Główne menu

„Zły Romeo” – romans, który zamiast porywać, nudzi?

Czytanie jest dobre. Oprócz tego, że rozwija wyobraźnię, to poszerza słownictwo, wspiera intelektualnie i pozwala w doskonały sposób spędzić wolny czas. Jest jednak pewne „ale”….

Niestety im więcej czytamy, tym gorzej dla autorów powieści. Im mamy na koncie więcej książek, tym stajemy się bardziej świadomym czytelnikiem, tym trudniej nas zachwycić. Innymi słowy chcąc czy nie chcąc, stajemy się bardziej wybredni i zdecydowanie odporniejsi na techniki wykorzystywane przez pisarzy. Trudniej nas zaskoczyć, skraść nasze serce, porwać. Trzeba się wykazać czymś więcej, a to nie zawsze się udaje.

Coś na ten temat wiem…

Dlatego staram się nie wracać do książek, które polubiłam dobre kilka lat temu, by czytając je po raz kolejny, nie rozczarować się. To jednak nie załatwia sprawy i nie chroni przed uczuciem niedosytu po lekturze. Niestety czasami już pierwsze spotkanie z obiecującą powieścią może okazać się nieporozumieniem. Zdarza mi się natknąć  na fabułę, która teoretycznie ma wszystko, żeby zachwycić, a jednak tego nie robi. Przykładem z ostatnich tygodni jest pozycja „Zły Romeo” Leisa Rayven, książka, która w Polsce ukazała się nakładem Wydawnictwa Otwartego.

Poprawna, ale to wszystko

„Zły Romeo” to książka, która zaczyna się bardzo ciekawie, odsłania bowiem intrygujące losy Cassy i Ethana, dwóch młodych ludzi, którzy przechodzą proces rekrutacji do szkoły teatralnej. Ich zmagania, przemyślenia i sposób postrzegania świata są świeże i obiecujące. Pierwsze fragmenty czyta się szybko i z wielką przyjemnością.  Zarówno te opisujące losy młodziutkich bohaterów, jak ich kolejne spotkanie po latach i próbę odbudowania związku.

Niestety początkowa świeżość szybko blaknie i im dalej, tym jest coraz gorzej. Główne postaci stają się karykaturalne, zwłaszcza Ethan, który nie przekonuje do siebie, trudno uwierzyć nie tylko w jego słowa, ale również czyny, choć autorka dwoi się i troi, by uwiarygodnić fabułę, to moim zdaniem nie udaje się jej to. Ethan ze swoimi unikami, zwlekaniem i mroczną duszą nie przekonuje do siebie…

Cassy nie wypada niestety lepiej. Jej zaślepienie postacią Ethana przekracza granicę absurdu. Podobnie jak sposoby wyrażania tej fascynacji – rozwodzenie się o penisie Ethana i usilne dążenie do utraty dziewictwa sprawiają, że kolejne wydarzenia opisane w książce stają się żenujące a sama lektura irytująca. Aż chce się zapytać, serio? Tylko tyle? Tak nisko cenisz swojego czytelnika?

Poza tym zaskakujący, i to w złym słowa tego znaczeniu, jest koniec powieści. Książka nagle się kończy, autorka urywa, tak jakby sama znudziła się pisaniem i powiedziała, o przepraszam, wiecie co, ja już mam dość, idę na wino. Leisa Rayven pozostawia czytelników w takim momencie, że trudno naprawdę znaleźć powód, dla którego to robi. Efekt jest mocno nienaturalny.

Wszystko to sprawia, że lektura „Złego Romea” pozostawia naprawdę wiele do życzenia…

Czyta się lekko…nic poza tym

„Zły Romeo” to romans, powieść, która miejscami jest zabawna, jednak główne emocje, jakie kreuje autorka to te koncentrujące się wokół miłości, pożądania, odkrywania własnej cielesności. Mamy tu wiele scen opisujących wczesne doświadczenia seksualne, śmiałe opisy, bardzo szczegółowe i intrygujące, które są największym atutem tej książki. Na wiele osób będą one działać jak magnes. W moim odczuciu to jednak za mało, by uznać tę książkę za dobrą.

Lekki styl autorki, ciekawe ujęcie tematu pozwalają przeczytać „Złego Romea” i spędzić na lekturze kilka miłych chwil, zwłaszcza jeśli nie mamy zbyt wysokich oczekiwań. Jednak równie szybko po lekturze bohaterzy nam umykają, rozmywają się, a sama książka zostaje zapomniana. Nie jest bowiem to lektura, która zapada w pamięć. Może dać przyjemność, zabić nudę (co kto lubi). Ale obawiam się, że nic więcej….

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>