Główne menu

Związek na kilka miesięcy? Czy romantyczna miłość istnieje?

Czym jest miłość? Och, definicji jest pewnie tyle co ludzi na świecie, niemniej jest kilka bardzo powszechnych skojarzeń, a wśród nich na plan pierwszy wysuwa się miłość romantyczna. Romantyczna, czyli gwałtowna, przepełniona namiętnością, szaleństwem, bezwarunkowym oddaniem drugiej osobie. To właśnie ta miłość, która przenosi góry. Dla takiego uczucia warto uczynić wszystko.

Ale wyobrażenia sobie, a prawdziwe życie sobie. Czy romantyczna miłość w ogóle istnieje? A może to tylko mit, wpajany nam od dziecka? Ktoś spotkał się z nią na żywo, czy tylko widział na ckliwym filmie albo przeczytał w tomiku wierszy?

Czy kiedyś ludzie się kochali?

Związki przez bardzo długi czas zawierane były głównie z rozsądku, a nie z powodu wielkiego uczucia. Jasne, zdarzały się szczęśliwe pary skojarzone przez rodzinę, ale ich miłość była raczej „skutkiem ubocznym” niż celem samym w sobie. Prawdziwa miłość działa się zwykle na boku, była niespełniona, ukryta albo trwała chwilę, do momentu zderzenia z beznamiętną rzeczywistością.

Szalona miłość mogła ściągnąć na głowę mnóstwo kłopotów, zwłaszcza gdy wiązała się z łamaniem surowych zasad społecznego współżycia. To oczywiście nie znaczy, że ludzie nie zakochiwali się na zabój – bo zakochiwali. Po prostu patrzyło się na kwestię uczuć inaczej niż dzisiaj.

O kochankach połączonych gwałtownym, niesamowicie silnym uczuciem chętnie się za to czytało i słuchało, co może sugerować, że praktyczne podejście do życia we dwoje miało swoje plusy, ale jednak odzierało z czegoś ważnego. I nawet jeśli opowieści o romantycznej miłości przerywała tragiczna śmierć bądź też zakochana para kończyła w nędzy i niedoli, to wizja przeżycia czegoś tak głębokiego wydawała się bardzo kusząca.

Dziś jest podobnie. Można szydzić z Harlequinów i hollywoodzkich romantycznych komedii, jednak ogromna rzesza fanów tego typu twórczości nie wzięła się z powietrza. Historie o miłości, której żadna przeciwność losu nie jest straszna, działają na wyobraźnię i któż by nie chciał przeżyć takiego romansu stulecia. Chcemy związków partnerskich opartych na szacunku, przyjaźni i wzajemnym zrozumieniu, ale w marzeniach widzi się raczej perypetie szaleńczo zakochanych ludzi, którzy w swej drodze do spełnienia pokonują niewiarygodne przeszkody, udowadniając na każdym kroku, jak niesamowita jest łącząca ich więź.

romantyczna miłość

Może i jest, ale ja w to nie wierzę

Większość dorosłych, mimo pogłębiającego się z wiekiem cynizmu, wciąż wierzy w romantyczną miłość. Mówią, że to bajka dla dzieci, jednak podskórnie czekają na wielką miłość, pragną jej, chcą przeżyć ją na własnej skórze. Sądzą, że to istnieje, ale jednocześnie zwykle nie mają złudzeń co do swojego losu, zwłaszcza gdy są już na koncie uczuciowe niepowodzenia, a ból z nimi związany dobrze się pamięta.

Przykre doświadczenia pokazują, jak mocno zranić i rozczarować może osoba, która wydawała się całym światem. Jak jej piękne słowa i czyny podszyte były kłamstwem. Trudno się po tym otrząsnąć, a im boleśniejsze przeżycia, tym mniej wiary w czystość miłości. I zaczyna się myśleć, że to emocje dobre dla naiwniaków żyjących w świecie fantazji.

Na dłuższą metę sprawdzi się metoda przodków – trzeźwe spojrzenie i kwestie praktyczne. Nie że zupełnie bez żadnego ciepłego uczucia, ale bądźmy szczerzy, nie ma co żyć mrzonkami, a im szybciej człowiek zrozumie brutalność otaczającego go świata, tym lepiej dla zdrowia psychicznego. Bo romantyczna miłość zakłada udział dwóch osób. A ludzie… No cóż, ludzie są różni. W miłości trzeba tej drugiej połówce zaufać, a jej intencji nigdy nie da się do końca poznać, zaufanie może zostać nadużyte, oczekiwania się rozjeżdżają, wyobrażenia obu stron okazują się jednak być nieco inne.

Musi się dziać

Romantyczna miłość to bujanie w obłokach, a czy w dorosłym życiu można sobie na to pozwolić? Tyle że chłodna kalkulacja niekoniecznie okazuje się dobrą alternatywą – stabilną codzienność zakłóca bolesne przeświadczenie o własnym nie-życiu, bo co to za życie, w którym nie ma żadnego ognia? I sporo w tym winy kultury, i to nie tylko tej niskich lotów – miłość to bodaj najczęściej pojawiający się motyw w książkach, filmach, operach, spektaklach, piosenkach, serialach, poezji. Może nie być głównym tematem, ale gdzieś tam z boku jest. I najczęściej przedstawia się ją właśnie romantycznie. A będąc bardziej precyzyjnym – nierealnie, ponieważ cały ten romantyzm został podkręcony do stopnia nieosiągalnego dla większości śmiertelników.

Lecz przekaz jest na tyle sugestywny, że aż trudno wyobrazić sobie inną wersję miłości. To widocznie musi przebiegać według schematu: poznajemy się, uwodzimy, podły los chce nas rozdzielić, są kłopoty, ale koniec końców miłość zwycięża, następuje jakieś przełomowe wydarzenie potwierdzające, że jesteśmy sobie przeznaczeni na wieki wieków. Plus oczywiście, niezależnie od okoliczności, parę łączy wielka namiętność i stale, dosłownie na każdym kroku, między nimi iskrzy.

Karmieni takim przekazem ludzie autentycznie wierzą, że jeśli miłość jest prawdziwa, to po prostu jest. Nie mamy na nią wpływu, a uczucia rozwiążą każdy problem. Ułoży się. Będzie dobrze. Jeśli to szczera miłość, to nic jej nie zniszczy. Obraz głębokiej więzi między dwójką zakochanych osób został tak wypaczony, że normalny związek może uchodzić za nieudany – bo nie jest dość ekscytujący i trzeba się starać.

Ile razy można się pomylić?

Owo pragnienie wiecznej ekscytacji to prawdziwe przekleństwo mitu romantycznej miłości. Skoro mamy większą swobodę w doborze życiowych partnerów, i do tego więcej narzędzi służących do oceny kandydatów, to nie dziwi stała pogoń za miłosnym ideałem. Jesteśmy razem szczęśliwi, ale na kilku polach nie klika? O nie, szkoda czasu na półprodukty, szukamy dalej, szukamy kogoś, kto spełni oczekiwania w stu procentach, tak że aż ziemia zadrży, gdy wreszcie padniemy sobie w ramiona.

Czeka się na księcia z bajki, na perfekcyjną w każdym calu partnerkę, bo w opowieściach o miłości romantycznej ten ktoś, do kogo serce zabiło, nie ma słabych punktów – słabości tak czy siak przekuwane są na zaletę. Seryjni monogamiści też są czasem takimi właśnie niepoprawnymi marzycielami, co gonią za serią uniesień, wciąż wierząc, że tym razem to już na pewno TO.

Surowa selekcja partnerów zaprzecza w sumie idei wielkiej romantycznej miłości, która powinna być spontaniczna, niezapowiedziana, po prostu się zdarzyła, na przekór wszystkiemu i wszystkim. Tymczasem w procesie starannego szukania najbardziej odpowiednich kandydatów nic nie dzieje się samo, stawiane są bardzo konkretne oczekiwania i wystarczy lekki spadek temperatury, by uznać znajomość za porażkę.

Co dalej?

A może te oczekiwania są zbyt wygórowane? Jak można liczyć na to, że miłości codziennie towarzyszyć będzie dzika pasja, a kochankowie każdego wieczora spalą się z namiętności? Romantyczna miłość została jednak tak wyidealizowana, że nie sposób ludziom, z ich ułomnościami, wpisać się w standardy promowane przez kulturę.

A to, co zazwyczaj nazywamy miłością romantyczną, jest po prostu pierwszą fazą zakochania. Fazą bardzo „chemiczną”, podczas której jesteśmy troszkę „nienormalni” – myślimy niemal wyłącznie o ukochanej osobie, brakuje nam krytycznego spojrzenia, za to chęci do popełniania wariackich uczynków jest w nadmiarze. I to nic złego, kłopoty zaczynają się dopiero wtedy, gdy intensywne doznania z pierwszych miesięcy bierze się za obraz całej miłości.

Płomienne uczucia mają bowiem to do siebie, że wygasają. I muszą wygasnąć, w przeciwnym razie człowiek by chyba zwariował. Ale wizja romantycznej miłości zdaje się mieć głęboko w nosie wszelkie praktyczne zagadnienia i nakazuje kochankom stale podkręcać tempo, wystawiać się na próby, dostarczać wrażeń, nieustannie zaskakiwać. Och, podczas niedzielnego spaceru on nie wszedł jak Tolibowski do wody po nenufary? To skandal! Czy przed nami w ogóle jest jeszcze jakaś przyszłość?

Romantyzm jest tymczasowy?

Bardzo wiele związkowych kryzysów dałoby się przezwyciężyć, gdyby nie wiara w potęgę romantycznej miłości – ona wprawdzie istnieje, ale bynajmniej nie jest gwarantem udanego związku. Kiedy płomienne uczucia wygasają, to wcale nie musi być koniec, to tylko przejście do kolejnego etapu.

Tęsknota za romantyczną miłością często to psuje, ponieważ „prawdziwość” uczucia stoi w sprzeczności z pytaniami o zaradność, pozycję, osiągnięcia, życiowe cele – to wyrachowanie, a wyrachowanie na pewno nie jest romantyczne. Tyle że to wyrachowanie nie zawsze jest jednoznacznie złe, bo jest jeszcze coś takiego jak proza życia, a wbrew temu, co obiecuje romantyczność, nie wystarczy się kochać, żeby wszystko się ułożyło.

To paradoks, ponieważ na dłuższą metę od związku oczekujemy raczej stałości i bezpieczeństwa, ale wdrukowane pojęcie miłości zaburza postrzeganie rzeczywistości – jesteśmy źli, że dzieje się tak, jak teoretycznie powinno. Ciężko zaakceptować, że dobry związek kłóci się z inną potrzebą: przygody, tajemnicy i ekscytacji. Bo jak niby te sprzeczności pogodzić?

Miłość wcale nie przychodzi sama

Romantyczna miłość niejako nakazuje poddać się namiętności – nie ma sensu z tym walczyć, te uczucia są poza kontrolą, możesz tylko kochać. Pełne pasji miłosne uniesienia silnie wpływają na codzienne sprawy, ale z czasem wraca się do normalności, czyli do stanu, w którym rozum też ma sporo do powiedzenia.

I wtedy zaczyna się budować poważny związek – ludzie przywiązują się do siebie, zaprzyjaźniają, mają coraz więcej wspólnych spraw i interesów. Więź między dwójką ludzi umacnia się, ale i znacząco zmienia, co niestety dla wielu romantyków jest strasznie rozczarowujące. Nierzadko wydaje im się, że oto miłość wygasła, podczas gdy ona weszła na wyższy level i pod wieloma względami jest wręcz wartościowsza od dzikiej namiętności.

Nie każdy jednak umie to docenić, bo tak kurczowo trzyma się mitu o miłości romantycznej, która przedstawiana jest jako „nieśmiertelna”, podczas gdy w rzeczywistości trwa ona krótko, a większość czasu – gdy mowa o długoletnich związkach – zajmuje właśnie to spokojne uczucie, bazujące na opiece, trosce i trwałości.

Oczywiście, to prawda, że bez szczypty niepewności, zaskoczenia i niebezpieczeństwa będzie trudno o satysfakcjonującą bliskość z partnerem, i właśnie w tej materii mit romantycznej miłości chyba najbardziej zawodzi – pomija zupełnie fakt, że do podtrzymania uczucia potrzebna jest praca. Za prawdziwą uznaje się miłość, która porywa kochanków i reszta sama się dzieje, a jeśli muszą oni coś robić, naginać się, szukać kompromisów, to najwyraźniej nie jest to wcale tak autentyczne, głębokie uczucie. Romantyzm to walka ze światem, z nieprzychylnym otoczeniem, lecz zakochani zawsze się odnajdą, bo tak ma być, są dla siebie stworzeni. Sęk w tym, że prawdziwe życie zaczyna się tam, gdzie kończy się bajka, może więc zamiast gonić bez przerwy za uniesieniami warto docenić tę nudną, ale dobrą miłość dnia codziennego?

    2 komentarze

  • Królowa Karo

    Mam za sobą jedną taką miłość. Jestem wdzięczna, że ją przeżyłam, bo wiem, że nie każdemu jest dana. Ale była też niszcząca i wypalająca od środka. Nie wiem czy miałaby więc rację bytu w codzienności.

  • Ultra

    Ta romantyczna miłość istnieje zwykle na papierze i w wyobraźni. Romantycy ją rozsławili, ale sami porzucali żony, mieli kochanki, zresztą nie kryli się z tym, więc współczuć należy tym bliskim, którzy znosić musieli kaprysy swych władców.
    Serdeczności zasyłam

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>