajemy się tak omamic czułymi słowkami. Bardziej rozumem się kierujemy. I z wiekiem trudniej się nam otworzyć na nowe związki itd jak już raz prawdziwie pokochałysmy w życiu to drugi nikt nie będzie dla nas tak ważny. Bardziej na chłodno podejmujemy decyzje i tym samym więcej osób potencjalnych partnerów odrzucimy. Tak przynajmniej działa to w moim wypadku.
myślę że często osoby po przejściach w jakiś sposób są wciąż uwiązane do byłych partnerów i nie są gotowe na nowy związek.
My mamy często krótką pamięć i idealizujemy tych co zniknęli. Mimo że wykończyli nas nerwowo, we wspomnieniach nagle zaczynamy ich widzieć w innym świetle, Pamiętaj, że to po prostu twój umysł płata figle, bo zawsze idealizuje to, co się traci.
Pomocne może następujące ćwiczenie polecane przez psychologów – sporządzenie szczegółowej listy wad ex. Powinny tu być:
-rzeczy które nam się nie podobały we wzajemnej relacji
-potrzeby które nie zostały nigdy spełnione
-pozytywne cechy których nasz partner nie umiał docenić
-rzeczy do których nasz partner zmuszał, a na które nigdy nie mieliśmy ochoty
Taką listę powinniśmy nosić przy sobie i rzucać na nią okiem zawsze wtedy, kiedy robimy się sentymentalni. W razie gdybyś miała pustkę w głowie Twoje koleżanki i znajomi na pewno dorzucą trzy grosze…
Uświadomienie sobie, że byłemu partnerowi do ideału było daleko, może pomóc ruszyć dalej.
Ja myślę, że jednak coraz częściej ludzie wyzbywają się myśli, że ludziom starym nie wypada się zakochać 😉 Widzę coraz więcej osób, często po rozwodach, które odnajdują miłość po 50-tce.
Oczywiście, że na miłość zawsze jest pora i niezależnie od wieku każdy ma do niej prawo. Może i doświadczenie związane z wiekiem powoduje większą ostrożność ale kiedy się zakochamy to już i ostrożność idzie spać. I bardzo dobrze, miłość to piękne uczucie, dodające smaku w życiu, chęci do życia i działania. Zakochany człowiek może przysłowiowe góry przenosić i wiem co mówię bo doświadczyłam tego w wieku po 50-tce.
Ja też zakochałam się po pięćdziesiątce , mąż , odchowane dzieci. Niczego nie oczekiwałam , na nic nie liczyłam, zwykła domowa stagnacja, było mi z tym dobrze. Żyłam tylko sukcesami dzieci i nagle problemy z kolanem. On lekarz , odrobinę starszy, długo nie odczytywałam jego sygnałów bo przecież od dawna byłam już „przezroczysta” , sama też niczego nie szukałam. Ale nagle wszystko wybuchło i powiem wam ,że jest fantastycznie. Wyglądam jak milion dolarów, to przez hormony szczęścia . Młodsi mężczyzni oglądają się za mną, dbam o siebie , nowe ciuchy , bielizna, wszystko mnie cieszy. Na miłość zawsze jest pora i nigdy nie wiadomo kiedy się pojawi. Ostatni raz byłam zakochana mając 35lat i uważałam, że jestem stara !! Cieszcie się dziewczyny ,że jesteście młode,czterdziestka to też piękny wiek a jak widać miłość po 50tce też spada na człowieka.