Żyjesz, trwasz czy wegetujesz? O tym, jak zmieniamy się wraz z wiekiem
Dojrzewanie to dość bolesny proces. Czasami boli tak bardzo, że niemal zupełnie zabija radość z życia. Wystarczy rozejrzeć się dookoła, a tam mnóstwo ludzi smutnych, szarych i zmęczonych, którzy nie tyle żyją, ile trwają. A czasami po prostu wegetują. Jak gdyby każdy kolejny rok na Ziemi wysysał z nich siły witalne. Patrząc na skalę tego zjawiska, myśli się z przerażeniem – czy od tego w ogóle da się uciec?
Czy jednak ta ucieczka naprawdę jest konieczna? Jakoś tak intuicyjnie się zakłada, że co związane z młodością, to na pewno dużo lepsze. Bo dojrzewanie to ważny proces, ale też okrada z czegoś bardzo cennego, z tej młodzieńczej energii, ciekawości świata, niezliczonych pomysłów i odwagi, by zamieniać świat w lepsze miejsce. Tylko czy bycie wiecznie młodym to wyłącznie same plusy?
Nie chcę przejść na drugą stronę
Nigdy, przenigdy nie będę jak moi rodzice. Nie porzucę swoich ideałów, nie dam się zamknąć w korpo-świecie, nie będę pajacować z porządkami przed Bożym Narodzeniem, nikt mnie nie zmusi do noszenia szarych garsonek i pieczenia babeczek. Mowy nie ma, by mnie przytrafiło się coś podobnego, moje życie będzie bardziej kolorowe, mniej przewidywalne. Nie zamierzam być trybikiem w tej nudnej, dorosłej machinie.
Brzmi znajomo? Większość młodych ludzi tak właśnie widzi swoją przyszłość, jako totalne przeciwieństwo życia rodziców i reszty zwapniałych staruszków. Śmiałych planów nie brakuje, lecz im dalej w las, tym wyraźniej widać, że to, czego za wszelką cenę chciało się uniknąć, staje się powoli codziennością. Tylko nielicznym udaje się zupełnie zerwać z powszechnym schematem. Większość podąża utartym szlakiem, gubiąc po drodze młodzieńczy entuzjazm i zapominając o zwariowanych pomysłach.
Mówią na to ‘dorosłość’. Słowo, które za młodu kryło w sobie słodką obietnicę, teraz bardziej kojarzy się z utratą złudzeń, zgorzknieniem, nużącą rutyną. Odpycha się myśli o niezrealizowanych marzeniach, bo to tylko potęguje poczucie porażki. Można jednak zauważyć, że masa ludzi sama się nakręca w takim negatywnym myśleniu, idealizując piękne, dawne czasy. Bo dlaczego tych pragnień nie spełniało się za młodu? Skoro chęci były… Najczęściej po prostu nie było możliwości. I teraz pytanie – czy poszło się na łatwiznę i zdradziło ideały, czy może z wiekiem się zrozumiało, że spełnienie marzenia wymaga czegoś więcej niż silnej, szczerej chęci?
Trochę się też dorosłość demonizuje, wyciągając z niej te mniej ładne kawałki rzeczywistości. Pewnie, że w tramwaju o godzinie 17-tej widzi się głównie zmęczone, przygnębione twarze, no ale czego można się spodziewać po kilku godzinach ciężkiej pracy? Ci sami ludzie na sobotnim grillu mogą się bawić lepiej niż ich nastoletnie dzieci. Bo młodzi też nie zawsze tryskają optymizmem. Mają swoje zmartwienia, bywają zmęczeni, rozdrażnieni, oklapnięci, bez polotu.
Szarości są potrzebne
Zgasnąć można w każdym wieku. Mentalna starość wynika zwykle ze stylu życia, a konkretniej – z braku zainteresowań. To zaś bardziej kwestia charakteru niż roku urodzenia. Fakt, młody organizm jest silniejszy i roznoszą go hormony, jednak nie zawsze udaje się to przełożyć na coś produktywnego. Są ludzie, którzy mogliby wiele, ale zwyczajnie się im nie chce, praca czy szkoła to tylko wymówki. I bywa, że to właśnie w późniejszym wieku znajduje się w sobie zapał do działania, podczas gdy za młodu myślało się przede wszystkim o spaniu, siedzeniu przed kompem i chodzeniu na imprezy suto zakrapiane alkoholem.
Pasjonujące życie wymaga bowiem nie tylko chęci, ale i wysiłku, wyjścia przed szereg, no i określonych środków. Młodym jest trochę łatwiej, bo często spełniają oni swoje marzenia na koszt rodziców, a kiedy przechodzi się na swoje, to nagle pojawiają się przeszkody. Ogólnie rzecz biorąc, ludzie szybciej starzeją się tam, gdzie żyje się ciężko. W kraju na dorobku, takim jak Polska, rzeczywistość bywa zbyt przytłaczająca, by dało się być wiecznie młodym i energicznym – łatwo zostać prężną 40-latką, gdy nie toczy się walki o przetrwanie od pierwszego do pierwszego, tylko ma się czas i pieniądze na zajęcia z malowania i latanie na paralotni.
Oczywiście, nikt nie każe zachodzić w ciążę i pakować się w kredyt na 30 lat, każdy jest kowalem swojego losu. Ale co by było, gdyby wszyscy mieli takie podejście? Fajnie się żyje pod prąd, w zgodzie z młodym duchem, zapomina się jednak przy tym, że wygodnie urządzony świat to w niemałym stopniu zasługa takich właśnie szarych ludzi, którzy sprzątają ulice, wywożą śmieci, pieką bułeczki, składają smartfony i szyją ubrania. Strach pomyśleć co by było, gdyby nie dorośli oni w porę.
Kto zapłaci rachunki?
Młodość ma to do siebie, że człowiek dopiero się uczy odpowiedzialności. Jeśli nie dopadła w dzieciństwie straszna tragedia, jak śmierć rodziców czy poważna choroba, przejście na własny rachunek weryfikuje wiele młodzieńczych poglądów. Samodzielność uczy innego podejścia do pieniędzy, zarządzania czasem, ustalania priorytetów. Bo jasne, kto w wieku 25 lat odkłada na pralkę, lepiej kasę wydać na podróże, to więcej wniesie do życia, rozwinie, zapewni piękne wspomnienia. Tyle że gdy się z tej podróży wróci, to chciałoby się swoje brudne ciuchy wyprać, a nie zawsze jest pralnia pod ręką, to co wtedy, do rodziców wieźć, sąsiadom podrzucić, wywalić do śmieci i kupić nowe?
Młodzieńcza wizja świata jest zazwyczaj mało skomplikowana i nastawiona na przyjemności. A przyjemności kosztują. Ludzie wolni duchem wcale aż tak wolni nie są, też potrzebują jeść, pić, wyspać się, iść do lekarza, skorzystać z elektryczności. Bezkompromisowość wymaga pewnych wyrzeczeń. Zmartwienia są inne, ale są. Niekiedy do tego stopnia dają w kość, że zaczyna się tęsknić za nudą, przewidywalnością, szarym kombi i kardiganem w warkoczowe sploty.
Pomyśl o innych
Kolejna pułapka to dopatrywanie się w zmianach samych negatywów. Bardzo często słowa ‘nic się nie zmieniłaś’ postrzega się jako komplement. Może gdy mowa o wyglądzie, to rzeczywiście miło coś takiego usłyszeć, ale czy brak jakichkolwiek zmian w osobowości naprawdę jest czymś godnym pochwały? Zachowanie młodego ducha nie wymaga bycia dokładnie taką samą osobą co 15 czy 30 lat temu. To, tak po prawdzie, rzadko kiedy jest zaletą, ponieważ oznacza najczęściej zastój. Brutalnie mówiąc, zatrzymujesz się w rozwoju, nie uczysz się na swoich błędach, nie poszerzasz horyzontów, boisz się nowości.
To się sprawdza, gdy się żyje w pojedynkę albo z kimś wyznającym identyczne zasady. Wieczny chłopiec, wieczna dziewczynka – takie osoby mogą się wydawać urocze, ale tylko z daleka, na chwilę, raczej nie na wspólne życie. To przeważnie ludzie, którzy oczekują, że druga strona zaakceptuje ich bezwarunkowo, którzy gardzą obowiązkami, bo to ogranicza, a oni ograniczeń nie uznają. Wspólne życie z takimi ‘młodzieniaszkami’ dalekie jest od sielanki, gdyż tu wcale nie chodzi o świeżość umysłu, a jedynie o ucieczkę od odpowiedzialności.
Zachowywanie się stosownie do wieku może brzmieć przerażająco, lecz w pewnym sensie takie postępowanie oznacza po prostu lepsze przystosowanie do życia i naukę szacunku do drugiego człowieka. Największe zmiany wprowadzają oczywiście dzieci. To z ich powodu przechodzi się na bardziej osiadły tryb życia. Młodzi często krytykują wapniaków, nie dostrzegając tego, że oni wapnieją właśnie dla nich. Że to chęć stworzenia dzieciom jak najlepszych warunków zmusza do pewnych ustępstw, zmiany poglądów, wyciszenia emocji. Przez rodzinne obowiązki rezygnuje się z wielu śmiałych planów, bo na dzieci trzeba zarobić, odłożyć trochę grosza na ich przyszłość. Nie ma tu miejsca na długie, beztroskie wypady i odsypianie sobotniego melanżu przez pół niedzieli.
Dzieci mogą iść w parze z pasjonującym życiorysem, niemniej należy przez wzgląd na nie wprowadzić pewne poprawki, co wymaga dojrzałości. Rodzic daje przykład i otacza opieką, dlatego niekoniecznie mądrym rozwiązaniem jest jechanie po bandzie jak za młodu, wskazane jest raczej bycie prawdziwym dorosłym, a nie mentalnym nastolatkiem w ciele człowieka w średnim wieku. Nie mówiąc już o tym, że bez niektórych wapniackich zachowań ciężko sobie wyobrazić normalny, przytulny dom – matka gdera, żeby buty wycierać i nie obrzucać się przy stole dżemem, no ale gdyby miała ona takie luzackie podejście jak dzieci, dom szybko zacząłby wyglądać jak chlew, a na obiad byłyby tylko chipsy.
Do odważnych świat należy?
Tu właśnie jest istota problemu. Gdzie dokładnie przebiega granica pomiędzy apetytem na życie a śmiesznością i brakiem dojrzałości? Często zresztą wykazujemy się w tym względzie hipokryzją, bo skapciała pani po 40-tce budzi litość albo zniesmaczenie, jednak zaraz potem krytykuje się jej rówieśniczkę za to, że do pracy jeździ szpanerskim motocyklem, ubrana w czerwoną skórzaną kurtkę.
Innymi słowy, ciężko znaleźć balans, tak by uchodzić za człowieka interesującego, ale nie lekkoducha. Nie być irytującym, dużym dzieckiem, a jedynie zachować w sobie cząstkę młodzieńczej niepokorności. Choć znowu, to wrażenia bardzo subiektywne, bo na jakiej podstawie można stwierdzić, że ktoś zafarbował włosy na różowo, bo na siłę chce się odmłodzić, a kto rzeczywiście ma taki styl?
Wszystko rozbija się o przyzwolenie na mniej standardowe wybory życiowe, z czym jeszcze jest spory kłopot. To również mocno wiąże się z tradycją, stanem zamożności społeczeństwa, jego mentalnością – przykładowo, w Polsce wciąż krzywo patrzy się na osoby grubo po 30-tce, które nie kupiły jeszcze mieszkania, tylko je wynajmują. Więc czasem sami podcinamy sobie skrzydła.
Ale poza takim lękiem przed nieszablonowym zachowaniem jest też zdrowy rozsądek. Odejście od niektórych pomysłów to nie tyle starzenie się i brak odwagi, ile większa świadomość możliwych konsekwencji. Ciężko iść na pełen żywioł, bo myśli się o jutrze, co chyba nie jest w sumie aż takie złe.
Hola, hola, zwolnij trochę!
Młodzi ludzie, można powiedzieć, jako grupa są bardziej ideowi, podczas gdy z wiekiem rozwija się w człowieku praktyczność. Młodzi mają większą skłonność do radykalizacji, pewnych rzeczy nie są jeszcze świadomi. Trudniej im dostrzec okoliczności łagodzące, miewają bardziej kategoryczne sądy, świat często widzą tylko w czerni i bieli, bez żadnych pośrednich tonów. Zwykle gorzej im idzie z wybaczeniem i wyrozumiałością, za to łatwo im znaleźć prostą receptę na wszystko i dziwić się, że starzy bez przerwy niepotrzebnie coś komplikują. Czasami mają w tym rację, ale czasami po prostu nie dostrzegają dziesiątek przeróżnych zależności, których nie da się zignorować i nawet nie powinno.
Młodzi są z reguły mniej zachowawczy, lubią brawurę i łamanie barier. To też się przydaje, ale gdy myśli się wyłącznie rewolucyjnie, otrzymuje się chaos zamiast postępu – nie sztuka obalić rząd, sztuką jest wprowadzić coś mądrego w zamian. A do tego przydaje się nieco dojrzalszy, bardziej okrzepły rozum. Szczypta asekuracji jest niezbędna, ta umiejętność chłodnego oszacowania ryzyka, bez podejścia na zasadzie ‘jakoś to będzie, raz się żyje’. Zwłaszcza gdy w grę wchodzą inni ludzie oraz ich zasoby.
Liczba nie jest bez znaczenia
I wreszcie, jest też po prostu biologia. Mówi się, że wiek to tylko liczba, jednak w wielu kwestiach upływu czasu naprawdę nie da się przeskoczyć. Przestaje się robić pewne rzeczy nie dlatego, że nie wypada, ale zwyczajnie nie ma się już na to siły i ochoty. Ciało nie nadąża, nie da się nie spać przez kilka nocy z rzędu, jechać tygodniami na kanapkach z Maca i nocować przez miesiąc u znajomych na podłodze w kawalerce pięć metrów na pięć. Nie ten kręgosłup, nie ten żołądek, nie ta głowa. Jasne, że można być aktywnym na emeryturze, lecz mimo wszystko, wygląda to inaczej. Ilu sędziwych sportowców trafia na olimpijskie podium? No właśnie.
Zmiany nawyków i wyrastanie z młodzieńczych ideałów mamy po prostu w naturze. W naszej osobowości zachodzą przez cały czas zmiany, których na co dzień się nie zauważa, lecz ta sama osoba w wieku 18 i 70 lat to tak naprawdę dwa różne charaktery. Dlatego bycie wiecznie młodym nierzadko jest działaniem wbrew sobie, w tym sensie, że nie pozwala się toczyć życiu swoim trybem, tylko na siłę próbuje się zatrzymać czas, żeby przypadkiem nie rozpocząć procesu zramolenia. To częsty problem – naturalna zmiana podejścia do życia staje się dramatem. A kiedy się ciągle słyszy, że starość to równia pochyła i coś okropnego, entuzjazm siada. Jak gdyby życie w zgodzie z dorosłym sobą oznaczało porażkę.
Dorosłym zachowaniom nadaje się z góry pejoratywne znaczenie, że o rany, jakie to staroświeckie, zacofane i głupie. Jak można odczuwać radość z równo skoszonego trawnika? Jak można lubić krochmalenie obrusów i robienie weków? Co się z nią stało, dawniej była taka szalona i przebojowa, a teraz kupuje maszynę do szycia! Niektórym w głowie się nie mieści, że dobrowolnie można chcieć zostać mistrzynią przetworów, a wyjazd na mazurską działkę daje więcej radości niż dyskoteka na Ibizie.
5 komentarzy
Czasem to otoczenie – głównie rodzina, trochę nas do tego by iść ich smutną drogą zmusza. Urządzać święta, imieniny dla rodziny, dokładnie wysprzątać mieszkanie, czy ustatkować się, rodzić dzieci, kupić mieszkanie na 30letni kredyt. Przyznaję, że są w moim życiu rzeczy, które chetnie przyjęłam „z dorosłości”, bo mi po prostu odpowiadają, a inne (jak np. te wcześniej wymienione) doprowadzają mnie do szewskiej pasji. Na wszystko przychodzi czas i czasem zbyt wcześnie ludzie biorą na siebie „stare” zachowania, zapominając o tym, że przecież można żyć inaczej. Nawet jeśli nie wszyscy to akceptuja.
Natomiast nie zgadzam się z akapitem o płaceniu rachunków. Bo co prawda, każdy z nas ma te same potrzeby, ale jedni potrafią z tych wygód zrezygnować na rzecz spełniania marzeń, a inni wolą żyć bezpiecznie. To jest każdego wybór. Jedzenie, picie i dach nad głową to ludzkie potrzeby i nie ma to nic wspólnego z wolnością lub jej brakiem. Ja osobiście odkładam na spełnianie podróżniczych marzeń, kosztem tego, że nie mam najnowszej pralki, wielkiego telewizora, czy pięknego dywanu. Bo dla mnie te priorytety są po prostu inne i zupełnie nie uważam, żebym była w tym mniej odpowiedzialna.
Cały czas liczę na to, że po 30 odezwie się we mnie druga natura i w końcu zaczę w życiu szaleć. 🙂
Po prostu uważam, że przede wszystkim każdy powinien żyć, tak jak uważa, że jest dla niego najlepiej i nie zwracać uwagi na to co inni powiedzą. Dla jednych schematy są ok, dla innych nie. Mi nie przeszkadza szalona 40, tak jak i ułożona 20. Wiek to tylko wiek, a do czasu aż będzie się miało siły, warto z życia korzystać. Na swój sposób.
Tak, masz rację. Każdy powinien żyć tak, jak uważa, jak czuje…Nie zmuszać się, nie stresować nadmiernie „zaleceniami”, tym co wypada. Coraz więcej jednak osób sama nie wie…jak żyć, bo nie wiedzą, czego tak naprawdę chcą
Świetny wpis! Przeczytałam z prawdziwą przyjemnością, bo mocno wpisuje się w moje ostatnie przemyślenia. Mam wielu znajomych, wśród których takie właśnie naturalne „osadzanie się” jest postrzegane jako coś negatywnego. W modzie są podróże, częste zmiany, głód nowych wrażeń. A ja z kolei właśnie przechodzę w etap „będę mistrzynią przetworów”, w etap „moja idealna waga teraz to jakieś 5 kg więcej niż 10 lat temu” i bardzo mi z tym dobrze. Myślę, że akceptując te naturalne zmiany żyje się po prostu łatwiej. 🙂
Za czasów mojej młodości byłam odpowiedzialna, miałam oszczędności. Teraz jestem po 30 i wyrzuciłam do kosza całą tą odpowiedzialność. Po wypadku w 2015 roku – po którym moją twarz zdobi blizna przewartościowałam moje życie. Zaczęłam podróżować i to sama jak na singielkę przystało, spędzam 6 godzin na kursie tańca. I znajduje jeszcze czas na to zeby chodzić do pracy. Moja matka nie potrafiła zrozumieć zmiany jaka we mnie zaszła, aż do zeszłego roku, kiedy to w wypadku złamała kręgosłup. Wtedy zrozumiała dlaczego wolę się cieszyć życiem niż ciągle zamartwiać. I jeszcze jedno nie dajcie sobie wmówić że wasze zachowanie jest złe, czy niestosowne. Możecie żyć tak jak czujecie. Możecie łamać schematy lub żyć zgodnie z nimi, ale nikt nie ma prawa Wam mówić że coś powinniście czy ze coś musicie, jedynie że coś możecie. Skończmy z ocenianiem innych, zaakceptujmy ich wybory, a dzięki temu wszyscy będziemy szczęśliwsi…
Katarzyno, dziękuję Ci za ten komentarz. Mam nadzieję, że wiele osób zainspiruje, żeby naprawdę żyć! Pozdrawiam i wszystkiego dobrego!