Zazdrosna jak kobieta? O tym, dlaczego siebie nie lubimy
Facetom możemy pozazdrościć męskiej solidarności. Wiadomo, w razie potrzeby jeden drugiego zawsze będzie krył. Jak w tym kawale o pijanym i mocno spóźnionym mężu, który według jednego z kolegów, do którego zadzwoniła szukająca prawdy żona, nadal u niego jest i śpi. Jednak czy my-kobiety mogłybyśmy liczyć na to samo ze strony naszych koleżanek? Niektóre z nas mają to szczęście posiadać w swoim otoczeniu bezgraniczne lojalne kobiety i cieszą się przyjaźnią rodem z serialu „Seks w wielkim mieście” lub „Przyjaciółki”, jednak jak dowodzą badania naukowe i (niestety) życie, bardzo kiepsko jest u nas z tą babską solidarnością.
Zazdrość o urodę i rywalizacja o faceta źródłem problemów?
Baśnie „Królewna Śnieżka”, „Kopciuszek” pokazują nam do czego potrafi posunąć się kobieta zazdrosna o urodę tej drugiej. W realnym świecie oprócz urody, zazdrość może budzić właściwie wszystko: sukcesy zawodowe, zaradny i przystojny partner, status materialny itp.
Już od wczesnego dzieciństwa zauważamy, że są dziewczynki od nas ładniejsze, lepiej ubrane czy posiadające fajniejsze zabawki i to na nie kierowana jest większa uwaga oraz zachwyty dorosłych oraz rówieśników co wzbudza oczywistą zazdrość.
W dawniejszych czasach atrakcyjny wygląd często decydował o lepszym zamążpójściu i co za tym szło, znacznym polepszeniu swojego losu, zwłaszcza jeżeli kobieta nie pochodziła z zamożnej rodziny. Współcześnie nasze „być czy nie być” nie zależy już w takim stopniu jak kiedyś od urody, jednak nie ma co udawać, że nie ułatwia ona nam życia. Zazdrościmy tym atrakcyjniejszym, które niekiedy mogą usłyszeć, że stanowisko w pracy zawdzięczają sypianiu z przełożonym, albo skoro jest ładna to pewnie i głupia.
Nie pozostawiamy przysłowiowej suchej nitki również na tych (według nas) „gorszych”, nie dość atrakcyjnych kobietach. Tym razem niby z troski mniej wyróżniająca się urodą kobieta usłyszy, że „powinna schudnąć dla swojego zdrowia”, za plecami, w rozmowie z innymi koleżankami zostanie dodatkowo określona „spaślakiem” lub podobnym, nie mniej obraźliwym epitetem. Przyznajcie, że w męskim świecie takie rzeczy raczej nie mają miejsca. Faceci grają przeważnie w otwarte karty, rywalizują na kompetencje, coś im nie pasuje- mówią wprost, powyzywają siebie, dadzą sobie „po razie”, dogadają się i pójdą w ramach zgody na piwo. Również uroda w męskim świecie odgrywa niewielką rolę, tam przede wszystkim liczą się kompetencje, no chyba, że chodzi o wybory Mistera, ale to już inna bajka.
Po trupach do celu
Dopiero od 100 lat możemy cieszyć się przywilejami dostępnymi mężczyznom od urodzenia i to jedynie z racji posiadanej przez nich płci. Nadal jednak daleka droga do pełnego równouprawnienia.
Kobiety doskonale wiedzą, ile wysiłku muszą włożyć, by awansować i osiągnąć sukces zawodowy, uznanie i szacunek, albo przynajmniej zarabiać na równi z mężczyzną, będącym na równorzędnym stanowisku. Zdobytą z wielkim trudem pozycję zawodową jesteśmy w stanie bronić, grając mocno nie fair. Jak dowodzą badania przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych i Europie, jesteśmy wobec przedstawicielek własnej płci bardziej agresywne niż wobec mężczyzn.
Ciężko jest nam pogodzić się z tym, że młodsza podwładna czy koleżanka z pracy jest od nas w czymś lepsza, bo w ten sposób zaczyna cierpieć nasza samoocena, bardzo często zależna od tego, jak wypadamy w porównaniu z innymi kobietami. Uczucie zazdrości można oczywiście wykorzystać w pozytywny sposób i na przykład skończyć dodatkowy kurs zwiększający szanse naszego awansu lub ugruntowania pozycji zawodowej. Niestety wiele kobiet zamiast otwartej rywalizacji wybiera jej ukrytą formę. Zaczynają knuć, intrygować, niby w trosce komentować „dziwne” zachowanie „koleżanki”, doszukiwać się jej wad, szykanować, podważać kompetencje i wiedzę, dopowiadać do faktów zmyślone historie, plotkować, stosować mobbing. Uderzają tam, gdzie znajduje się czuły punkt tej drugiej- rywalki.
Badania CBOP zresztą jasno wskazują, że zaledwie 17% z nas chciałoby mieć szefową kobietę. Inny, podobny dowód złego traktowania kobiet przez kobiety stanowią badania przeprowadzone przez Victorię Burbank – antropolożkę z University of California. Przebadała ona ponad 1500 kobiet pracujących w różnych zawodach, ponad 90% z nich spotkała się z represjami właśnie ze strony innych kobiet. Coraz częściej zdarzają się przypadki wyjątkowo okrutnego, fizycznego ataku, nawet bardzo młodych dziewczyn na swoje rówieśnice. Izolowanie, wyzwiska, nękanie, prześladowanie, zastraszanie to już niemal „norma” w szkołach. Sterroryzowana ofiara często traumę nosi ze sobą przez wiele, wiele lat, jest zmuszona zmienić szkołę, a niekiedy wykończona takim traktowaniem, nie znajdując zrozumienia u dorosłych w ostateczności odbiera sobie życie.
„Nikt Cię nie zrozumie tak dobrze jak inna kobieta” vs „Nikt Cię nie osądzi surowiej niż druga kobieta”
O prawdziwości powyższych stwierdzeń dowiedzą się kobiety w ciąży i na porodówce, mając do czynienia z pozbawioną empatii położną, mało delikatną panią ginekolog czy pielęgniarką w przychodni. Czasami brakiem zrozumienia dla dolegliwości kobiety w czasie okresu, ciąży czy w trudnych życiowych sytuacjach wykazują się nasze siostry czy matki.
Boli cię brzuch, ciężko znosisz okres ciąży, miałaś CC zamiast porodu naturalnego, karmienie piersią Cię przerasta i postanowiłaś podawać mleko modyfikowane, nie możesz stracić nadprogramowych kilogramów? Ile z nas usłyszało, że: przesadza bo brzuch przy okresie lub porodzie tak mocno nie boli (to znaczy, ją akurat nie boli/bolał), ona nosiła do końca ciąży worki z ziemniakami i nie narzekała, cesarka to „wydobyciny”, wygoda a kobieta tak rodząca to nie jest prawdziwa matka (prawdziwa matka rodzi przez co najmniej 20 godzin i to bez znieczulenia). Podając butelkę zamiast piersi, robi się krzywdę biednemu dziecku, a najlepiej to odebrać maluszka takiej wyrodnej matce, dać tej, która będzie karmiła piersią najlepiej do 30 roku życia „dziecka”. Zresztą i tak będzie niedobrze, bo zbyt długie karmienie piersią, szczególnie w miejscu publicznym też spotkają się z dezaprobatą.
Trudno zrozumieć, osądzić łatwiej…
Pewnie jest wiele kobiet, które usłyszały przykre słowa od drugiej kobiety w szczególnie trudnym dla siebie okresie życia. Empatii i solidarności brakuje również gdy chodzi o kobiety doświadczające przemocy domowej oraz ofiary gwałtu.
Wystarczy poczytać komentarze kobiet komentujących artykuły opisujące tego typu przestępstwa, wiadomo – to ofiara jest winna sama sobie. Mając wpojone przekonanie o wyższości mężczyzn, komentujące kobiety są wobec nich bardziej lojalne niż wobec dzieci-ofiar pedofilów. Widać to było, gdy zaczęły wychodzić na jaw przestępstwa duchownych, wiele kobiet, nawet tych mających własne dzieci stawało murem za księdzem, nie zaś za niewinną ofiarą. Tym samym czyniąc z kilkuletniej dziewczynki lub chłopca deprawatorów dorosłych mężczyzn.
Bardzo surowo potrafimy oceniać swoją płeć, wykazując jednocześnie dużo zrozumienia dla facetów. Zdradzający, agresywny partner? Jemu można wybaczyć, zapomnieć ale jego kochanka zostanie zwyzywana od najgorszych.
Z drugiej strony istnieje wiele ciepłych, cudownych, empatycznych, współczujących, kobiet: położnych, lekarek, pielęgniarek, nauczycielek, matek, sióstr, koleżanek, przyjaciółek, które na co dzień i w kryzysowych sytuacjach potrafią realnie pomóc, doradzą, uspokoją, pocieszą. Same przeszły to co ty lub mają w sobie wystarczająco wiele empatii oraz serca, by zrozumieć drugą kobietę i sytuację, w jakiej się znalazła.
Co stoi na przeszkodzie kobiecej solidarności? Czy jest ona możliwa?
Całkowita solidarność rozumiana jako współdziałanie w celu ochrony wspólnych interesów jest ideałem, do którego fajnie by było dążyć, ale jest on (przynajmniej według mnie) niemożliwy do osiągnięcia.
Jesteśmy kobietami, jednak różni nas tak wiele: poglądy polityczne, wyznanie, środowisko w jakim dorastałyśmy i w jakim żyjemy, status materialny, wykształcenie, wiek, poglądy. Wszystko to ma wpływ na to, jakie jesteśmy i jak podchodzimy do spraw stricte związanych z kobietami.
Są wśród nas strażniczki patriarchatu, przekonane, że miejsce kobiety jest w domu z gromadką dzieci, popierające polityka opowiadającego się za pozbawieniem kobiet praw wyborczych. Wśród feministek znajdą się zarówno wojowniczki uważające mężczyzn za zło tego świata, jak i takie, które ze spokojem, powoli będą starać się, by zlikwidować nierówności i stereotypy związane z płcią.
To co możemy zrobić, by nie narzekać na brak kobiecej solidarności to przynajmniej uczyć się, próbować zrozumieć odmienne od naszych racje drugiej kobiety, odrzucić wbity nam do głowy schemat myślowy oraz uprzedzenia. Zamiast wrogości wybrać przyjaźń, wsparcie zamiast bezwzględnej rywalizacji, lojalność zamiast fałszu. Jest w nas moc i siła zarówno do tworzenia jak i do niszczenia, musimy tylko wybrać właściwą drogę postępowania. Doceniać inne kobiety, ich zasługi, wiedzę. Pod wpływem emocji nie wdawać się w bezsensowne romanse z zajętymi facetami. Tylko tyle i aż tyle jest w stanie zmienić coś na tym (jeszcze) zbyt wrogim kobietom świecie.
Zostaw komentarz