Zmarnowane życie po 30
„Zmarnowałam 10 lat życia. Poszłam na studia z wiarą, że robiąc to, co kocham, mogę godnie żyć. Niekoniecznie „zamożnie”, ale mieć tyle, by nie wstydzić się swojego zawodu. Pomyliłam się. Teraz cofnęłabym czas, wybrała inne studia i inną pracę. Byłam naiwna”. Kasia
„Poświęciłam 15 lat swojego życia mężczyźnie, którego sądziłam, że znam. Mówił, że jeszcze nie teraz, że zdążymy. Wierzyłam mu. Przecież jestem młoda. Mam czas. Nie wzięłam pod uwagę, że będą problemy. Jako młodsza miałabym większą szansę na dziecko. Teraz właściwie ich nie mam. Uwierzyłam i czekałam aż on dojrzeje, gdy zaczęły się problemy, nasz związek się posypał. Byłam głupia. Zmarnowałam tyle czasu”. Julia
„Żałuję, że nie wyjechałam. Miałabym teraz lepsze życie. Jednak zostałam, bliżej rodziców, przyjaciół, głupia patriotka. Moja siostra wybrała inaczej, teraz rodzice chwalą ją na każdym kroku i przy każdym przyjeździe jest przyjmowana jak królowa. A ja? Jestem blisko, jak stary mebel w kuchni, na którego nikt nie zwraca uwagi. Trzeba było jechać i nie żałować tych wszystkich, którzy zostali”. Dominika
Zmarnowane życie po 30
Niektóre z nas twierdzą, że zmarnowały sobie życie po 30. Bo po latach starań wszystko wygląda nie tak, jak tego się spodziewały.
Nie wyszło w miłości, która miała być tą jedyną.
Nie wyszło z pierwszą, czy kolejną pracą. Nietrafionym wyborem okazała się ścieżka kariery.
Zawiodły przyjaźnie, które miały być na wieki.
Być może zdrowie zaczęło szwankować, mimo że człowiek miał poczucie, że jest przecież młody i silny.
I co dalej?
Gdy ktoś przeżywa prawdziwy życiowy dramat, nie trafiają do niego słowa otuchy, że to nic, że będą kolejne miłości, że można się przebranżowić, że w końcu wszystko przed nim. Bez sensu mówić, że nic się nie stało, że trzeba żyć dalej, nie poddawać się.
To nie działa. W momencie żałoby, tak żałoby, opłakiwania tego, co miało się zyskać, a czego się nie dostało, takie argumenty nie trafiają. Trzeba przecierpieć, przetrwać ten trudny czas, by móc wstać z kolan i…spróbować ponownie.
Ból ma to o siebie, że mija. Stres się wycisza. I potem jest lepiej. Każda nawet najgorsza chwila nie trwa wiecznie. I o tym trzeba pamiętać. Nie poddawać się, ale rozumieć, że to moment, z czasem ulotna chwila, która pozostawi po sobie rany, blizny, ale w końcu da spokojnie żyć.
Dlatego świadomość, że mamy zmarnowane życie po 30 z czasem przestanie nas dobijać, da obszar do działania. Być może obudzi potężną falę motywacji. Dobrze, gdy zmusi nad zastanowieniem się nad sobą i spowoduje, że dojdziesz do ważnych życiowych prawd.
Wnioski
Jeśli sądzisz, że zmarnowałaś sobie życie, to…czas na wnioski. Powinnaś w końcu skupić się na:
- docenianiu siebie,
- nauce asertywności,
- przeanalizowaniu dotychczasowego postępowania. Nieoczekiwania, że robiąc ciągle to samo, osiągniesz inne efekty,
- przyjrzeniu się osobom z Twojego otoczenia, być może jest wśród nich sporo osób, które podcinają Ci skrzydła,
- zastanowieniu się, czego pragniesz i jak możesz do tego dojść,
- poszukaniu pomocy u dobrego psychologa.
Być może teraz jeszcze w to nie wierzysz, ale masz jeszcze sporo przed sobą. Zawsze można zacząć od nowa. Choćby teraz.
Zmarnowane życie, zmarnowane życie po 30, jak zmarnowałam sobie życie
5 komentarzy
Kobiety, nie łamcie sie. My nie jestesmy po to zeby spelniac aspiracje innych. Wsluchaj sie w siebie i nie patrz na wiek. Chcesz byc mama? Mozesz nawet po 40, chcesz wyjechac wyjedz i nie sluchaj tych ktorzy beda chcieli podciac Ci skrzydla. To co nas ogranicza to tylko my sama, bo chcemy spelniac oczekiwania spoleczne.
Mam 34 lata, mialam prace w Kancelarii Prawnej i dochody, pozwalajce na zycie od 1 do 1 i male wakacje raz w roku, ale bez perspektyw na wlasny kat, od 8 lat w zwiazku, ktory zaczal mnie bardzij przygniatac niz dodawac skrzydel. Rzucilam wszystko i wyjechalam. Pracuje w magazynie w Holandii i zbieram niezbedne srodki na przeprowadzke do wymarzonej Kanady, pozwolenie na prace juz jest 😀
Czy sie boje? Codziennie musze wychodzic ze swojej strefy komfortu niemal caly czas, ale widze w tym cel. Wiem ze spelniam w koncu swoje marzenia i wcale nie zaluje ze tak pozno. Teraz poprostu juz jestem na to gotowa
Mam niemal identyczną sytuację do Twojej, tyle że mam 36 lat i zostałam właśnie porzucona przez partnera po 14 latach związku. Też się zastanawiam, czy nie rzucić wszystkiego. Póki co widzę jeden wielki życiowy dramat…
A ja mam prawie 39 lat, 18 lat jebanego związku z facetem, który nigdy dotąd nie miał jaj się oświadczyć, za to pier#@oli ze juz”niedlugo” ileś już lat. Skończyłam studia techniczne, ale wybrałam pracę kierowcy,bo umowa o pracę, stabilność, duża firma więc spokojnie będę mogła być na maciezynskim nie martwiąc się o powrót, ale ta pipa ma w dupi@#e rodzinę, dzieci, mnie, moje zdrowie, że z każdym nie rokiem, a miesiącem będzie mi trudniej zajść w ciążę, donosić, konsekwencje zdrowotne… hu#j go to obchodzi. Jego rodzinę z resztą też. Zmarnowałam nie tylko lata, ale już całe życie. Nieraz chciałoby się zamknąć oczy i już nigdy się nie obudzić, ale żyją jeszcze rodzice, których nie mam serca zostawić.
Mam 42 lata…10 lat czekania, aż spełnią się obietnice, ze założymy rodzinę…ślub, dzieci…zwykle życie…teraz od partnera, który 2 lata temu odszedl(na 3 miesiące bo się zakochał ale jednak nie wyszło …), z którym myślałam, ze po tym przez co przeszliśmy będziemy nierozerwalnie słyszę, że on dzieci absolutnie nie, a zamiast slubu to interesuje go praca w jednostkach specjalnych…na drugim końcu kraju…zmarnowane ostanie lata, gdzie miałam szansę na prawdziwy dom, którego sama nie miałam
Taaaaaaaa…. Gadki w stylu „jak nie było dobrze przez 30 lat to nie martw się, będzie lepiej”……. NIE, nie będzie… Będzie coraz gorzej – zdrowie się sypie, spróbuj znaleźć nowych przyjaciół po 30tce lol, spróbuj znaleźć miłość po 30 lol itd…… Jasne pracę można zmienić, ale skoro przeciętny człowiek zmienia pracę co rok, dwa, to chyba jednak nie zwiastuje jednej zajebistej wymarzonej pracy….? Dzieci? Zanim kogoś poznasz, ślub, będzie min 35 lat lat, powodzenia z rodzeniem dzieci lol… A potem 40 i człowiek praktycznie jest martwy, zasypia po pracy, nie ma siły ani ochoty na nic, i co niby będzie robił, zwiedzał świat, uprawiał sport, zakładał rodzinę?….. Mając 43 lata obudziłam się z pustym życiem, niby codziennie robiłam to co należało, albo nauka, albo praca, dom… i co z tego jest? Mieszkanie w bloku? Auto? Wakacje? Zakupy w biedronce? Wyjście do kina czy teatru raz na rok? Gdzie to zajebiste życie i ta frajda?????