Zerwanie kontaktów z rodzicami – instynkt samozachowawczy i bóle fantomowe
Zerwanie kontaktów dorosłych dzieci z rodzicami to trudny krok, na który decydują się tylko nieliczni. Najczęściej wtedy, gdy osiągnie się stadium ściany. Gdy czuje się przed sobą mur, będący synonimem beznadziei. Z rozpaczą próbuje się uderzać w niego głową, po to, by nieco zmienić patową sytuację. Jednak zamiast efektów, pojawiają się ból głowy, siniaki i guzy. Raz za razem i ani cienia nadziei na promienie słońca. Brak zrozumienia, napływające co chwilę fale krytyki, często poniżania i wyśmiewania przelewają czarę goryczy. Aż w końcu przychodzi taki moment, że pada sławetne „dość tego”. Pojawia się myśl, że działanie wbrew sobie jest równie trudne, co odpuszczenie. W końcu trzeba stanąć przed dramatycznym wyborem – walczyć o rodzinę, jaką chciałoby się mieć, czy może zawalczyć o siebie? Odpuścić i odgryźć sobie poranioną część duszy a potem żyć z poczuciem utracenia czegoś ważnego? To nigdy nie jest prosta decyzja, bo zawsze niesie koszty. Zatem poddać się czy przetrwać?
Gorzki smak samodzielności
Dojrzewanie dzieci przynosi ambiwalentne uczucia. Z jednej strony pojawia się radość i satysfakcja, a z drugiej tęsknota „za małą córeczką wpatrzoną w rodziców”. Z tym paradoksem wiąże się problem zbyt samodzielnych dzieci, które szybko uniezależniają się finansowo, są samowystarczalne, w żaden sposób nie zależne od pomocy rodziców.
Takim dorosłym już dzieciom łatwiej mieć własne zdanie, łatwiej żyć po swojemu, jeśli wiedzą, że nie muszą obawiać się zakręcenia kurka z dopływem pieniędzy czy odmową pomocy przy wnukach.
Praktyka pokazuje, że dzisiaj niewielu dorosłych może pozwolić sobie na taki luksus. Większość jest zmuszona korzystać, czy to z mieszkania rodziców, mieszkać pod jednym dachem, czy to z ich wsparcia finansowego albo pomocy przy wychowywaniu dzieci. Wtedy nie pozostaje nic innego, jak żyć tak, jak rodzic tego sobie życzy. Skoro nie ma innego wyjścia, trzeba brać to, co jest.
Problem pokoleń
Kłopoty z komunikacją w rodzinie mają niemal wszyscy. Jednak tylko nieliczni muszą mierzyć się z taką ich formą, z którą nie można sobie poradzić w żaden inny sposób, jak poprzez zerwanie kontaktów z rodziną. Co znamienne najczęściej rany przebiegają nie tylko na jednej linii.
Mama, która nie potrafi dogadać się z własną córką, nierzadko nosi w sercu własną zadrę – pamięć słabych kontaktów z własną mamą. Obiecywała sobie, że nie popełni tych samych błędów. Tymczasem unikając ich, robi dużo gorsze rzeczy, które sprawiają, że historia się powtarza w kolejnym pokoleniu. Podobne konflikty mogą rozgrywać się u rodzeństwa i ich dorosłych dzieci. Innymi słowy często mają związek z rodzinnym „genem”, do którego noszenia nikt nie chce się przyznać.
Co to za córka…
Każdemu rodzicowi należy się szacunek. Z samego faktu, że nim jest. Dziecko natomiast ma obowiązek słuchać i pomagać. – to silnie ugruntowane w polskim społeczeństwie przekonanie.
Wynika z niego prosta konsekwencja, jeśli dorosłe już dziecko z potrzeby ratowania siebie, własnego związku lub rodziny odcina się od swoich korzeni otrzymuje piękną etykietkę „złej córki”. Jeszcze lepiej „wyrodnej”. Bardzo szybko staje się czarną owcą, na której grzbiet zrzuca się wszystkie rodzinne winy, bo tak łatwiej, bo to prosty sposób, który pozwala pozbyć się poczucia winy, smutku i rozczarowania.
No i zaczyna się.
To jej wina. Matkę i ojca trzeba szanować. Jacy by nie byli, trzeba im pomagać. Rodziców się nie zostawia…
I mało kogo to interesuje, że w normalnym układzie żadne dorosłe dziecko nie zdecyduje się na taki krok, jeśli samo nie zostało odtrącone i na wiele sposobów opuszczone dużo szybciej. Zerwanie kontaktów z rodzicami jest prostą konsekwencją tego, co działo się wcześniej. I to nie jest tak, że dorosłe dziecko jest złe, a rodzic pokrzywdzony. Nie jest również tak, że dorosła córka jest bez winy, a matka czy ojciec zasługują na pełne potępienie. Zazwyczaj problemem jest nieumiejętna komunikacja. Brak woli, żeby gdy dziecko dorośnie, wprowadzić dotychczasowe relacje na inny poziom: dziecko, od którego dotąd wymagało się pełnego posłuszeństwa będzie traktowane z szacunkiem i zrozumieniem. A rodzic, na którego patrzyło się dotąd jak na osobę nieomylną, zyska prawo do bycie niedoskonałym.
Czcij ojca i matkę – to działa w dwie strony
W Polsce nadal panuje silna społeczna presja do tego, by „czcić ojca i matkę swojego”.
Wielu zapomina o tym, że przykazanie to obowiązuje dwie strony. Wyraźnie to widać w listach św. Pawła, w których czytamy: „A wy, ojcowie, nie pobudzajcie do gniewu waszych dzieci” (por. Ef 6,1-4). Innymi słowy rodzice powinni być godni szacunku dzieci. Dorosłe dzieci mają własne zobowiązania i nie muszą w swoim życiu realizować planów własnych rodziców. I to wyczytamy właśnie w Biblii.
Skoro nie jesteś taka, jak ja chcę, nie akceptuję Cię
Zerwanie kontaktów z własnymi rodzicami to bolesna decyzja, która na zawsze pozostawia po sobie ślad. Każdy z nas wyrasta bowiem z jakiegoś środowiska, ma pewne korzenie, od których bardzo trudno się odciąć. Gdy to się robi, pozostaje poczucie niepełności, wybrakowania. Świadomość, że nie jest się wystarczająco dobrą dla własnych rodziców jest szalenie przygnębiająca. Bo skoro nie docenia mnie własna mama czy tata to, kto tak naprawdę to zrobi?
Pewnie, można doceniać siebie. Można mieć szczęśliwą rodzinę, wspierającego męża. Jednak brak kochającej mamy i troskliwego taty to deficyt, którego nie sposób niczym zastąpić. Bo jeśli nie podobam się własnej mamie, czy tacie to co dopiero mówić o innych? Łatwo uwierzyć w wypowiadane wprost czy podświadomie myśli rodziców – jestem wybrakowana, coś ze mną nie tak, że moja mama nie lubi mnie takiej, jaką jestem. Reakcję na to odkrycie mogą być różne. Dorosłe dziecko może kompulsywnie starać się udowodnić sobie i innym, że jest świetne, piąć się po szczeblach kariery i osiągać najwyższe szczyty. Może nadmiernie dbać o swój wygląd, by pokazać, że wcale nie jest brzydka i nieporadna. Jednak w ten sposób nie sposób zaspokoić potrzeb, które leżą u źródeł takiego zachowania. Tego, czego dziecko nie otrzymało w dzieciństwie, nigdy nie uzyska w życiu dorosłym. Przygnębiające? Tak. Można jedynie odżałować, wypłakać „przeszłość” i iść dalej, akceptując fakt życia z luką, która nie zniknie.
Oderwanie się od rodziców będzie zawsze wiązało się z odczuwaniem bólów fantomowych, po kawałku siebie, które się straciło. Można być szczęśliwą, zadowoloną, pełną nadziei, ale nie zniknie odwieczne pytanie: dlaczego?
Stwarzać pozory
Gdy pojawiają się bolesne konflikty, jedni decydują się je rozwiązywać, co niestety często wiąże się ze zrozumieniem prostej prawdy, że rodzic nie ma zamiaru się zmieniać. Drudzy natomiast wybierają inną ścieżkę – stwarzania pozorów, dla świętego spokoju milczenia, niewdawania się w inne rozmowy niż te na bezpieczne tematy. Żyją w roli – pani-podwładna. W takim mdłym, a jednocześnie upokarzającym układzie można trwać latami, odgrywając piękny dla zewnętrznych oczu teatrzyk pod tytułem jesteśmy zgraną rodziną.
Dla osób wrażliwych, które widzą ten fałsz jak na dłoni, które pragną od rodzinnych spotkań czegoś więcej, taki układ bywa jednak nie do wytrzymania. Nie mają siły udawać, nie mają wystarczającej motywacji, by pozwalać na złe traktowanie siebie i swoich bliskich. Wtedy się odcinają lub w mniej radykalnej wersji rozluźniają kontakt i porządkują go.
Co na to psychologowie? W ich opinii, im lepszy kontakt mają rodzice z dzieckiem, gdy to zaczyna dojrzewać i startuje w dorosłe życie, tym mniejsza szansa, że dorosłe dziecko zerwie z nimi kontakt. Im rodzice prezentują sobą bardziej autorytarny styl wychowawczy, tym ryzyko rozpadu więzi drastycznie rośnie. Czasami zerwanie kontaktów to jedyny sposób.
123 komentarze
Mieszkamy z rodzicami męża…..o tyle o ile on potrafi się odciąć to mamusia po dziś dzień pyta go np o której wróci do domu :)))
Z troski 🙂
W XXI wieku temat tabu- niem nic na ten temat. Od ponad roku nie mam kontaktu z córką, która obrała sobie mnie za wroga już w gimnazjum. „Tu masz brudne spodnie” , jako fakt, a nie przytyk był zawsze odbierany agresywnie. Matka- wróg nr 1. To moje odczucia od kilku lat. Kto mi może pomóc? Mnie nie ma, ja tylko jestem złem. Moja córka z ciągłą depresją – ciągle pokrzywdzona, nierozumiana. A ja ta zła… Może czas odejść. Wtedy może będzie lepiej? A może wtedy nie będzie kogo już zwalić swoich niepowodzeń. Chyba, że na trupa- nie majem/go, a jest potrzebna/y.
Może ” brudne spodnie” były przelaną czarą goryczy?Ja nie rozumiem matek,które opisują jak cudowne są.Skoro są takie wspaniałe to dlaczego dziecko chce z nimi zerwać kontakt?Ja przy mojej czuję się brzydka,zawsze czułam się brzydka-to po kilku wypowiedziach na temat mojego wyglądu i zachwycania się wyglądem moich rówieśnic.Mam męża dla którego jestem piękna bezwarunkowo ,on mi daje akceptację.Moja matka nie krytykuje słownie już mojego wyglądu ,ale czuję jej krytyczny,nieakceptujący wzrok.Zresztą nie o wygląd tu idzie ,tylko o akceptację człowieka jako osobę wartą miłości.Przy niej czuję się źle.Wiem,że nie mogę na nią liczyć.Kiedyś wyrzuciła mnie z domu przy zapaleniu płuc u mojego syna.Uważam ją za idiotkę pod względem emocjonalnym.Nigdy nie było między nami bliskości.Kiedyś byłam w stanie sprzedać moją przyjaciółkę za 5 minut uwagi od matki,dzisiaj nie potrzebuję wcale jej uwagi.Mogę nie odzywać się miesiącami do niej-nie mam z tym trudności.Zresztą moim jedynym marzeniem w dzieciństwie,a potem w młodości było nie oglądanie ich już więcej.
Matki najpierw robią krzywdę własnym dzieciom później twierdzą że to one mają rację. Ja moejj matki nienawidzę i właśnie planuje zerwać kontakt. Niczego mi nie dała. Nigdy.
Droga Xyz, mam właśnie taką matkę, która uważa, że zwalam na nią winę za swoje niepowodzenia, stany emocjonalne, depresję. W ogóle nie widzi, że rozbiła naszą rodzinę swoim skandalicznym zachowaniem, agresją, poniżaniem mnie, siostry i naszego Taty, urządzaniem takich igrzysk śmierci jak w koloseum, ze zmienną rolą ofiary i obserwatora. Raz ja na górze, raz Ojciec na dole, raz siostra poniżana. Władcza matka- matrona, stale bacznie obserwująca innych, nie mająca swoich przyjaciół, pracy, skłócona z rodziną, a oceniająca wszystko i wszystkich wokół siebie. Zawsze wychwalała moich kolegów i koleżanki, ze mną zawsze było coś nie tak, nie byłam dość dobra. Wyjścia są dwa. Albo jak moja siostra stracić rozum i siebie i podporządkować się jej rozkazom, albo jak ja odciąć się… ale zawsze w jej oczach będę tą rąbniętą w głowę histeryczką 😉
śmiechu warte , dała życie
NICZEGO nie dała !!! życie Tobie dała. A czego chcesz ? masz ręce, masz nogi ? tylko mózg zgubiłaś,bo jęzor masz cięty. Napisałaś wszystko o swej osobowosci.
Mam podobnie, tylko u nas tata jest tata taką figurą, a matka podwładną, a ja? wyrodną córką 🙂 pomimo tego, że jeszcze jakiś czas temu co około 2 tygodnie dzwoniłam do taty z pytaniem jak się czuje, co u niego słychać, potem po prostu przestałam dzwonić, bo puszczał na głośnomówiący z matką i wspólnie zaczęli rozmawiać o wszystkim i o niczym co widzieli, co słyszeli, a jako terapeutka rozumiejąc ich tok myślenia, pobudki jakie nimi kierują….nie mogłam znieść tego obrazu, robiło mi się niedobrze no i przestałam dzwonić, żeby odpocząć no i wczoraj babcia przysyła mi sms pisząc o mnie w obrazie jej córki, która odcieła od niej kontakt, że…zapomniałam o swoich rodzicach, ale ona mnie kocha…..piękna historia narcystycznego zaburzenia osobowości, można jedynie również zwariować i żyć w tym chlewie, który z zewnątrz wygląda jak bajka, a w środku….żal, pierwotne mechanizmy obronne oraz albo jesteś z nami, albo…przeciwko 🙂 Można zwariować, dosłownie!
Myślę, że karma powróci, mam nadzieje ,że te pokrzywdzone córki nie mają sobie nic do zarzucenia. Nikt nie jest ideałem i każdy ma prawo popełniać błędy, o czym się same przekonacie mając swoje dzieci.
Jestem w takim momencie ze przeszla mi ta myśl czy sie nie odciać od rodziny . Całe zycie to ja sprawiałam problemy i kazdy jak to mowi moja matka ” wie jaka jestem ” . Cholernie bolesne . I prawda w tym ze wciaz probuje cos udowodnic chyba im bardziej niz sama sobie . Zycie mi nie poszlo . Mama wspaniała corke , zwiazek z alkoholikiem i agresorem sie rozpadł. Ja lat 39 zapisalam sie na studia …a nawet do wojska . Studia mi zawsze z tylu glowy ciazyly ze wczesnie przerwalam a ojciec jak to mowi wyrzucil pieniadze w bloto . Jak sie odnalezc i nie popasc w depresje jak zyc ?
Nigdy nie chciałam zrobić swojej córce czegokolwiek złego, a chyba zrobiłam, nawet nie wiem co, nigdy mi nie powiedziała co jej się nie podoba we mnie, popełniałam błędy, wydawało mi się jednak że byłam wobec niej w porządku, starałam się by wiedziała że ją kocham. Dawałam wolność wyboru, przy czym wiedziała że zawsze może na mnie liczyć. Nie udało mi się. Córka odrzuciła mnie. A ja naprawdę nie wiem czemu. Musiałam ją strasznie zawieść. Za co mogę ją tylko przeprosić. I mieć nadzieję, że kiedyś jeszcze przyjdzie. Chociaż na chwilę.
Takie nastawienie jest manipulacja. Wez odpowiedzialnosc za wlasne zycie empcjonalne i jak bedziesz emocjonalnie zdrowa, moze powroci moze nie. Nie licz na to jednak. Licz na swoja wlasna droge zyciowa. Poznaj siebie. Oddaj sie sprawom, ktore Ciebie pochlaniaja jako czlowieka. Rozwin sie. POznaj chec do zycia. Tylko wtedy Twoja corka bedzie czula, ze masz cokolwiek jej do powiedzenia i ze nie jestes toksyczna pijawka emocjonalna. Mowie jako corka.
Ja nie miałam ani matki ani ojca. Zostawili mnie oboje u babki a sami tworzyli nowe życia i rodziny. Nikt mnie nigdy nie chciał. Teraz sama mam 2 dość dużych już córek. Relacje i wychowanie są bardzo trudne ale trzeba dać z siebie maximum zaangażowania żeby dziecko czuło się kochane nie odtrącone to zostaje na zawsze już do końca poczucie pustki i tego ze bylam niepotrzebna niechciana. Nigdy nie wolno dopuścić żeby tak czuło się dziecko. Mam nadzieję że moje dzieci nigdy tak się przeze mnie nie poczują bo kocham je strasznie.
nie zawsze problemem jest „brak umiejetnej komunikacji”. problemem jest ograniczone myslenie jednej ze stron – no jednak czesciej rodzicow. oni nie chca, nie potrafia zrozumiec tego, co zrobili zle, do nich to nie dociera i nie dotrze nigdy. nie wszyscy sa inteligentni. a juz na pewno nie wszyscy sa w stanie ocenic siebie samego krytycznie i przyznac, ze cos spieprzyli.
szkoda, że te wspaniałe dzieci często nie potrafią powiedzieć prawdę czego potrzebują, czego oczekują ,co im się nie podoba. Bez słowa odwracają się i odchodzą, a my mamy się domyślić. To one szufladkują nas rodziców, że nie ma sensu z nami rozmawiać, bona pewno nie zrozumiemy. Kiedy ostatnio podjęliście próbę kontaktu ? może łatwiej schować się za swój żal .
Oj nie wiem 18letnia corka po zwróceniu jej uwagi ze nie zalicza semestru, ma same ndst a glownie leży i bywa z chlopakiem zamiast przejac sie wynikami wyprowadzila sie z domu. Juz nawet nie o oceny chodzilo ale o to , ze od roku ciagle nas klamala oszukiwala i nie byla szczera np udawala ze chodzi dorabiac do pracy a w rzeczywistości wyrzucili ją… Za niechodzenie
Także… Czy ona miala az takie zle dzieciństwo. Chyba jednak nie. Czy ja zbyt surowa, ze uwazam ze warto miec minimum maturę i prace a potem zamieszkac z chlopakiem. Chyba tez nie.
Dalam jej żyć. Zyja na konto jego rodzcow oczywiście.
Wiec nie wiem… Czy to tylko kwestia traum i niedomówień.
Mój ojciec jest już po 60tce, jego rodzice mieszkają na sąsiedniej ulicy i mimo iż moi rodzice są już 35 lat po ślubie i mieszkają osobno to on nadal idąc do nich mówi że idzie „do domu”…
Doro, kwestia przyzwyczajenia, czy coś więcej?
Przyzwyczajenie to jedno… Ale nasz rodzinny dom nigdy jakoś nie był dla niego domem…
Dziękuję Ci.
Mam dwie dorosłe córki, różnica wieku między nimi to równe 10 lat. Nie mają z sobą kontaktu, nad czym bardzo ubolewam. Młodsza mieszka od 15 lat w Londynie druga w Warszawie. Obydwie wychowywałam z wielką miłością i troską. Niestety tylko z jedną dziś mam kontakt, druga córka mnie odrzuciła.
Jestem już w podeszłym wieku i bardzo cierpię z tego powodu, bez córki i wnuków.
Może zabrzmi to dziwnie, ale ten tekst dał mi ukojenie dla duszy. Mam już na swoim koncie jedną próbę zerwania kontaktu z mamą m.in. dzięki jej autorytarnemu podejściu. Niestety teksty w społeczeństwie o wyrodnych córkach mnie pokonały ….
Ostatnio znowu słyszę, że jestem tylko dzieckiem (po 30-ce), więc w sumie to ona ma racje. Chyba najbardziej mnie zabolało wtedy, jak popratrzyła się na mnie z nieukrywanym obrzydzeniem i stwierdziła, że strasznie się roztyłam … kurcze, jak można tak się odnieść do własnego dziecka, które ma realny problem schudnąć … Teraz po nocach mi się śni ten wyraz twarzy okazujący obrzydzenie moją osobą ….
Na szczęście mąż mnie akceptuje i mam już samodzielne (niezależne od rodziców) życie, więc idą lepsze dni …
Boziu! Kochanie moje! Wystarczysz sobie sama. Nie ma powodu na akceptowanie niecheci, pogardy…Nie ma. Straszno tak patrzec sie w nicosc, ale, uwierz, ze po przejsciu przez ta przepasc jest piekno zycia, stabilizacja, ukojenie i spokoj. Nie obranaj ludzi przed konsekwencjami ich poczynan. Sciskam!
Pewnie po co męczyć się z otoczeniem przecież jesteś najwspanialsza. Dzięki takim tekstom nie ma komunikacji bo ja ,ja ,ja i tylko ja. I zawsze będziesz uciekać bo tak jest łatwiej i zawsze sobie wytłumaczysz ,że to oni, one, inni są winni. Trzeba uczyć komunikacji , a nie powtarzania, że nie warto.
ja juz tak mam od ponad 3 lat. Jestem tą złą matką ale z traumą po odrzuceniu przez dorosłe dzieci. Nie umiem z tym sobie radzić. Nie znam wlasnych wnuków.
życie nie ma dla mnie sensu. po prostu JAKOŚ EGZYSTUJĘ Z DNIA NA DZIEŃNI NIC MNIE NIE CIESZY. DZIECI przesloniły Mi każdą radość w życiu.
Bardzo fajny pokrzepiajacy tekst. Jestem własnie po niechcianej wizycie matki- gorliwej ŚJ. Na zewnatrz glosi innym dobra nowine , ale nie przyzna sie ze dzieci zerwaly z nia kontakt. Mieszkam za granica, nie jezdze do matki ale ona na siłe wprasza sie do mnie. Trudno było mi nawiazaniu zdrowa relacje z osoba z zamurzeniami z pogranicza dwu biegunowosci i wyplywu religii. W wieku38 lat odkrylam ze “ krol jest nagi” i zerwanie kontaktu z toksyczna matka i pozbawionym odwagi ojcem, było najlepszym rozwiazaniem . Przywilej bycia dorosłym , to dokonywanie swiadomych i odpowiedzialnych decyzji . Moja wlasna rodzina ma prawo do szczescia i spokoju .
Moja mama tez jest gorliwym SJ. Ona rowniez wybrala, jestem jedynaczka, przez cale moje zycie walczyla ze mna bym zostala SJ, ja nigdy nie chcialam i byla to przemoc i fizyczna i psychiczna. Nigdy nie moglam zrozumiec mojego taty. Sasiedzi opowiadali mu o tym co moja matka ze mna wyprawiala, przychodzil z pracy i mnie przytulal i pocieszal, ale nigdy sie jej nie przeciwstawil. Prosilam go by mnie zabral i sie od niej wyprowadzil. Nigdy tego nie zrobil, ani wtedy gdy wybila mi zab ani wtedy gdy rzucila sie na mnie z nozyczkami….Gdy sie go pytalam czemu z nia jest, mimo ze ona w tym swoim Jehowskim swiecie zyje, odpowiedzial ze „widzi w niej czlowieka”. Hm, jest z nia z zalu? Tylko dlaczego nie bylo mu zal mnie, gdy ona sie nade mna znecala. Gdy doroslam kontrolowali mnie, sledzili itp. Oboje,po rozmowie z mezczyzna na ulicy, zagrozili wyrzuceniem na ulice. Jednak ja zaczelam sie z nim spotykac i po okolo 6 miesiacach zmienili zamki w drzwiach, nie moglam wejsc. Po 3 miesiacach prosilam ich o powrot, odmowili. Caly rok mieszkalam na ulicy. Na poczatku mieszkalam u kolezanek ale wiadomo ze nie moglam mieszkac u ich rodzicow dlugo. Nie mialam co jesc, gdzie spac, przytulalam sie do kaloryferow na korytarzach, w czasie gdy mi rodzice spali w cieplych lozkach. Mialam 20 lat i nie wiedzialam do kogo sie udac o pomoc. Poza tym zyjac pod ciagla kontrola i w ciaglej krytyce, nie umialam poradzic sobie na ulicy. Chcialam popelnic samobojstwo, ale nie udalo sie, zlamalam tylko obojczyk. Wtedy mnie przyjeli do domu, po roku tulaczki i wydaje mi sie ze tu bardziej chodzilo o to „co ludzie powiedza”. Zaczela sie ponowna kontrola, ograniczanie mnie, wyjechalam za granice. Mieszkalam pod jednym dachem z czlowiek uzaleznionym od alkoholu ale wiedzialam ze na pomoc rodzicow liczyc nie moge. Mialam z nimi maly kontakt ze wzgledu na wnuczke. Wiedzieli ze mam ciezko ale nigdy nie wyciagneli reki z pomoca, nawet sie nie zapytali, a ja nauczona ze moge liczyc tylko na siebie, nie dziwilam sie temu. Kontakty byly takie sobie, bo wiezi z nimi juz nie mialam. Szczegolnie z matka. Przez caly czas ludzilam sie ze ona jednak mnie kocha tylko nie potrafi okazywac uczuc. Chcialam byc kochana. Kiedys probowalam z nia porozmawiac o dziecinstwie, zaprzeczyla wszelkiemu zlu, byla wspaniala matka. To zabolalo, bardzo. Potem nie mialam z nia prawie zadnych kontaktow. Kiedy moj partner znalazl sie na stole operacyjnym a ja samam z 3 dzieci, w tym najmniejszym 3 miesiecznym, poprosilam ja pierwszy raz w zyciu o pomoc, odmowila. Moja przyjaciolka widzac moja sytuacje, skontaktowala sie z nimi i kazala przyjechac. Przyjechali (pewnie dlatego ze „co ludzie o nas pomysla”). Moja matka widziala po raz pierwszy najmlodsza wnuczke ale to nie poruszylo jej serca. Lezala w lozku caly tydzien, a gdy moj partner przychodzil z naswietlen, stojac ledwo na nogach, myl jeszcze po niej naczynia, ktorych ja nie zadazylam umyc opiekujac sie dziecmi. Gdy na samym poczatku zapytalam sie czy zostanie u nas dluzej (tata wykupil bilet powrotny na za tydzien) aby nam pomoc, odparla ze nie moze bo musi do lekarza, potem tata powiedzial ze ona miala wazne spotkanie Jehowych. Od tego momentu przestala istniec dla mnie.
„……….. tata powiedział że ona miała ważne spotkanie JEHOWYCH.” ………..
Madziu! JEHOWI to sekta religijna. Twoja mama – świadek JEHOWY – jest światopoglądowo zamanipulowana. Funkcjonuje w innej rzeczywistości. Jest to grupa społeczna legalna /także w Polsce/ – ale wyalienowana. Problem jest i trwał będzie dotąd dopóki mama nie zorientuje się, że wskutek przynależności do tego ugrupowania wyznaniowego, ma zaburzone więzi i relacje- nie tyko – rodzinne. Dla Twojej mamy najważniejszy jest tzw. „Pan Bóg – Jehowa”. Jej rodziną są współwyznawcy tego samego ugrupowania. Ma „wyprane” szare komórki do 100% sterylności. Wskutek psychomanipulacji dusz-pasterzy tego związku wyznaniowego, decyzje podejmuje jak potulna „owieczka”.
Mam 74 lata /ekonomista/ moja żona /prawnik/. Nasze małżeństwo trwa od 53 lat. Niezły status materialny. Mamy córkę – 52 lata, wnuka – 31 lat i prawnuka – 4 lata. Jesteśmy światopoglądowo neutralni, raczej agnostycy.
Nasza córka z mężem, wnuk z rodziną przynależą do Kościoła Adwentystów Dnia 7. Nam – rodzicom i dziadkom – jest to obojętne w co wierzą i jak postrzega rzeczywistość nasza córka z mężem i wnuk z rodziną.
Problem polega na tym, że nie akceptują nas i naszego światopoglądu. Jesteśmy przez nich odtrąceni – stygmatyzowani.
Najbliżsi naszemu sercu nie utrzymują i unikają z nami kontaktu. To strasznie boli. Nasze dzieci, które kochamy, żyją. A my – w wieku geriatrycznym – czujemy się tak, jakby nasze dzieci odeszły z tego świata. Jako seniorzy obawiamy się, że na starość dopadnie nas psychiczne schorzenie.
„Czcij ojca swego i matkę swoją” – to 4 przykazanie Dekalogu, które – rzekomo – obowiązuje – wszystkich chrześcijan. Czy aby na pewno?
MADZIU! Twój problem jest taki sam jak mój. Tylko w inną stronę. Córka ma kłopot ze światopoglądowo zmanipulowaną matką. Ja z żoną mamy problem ze światopoglądowo zmanipulowaną córką, zięciem i wnukiem z rodziną.
Pozdrawiam Ciebie, życząc jak najlepszego zdrowia i radości z posiadania własnej rodziny. Wraz z mężem /partnerem/ dbajcie o siebie, kochajcie się, kierujcie się własnym rozsądkiem i nie dajcie się nikomu i nigdy zmanipulować ŚWIATOPOGLĄDOWO I POLITYCZNIE !!!!!!!
Dziwie sie bardzo ze mazekacie na matki , a tak właściwie popełniacie moze większe błędy …. Dlaczego wiec nie zrobiłaś lepszego wyboru, nie zrobiłaś tak żebyś nie musiała prosić jej o pomoc ?
Oczywiście nie bronię Twoich rodziców ….
Sama popełniłam Dużo Błędów. i mam słaby kontakt z corka…. ale ja rozumiej JA …….
Byłam wychowana w innych czasach i kraju ,(w szkole i w domu były takie same zasady ) . Co rodzice powiedzieli bylo święte i Mieliśmy do Nich szacunek .
Ona w całkiem innych , (szkoła co innego, rodzice w domu co innego ) i tu jest problem Największy ….
Zostałam tak wychowana ze w każdej sytuacji w życiu umie sobie jakos poradzić , czego nie moge powiedzieć o córce , ktorej dałam więcej swobody i wygody a nizeli ja miałam …….
Pozdrawiam i Zycze Miłości i Zrozumienia !!!!
Długo zastanawiałem się dlaczego syn wyprowadził się i nie chce żadnych kontaktów. Bolesne jest to szczególnie dla matki. Zawsze go wspierała i chroniła. Ja teraz dopiero zrozumiałem, że byłem przeszkodą w czasie gry na komputerze. Taką sobie drogę życia wybrał i teraz już nikt mu nie mówi, że jest 4 i za dwie godziny musi iść do pracy czy jak wcześniej było szkoły. 23 lata uprawnia go do samostanowienia o sobie i daje prawo do braku wdzięczności, jak już wielokrotnie słyszałem „dzieci same na świat się nie pchają, to był rodziców wymysł, żeby sobie dziecko zrobić”. Można i tak. Nie zamierzam konkurować z Battlefield czy innymi grami o normalny kontakt i zachowanie. Będąc w tym wieku (23lata) miałem żonę i dziecko na utrzymaniu oraz szacunek do rodziców a nie w…….No ale jako”toksyczny” ojciec co ja mogę wiedzieć. Przecież on chciał innego życia i dlatego już nie kontaktuje się z rodzicami. I Mainkraft z tobą , ja „toksyczny” nie będę się z siebie głupka robił , że takie życie „online” jest normalne.
Powiew swiezosci! Nigdy nie myslelam, ze ktos matakie jak ja doswiadczenie. Nie rozmawiam z bratem on4 lat i z rodzicmi od roku. Moje zycie stalo sie piekne. POzdrawiam!
Marzę zerwać więzi z rodziną. Jestem najmłodsza z rodzeństwa. Czuję się jak piąte koło u wozu jak na marginesie niepotrzebna. Rodzeństwo obchodzi matka ja nie liczę się dla nich. Po śmierci rodziców odcinam się nie zależy mi na utrzymywaniu więzi z rodzeństwem. Pokaże im powiem że byłam na marginesie.
Przysiegam że żadnych świąt spędzać nie będę w gronie rodzinnym. Toksyczni są.
Wielu zapomina o tym, że przykazanie to obowiązuje dwie strony. Wyraźnie to widać w listach św. Pawła, w których czytamy: „A wy, ojcowie, nie pobudzajcie do gniewu waszych dzieci” (por. Ef 6,1-4). Innymi słowy rodzice powinni być godni szacunku dzieci. Dorosłe dzieci mają własne zobowiązania i nie muszą w swoim życiu realizować planów własnych rodziców. I to wyczytamy właśnie w Biblii. Rodzice dogryzali bratu, skarżył mi się a ja w to nie wierzyłem aż zmarł w młodym wieku teraz ja odczuwam złośliwe docinki i kłamliwe obgadywanie. A my tak bardzo kochamy rodziców że nie możemy się im przeciwstawić.
Mylę, że zerwanie kontaktów z rodziną to nie jest taka wielka rzecz jak opisujecie. To kontynuacja mitu o świętości rodziców. Rodzice to ludzie jak wszyscy inni, często nie oferują ani mądrości, ani uprzejmości, niczego. Nie ma więc nic do stracenia, no poza sytuacją gdy trzeba żyć na ich utrzymaniu.
Przeczytałam z uwagą Twój wpis i ogarnął mnie smutek. Niezależnie od winy i dziecko i rodzic pozostaje po takim zerwaniu bardzo samotny.
Niestety tak…
ANONIMOWA – nie rób tego!!!!
@Anonimowa
Bratnia dusza. Wiem coś o tym.
A co powiedzieć o przypadku wieloletniej przemocy nie tylko emocjonalnej, ale i bezpośredniej , fizycznej, matki wobec dziecka? I ta przemoc (przynajmniej emocjonalna) w wieku dorosłym wcale się nie kończy, matka wszystko wypiera („przecież to się wcale nie wydarzyło” – choć działo się latami, „ja byłam taka super! A Ty…”), szuka każdej okazji, by wszcząć nowe walki z dzieckiem. Perswazja, rozmowy, izolacja – nic nie pomaga. Czy wtedy też – jak twierdzą niektórzy – należy podtrzymywać kontakty??? Moim zdaniem albo drastycznie rozluźnić, albo zerwać – by samemu nie zwariować. Nie jest to miłe, ani łatwe, ale innego wyjścia nie ma.
No właśnie… Dlaczego??? Ile człowiek łez wyplacze i nocy nie przespi a i tak nie jest w stanie zrozumieć i odpowiedzieć na to pytanie… Dlaczego tylko w stosunku do mnie? Dlaczego w stosunku do jedynej córki i najstarszego dziecka? Dlaczego wszyscy biorą mnie za wariatke bo w stosunku do nikogo innego z rodziny czy znajomych nie ma takiego podejścia? Mogłabym te pytania mnożyć bez końca…
Cała ta sytuacja doprowadziła do tego że wymagałam od siebie zbyt wiele, uważałam że ciągle muszę wszystkim coś udowadniać bo nigdy nie byłam (nie jestem i nie będę) dość dobra… Wpedzilam się w chroniczne migreny i otarłam o burn out… Wylądowałam na terapii która pomogła mi wiele zrozumieć, „wyplakac” przeszłość i próbować iść dalej i być mimo wszystko szczęśliwa…
Mimo iż „ucieklam” już kilkanaście lat temu ponad 1000km od Polski i domu rodzinnego to nadal nie potrafię przestać stwarzać pozorów i odciąć się od tej toksycznej relacji całkowicie. Kontakty znacznie ograniczyłam i nie obwiniam już siebie że te relacje są jakie są. Nauczyłam się kierować swój gniew na tych którzy do tej sytuacji doprowadzili zamiast na siebie. Ale jednak każdy kontakt boli, rozbija psychicznie i powoduje moralnego „kaca” że znowu pozwalam się tak traktować i pozwalam się ranić.
Jakoś sobie z tym radzę, czasem nawet udaje mi się być szczęśliwą i cieszyć się życiem… Przykro tylko że nie można tego szczęścia i radości dzielić z najbliższymi… Nadal budzę się czasem ze łzami w oczach bo znowu przysnilo mi się coś co nawiązuje do tego co tak boli… Ale wiem że muszę z tym żyć i iść dalej bo już wystarczająco dużo lat straciłam na analizowaniu „dlaczego”…
Doro, dzięki za komentarz…Pewnie to nie pomoże, ale rozumiem to, co czujesz. Trzymaj się!
Fakt że ktoś rozumie i pozwala o tym mówić już pomaga
każdy dzień daje nam mozliwosc zmian. Nie czekajmy na to ze inni to zrobia za nas. Poprostu KOCHAJMY NAJBLIZSZYCH nawet jeśli na to nie zasluguja.MIŁOŚĆ czyni cuda!
Nie można tracić nadziei, że zmiana nastąpi na dobre. To ułatwia życie!
🙁 jakbym czytała o swoim życiu
Boziu,byłam w identycznej sytuacji,tylko ja byłam najmłodsza z czwórki rodzeństwa. Jestem po bardzo głębokiej depresji z tego powodu długim leczeniu.Nie czekam na opamietanie się rodzinny, zerwałam całkowicie kontakt i żyje jako jedynaczką z nikąd. To było jedyne rozwiązanie na uleczenie mojej traumy. Życzę powodzenia i mocno przytulam w naszej doli.
Doro, z tego co piszesz to Twoja rodzina krzywdziła Cię i zapewne to robi obojętnością…Uwierz mi iż rodzina męża krzywdzi mojego ukochanego człowieka i podobnie odczuwam co Ty! Podobnie jak Ty zadaje sobie pytanie dlaczego? Dlaczego są tacy dla syna który nigdy nich nie obraził a już na pewno nie skrzywdził, wręcz przeciwnie walczył o ich aprobatę „miłość” kosztem naszych wspólnych nerwów. Bagatelizował ich wstrętne zachowanie w stosunku do mnie aby ich nie urazić co okazało się w konsekwencji nic dla nich nie znaczącym epizodem:(. Zdaję sobie sprawę iż niechęć do mnie i ogólnie niezaakceptowanie mojej osoby mogą powodować takie reperkusje w relacjach rodzice- syn ale do tego stopnia???Jaka może być granica odtrącania syna dlatego, że wybrał kobietę, która nie jest w ich guście??? Doro, nie jesteś sama i wierz mi że przechodzę takie samo piekło jak Ty mimo iż to nie są moi rodzice..
U mnie jest podobnie tyle ze w odwrotną stronę. Moi rodzice odtrącają mnie, upokarzają bo mam męża który w ich oczach nie jest wystarczająco dobry i według nich buntuje mnie przeciwko nim. Chcą mieć nad moim życiem pełną kontrolę. Mama się obraziła bo wyraziłam w końcu swoje zdanie ze chce sama odejmować dezycję i kierować swoim życiem. Powiedziałam ze się stale wtrąca i nie pozwala mi dokonywać wyborów. Efekt ? Nie odzywa się do mnie już drugi miesiąc. Tata i brat poszli jej śladem. Nie mam już siły. Nie ma dnia żebym o niej nie myślała, brakuje mi jej ale nie pozwolę żeby dalej niszczyła moje życie. I tak ciagle jestem na prochach uspokajających, chodzę tez na psychoterapię. Czuje się bardzo samotna chociaż nam najwspanialszego męża i dzieci pod słońcem.
Jestem osobą która zerwała kontakt z toksycznymi rodzicami i potwierdzam – była to dobra decyzja ale konsekwencje są tragiczne pod względem relacji z ludźmi i poczucia samotności. A na pytanie „dlaczego?” nigdy nie uzyskam odpowiedzi i to jest najbardziej frustrujące. Psycholog konieczny aby zrozumieć że nie jest się tak beznadziejnym jak sie wydaje.
Malwino, dobrze, że napisałaś o psychologu. Na pewno pozwala wygrzebać się z przykrej sytuacji i spojrzeć na to, co się stało nieco inaczej.
W moim przypadku też dopiero terapia pomogła przepracowac wiele trudnych emocji.
świetny tekst, jestem pod ogromnym wrażeniem:-)
dzięki 🙂
Moi rodzice zataili przedemna fakt, że chlopak, w którym byłam bardzo zakochana próbował próbował się skontaktować że mną telefonicznie (mieszkaliśmy 300 km od siebie). Kochałam go bardzo, teraz jestem zona prawie 10 lat i jednak nie mogę o nim zapomnieć, on też ma dzieci i żonę. Chciałabym go kiedyś spotkać i przestać o nim myśleć żeby się przekonać…. kilka lat temu do mnie pisał odpisywałam zdawkowo, kontakt z jego strony się urwał a ja nic nie rozpoczynalalam, myślę że te wiadomości do mnie od niego, zobaczyła jego żona, bo była bardzo zazdrosna o mnie, jak przyjeżdżałam na wakacje i po drodze witałam się z jego siostrami (byłyśmy Dobrymi kolezankami) ona patrzyła na mnie nieladnym wzrokiem. Mojego męża chyba kocham, niby wszystko ok, ale czuję że tamten był mi pisany. Do rodziców mam bardzo duży żal, bo wiecznie układali mi na siłę życie i byli bardzo zaborczy(mojego aktualnego meza tez nie akceptowali,teraz juz nie maja wyjscia), decydowali za mnie ( wychowali sie na wsi, calkiem inna mentalnosc). Nie wiem, co by bylo gdybym spotkala swojego bylegoi np mialabym mozliwosc porozmawiac w 4 oczy, jedno jest pewne, w prywatnej rozmowie powiedzialabym, ze rodzice zatajali przedemna fakt, ze do mnie dzwonil. Zaluje, ze nie bylam z nim z wlasnego wyboru, moze nasze drogi by sie rozeszly a moze nie ale o tym przekonalabym sie na wlasnej skorze i tego doświadczyłaby osobiście, aby miec pewnosc, bo w przypadku innych eks nie mam takich dylematow, bo sprawa zostala zakonczona i nie ma do czego wracac. Niestety, rodzice mnie skrzywdzili, zreszta nie tylko w tej dziedzinie, dzieki nim wyprowadzilam sie z Pl zeby nie wtracali sie w moje zycie mialam wtedy 29 lat. Moja corka ma 17 lat wychowuje ja inaczej niz oni mnie mamy super kontakt, jest ambitna b. Inteligentna zna swoja wartosc i nie ma kompleksow i jest otwarta na ludzi ma duzo pasji. Dzięki moim rodzicom nauczyłam się jak nie wychowywać własnego dziecka 🙁
Jesteś debilką. Życzę Ci żebyś wreszcie zmądrzała- wypowiedziane jako życzenia urodzinowe, to najłagodniejsze co zazwyczaj słyszę od mamy. Pomimo bólu, żalu i niezgody nie potrafię z nią nie być, choć od dawna mam swoją rodzinę i jestem niezależna. Wiem, że to co mi robi pozostawiło i jeszcze nie jedno zło na mojej duszy i życiu pozostawi. Straszne jest to, że czytając takie artykuły, cieszę się, że nie tylko ja mam taką matkę.
Relacje z rodzicami są niezwykle trudne. W moim przypadku toksyczny związek z matką spowodował, że nie ułożyłam do tej pory życia. Jestem atrakcyjną 31 latką… Myślałam że wyprowadzka od matki będzie idealnym motywem do zerwania toksycznych więzi z matką. Myliłam się. Sprawy z matką snują się za mną jak cień. Każde moje odwiedziny u mamy kończą się moralnym kacem. Nie zerwę kontaktów z nią. To jest osoba, która pomogła mi w wielu trudnościach, przeżyła też wiele w swoim życiu. Czuję, że muszę okazać jej szacunek…
Jeśli relacje w rodzinie są zdrowe, to wydaje mi się, że wtedy nikt ich nie chce zrywać, a odejście z domu jest naturalne i nie wiąże się z niczym negatywnym.
Otoz to, jesli relacje sa normalne to dlaczego ktos mialby uciekac.. ja zerwalam kontakt bo kazdy kontakt z nimi sprawial ze wpadalam w silne nerwice, ataki lęków, totalny chaos w glowie i depresja.
Dzisiaj jestem sama z dzieckiem, bo wybralam przemocowego partnera pod presja rodzicow na zasadzie bez meza jestes nikim.
Dzisiaj place silna samotnoscia za robienie co oni chcieli. Płace takze moim zyciem, bo dalej placze przez nich, nawet do wnuczki nie zadzwonia a dlatego ze nie chce przeprosic za to ze porzucilam agresywnego pertnera. Chcialabym skonczyc ze swoim zyciem, nie czuje nic, zadnej radosci, nie ciesze sie ze zyje. Zyje ibwstaje bo nie moge zostawic dziecka samego. To mnie tylko trzyma przy zyciu. Probowalam rozmow, terapii, boli nadal a ja chce tylko normalna spokojna rodzine ktora nie zneca sie, nie wysmiewa itd
Przepraszam, nie mam polskich liter i bledy moga byc.
Nie nawidze takiego zycia i to jest wszysyko chore, dlaczego w szkolach nie wprowadza edukacji w psychologii np, bo to pozniej ciagnie sie z pokolenia na pokolenie taka trauma. Dziecko powtarza bledy rodzicow itd itd
U mnie podobnie.Toksyczni rodzice.Tak naprawdę do dzisiaj nie wiem co było bezpośrednią przyczyną tego,że rodzice zerwała kontakt ze mną,a co za tym idzie – moimi dziećmi i mężem.Niekiedy odnoszę wrażenie, że jednym z powodów było to,że wyjechalam że swojego rodzinnego miasta w zupełnie nowe strony, bardzo dobra sytuacja finansowa-dużo lepsza niż u nich.Tyle razy to ja próbowałam wyciągać rękę na zgodę, ze względu na dzieci,ale ręka za każdym razem była odtracana.Było kilka okazji by móc to zmienić,ale oni się odcieni od nas,zresztą od wszystkich mam wrażenie.Żyją w swoim toksycznym świecie.Kontakt mają z dwójką pozostałych dzieci, ale to wszystko jest jakieś takie sztuczne.Ehh…książkę by można było napisać.
W tym roku kończę 40stke,za dużo się wydarzyło,za dużo czasu minęło i nie chcę mi się już o to walczyć.Ja nie mam rodziców,a dzieci dziadków.
Niewiele osób zna moją sytuację. Nie opowiadam o tym, bo tak jak zostało opisane w artykule,część ludzi nie umie podejść do tematu obiektywnie.Od razu nasuwa się pierwszą myśl „wyrodna córka „
Marysiu, też mam na imię Maria… Dokładnie wiem co czujesz i też ta sytuacja mnie męczy tym bardziej że dotyczy bezpośrednio mojego męża. Jesli bedziesz miała czas i ochotę o tym porozmawiać z osobą która zna ten smutny temat to zapraszam:) Możemy skontaktować się e-mailowo albo przez fb?
Trudny temat, ale dobrze, że go poruszasz. Chyba się jeszcze z całkowitym zerwaniem kontaktów dzieci z rodzicami nie spotkałam, nie przypominam sobie nic takiego w tej chwili, aczkolwiek korzystanie z pomocy rodziców przy dzieciach, czy też zamieszkiwanie z nimi jest dosyć powszechne i to już mało kogo dziwi. Jestem za tym, by jednak utrzymywać kontakty z rodziną, ale też nie kosztem siebie, swojego życia, czy poprzez ograniczenie niezależności. Przesada niewskazana, a rodzina to jednak rodzina, warto mieć z bliskimi dobre relacje.
Pewnie, że warto. Problem w tym, że nie zawsze się da…
Pani Doroto, od wielu tygodni szukam artykułów dotyczących rodziców źle traktujących swoje dziecko mając więcej niż jedno. krótko mówiąc o nierównym traktowaniu. „Przerobiłam” setki wpisów i ocen różnych psychologów…Wszystko było typowe i przewidywalne:( . Wreszcie natrafiłam na Pani artykuł i muszę powiedzieć, że jest Pani z nielicznych osób ,które oceniły sytuację ludzi odciętych od rodziców w punkt!
Alinek, dziękuję za ten komentarz. Właśnie takie słowa utwierdzają mnie w przekonaniu, że warto tworzyć to miejsce w sieci. Dziękuję.
Cały czas odnoszę wrażenie, że temat stosunków rodzinnych jest traktowany zbyt pobieżnie i mało wyczerpująco a przecież to jeden z najważniejszych elementów naszego dalszego życia! Mało jest rodzin które spotykają się w całym komplecie na różnego rodzaju uroczystościach i często sami rodzice doprowadzają do takich sytuacji skłócając ze sobą rodzeństwo faworyzując wybrańca/ wybrankę co nie aprobują pozostali…Temat sięga czasami bardzo głęboko i ciężko potem z takiej patowej sytuacji się wyplatać. ja z mężem niestety przerabiamy ten temat i przykre jest to że ofiarami konfliktu najczęściej są wnuki… Doświadczaliśmy i doświadczamy z mężem wszystkiego co okrutne i bezwzględne ze strony (aż trudno uwierzyć) rodziców. Poniżanie, odtrącenie i totalną obojętność.. Czasami nachodzi mnie myśl, że mój mąż to nie nie ich dziecko bo w głowie nie chce mi się zmieścić ze można tak postępować w stosunku do własnego dziecka! Czytałam róże przypadki podłości i krzywdy wyrządzonej przez rodziców ale wierzcie mi nasza historia pobija wszystkie!
Alinek, aż boję się zapytać, co się u Was dzieje…:(
Długa historia ale ogólnie jak nie wiadomo o co chodzi to zawsze o to samo, czyli pieniądze choć podłoże jest bardziej skomplikowane. bardzo chętnie podzielę się swoimi doświadczeniami z NIMI jeśli to możliwe to na prywatnym gruncie oczywiście wirtualnym. Może będzie to następny temat do Twoich rozważań?
Alinek, oczywiście, zapraszam napisz: kontakt@kobietapo30.pl…Pozdrawiam i trzymam kciuki za pozytywne zmiany
no coz ja mam 60 lat w życiu przeszłam co niemiara złych i dobrych chwil czytam i pocieszam się choć to głupie ,ze nie tylko ja mam taką matkę ,która do tej pory mnąm anipulowała chociaż szybko uciekłam z domu wyprowadziłam sie 380 km to czułam jej oddech na twarzy gorycz ,dobre rady chociaż nigdy nie były po śmierci męża dalej robi to samo skłóca wszystkich jak tylk się pojawi na horyzoncie ale teraz już nie dam sie pozdrawiam wszystkich serdecznie
Maniusia, trzymam kciuki, powodzenia! 🙂
Pani Doroto,
Dziekuje za ten artykul! Dziekuje tez Wszystkim komentujacym. Jak czytam te wpisy, to widze, ze moi rodzice nie sa „wyjatkowi”.Mam 35 lat, jestem jedynaczka, a miarka przebrala sie jak po latach obojetnosci, poczucia odrzucenia, braku zrozumienia i wsparcia, zlosliwosci, krytyki, wulgarnosci i ponizania, moj ojciec zbluzgal uzywajac inwektyw moje uczucia religijne. Cos we mnie peklo. Zwrocilam mu uwage, proszac o szacunek do mnie, mojego meza i naszych wartosci. W odpowiedzi uslyszalam krzyk, ze to ja nie mam szacunku do niego, bo zwracam jemu uwage!! A mama dodala, ze „zdenerwowalam tatusia”.
Wiem, ze tylko osoby z podobnymi doswiadczeniami moga mnie zrozumiec. Dlatego tez zycze wszystkim wiele sily, milosci i powodow do usmiechu.
A ja dziękuję Ci za te słowa. Miło przeczytać, że to, co piszę jest dla innych ważne. A Twoje doświadczenia…Skomentuję to tak – rozumiem, aż za bardzo. Trzymam kciuki. Wytrwałości, spokoju i wszystkiego dobrego
Ja też bardzo za ten artykuł dziękuję. Tak, jakbym o swoim życiu czytała. Do tej decyzji baaardzo długo dorastałam, ale w końcu to coś we mnie pękło. Czuję jakbym rozsypała się na tysiące kawałków, złapałam się nawet na myślach samobójczych. Po przeczytaniu tego artykułu już wiem, że to bardzo dobra decyzja.Łudziłam się przez 3 lata, że coś się zmieni, że w końcu nie będę czuła tego bólu, kiedy widzę się z moimi rodzicami. Zachowywałam pozory, dla dobra, przez szacunek, bo to rodzice. Później to odchorowywałam. Z drugiej strony słyszałam, że za mało odwiedzam, liczy się dla mnie tylko kościół, każda odważna decyzja którą podjęłam była przyjmowana ze skrzywieniem i niezadowoleniem. Kiedy zaczęłam się bronić przed napastliwym bratem, wyszydzającym, pogardliwym, żeby z nim porozmawiali – usłyszałam od rodziców – ale on nas wspiera, o co Ci chodzi…..A gdzie tutaj jestem ja i moja godność? Sytuacja powtórzyła się z wujkiem , który w dotkliwy sposób obraził mojego męża i mnie. Jak zaczęłam się bronić, że nie życzę sobie takich poniżających zachowań i oczekuję od niego przeprosin, usłyszałam – a po co Ty tak wszystko roztrząsasz?Jaki Ty masz w tym cel? już wiem, że zerwanie relacji to jedyny sposób, abym odzyskała radość życia i upragnioną wolność. Cieszę się , że u mojego boku jest kochający i wspierający mąż oraz Bóg, który daje mi siłę. Bądźcie odważni i walczcie o swoją godność.
Mam podobnie, „zdenerwowałaś tatę”, „zdenerwowałaś mamę” – w punkt 🙂 Przybieram się do zerwania kontaktów całkowicie, ale na razie jest to niemożliwe. Pozdrawiam serdecznie i trzymam mocno kciuki!
Dla wszystkich niekochanych, niszczonych dzieci (nie ważne w jakim wieku), wejdźcie na Youtube na kanał Magdaleny Szpilki. Znajdziecie tam odpowiedzi na wasze pytania. Zobaczycie tam wskazówki do wyjścia z bagna, w którym ugrzęźliście z waszymi ,, rodzicami”. Jestem osobą z podobnymi doświadczeniami do waszych, też wiecznie zabiegałam o miłość mojej ,, mamusi”. Moje życie zaczęła się zmieniać od pojawienia się w nim Magdaleny Szpilki.
A u mnie to sytuacja wyglądała jeszcze inaczej.
Od ślubu jeździliśmy przez 7 lat tydzień w tydzień. Czasem częściej. Bo mama prosiła na obiad, bo mama chce byśmy przyjechali bo to bo tamto.
Jeździliśmy. Zostawialiśmy swoje sprawy i jeździliśmy. Nie tłumacząc się, że teraz nie mamy czasu, bo szkoła, bo praca.
Obiad razem to dla nas najważniejsze na świecie. RAZEM, przy jednym stole.
W domu rodzinnym mieszka również siostra z mężem.
No i od pewnego czasu ona nie wychodziła z pokoju, bo ona nie chce, bo zajęta, bo zajmuje się dzieckiem. OK.
Gdy pewnego dnia mówimy żeby zjadła z nami – ona nie będzie, bo nie i tyle. Jadła sama w kuchni.
Innym razem gdy przyjechaliśmy na świeta, na śniadanie wielkan.. ona wyszła mówiąc, że musi do kościoła. OK.
O sobie nic nie mówili, ale o innych tak. Nas to by słuchali, od siebie nic.
Pewnego dnia żona usłyszała, że coś tam mama z siostrą ją obgadują. Zwróciła im uwagę. Zaczęła się awantura a rodzice postawili się po stronie siostry. Siostra kilka dni po awanturze powiedziała mi przez telefon, że ją męczyliśmy tak częstym przyjeżdżaniem. Zaczęły się pretensje że nie jeździmy do rodziny mamy, taty, nie odwiedzamy ich itp. Mówiłem , że gdy nie uporządkują sobie sprawy w domu, to ja będę stał po stronie żony, nie po ich stronie. A do tego, gdy ktoś nie jest mile widziany, to po co ma przyjeżdżać ?
Dla mnie to było już zbyt wiele i od pewnego czasu nasze więzi zostały ” rozluźnione”. Rzadko co rozmawiamy, a widzimy się na urodzinach córki. Gdy widzę że dzwonią, nie mam ochoty odbierać. tym bardziej, że obecnie naprawdę nie mamy już czasu dla nikogo. Ale tego to już nikt nie uwierzy … bo zawsze mieliśmy a teraz co? nie ma?.
Dla jednych ważne jest jedno a dla drugiego inne. Każdy jest w innej sytuacji. Co innego jest dla niego ważne. Nie oceniajcie, dobrym słowem poratujcie.
Każda sytuacja jest inna. żyłem w przekonaniu, że moi synowie, że zawsze będę mógł na Nich liczyć; wydawało mi się, że dałem Im wszystko co najlepsze. Zmieniliśmy nawet miejsce zamieszkania żeby pomóc starszemu przy drugim dziecku; byliśmy z żoną (Jego matką) na każde gwizdnięcie. Po czterech latach sielanka się skończyła; zero kontaktu; maile z automatu trafiają do spamu, nr telefonu zablokowany.
Dam radę, nie ja zmieniłem zasady naszych relacji, nie ja będę zabiegał o ich zmianę na takie jak były. Nie da się na siłę. Niech żyją po swojemu i niech będą szczęśliwi; ja już byłem, wystarczy.
Rozgoryczony.
Ladnie napisane! Drukuje sobie i odkladam na polke… przypomne sobie tresc w gorsze dni. z rodzicami zerwalem kontakt 2 lata temu. Chyba nawet nie zauwazyli. ciezko mi z jednej strony a z drugiej jest mi lepiej. Sa dni straszne pelne bolu, najchetniej rzucilbym sie na podloge, ziemie bo nie moge wytrzymac. Ucze sie i chce zeby sila wyzsza pozwolila mi ich nie nienawidzic. Zaluje ze nie zrobilem tego wczesniej ale chyba dopiero teraz moglem to zrobic (niezaleznosc finansowa, dojrzalosc etc.) . Nie chce ich widziec, nie lubie ich towarzystwa. Bogu dziekuje za moja dziewczyne, i kazdego dnia chce robic tak aby nie byc wobec niej jak moi rodzice wobec mnie. wierze w dobro i dobrych ludzi.
Ja mam to samo, dałam dzieciom wszystko co mogłam i materialnego i niematerialnego, nigdy ich nie wyróżniałam (syn i córka), traktowałam jednakowo, nigdy tez nie powiedziałam żadnemu z nich, że dla nich cokolwiek poświęciłam, robiłam co było w mojej mocy aby było im dobrze i wyrośli na porządnych ludzi z zasadami, tylko mąż ciągle podważał przy mnie i za moimi plecami moje decyzje, niemały udział z deprecjonowaniu mnie miała tez rodzina mojego męża – szczególnie siostra męża – niezamężna i bezdzietna – ona zawsze wg męża miała rację, ja byłam jak to mówił mój maż przepraszam za słowo „pojebana”, podobna sytuację miała szwagierka – żona męża brata – dowiedziała się po 40 latach małżeństwa, że cyt. „od takiej matki to każdy by uciekł”, no i w efekcie i moje i jej dzieci unikają kontaktu z nami, za to świetnie dogadują się z siostrą męża i jego brata, przesiadują u niej dniami i nocami zaniedbując już swoje rodziny, w których szwagierka też jest osobnikiem alfa tak jak kiedyś u nas i co robić? czuję, że za chwile drugie połówki naszych dzieci powiedzą dość, ale wina będzie i tak moja i drugiej szwagierki, bo rodzina męża nie widzi w sobie nic złego.
– Droga Pani, ocenia Pani sytuację ze swojego punktu widzenia. Z tego co Pani pisze, to Pani była i jest Dobrą Matką, ale my tu o takich nie piszemy. Troska? Poświęcenie? spełnianie marzeń i potrzeb dziecka? – ja tego nie znam, nie doświadczyłam od matki. Tylko obojętność i brak miłości, np. zimą chodziłam w cienkiej krótkiej kurtce (kasa była, ale mamusia nie zauważyła, że już zima i w czym córka chodzi -aż znajoma lekarka zwróciła jej uwagę, że trudno potem chore nerki leczyć. Do Częstochowy na pociąg z dziećmi komunijnymi nie zdążyłyśmy, bo mamusia za późno wstała i stroiła się i malowała. Ciągle słyszałam: „nie zawracaj mi głowy swoimi problemami (jak dziecko także), itp. Na moje odważne pytanie:”czy ty mnie mamo nie kochasz?”, odpowiedziała: „ciebie?? a za co??”. Jako nastolatka mogłam do wieczora włóczyć się po mieście, bo mama się mną nie interesowała, nie rozmawiała ze mną, nie tłumaczyła zagrożeń – miała spokój w domu i mogła robić co chciała jak mnie nie było, itp. O TAKICH matkach tu mowa
Jak to wszystko czytam, to ogarnia mnie przerażenie☹️Jakaś nowo moda na ” złe stosunki z toksyczną matką lub rodzicami”!!!???. W dupach Wam się poprzewracała.Jak można tak szkalować rodziców, którzy Was wychowali, o Was troszczyli, poświęcili swoje życie, kariery, aby Was wychować w zdrowiu, dobrobycie.Ludzi, którzy spełniali wasze marzenia i zachcianki swoim kosztem?Potworne!!!Sama przeżywam ten dramat.Wychowałam dwie córki, córeczki ukochane, rozpieszczane, które miały wszystko.Teraz, gdy są już nie zależne, ciągle słyszymy jakieś dziwne uwagi, lekceważenie nas, drwiną, kpina i chamstwo w stosunku do naszych oczekiwań czy zdania na dany tematJest mi przykro, żle i smutno, że moje córki dla których zawsze byłam pogotowiem, teraz mnie mają, mówiąc wulgarnie , w dupie. Ci wszyscy psycholodzy, którzy pieprzą formułki z wykładów kiepskiej jakości, niech lepiej zaczną sprzedawać na kasie, a nie mieszają w głowach tym dxiaciakom, którzy tak unieszczęśliwiają zarówno siebie, jak i swoich rodziców, dla których są, mimo wszystko całym światem.Pamiętajcie, że wasze dzieci, mogą odpłacić Wam tym samym, czego Wam nie życzę.Życzę powodzenia w bezkonfliktowym ich wychowywaniu i już się śmieję….☹️
A co ono, czy takiego zrobili, Ci okropni rodzice,,?
Moja matka tak mówi „Oby twoje dzieci odpłaciły tym samym.” W artykule Pani zaznaczyła, że problem leży po stronie komunikacyjnej. W pewnym momencie, w życiu komunikacja z dzieckiem wchodzi na inny poziom, rodzice i dzieci powinni być partnerami w dyskusji. W dysfunkcyjnych rodzinach komunikacja od zawsze jest na poziomie zerowym. Rozpieszczenie dziecka, zapewnianie mu wszystkiego nie oznacza, dobrej komunikacji, powiedziałabym że coś wręcz odwrotnego. Rozmowa i komunikacja jest ważna. Wszyscy rodzice, którzy nie rozumieją co się stało powinni poważnie zastanowić się nad tym słowem KOMUNIKACJA. Moja matka pochodzi z dysfunkcyjnej rodziny i dysfunkcyjną rodzinę stworzyła, bo innej nie potrafi. Dała mi wszystko, poświęciła dla mnie wiele, starała się, na tyle, że zdobyłam wiedzę, doświadczenie i już wiem, że mama jest dysfunkcyjnym potworem, który nigdy się nie zmieni. A ja nadal będę przy niej rozhisteryzowaną wariatką. Każdy musi pójść w swoją stronę. Dla mojego dobra, dla dobra mojej rodziny. Jestem odpowiedzialna za nowe życia, nie mogę i nie chcę wprowadzać kolejnej pokoleniowej dysfunkcji. Może właśnie tak myślą te „wszystkie” złe dzieci, na które Pani pluje, może i Pani dzieci tak myślą. Może rozmowa? Psycholog?
Podobne mam odczucia. Zauważam proces inżynierii społecznej polegający na atomizowaniu społeczeństwa, rozbijania go i sprawiania, że samotność to dżuma XXI wieku. Trzeba wygenerować olbrzymią grupę uzależnionych od antydepresantów a komuś rosną słupki sprzedaży.
Jols, właśnie szukam w internecie czegoś, co mogłoby wytłumaczyć to, co robi mój jedyny syn. Dałam mu wszystko (nie chodzi mi o wymawianie teraz), wychowywałam go sama, ale finansowe i telefoniczne wsparcie od biologicznego ojca miał. Potem wsparcie i szacunek od mojego drugiego męża. Wsparcie od dziadków (moi rodzice). Pomogliśmy mu, kiedy z żoną chciał wyjechać do Holandii (my tu mieszkamy), dostał tak wiele od mojego drugiego męża i jego rodziny (mowa o finansach i wsparciu np. w szukaniu pracy, mieszkania itd itp) A teraz? Zmienił nazwisko na żony i powiedział, że odcina się od całej swojej rodziny, uzasadnienie? Bo nie jesteśmy fajni, teściowie są fajni – chociaż g…o dla nich zrobili. Przedwczoraj pękło mi serce, nie śpię, płaczę, nie wiem, co mam robić, bo nie odpowiada na telefony i maile. jestem załamana. Nigdy nie sądziłabym, że mnie coś takiego spotka. Nie mam zielonego pojęcia, co się mu stało. Czuję sie tak, jakbym grała w jakiejś kiepskiej brazylijskiej telenoweli i nie wiem, gdzie mam szukać pomocy. Chyba oszaleję.
Może poprostu nie doświadczyła Pani nadużyć emocjonalnych ze strony tzw. Najbliższych. W DUPIE zapewne nigdy się Pani nie powywraca bo ten problem nigdy nie zajął Pani główki. Szczęściara. Dzieci powinni mieć tylko ludzie refleksyjni z sercem i duszą.
Wtedy mało co jest trudne. Mam lat 60 i wiem co piszę. Żałuję straconego na matkę czasu i łez.
Ja też nie utrzymuję kontaktów z rodzicami, nie mam już siły. Jestem po czterdziestce. Zawsze nasze kontakty były dziwne. Ojciec lubił zaglądać do kieliszka a matka była nieobecna przy mnie emocjonalnie, ciągle się darla albo miała fazę nieodzywania się. Długo by opisywać. Napiszę jakimi słowami mnie obrazali: jesteś pojebana, jesteś popierdolona, egoistka, samolub, jesteś gruba, lekoman (to jak miałam np gorączkę a matka udawała że nie widzi), kiblonurek, masz minę jak srający kot pod parasolem (śmieszne prawda?), centuś (to jak zarobione przez siebie pieniądze skladałam na zakup ubrań)
Jak rodzic takie dziecko.Proste
Kompletna bzdura.
Bardzo dobry wpis i ładnie ubrane słowa oddające uczucia i zranione wnętrze. .
Jols
Jakie spełnianie marzeń i zachcianek ? Nie znasz sytuacji to proszę nie osądzaj innych osób, które cierpią i doświadczają na sobie wielkiego zła .
Tu nie chodzi tylko o ten psychologiczny zwrot toksycznych rodziców i zwykłe niedogadywanie się czy egoistyczne odcięcie się dzieci od swojej rodziny lecz często o długofalową PRZE,MOC PSYCHICZNĄ, autorytarną, bezkrytyczną postawę tak jak u mnie jednego z rodziców matki z dyktatorskimi zapędami, która(zresztą tak jak jej matka) traktowała/uje mojego tatę jedyną kochaną bliską osobę w domu rodzinnym jak śmiecia(wyzywając go od debila, idioty skurwiela, (!), popychadło i niewolnika, jak i innych ludzi w ogóle bez szacunku, dla której większą wartość stanowi talerz z kolekcji, ogólnie przedmiot,, dla której agresja i krzyk to sposób komunikacji bez szansy dialogu czy zauważania w takim zachowaniu czegoś złego. To co najbardziej zapamiętam z dzieciństwa to wrzask, wrzask i jeszcze raz WRZASK i to tak mocny, nienawistny do którego mogę przyrównać wrzaski sadystycznych strażników obozów koncentracyjnych pastwiących się nad skrajnie wycieńczonymi więźniami ! Ja nie byłam wychowywana tylko tresowana, gorzej niż zwierzę, bo na psa który coś strąci nie wrzeszczy się przez pół godziny czyż nie ? A jak sięgam pamięcią to jako małe dziecko za wylanie konfitur wiśniowych, zbicie wazonu czy niechcące strącenie jakiegokolwiek przedmiotu skutkował taką wybuchową agresywną reakcją. To jest patologiczna sytuacja i nie ma mowy w niej o jakichkolwiek zdrowych relacjach jak właśnie patologicznych i takie należy zerwać. Ja właśnie stoję przed takim krokiem definitywnego wyprowadzenia z domu choć to dla mnie jest trudne dlatego, iż wiem że jestem fizycznie dorosłą wolną kobietą, ale taką się nie czuję, czuję się jak emocjonalne dziecko, BOJĘ SIĘ podjąć samodzielnie jakiekolwiek najbardziej banalnej decyzji, wykonać telefonu do osoby nieznanej, takich naprawdę banalnych czynności, które wydadzą się śmieszne dla innych. Odkąd pamiętam w życiu towarzyszyły bardzo rozwinięte czasem do ekstremalnych eskalacji stany nerwicowo-lękowe już z wczesnego dzieciństwa, w czasie studiów rozwinęły się u mnie natręctwa, które skutecznie uprzykrzają codzienne funkcjonowanie.. I wiecie co ? Zrozumiałam, że ja w domu byłam INNA, traktowana jak swoiste dziwadło, osoba niedorozwinięta(jest też w tym trochę mojej winy- lenistwa). Teraz patrzę na to z innej perspektywy, moje słabości i ludzkie upośledzenia, tak wytykane i wyszydzane i wzbudzające duży gniew u poszczególnych członków rodziny, których nie potrafiłam i nie umiem wciąż ukryć są moim atutem i ton one wykształcają we mnie Siłę. matka i rodzeństwo mnie nie akceptowali i być może już nie zaakceptują w pełni, o co już nie dbam, bo doświadczyłam miłości od osób spoza domu, czasami obcych, przypadkowych, poznałam bliskie duchowo osoby, z którymi natychmiastowo nawiązałam kontakt, które dają mi swobodę bycia sobą i nie wymuszają na mnie do zmian zachowania i spełniania ich własnych wizji/oczekiwań. Tak ciężko jest niektórym zrozumieć, że każdy człowiek jest inny, myśli, odczuwa i funkcjonuje w ODMIENNY, niepowtarzalny dla niego sposób. Zyskałam dzięki temu coś innego, a mianowicie moja samotność doprowadziła mnie do Boga, jestem na drodze do nawrócenia i wiem że w jakiej sytuacji by się nie znajdowało lepiej próbować wykrzesać z siebie WDZIĘCZNOŚĆ niżeli ŻAL (słyszałam autentyczną historię 40-dniowego modlenia się pewnej kobiety o ustanie alkoholizmu swojego męża, bez skutku. . Po 3-dniowym wspólnej modlitwie dziękczynnej i pieśni całej rodziny! za jego alkoholizm, ów chory człowiek sam z siebie po paru dniach zaczął szukać pomocy i drogi do wyjścia z nałogu. Sporo osób uzależnionych doświadcza głębokiego nawrócenia, po którym zmieniają się o 360 stopni i zaczynają służyć innych i to dla nich być prawdziwym bohaterem. Ja chcę wierzyć że dzięki mojej specyficzności jestem uwrażliwiona na stany emocjonalne i krzywdy doznane przez inne osoby, żadne dziwaczne, krępujące zachowania czy upośledzenia(które każdy posiada, często sprawnie je zatuszowując przed otoczeniem i nie przyjmując do wiadomości) mnie nie zadziwią, starannie dobieram słowa aby nie urazić napotkane osoby, uczę się nie oceniania a właśnie KOCHANIA, odczuwam potrzebę pomocy innym zwłaszcza tym odrzuconym, upośledzonym, słabym, zalęknionym( czyli takim jak ja). Szukam serdeczności wśród ludzi, zwykłego uśmiechu na co dzień od przechodniów na ulicy, miłego gestu. Jestem na drodze do nawrócenia i na samym początku nauki UFANIA Jezusowi i Matce Bożej w to że jestem tutaj po coś i mam rolę do spełniania. Musze przyznać do tego że pomimo dobrych chęci i tu ładnie wypisanych szlachetnych pobudek mimo wszystko jestem słabej wiary i poddaję się niezmiernie szybko i na chwilę obecną, przynajmniej w swojej wizji życia marzę o obdarzeniu miłością (nie z tej ziemi !) ukochanego mężczyzny(choć i w tym tkwi u mnie ryzyko, żeby to a nie on a Bóg był na 1 miejscu). Jeżeli dane mi będzie założyć swoją rodzinę to chciałabym traktować ją jak ŚWIĘTOŚĆ, z miłością to mogę znieść bóle, choroby i wszelkie nieszczęścia, tragedie, plagi nie będą mi straszne.
Jestem matką. Myślę, że może nie idealną ale bardzo kocham moje dzieci i teraz dwie wnuczki. Pracuję na co dzień za granicą i w dobie internetu kontakty nie są teraz problemem. Tak raz na tydzień lub co 10 dni kontaktuje się z córką poprzez FB na rozmowie video albo piszemy. Dla mnie to o tyle ważne, ze bardzo tęsknię ma moimi małymi wnusiami. Córka sama nigdy nie zadzwoni, nie napisze pierwsza…..a ostatnio po mojej próbie zobaczenia wnuczek na kamerce (nieudanej) nawiązała się dyskusja z nią o tym, ze ona nie ma dla mnie czasu. Że najważniejsza jest dla niej teraz rodzina a matka nie jest rodziną. I, ze już dawno chciała zerwać kontakt ze mną. Córka nigdy sama nie zapytała się mnie jak się czuję, jak sobie radze sama. Nigdy też mnie nie szanowała. A ja zawsze pytam czy wszystko w porządku, czy są zdrowi….czy jakieś mają problemy….Nie wiem dlaczego córka mnie nie kocha i mnie odtrąciła. Jest mi strasznie ciężko…..bardzooooo…..tym bardziej, że wie jak mi zależy na wnuczkach a tym samym pozbawiła mnie kontaktu z nimi. Nie wiem co mam robić…..
Rozumiem Panią jak nikt inny , mam podobną sytuację.
Witam, rozumię Was doskonale bo sama doświadczyłam ,,odtrącenia,, przez corkę -serce płacze ale z wnuczkami staram sie utrzymywać częsty kontakt sms, fb, odwiedzają mnie czasem…a ja ciesze się jeżeli córka jest szczęśliwa chociaż szkoda, ze beze mnie-byłyśmy zawsze tak blisko siebie .
Koniczynka Boże jak ja to znam. Pierwsze moje wspomnienie kłótnie mojej matki z babką. Matka głęboko zaburzona narcyz plus paranoik. Do 10 lat miałam nocne moczenia. Już w podstawówce miałam nerwicę przyjeżdzało pogotowie. Matka nigdy się nie wyprowadziła miała gdzie , było jej wygodnie w domu wszystko podane, dziecko zaopiekowanie . Prze 15 lat miała drugie życie i w tym wszystkim mój kochany nieżyjący Tato, który mieszkał gdzie indziej ale codziennie przychodził do domu gdzie mieszkałam dla mnie. Do domu gdzie babka wyzywała go od najgorszych. Został odcięta od rodziny taty, bo plebs. Matka wariatka odkąd pamiętam skłócona cała ze swoją rodziną z sąsiadami , zaczepiająca ludzi i ich wyzywająca. A ja 18 letnia dziewczyna szukająca jej pracy bo wszędzie ją zwalniali.
Przez 10 lat starałam się o jej miłość, dawałam jej pieniądze , kupowałam jej ubrania , wczasy, wyremontowała dom. Potem zmarł mój tato spadłam na dno. Na szczęście poznałam wspaniałego faceta mojego męża, która ona wyzywała niszczyła była zazdrosna o rodzinę. Zaszłam w ciążę, co na to osoba , które powinna być najbliższa i cieszyć się szczęściem córki – obraziła się poczuła że nie oNa będzie najważniesza. Potem zachorowała na kręgosłup nie che się leczyć już prawie nie chodzi nie chce się leczyć tylko wymaga od mnie pomocy. Ja pracująca na 2 etatach 200 km od domu , syna w szkole co tydzień jeździłam do niej. Miarka się przebrała w pewnym momencie przeżyłam załamanie nerwowe – ataki lęku i nerwica wróciły. Jakie to smutne czuć się nie kochaną bez korzeni.
u mnie sytuacja wygląda tak, że ja zawsze wiedziałam, że moi rodzice są ze mnie niezadowoleni, po prosty, matka zawsze miała uwagi do mojego wyglądu, za szerokie biodra, odstający tyłek itp, chociaż sama nie ma za grosz talentu do pisania zawsze wtrącała się w moje wypracowania, dodam, że rzadko kiedy potrzebowałam jakiegokolwiek wsparcia w nauce, mój ojciec akceptował mnie tylko kiedy byłam dzieckiem, potem od szkoły średniej był taki sam „miły” wściekał się z byle powodu, wiecznie coś mu nie pasowało, a innym razem obydwoje nagle stawali sie kochanymi rodzicami i byłam super, zawsze żyłam w permanentnym strachu nigdy nie wiedziałam czy to co robię.mówię, będzie ok czy będą na mnie wściekli, wszystko to doprowadziło mnie do depresji, brałam leki, przez kilka mc żyłam z ich kasy, potem się wygrzebałam, relacje się niby poprawiły, wyszłam za mąż, … ale przytyłam, i znów się zaczęło, że jestem gruba, że mam schudnąć, dowiedziałam się też, że mojej matce nie podoba się moja praca, bo nie jestem..lekarzem, prawnikiem, można tu sobie wpisać dowolne zawody, ponieważ zaczęłam wobec nich reagować ostro i po prostu się na nich wydzierać za te uwagi, to zamilkli, ale i tak mają wiecznie kwaśne miny, ponieważ mieszkamy w małym mieszkaniu, które kupili „dla mnie” ale nie chcą go sprzedawać postanowiliśmy z mężem wybudować mały dom, za cenę niewielkiego mieszkania, bo po prostu mamy dość ciasnoty, no i znowu kwaśne miny, narzekanie, moja matka potrafi przyjechać do miasta w którym mieszkam do teatru i nawet nas o tym nie informuje, a jak chcieliśmy się z nią spotkać na chwilę, podjechać samochodem to nie chciała, nie chcieli też zebyśmy na urodziny mojego ojca przyjechali z teściami do nich w odwiedziny, podjeliśmy sie wszystkiego zorganizowania hotelu, obiadu, wszystko chcieliśmy sfinansować, oni mieli tylkp przyjść, też nie chcieli, nie wiem o co tym ludziom chodzi, starałam się zaskarbić sobie ich akceptacje całe moje życie, ale w końcu opadły mi ręcę i nie zadzwoniłam z życzeniami urodzinowymi do mojej matki po kolejnej kłótni o budowę domu. mam dosyć, postanowiłam że nie będę więcej się starać, oni sie obrazili i nie dzwonią juz od 1 mc, a mnie chociaż jest przykro też w sumie to pasuje, po co mi tacy rodzice, którzy nie wiadomo czego chcą, są wiecznie niezadowoleni, i właściwie mogę porozmawiać o ich chorobach i pogodzie, o swoim zdrowiu nic nie mówię bo moja matka zaraz zaczyna histeryzować, pewnie oni nie rozumieją o co mi chodzi, w ich mniemaniu są super, ale ja mam ich dość
dodam, że wiele razy tłumaczyłam im, ze przez lata sprawiali mi przykrość swoimi komentarzami, moja matka jak to usłyszała to dostała histeri jakbym ją co najmniej pobiła, mój ojciec w ogóle się do tego nie odniósł, kiedy pytam się mojej matki czemu się tak zachowuje milczy, albo mówi, że mam do niej pretensje bez sensu bo ona przecież ma prawo mówic co mysli i nie będzie mi mówiła, że wygladam dobrze kied właśnie wyglądam zle bo jestem gruba, sa ludźmi totalnie emocjonalnie zabetonowanymi, jesli zaczyna się z nimi rozmowę na jakiś temat dla nas ważny a dla nich nieakceptowalny np kupno działki, budowa domu, to albo się krzywią albo wpadają w panike i najchętniej uciekliby z pokoju i tego nie słuchali, przez lata pomimo różnych niemiłych sytuacji i komentarzy jeździłam do nich, zawsze byłam na wszystkie święta, skłądałam życzenia imieninowe, urodzinowe, siedziałam na obiadkach, gadałam o d maryni omijając tematy drazliwe, ale po prostu nie chcę już,tego bo jestem zmęczona tym bezsensownym teatrem, nie rozumiem jak można będąc rodzicem wiecznie krytykować swoje dziecko, okazywać niezadowolenia a potem oczekiwać dobrych relacji? nigdy jako ludzie się nie rozumieliśmy, nadajemy kompeltnie na różnych falach a mnie się już nie chce znosić przykrości od nich i udawać, że jesteśmy fajną rodzinką, chociaż są moimi rodzicami to naprawdę nie rozumiem ich i nie znoszę kontaktu z nimi, i z tego naprawe nie ma innego wyjścia jak zerwanie relacji, bo na czym je niby budować?
Kochana. Niestety ale takich ludzi nigdy nie zadowolisz. Mimo, że boli jak diabli dbaj o swoje szczęście i zmykaj. Ja dziś też podjęłam tą decyzję i nie żałuję.
Ja tu widzę samych sobie szkodzących tak zrywajcie kontakty życie jest za krótkie na takie dyrdymały .trzeba szukać kontaktu a nie go zrywać trzeba rozmawiać i wybaczać i nie szukać winy tylko w rodzicach
Sam zerwałem kontakt z matką prawie 7 lat temu. Uważam to za jedną z lepszych decyzji jaką podjąłem. Od czasów liceum nasze stosunki nie były najlepsze. Matka wiedziała wszystko najlepiej. Z trudem akceptowała, że ktoś może mieć inne potrzeby, wartości i priorytety.Mało kiedy była ze mną szczera. Manipulowała. Siała zament. Jednego dnia mówiła, że zrobi tak, a rano przychodziła i wywracała stolik do góry nogami. Wtrącała się do spraw o których nie miała zielonego pojęcia. Przez swoje krzywe akcje komplikowała mi życie. Obojętnie czy jest się rodzicem czy kimkolwiek to jednak obowiązują pewne zasady i istnieją granice których się nie przekracza.
artykuł dobry . ale nie przedstawia całości problemu . Rozumiem że większość tu komentujących jest w roli skrzywdzonych przez toksycznych rodziców dzieci. a co z rodzicami, którzy zostali tak potraktowani niesłusznie , czy oni nie maja prawa się bronic. Moja 30 letnia córka zaczęła się obrażać najpierw nie radząc sobie z problemami zdrowia, w których również ja byłam bezradna . Później miłość wyprowadzka i nieszczęśliwe zakończenie miłości. w międzyczasie rady mamy traktowane jak bzdura. Po drodze śmierć jednej córki tragedia dla całej rodziny. wychowałam 4 dzieci bez pomocy babć. Jedna pochowałam, pochodzę z rodziny wielodzietnej ale skromnej i ubogiej . tam dzieci muszą radzić sobie same i absolutnie nie mam żadnych pretensji do rodziców. jako matka dla swoich dzieci starałam się być zawsze o krok z tyłu pozwalając na samodzielne decyzje czy w wyborze szkoły czy zainteresowań a na pewno na drodze wyboru kariery czy partnera życiowego. Owszem nie byłam w stanie zapewnić finansowego wsparcia na każdym poziomie. z mojego punktu widzenia nie każde ich decyzje były szczęśliwe i zdarzyło mi się wypowiedzieć mój punkt widzenia i w nie każdym temacie byłam uległa np. finansowanie kredytu na zakup mieszkania dla chłopaka. Tu była odmowa. Po traumie związanej ze śmiercią 21 letniej córki to już 10 lat pozostał w sercu strach o pozostałe stąd choć prośba o SMS ze dojechali cali. Tym niezależnym wydaje się że to kontrolowanie ich życia . A ja powiem że to objaw troski. W rodzinie po stronie męża występuje problem natury psychicznej tzw. dwubiegunowość raz depresja raz nadmiar euforii. Obecnie nawet nie podała gdzie mieszka. kontakt przez e-maila polega na kolejnych oskarżeniach. A jedyne czego oczekuje to co jakiś czas nawet raz na 2-3 tygodnie normalne pozdrowienia i nie traktowanie każdej próby ratowania relacji jako narzucania jej mojego modelu życia bo i ja nie tego oczekuję. Moje życie moje błędy jej życie jej błędy ale dlaczego oskarżanie o toksyczność urywanie kontaktów ma być lekarstwem zamiast próba dialogu. Brak kontaktu skutkuje kiedyś w dalekiej przyszłości wyrzutami sumienia i kolejnym zatruwaniem sobie życia. Bynajmniej obcy mi jest syndrom pustego gniazda choć kiedyś opieka na 4 dzieci pochłaniała mnie dogłębnie. każdy normalny rodzic pragnie szczęścia wszystkich swoich dzieci , tylko dlaczego ma ulegać dzieciom które egoistycznie patrzą tylko przez pryzmat swojego życia zapominając że matka zwłaszcza kilku dzieci tą miłość musi rozmnożyć na wszystkich, i pamiętać jeszcze o sobie i niejednokrotnie o mężu , który z wiekiem staje się coraz większym dzieckiem. Pozostałym również należy się troska a przy tym czuć się odrzuconym przez własne dziecko. Jestem już babcią uwielbiam być z wnuczką ale nieraz najstarszej córce daje do zrozumienia że też mam swoje plany i nie zawsze podejmę opiekę tak jak to sobie zaplanowała,Nie raz zdarzyło się być negocjatorem w jej małżeństwie nie dlatego że tego chciałam tylko zostawałam wciągnięta przez jej męża. Obecnie ta trzecia córka nazywa mnie toksyczną, bo chcę z nią rozmawiać a ona nawet nie podała gdzie obecnie przebywa gdzie pracuje i jak sobie radzi. Nie wiem czy mieszka w pałacu czy pod mostem. Wyprowadziła się z domu bo tak chciała a nie bo ktoś jej coś narzucał, jest jeszcze syn który idzie swoją droga bez wojny z rodzicami. Obecnie mieszkamy sami w 6 pokojowym domu. I jeśli tylko zdrowie i umysł nam nie odmówi posłuszeństwa dam radę. Nie chce by wracała jeśli tam jej dobrze . Czy to nie jest ucieczka przed samym sobą i czy to jest właściwe rozwiązanie uciąć kontakty nie tylko z rodzicami ale z całą rodziną. a co jeśli jest to problem jej psychiki związanej z obciążeniem . Przyjmuję z pokorą cała winę na siebie ale nie godzę się z oskarżeniami.
Ma Pani rację, czasami te oskarżenia są niesprawiedliwe lub przesadne. Mam jeszcze jedną obserwację – niestety nie ma absolutnego zerwania tam, gdzie być ono bezwzględnie powinno – gdy „rodzice” są winni przemocy. Takich absolutnie należy zostawić bez żadnej pomocy. Zerwanie następuję niekiedy jednak tak, gdzie rodzina, jak każda ma swoje problemy, jednak nikt nie dopuścił się niczego haniebnego. Czasami te mocne gesty bywają nadużywane, stosowane nieproporcjonalnie. Oczywiście często (najczęściej) jest tak, jak pisze Autorka, że zerwanie jest jedynym mądrym wyborem.
ja tez nie rozumiem tematu-zapanowala jakas swoista moda na na odwracanie sie od rodzicow- i to okraszona swoista duma-0! jaka jaki jestem dzielny zerwalem kontakt z rodzicami, jestem the best ! Zastanawiam sie czy to wplyw nowoczesnej stawiajacej na indywidualizm psychologii / w rzeczywistosci rozbijajacej wiezy rodzinne/ czy wyroslo nam na grach komputerowych pokolenie ludzi pozbawionych uczuc wyzszych , empatii – tego co dawniej nazywalo sie czlowieczenstwem ?. A moze odpowiedz jest banalna – to pospolite wygodnictwo .Raczej nie sadze aby dzieci dobrze sytuowanych rodzicow / poza skrajnymi przypadkami / zrywaly kontakt.Czytajac te i na innych portalach opowiesci raczej sa to dzieci z rodzin przecietnych czyli nie zamoznych albo wprost biednych – czesto pojawia sie motyw samotnej matki. Widze tu raczej egoizm i niechec do dzielenia sie, pomagania.Przychodzi moment, ze rodzic przestaje byc potrzebny- utrzymywanie kontaktu odruchowo rodzi koniecznosc wspoluczestniczenia w problemach rodzicow-, wspieranie ich , pomoc w chorobie.. i wydaje sie to jest problem zasadniczy. Wygodniej odwrocic glowe, zniknac, nie odbierac telefonu , wyrzucic nieprzeczytany list .Cala otoczka maltretowanych psychicznie dzieci to tylko usprawiedliwienie wlasnej niedojrzalosci. Rodzic idealny to milion w totka. Wszyscy niesiemy swoje traumy z dziecinstwa. Jak trzeba byc glupim aby sie na wlasne zyczenie osamotnic?
W mojej rodzinie wydarzylo sie- corka samotnej matki, ukochana jedynaczka po maturze wyjechala za granice i zerwala kontakt z matka. Matka zadluzyla sie aby ja wyprawic w swiat , dac pare groszy na poczatek , Corka mowila , mamo nie zostawie ciebie, bede pisac , bede pomagac, a kiedy stane na nogi zabiore ciebie. List nigdy nie przyszedl.Matka szalala, bala sie najgorszego, szukala jej przez rozne organizacje – w koncu dostala wiadomosc- corka zostala odnaleziona, jednak nie wyrazila zgody na podanie matce informacji o sobie. Ulozylo sie jej tam bardzo dobrze . Byc moze wstydzila sie matki. Po 30 latach dorosle juz wnuki ze zwyklej ciekawosci korzeni odnalazly babcie , ktorej nie znaly. Byly zszokowane w jakich warunkach zyje, – polska bieda. Zapytaly- dlaczego nam nie napisalas, nie szukalas nas, przeciez mama by ci pomogla, ty nie mozesz tak zyc! Gdy dowiedzialy sie prawdy – odwrocily sie od matki. Dzis ta corka jest samotną starsza pania wyczekujaca na jakikolwiek znak od dzieci , bardzo sie nad soba uzalającą .. jak mogly jej to zrobic, co ona im zrobila zlego? Nie wiemy co im zrobila ale wiemy, ze ich oklamała pokazujac im wlasny falszywy wizerunek. Na pogrzeb matki nie przyjechala.Mialam okazje zapytac ją dlaczego to zrobila ? Odpowiedziala,ze wyszla za maz za Niemca z dobrej dobrze sytuowanej rodziny i nie mogla mu powiedziec, ze wychowala sie w domu bez lazienki, bez wody ,w biedzie a jej matka jest prostą niewyksztalconą kobietą bo gdyby dowiedzial sie prawdy to on i jego rodzina mieliby ja za nic., ze jako Polka miala ciezko w rodzinie meza, ze chciala cos osiagnac , miec lepsze zycie.
Trzeba może dojrzeć i zmądrzeć żeby taki temat zrozumieć. Być może gdzieniegdzie są sporadyczne przypadki takie, o jakich pisze Ewa. Jednak za taką postawą dzieci, prawie zawsze ciągnie się bardzo zła rodzina. Ale właśnie zamiast pisać takie komentarze warto jest zmądrzeć i dojrzeć wreszcie.
Ma Pani rację, czasami te oskarżenia są niesprawiedliwe lub przesadne. Mam jeszcze jedną obserwację – niestety nie ma absolutnego zerwania tam, gdzie być ono bezwzględnie powinno – gdy „rodzice” są winni przemocy. Takich absolutnie należy zostawić bez żadnej pomocy. Zerwanie następuję niekiedy jednak tak, gdzie rodzina, jak każda ma swoje problemy, jednak nikt nie dopuścił się niczego haniebnego. Czasami te mocne gesty bywają nadużywane, stosowane nieproporcjonalnie. Oczywiście często (najczęściej) jest tak, jak pisze Autorka, że zerwanie jest jedynym mądrym wyborem.
Jednak sa sytuacje gdy to rodzice odrzucaja swoje dzieci jako pierwsi. Mnie drzucila matka . Nie chcialam zostac Swiadkiem Jehowy. Gdy mialam jakies 11 lat chcialam tak bardzo jej bliskowsci ze zaczelam byc aktywna na zebraniach, zglaszalam sie, odpowiadalam na pytania, ona byla ze mnie dumna a ja taka szczesliwa. Pierwszy raz w zyciu widzialam moja matke zadowolona ze mnie. W koncu nadszedl czas bym poszla glosic i to bylo tylko raz, przyrzeklam sobie – nigdy wiecej. Przestalam sie udzielac tez na zebraniach. Moja matka bila mnie, wyrzucala moje ubrania, wybila mi zab, gdy mialam 17 lat zaczelam chodzic na religie i wtedy rzucila sie na mnie z nozyczkami. Moja mama przez caly czas gdy nie chcialam chodzic na zebrania, nie kupowala mi ubran, nie mialam butow, odziezy (bralam wskoczone swetry po tacie i spodnie od kuzynki- sprane tak ze sama farbowalam, majtki tez od niej bralam). Pewnej zimy zakladalam worki na nogi bo buty przemakaly a moja mama kupowala sobie wszystko co najlepsze, buty tylko ze skory, bo przeciez chodzila na zebrania. Jak dostalam pieniadze od babci i dziadka, czy tez latem stalam z kwiatkami i sprzedawalam, to kupowalam sobie ubrania, ale na wiele nie starczalo. Moja matka juz wtedy przestala sie mna interesowac, nie spelnialam jej wymogow i moze w ten sposob chciala mnie ukarac. Rodzice zawsze byli surowi wobec mnie. Gdy mialam 20 lat wyrzucili mnie z domu tylko dlatego ze zaczelam spotykac sie z chlopakiem ktorego nie akceptuja. Zmienili zamki i nie moglam wejsc do domu. Rok bylam na ulicy, prosilam ich o powrot, odmowili. To oni odrzucili mnie i nigdy nie przeprosili ani nie powiedzieli ze zle zrobili, nigdy nie moglam na nich liczyc, nigdy.
Witajcie, pisze tutaj bo czuje sie osamotniona ze swoim problemem…z matka mam kiepski kontakt, od kiedy pamietam w domu byly klotnie miedzy nia a moja babcia ( jej matka ) a ja miedzy mlotem a kowadlem- kazda z nich na druga do mnie nagadywala, przerzucaly na mnie swoje problemy…obie znerwicowane i rozchwiane. Nie pamietam milych, rodzinnych wydarzen, wsparcia ani tego aby matka interesowala sie tym co ja czuje czy przezywam. Babcia byla troche inna, z nia mialam lepszy kontakt. Matka skupiona na sobie, zawsze nieszczesliwa, urodzila mnie z wpadki, ojciec odszedl jak mialam 3 lata. Mimo to mysle ze mnie kocha ale jakos tak nie jak inne matki…wyjechalam zaraz po szkole, miala do mnie ogromny zal bo jak moglam…urodzil sie jej wnuk, teraz mieszkamy blisko ale ona nadal jest przekonana ze nie ma sobie nic do zarzucenia…ciagle skupiona na sobie. To przeze mnie musiala sie zajmowac babcia i z nia „uzerac” I wiecie co wiem ze sie nie zmieni…nie chce zrywac kontaku ale jest we mnie ta mala dziewczynka, zagubiona, ktora nie umie sobie poradzic z tym ze ma zimna matke a i wnuk jej zwisa…smutne to jest.
Cały artykuł jest napisany jak by na podstawie mojego życia.Cała analiza w punkt.Jestem samotnie wychowującą mamą 18 łatki.Skoro znane są przyczyny to mnie najbardziej interesują sposoby żeby to zmienić.Czy po tylu latach”błędów” jest jeszcze nadzieja na zminę postaw?Gdzie szukać pomocy?
– dodam jeszcze, że praca była dla mamy najważniejsza, a ja w tym czasie byłam z moją kochaną Babcią, lub jak ona nie mogła, to byłam wywożona do obcych ludzi lub dalszej rodziny na cały tydzień (bardzo tam czułam się samotna i niepewna co mnie spotka; na weekend mamusia miała jechać po mnie i zabierać mnie do domu, ale często zwlekała do samego wieczora, bo nie miała ochoty być ze mną, babcia mówiła mi kiedyś, że aż ją PROSIŁA -„jedź już po to dziecko, bo ono tam czeka na ciebie”.
Mama nigdy mnie nie rozpieszczała, była dla mnie obojętna i chłodna, zdystansowana, nie przytulała mnie, nigdy nie usłyszałam od niej „kocham cię”. Gdyby nie moja kochana Babcia nie wiem co byłoby ze mną.
Zrobiła mi też wielkie świństwo, z powodu którego nie kontaktujemy się, tylko na urodziny WYŚLE mi kartkę (i to po terminie urodzin), nie zadzwoni, tak samo do wnuczki – wyśle kartkę, ale nie zadzwoni (my zadzwoniłyśmy 2-3 razy, ona wcale; obojętna rozmowa o pogodzie, ogólnie o szkole, itp.
Na święta BN, czy Wielkanoc tylko my ją zapraszamy, ona nas może 1-2 razy. Na wigilię przyjedzie na gotową kolację, mimo, że prosiłam -mamo przyjedź wcześniej, przygotujemy razem (ja w wigilię nie raz jeszcze pracuję, ona już ma urlop).
Nie mamy od niej ani miłości, ani zainteresowania, ani pomocy, ani kasy.
Dziś już mam swoją rodzinę, a ciągle mnie to boli, że ani ja, ani córka nie interesuje jej, tylko gada o sobie i swoich problemach, nasze ją nie obchodzą.
Dlatego droga Pani takie artykuły są potrzebne, psycholodzy i psychiatrzy są potrzebni żeby pomóc uporać się z tymi demonami.
I nie chodzi tu nawet o krytykę nas przez rodziców, czy obrażanie, ale o OBOJETNOŚĆ I faktyczne krzywdy fizyczne i psychiczne wyrządzone dzieciom tym nieletnim i tym dorosłym.
Co by Pani doradziła tym molestowanym w dzieciństwie przez rodziców lub ich znajomych/rodzinę?? – czy potrafiłaby im Pani powiedzieć w twarz- ” W dupach Wam się poprzewracało. Jak można tak szkalować rodziców” ?? – ano powiem Pani, że wyrodnych można, a nawet trzeba – tym którzy NIE poświęcali się dla nas, NIE wychowywali nas (tylko chowali jak zwierzątko w chlewiku -masz do korytka i wodę i siedź cicho).
Oczywiście w Pani przypadku to chyba za dużo Pani dawała od siebie, a za mało wymagała – to też nie jest dobre, ale na pewno lepsze niż „wywalenie na ulicę”, gdzie Nastolatek NIE poradzi sobie w zetknięciu z marginesem społecznym!
Dziecko jest jak torba – co do niej włożysz to wyjmiesz.
Ja właśnie po raz kolejny pokłóciłam się z tatą. Już nie mam siły do tej relacji… kiedy byłam mała mój tata był fantastycznym tatą. Wiele rzeczy robiliśmy razem, dużo mnie nauczył, jeździliśmy w góry, na kajak, za granicę. Choć nigdy nie był ze mną u lekarza, nie zrobił kolacji czy nie kupił ubrań. To było na mojej mamie. Kiedy byłam nastolatką rodzina zaczęła mówić i się podśmiewac że tata mnie podrywa, nawet kilka osób co nas nie znały myślało że jestem żoną taty. Między moimi rodzicami się nie układało. Nigdy nie rozumiałam dlaczego ale dużo się kłócili. Tata się potem skarżył mnie a ja go pocieszałam itp. W końcu zmądrzałam, uznałam że to nie tak powinno wyglądać i powiedzialam tacie że nie chcę wiedzieć co się dzieje między nimi, że to nie moje sprawy. On że dobrze. Wyjechałam za granicę na Erasmusa, normalnie przez ten czas rozmawiałam z tatą, wracam po roku, pytam się mamy gdzie jest tata a ona mówi że się wyprowadził. Powiedziałam tylko „acha” i poszłam prosto do psychologa. W głowie mi się nie mieściło że się wyprowadził i mimo że często rozmawialiśmy nic mi nie powiedział. Teraz jak się kłócimy to mówi że przecież ja sama powiedzialam że nic nie chcialam wiedzieć.
Kiedy już się wyprowadził i poznałam jego obecną partnerkę chciałam się z nim spotkać. Dzwonię i szukamy terminu. Mówię że może piąte. On na to że piątek to nie bo piątek jest dla rodziny. Odpowiadam że przecież jesteśmy rodziną a on że „no ale przecież rozumiesz…”
Skończyłam studia, zaczęłam pracę i wyjechałam za granicę. Właśnie zakładałam rodzinę, byłam w ciąży. Na skutek bardzo nieszczęśliwego obrotu zdarzeń w połowie ciąży zostałam samotną matką. Wróciłam do Polski do mamy. Zdruzgotana, strzęp emocjonalny. Moi rodzice odebrali mnie z lotniska. Poza tym mój tata nie zaprosił mnie nigdzie, może na spacer. Spytałam go czy mnie zawiezie do szpitala. Coś zaczął kręcić że w sumie to nie wie, że zobaczy. Potem się okazało że wtedy kiedy miał być termin porodu on miał być na wycieczce ze swoją partnerką i jej 10letnim bratankiem. Byłam bardzo zawiedziona że jakaś wycieczka była ważniejsza niż urodziny jego wnuczki. Na jej pierwsze urodziny też był na wycieczce, nawet prezentu nie dał.
Po prostu nie mam ochoty na kontakt z nim. Przy każdym kontakcie wyśmiewa kraj do którego pojechałam, teraz już się zwyczajnie kłócimy. On mówi że w ogóle się do niego nie odzywam, że on jest coraz starszy a ja się w ogóle nie interesuje, że jestem zawzięta i że jeżeli on nie zadzwoni to nie mamy kontaktu.
Na moje argumenty że wyprowadził się i nawet mi nie powiedział, potem mnie wykluczył z jego rodziny a na koniec wybrał wycieczkę zamiast podwozki do szpitala mówi że nic nie powiedział bo ja sama powiedzialam że nie chcę wiedzieć co się między moimi rodzicami dzieje, że wykluczenie z rodziny nie miało miejsca i ja to źle pamiętam a na szpital że przecież mu nie powiedziałam że to już. Przecież mi nie powiedział że mnie zawiezie to po grzyba miałam mu mówić że to już.
Teraz mówi że to już jakiś czas minął, że czy na dawnych urazach ja zamierzam budować relację i że mu przykro że się nie odzywam.
Ale ja nie czuję potrzeby. Przy każdym kontakcie mamy awanturę to po co mam się kontaktować…
Rany, nie mam siły do tej relacji…
Bardzo ciężki temat, mogę powiedzieć z pozycji matki doroslego syna, musialo minąć kilkanascie lat, zebym zrozumiala, ze klamal, manipulowal nami-rodzicami, wykorzystywal…….wszystko z pozoru dobre dziecko…wspieralismy go w kazdym, najtrudniejszym momencie zycia aż po kolejnym Jego potknieciu zaczelam sie zastanawiac, szarpie mnie zlosc, zalosc, smutek, depresja i wiele innych emocji. Zrozumialam co robi przez wiele lat. Napisalam list, widocznie sie nie myliłam. Nie odpisal, nie zadzwonil, wysylamy sobie kartki z okazji świąt 2 razy w roku. Mój smutek to m9je drugie imię matka-porażka!
Mam dwie dorosłe córki, różnica wieku między nimi to równe 10 lat. Nie mają z sobą kontaktu, nad czym bardzo ubolewam. Młodsza mieszka od 15 lat w Londynie druga w Warszawie. Obydwie wychowywałam z wielką miłością i troską. Niestety tylko z jedną dziś mam kontakt, druga córka mnie odrzuciła.
Jestem już w podeszłym wieku i bardzo cierpię z tego powodu, bez córki i wnuków.
Starsza corka zerwala kontakty poniewaz jej chlopak nie akceptował mnie i meza.Nie ma pozwolenia aby sie z nami kontaktowac.A corka??? No coz ulegla.Zadaje sobie tylko pytanie ,dlaczego? Zawsze byla kochana, miala wszystko co tylko zamarzyła.A ma dopiero 19 lat.Serce peka.
Chore dyskusje i narzucanie własnego zdania innym zamiast poszukiwać tego co w innych jest dobrego zabawa w sędziów i wniosek prosty ja cacy inni be . Jednak jest inne rozwiązanie ,bo wojny trwały by bez końca ,trzeba się ciągle próbować dogadać a nie jak dzisiaj młodzież ,telefon zablokowany i nic mi ta matka i ojciec nie dała. Przypominam nie wyskrobała was i tyłek podcierała , ale taka córka twierdzi że sama się na świat nie prosiła- no i co z tego ale czy ten ojciec i matka nie woleli by innej mniej roszczeniowej córki czy syna . Szanujmy rodzićów mimo wszystko poświęcili dla nas swoje życie i my będziemy rodzicami i sytuacja może się powtórzyć w końcu nikt nie uczy ludzi być rodzicami albo dziećmi .Morał jeden nauczmy się wybaczać nawzajem a świat będzie lepszy.
o nie nie nie. na szacunek trzeba sobie zasluzyc, a niektorych krzywd sie nie da wybaczyc, a nawet nie nalezy ich wybaczac. znecanie sie psychiczne i fizyczne nad dziecmi to jedna z tych rzeczy, ktora skresla cie jako „czlowieka”. a nawet jesli nie bylo tego, to co to za grzech kiedy moze ktos nie chce miec kontaktu z ojcem i matka albo z dziecim bo ich zwyczajnie nie lubi np? nie ma takiego prawa zapewne bo „spoleczenstwo” ma cos do powiedzenia na temat, ktory go nie dotyczy. a trzecia sprawa to zwyczajny fakt, ze jesli w rodzinie jest dobrze to sytuacja taka nie zaistnieje nigdy. a ze rodzic to glowa rodziny i na jego barkach spoczywa stan relacji rodzinnych i dbanie o nie, to raczej rodzic siebie moze winic za to co jest nie tak bo taka jego rola. zreszta, nikogo sie nie da zmusic do milosci. to chyba tez cos znaczy, ze kazdy ma prawo do wolnosci osobistej i prawa wyboru z kim jest a z kim nie chce byc.
Ja już pomijam to, co było kiedyś, mogłabym opisać swoje żale, ale to nic nie da, ludzie nie są doskonali, nie mają zaprogramowanego idealnego wychowania dzieci, choć pamiętam dużo przemocy słownej i fizycznej w domu, to było minęło. Problem jednak polega na tym co tu i teraz, kiedy moja matka nie zaakceptowała tego że jesteśmy dorosłe, u niej nie ma komunikacji i nigdy pewnie nie będzie, mamy z siostrą po trzydzieści parę lat, ale dzieci i ryby głosu nie mają, liczą się tylko uczucia mojej matki, nikogo więcej. W tym momencie mieszkają z tatą sami, a ja i siostra odwiedzamy ich bo tak trzeba. Siostra długo przeżywała taką postawę matki, starała się coś zmienić, tłumaczyć jej, ale było tylko gorzej. Do tego matka potrzebuje atencji, opowiada komu może jaka to nie jest pokrzywdzona a córki złe, a przy pierwszym lepszym kontakcie z nami tylko czeka żeby wylać żale spróbować nam cos narzucić. Z resztą ona ma żal do całej rodziny, każdy ją skrzywdził czymś, każdy jest zły, jej siostry, jej mama, a ona całe życie jest tą pokrzywdzoną. Z takim człowiekiem nie da się normalnie utrzymywać kontaktów. Tata boi się jej przeciwstawić, i choć to dobry człowiek to kontakty są jakie są. Ja na szczęście jestem takim typem ze nie przeżywam jej humorów, może przez wychowanie, może też przez charakter. Ale nie czuję z nią więzi, nie lubię jej odwiedzać, jadę bo pasuje, nie odetnę się bo to moi rodzice, pomogę im jak będzie trzeba, ale dystans między nami będzie zawsze.
Bardzo mądrze napisane. Nie da się zmusić do miłości, a rodzice powinni całe życie pielęgnować te relacje a nie przypominać że nam podcierali tyłek i nie chodziliśmy głodni, bo przecież ofiara oprawcy też może mieć najlepsze jedzenie i odzież pod nos a przy tym być przetrzymywaną. Faktycznie gdyby była komunikacja, rozmowa, traktowanie na równi to dlaczego ktoś miałby zrywać kontakt? A społeczeństwo ma najwięcej do powiedzenia zwłaszcza gdy rodzice opowiadają jacy to jesteśmy niewdzięczni a my nie przekazujemy innym jak jest naprawdę, bo po co to wywlekać przy obcych. No i stajemy się przez to wyrodnymi dziećmi bo się nie bronimy. Ludzie wiedzą najlepiej a sami swojego nie widzą.
Myślę, że nic w życiu nie jest czarne ani białe i tak jak z rodzicami tak i innymi osobami mamy różne kontakty, są różne etapy w życiu. Ale nigdy nie podejmowałabym radykalnej decyzji odcięcia się od rodziny. Fakt jesli w rodzinie jest alkohol narkotyki itp to tak taka rodzina moze nas wciagnac w swoj tragiczny swait i trzeba się odciąć.
ROZMOWA to podstawa ustalenie może z rodzicami czego oczekuję i samemu tez zapewnienie ich o miłości i ewentualnej pomocy bo oni podświadomie tego chcą i boja się starości, samotności wszystkich nas to czeka .
Zrywając kontakt z rodzicami dajemy przykład swoim dzieciom ze tak można a może powinno się …..? czy tego chcemy tak naprawdę?
Temat, który dotyczy wielu rodzin i nie tylko tych patologicznych. Ja, córka despotycznego, wiecznie krytykującego, wszechwiedzącego, pobożnego, nadużywającego alkoholu ojca i zimnej matki. Od małego praca ponad siły, ale nakarmiona i ubrana. Tak, jak ktoś tu już pisał takie zwierzątko, tylko w moim przypadku pociągowe, nigdy nieprzytulane i niewspierane. Było, jak było, dorosłam, założyłam rodzinę i tłumaczyłam, że rodzice nie umieli inaczej. Czasami ich odwiedzaliśmy, chociaż później trudno było powrócić do spokojnego życia. Było trudno, ale byłam uparta i silna. Przyrzekłam sobie, że nigdy nie powiem swemu dziecku, że mu coś poświęciłam, że jest głupie i nieważne. Wraz z mężem staraliśmy się dla syna stworzyć warunki do rozwoju i nauki lepsze niż sami mieliśmy, dużo z nim rozmawialiśmy. Może nie było bardzo bogato, ale miał nasze wsparcie i szacunek, był kochany i przytulany. Był zdolnym chłopakiem i wszyscy go podziwiali i stawiali za wzór zarówno w szkole, jak i poza nią. Gdy syn był nastolatkiem ciężko zachorowałam, ale nie wymagałam, aby mi pomagał, raczej starałam się ukrywać ból i nie obciążać go swoją chorobą.
Syn stał się dorosłym człowiekiem, studiował, zaczął pracować i nieźle zarabiać. Pewnego dnia stwierdził, że chce się rozwijać i wyjeżdża za granicę, bo w PL nie ma warunków. No cóż, przecież my jako rodzice w sumie tego chcieliśmy, aby dziecko było samodzielne i spełniało swoje marzenia, miało po prostu swoje życie. Nie byliśmy samolubni i nie próbowaliśmy go zatrzymać, chociaż serce bolało. Kilka lat po wyjeździe był z nim nawet niezły kontakt, czasami dzwonił, czasami pisał i nawet przyjeżdżał na święta. Pewnego razu oznajmił nam przez telefon, że ma żonę z innego kraju, cóż bywa i tak, jakoś to zaakceptowaliśmy. Chociaż było przykro, że dorosłego faceta nie było stać nawet poinformować rodziców o swoim ślubie, ale pewnie się zakochał. Kontakty z synem stały się coraz rzadsze, ale wiadomo miał swoją rodzinę. Niestety dziewczyna z innego kręgu kulturowego okazała się bardzo zaborcza, nastawiona tylko na kasę, nie utrzymuje kontaktów ze swoją rodziną i wymusiła zerwanie kontaktów syna z nami i wszystkimi znajomymi z PL. Syn polikwidował wszystkie konta, telefony i nie było z nim kontaktu. Myśleliśmy nawet, że jest w jakiejś sekcie, ale chyba nie. Po jakimś czasie pokazał nam tylko soje dziecko, ale dobrze, że chociaż żona pozwoliła mu na tyle. Serce boli, ale nic na to nie poradzimy.
Po tych doświadczeniach wiem na pewno, że nie warto aż tak bardzo poświęcać się dzieciom, trzeba żyć dla siebie. Dzieci nie są naszą własnością. Nie powinniśmy też liczyć na ich tzw. wdzięczność, gdyż dorosną i uznają, że przecież nie trzeba było aż tak o nie się troszczyć.
Zawsze czułam się ta gorsza córką dla Matki. Mam jedna siostrę. Od.dziecka czułam ze matka woli siostrę a ojciec jest bardziej za mną. Niestety jak mialam 14 lat rodzice się rozwiedli i zostałam „sama”. Ojciec odkąd pamiętam pił, przed rozwodem pił ale się maskował i nie bylo stwierdzen ze jest alkoholikiem dopiero po rozwodzie popłynął (rozwod byl z jego winy-zdrada) duzo wycierpiałam i wypłakałam jako 12latka ktora odkryla ze ojciec zdradza bo widzialam jak pijany pisze sms. Kontakt z ojcem był bardzo ukrócony (jak dzwonil to straszył samobójstwem, umawial się i nie przychodził, bardzo szukałam kontaktu z nim a on nadal dzwoni raz na 2 miesiace i to przeważnie pijany, zrobil mnie w ciula wiele razy a i tak nie mam takiego żalu do niego jak do matki!) A więc siostra zawsze była ważniejsza dla matki, zawsze to ja pytala żeby się doradzić bo ona ma gust bo ona wie, bo ona lepiej sprzata itd. Chodziłam jako 16latka do pracy na wakacje żeby odciążyć matke i sobie dorobić to okazuje się że zle robiłam bo w tym wieku się nie pracuje! A ona nie miala pieniędzy żeby mi dawać bo zarabiała najniższa krajową! Zawsze byly przeciwko mnie! a to ze jestem głupia, a to jak rozmawialy miedzy sobą i szwagrem i zapytałam z czego się śmieją to potrafili mi nie odpowiadać itd. Przykładów multum. Jak chcialam się wyprowadzić do narzeczonego to usłyszałam ze powrotu do domu nie mam jak cos. Matka jest bardzo starodawna i nie uznaje mieszkania przed ślubem. 3 miesiące przed ślubem siostry szwagier musiał mieszkać w wynajmowanym pokoju gdzieś bo przed ślubem nie wolno mieszkać razem i one uwazaly ze to słuszne. Są takie same a ja jestem przeciwieństwem. Boli mnie nasza relacja siostra dostaje wszelką pomoc. Usłyszałam ze ja powinnam pomagać przy wigilii a siostra nie bo ma dzieci, tylko jak dzieci nie miała to tez nie pomagała. Wszystko za nią robi jej mąż i moja matka. A ona jest wiecznie zmęczona! Przyjedzie prasowac jej matka, ugotuje mąż, dziećmi zajmuje się tez mąż nawet jak nie pracowala to otrzymywała to samo! A ja pracowałam od 8-22 i nikt się nie.zapytal o pomoc. Przy weselu siostry matka malo się nie zesrała a do mnie przyszła jak gosc! Robiąc mi awanturę jeszcze tydzień przed ze piwa nie będzie a ktoś by się napewno napil! Od kilku lat mam objawy psychosomatyczne! bole brzucha, wzdęcia, jelito drażliwe, tzw. Wysypke stresowa, przyspieszone bicia serca, brak tchu ze aż mam problemy z wejściem po schodach itd. Brak tchu mam w różnych okresach życia czasem mi się to nasila w zależności od przeżywania sytuacji. Nie mówię ze te wszystkie objawy to ich wina ale napewno w głównej mierze. Siostra zawsze się na mnie darła, zachowywała się jakby była moja matka, rozkazywała mi, jak wylalam na swoj stolik lakier do paznokci to mnie zjebała itd. Szwagier oczywiście jest za nimi. Probowalam rozmawiać nic to nie daje matka nie widzi ze faworyzuje a ja mam ponoc rozdwojenie jaźni. Chodze na psychoterapie chociaz ciężko było mi tam pójść bo balam się przyznać sama przed sobą ze sobie juz nie radzę i mam coraz gorsze objawy oraz wstydziłam się i balam ze wyjde na wariatkę ze coś ze mną nie tak ze tam musze iść. Boje się zerwać kontaktu ze wyjde na wyrodna córkę, ze sama zacznę się obwiniać, że będę żałować, że stracę kontakt z cala rodzina juz, łącznie z kuzynka i ciocia bo nie będę zapraszana na te same imprezy itd.czuje się okropnie juz nie wiem co mam robić! Pomocy…
A może odrzucamy nasze matki, bo mówią nam prawdę, żeby przynajmniej je posłuchać, bo wiadomo że same musimy przeżyć swoje życie, zrozumiałam to po 30 latach własnego życia.
Witajcie w klubie porzuconych rodziców. 112 bolesnych komentarzy o porzuceniu myślałem że tylko ja jestem potworem .
Jestem porzuconą matką. Jestem porzuconą matką. Jestem porzuconą matką. Nie mogę w to uwierzyć, ale tak jest. Moja córka od roku nie daje znaku.
Moja córka nigdy nie była krytykowana, nigdy nie była przymuszana do niczego, nie była zmuszana do wyboru takiej czy innej szkoły. Mogła decydować o wyborze swojej drogi, swoich zainteresowań, studiów, których nie skończyła jednych czy drugich. Nie krytykowaliśmy jej za udawanie że studiowała potem za ukrywanie że nie pracuje itd. Finansowaliśmy grzecznie wszystko przez 6 lat. Po 6 latach postanowiliśmy konsekwentnie powiedzieć dość. Przeprowadziliśmy ją z powrotem do domu „ze studiów” z wytłumaczeniem jej że dach nad głową ma, jeść jej damy. Musi zacząć odpowiadać za swoje życie. Ona jednak uznała że zrywa z nami kontakty. Wyprowadziła się do Wrocławia i tam współwynajmuje mieszkanie z koleżanką zadłużając się coraz bardziej i bardziej. I tak w konsekwencji to ja z mężem spłacam długi kiedy czara się przelewa. To historia tak opisana z grubsza. Jednak po tych tutaj komentarzach powinnam sobie wytłumaczyć że to wszystko przeze mnie. To jednak moja wina i powinnam się zmienić. Przestać być takim potworem.
Jesteśmy z mężem 43 lata po ślubie. Zawsze tworzyliśmy rodzinę kochającą się i byliśmy i jesteśmy dla siebie tolerancyjni. Córka zawsze otoczona była miłością i zrozumieniem płynącym od nas i od dziadków z obydwu stron. Mamy jeszcze jedną córkę i syna. Oboje dorośli. Córka mieszka z nami. Syn studiuje. W mojej ocenie relacje mamy dobre ze sobą lub nawet bardzo dobre. Co stało się z najstarszą córką że nas porzuciła. Argumenty są takie że przymuszaliśmy ją do gotowania obiadów w 6 klasie, do czego nie potrafię się odnieść bo takiego faktu nie pamiętam oraz że brakuje jej relacji z nami.
Jej koleżanka wytłumaczyła jej że może z czystym sumieniem pomimo braku tej relacji korzystać z nas finansowo ponieważ jak dajemy to trzeba brać, gdyż cytuję „do grobu nie wezmą, a komu maj dawać”.
Nigdy nie przestaliśmy jej pomagać, martwimy się że sobie nie radzi. Trwamy w braku informacji gdzie jest, co robi, czy nie śpi na ulicy. Dodam, że córka jest fanatycznie religijna wraz ze swoją koleżanką.
Jednak po tych tutaj komentarzach powinnam sobie wytłumaczyć że to wszystko przeze mnie. To jednak moja wina i powinnam się zmienić. Przestać być takim potworem. Gdzie był błąd? Wbijam sobie do głowy że to moja wina, że byłam toksyczna. Że jestem złem, choć ani córka ani nikt z rodziny nie widzi tego tak. Syn ironizuje, że pewnie „rosół był przesolony”
Znalazłam zapiski, gdzie córka się wyżala: „Mogę liczyć tylko trochę na tatę i kota”. Córka ma 26 lat.
I już kończąc napiszę tak „w dupach się niektórym poprzewracało i tyle”. Czekamy cierpliwie na finał, nie wiedząc jaki będzie.
Czytaj więcej: https://kobietapo30.pl/zerwanie-kontaktow-rodzicami-czyli-instynkt-samozachowawczy-stanowi-zrodlo-cierpienia/