Zamieszkać na próbę – czy to zdaje egzamin?
Żadna randka nie powie o twoim chłopaku tyle, co wspólne mieszkanie. Życie pod jednym dachem bezlitośnie obnaża wady, które najchętniej ukryłoby się przed drugą stroną na zawsze. Wymaga dyscypliny, bo przecież w towarzystwie drugiej osoby nie można sobie na wszystko pozwolić. Musimy dzielić się przestrzenią z kimś innym i nauczyć się trudnej sztuki kompromisu. To doskonały test przed wymianą obrączek, bo przecież mieszkanie razem to takie trochę małżeństwo na próbę. Zamieszkać na próbę? W końcu ślub niczego nie zmieni, poza tym, że w USC oficjalnie będziemy widnieć jako para na dobre i na złe.
Czy aby na pewno? Czy faktycznie wystarczy się do kogoś wprowadzić by zyskać pewność, że to właśnie ten jedyny i wymarzony? A może życie „na kartę rowerową” przynosi więcej szkody niż pożytku?
Mieszkanie przed ślubem. Ostrożność się opłaca
Przejście z etapu randek od razu do małżeństwa to niezwykle ciekawe doświadczenie, bo od razu rzucamy się na głęboką wodę i z radością (bądź nie) odkrywamy się wzajemnie. Jeśli rzeczywistość nie odbiega znacząco od naszych wcześniejszych wyobrażeń – jesteśmy wygrane. Gorzej, gdy po ślubie ten wspaniały facet okazuje się gburem, leniem i despotą. A czy jest lepszy sposób na poznanie prawdy niż zaproszenie kogoś pod swój dach, by dzielić z nim nie tylko przyjemności, ale i codzienne troski?
To niby oczywiste, ale testowe mieszkanie przed ślubem to bardzo młody wynalazek.
Zamieszkać na próbę? Dawniej, gdy małżeństwa były w dużej mierze aranżowane przez rodziców, nikt sobie nie zawracał głowy zgodnością charakterów, dopasowaniem w łóżku i innymi tego typu „bzdurami”. Dzisiaj partnerów dobieramy bardziej świadomie i przede wszystkim samodzielnie. Wiemy, że po ślubie wcale nie musi „zaskoczyć”. Dlatego coraz częściej decydujemy się na wspólne, przedmałżeńskie życie, by zyskać pewność, że ten uroczy mężczyzna zabierający nas na romantyczne spacery po parku będzie równie miły w obejściu, gdy wspomnimy mu, że toaleta sama się nie wyczyści.
Kim jesteśmy naprawdę? Zamieszkać na próbę
Życie na próbę otwiera oczy na mało pociągające cechy partnera: bałaganiarstwo, skąpstwo, brak higieny, ustawiczne zrzędzenie, zamiłowanie do przemocy, etc. Pokazuje, czy możemy liczyć na partnerski układ, czy może jednak któraś ze stron nie ma najmniejszej ochoty do zawierania kompromisów. Jak na dłoni widzimy, czy umiemy rozwiązywać konflikty, czy kłócimy się o byle bzdurę. Przekonujemy się, jak w praktyce wygląda dzielenie się obowiązkami i wspólne gospodarowanie pieniędzmi. Sprawdzamy, czy drugiej stronie dalej chce się o nas starać; to przecież żadna sztuka przygotować efektowną randkę raz na tydzień osobie, którą widujemy tylko w weekendy, znacznie więcej wysiłku wymaga wymyślenie i przygotowanie emocjonującego wieczoru dla kogoś, kogo mamy na co dzień, już „zaklepanego”. Dowiadujemy się wreszcie, czy ktoś zamieszkał z nami z miłości czy po to, by zyskać służącą i kucharkę.
Bez mieszkania przed ślubem ryzyko porażki jest zdecydowanie większe. Oczywiście, nasz przyszły mąż nie jest kompletnie obcą osobą, ale czym innym są spotkania dwóch niezależnych osób, a czym innym życie pod jednym dachem. Jako „zwyczajni” narzeczeni jesteśmy święcie przekonani, że ślub niczego między nami nie zepsuje. Mieszkanie razem może udowodnić, jak bardzo się w tej kwestii mylimy. I w razie poważnych problemów zyskujemy wygodną furtkę. Wyplątanie się z nieudanego małżeństwa jest możliwe, ale wymaga niemałego wysiłku. Dużo łatwiej powiedzieć sobie „żegnaj” przed złożeniem ślubnej przysięgi niż potem miesiącami ciągać się po sądach, wyciągać brudy przed obcymi ludźmi, płacić prawnikom. Gdy test nie wypali, po prostu zrywamy związek, zamiast przysięgać na wieki wieków niewłaściwej osobie.
Zamieszkać na próbę . Co nagle to po diable
Argumentów za zamieszkaniem przed ślubem jest sporo, jednak z momentem przeprowadzki lepiej się nie spieszyć. Wiadomo, na samym początku znajomości nie możemy bez siebie żyć i najchętniej spędzalibyśmy razem 24 godziny na dobę, zwykle jednak zbyt szybka decyzja o wspólnym gniazdku przynosi opłakane skutki. To prawda, mamy ukochanego cały czas pod ręką, co jest bardzo fajne, ale tylko do czasu. Przez tą dostępność non stop odbieramy swojemu związkowi wiele magii. Nie tęsknimy, nie szykujemy się z przejęciem na kolejną randkę, nie czekamy z napięciem na telefon, nie zastanawiamy się, jak będzie tym razem. Ta niepewność bywa irytująca, ale dodaje smaczku, podczas gdy zamieszkanie razem bezpowrotnie odbiera część tych emocji. Nasz związek szybko staje się zwyczajny, co niezbyt dobrze wróży na przyszłość.
10 komentarzy
zapewne jest możliwość poznania bliżej osoby z którą przecież chcemy żyć, zwłaszcza wad i zdecydować czy je akceptujemy. Choc z drugiej strony jak się kocha to wady stają się mniej istotne
Obecnie WIEKSZOŚĆ par latami mieszka ze sobą przed ślubem, a 2 lata po ślubie się rozwodzi co absolutnie przeczy teorii poznawania się poprzez wspólne mieszkanie. Niby ślub to dla nich „tylko papierek” a jednak tyle zmienia – niebywałe!!
oczywiście, że wspólne mieszkanie przed ślubem nie gwarantuje braku rozwodu po ślubie 🙂 moim zdaniem warto jednak starać się zamieszkać z kimś, ze znajomymi, potem może z narzeczonym – bo to uczy sztuki kompromisu ogólnie
Przed ślubem mieszkałam z narzeczonym 5 lat … a wyprowadziłam się 9 msc po ślubie . Wspólne mieszkanie niczego nie gwarantuje, ale nie wyszłabym za mąż bez wcześniejszego wspólnego mieszkania ….
Zamieszkalam z facetem po 4 mcach znajomosci. A teraz minie nam 4 lata mieszkania pod jednym dachem. A slub? Pewnie kiedys…
Nie ma reguły. Trzeba trafić na odpowiednią osobę
Nie ukryjesz brudnych skarpet i starych gaci…
to nic nie daje…według mnie nie ma sensu decydować się na mieszkanie ze sobą przed ślubem
niezle I zaczelys ie watpliwosci ja mam zamieszkac z moim facetem za kais mc …. ocham go ale to do niego sie wprowadzam I co
Nie mieszkaliśmy razem przed ślubem. A jesteśmy już po 8 lat. Bez ślubu łatwiej jest powiedzieć „żegnaj”, jak się już ma papierek to jednak człowiek bardziej się stara rozwiązać problemy.